Hydroverse znajdowało się na jego liście atrakcji, które chciał zobaczyć, skoro przybyli już do Senkawy, lecz Bashar postawił przy tym miejscu znak zapytania, nie będąc pewnym, czy taka ilość wiedzy, zwiedzania i spokojnych atrakcji nie sprawi, że bycie z Raounem stanie się nie do wytrzymania. On sam lubił dowiedzieć się czegoś ciekawego, a na przestrzeni ostatnich lat muzea zmieniły się niemal nie do poznania. Z labiryntu cichych korytarzy, gdzie w karnych rządkach stały kolejne eksponaty z plakietkami, prowadzących do coraz to nowych sal pełnych równie milczących i statycznych dzieł, muzea stały się na dobrą sprawę interaktywnymi placami zabaw, gdzie zarówno dzieci, jak i dorośli, mogli znaleźć coś dla siebie. Bashar zastanawiał się, na ile duże, bezcielesne dziecko w postaci Raouna znajdzie coś dla siebie, ale skoro sam zaproponował owo Hydroverse, demon przynajmniej będzie mógł mu w razie czego przypomnieć, że przyjście tam to był jego pomysł.
Z daleka budynek wyglądał bardziej niczym jakieś nowoczesne centrum konferencyjne, z tymi wszystkimi geometryczno-organicznymi liniami, z ostrymi krawędziami szkła gładko łączonymi z ciepłą barwą bambusa, i całością wkomponowaną jeszcze w otaczającą przybytek głęboką zieleń. Senkawańskim obyczajem, dach budynku stanowił bujny ogród, a przewodnik po Hydroverse zapraszał do skorzystania z bogatej oferty umieszczonej tam kawiarni, jeśli nogi odmówią posłuszeństwa po całym dniu spędzonym na zwiedzaniu. Bo niby średni czas spędzony w Hydroverse to były jakieś cztery godziny, lecz im dłużej Bashar wczytywał się w mnogość opisów wystaw i elementów, tym bardziej skłonny był twierdzić, że na pewno spędzą tam z Raounem więcej czasu. Na szczęście gdzieś w trzewiach Hydroverse znajdowała się również restauracja, więc skoro było jedzenie, to powinni sobie poradzić.
Początkowe sale pozwoliły im przejść przez fizykochemiczne właściwości wody i z bliska zobaczyć symulację tego, jak formuje się ona z pierwiastków. Półmrok wypełniający głęboki błękit sali sprawiał, że miało się wrażenie przebywania w jakimś pradawnym miejscu poza czasem, gdy żaden z odłamków jeszcze nie istniał, a świat wypełniały jedynie samotnie podróżujące strzępki materii, zbyt odległe od siebie, by stworzyć coś bardziej skomplikowanego ponad pojedynczy pierścień atomów węgla. Od atomów wystawa szybko przeszła do cząsteczek i tego, jak ważne są wiązania wodorowe tworzone przez molekuły wody, Bashar zaś wrócił myślami do zajęć z biochemii i podstaw farmacji, przez które przechodził w swej karierze dwukrotnie. Musiał przyznać, że różnice programowe między obydwoma kursami stanowiły głęboką przepaść, choć na skali życia demona nie były one od siebie aż tak odległe w czasie. Magia i technologia przyspieszały ostatnimi czasy.
— Ty patrz, mają więcej, niż jedną formę lodu — powiedział Raoun, błądząc w swej niematerialnej formie po sali wystawowej i przyglądając się z zaciekawieniem jakiejś makiecie. Bashar podszedł bliżej.
Diagram fazowy wody, tym razem uwzględniający trudne do osiągnięcia codziennymi metodami wartości ciśnienia i temperatury, przedstawiał odmiennie zbudowane wewnątrz fazy lodu. Kawałek dalej interaktywna plansza tłumaczyła, dlaczego lód ze zwykłej, domowej kostkarki jest mętny w środku, a ten z drogiej restauracji idealnie przezroczysty.
— Jak myślisz, co by się stało, jakby wrzucić taką inną fazę lodu do soku?
Bashar zmierzył wzrokiem osie temperatury i ciśnienia, przy jakich owe inne fazy istniały.
— W większości przypadków stawiałbym na eksplozję.
Przeszli kawałek dalej, mijając stół, przy którym grupa dzieciaków w wieku na oko przedszkolnym męczyła się z jakimś trudnym zadaniem. Bashar przystanął, zerknął na ich poczynania. Modele cząsteczek wody, z magnesami w odpowiednich miejscach, mających za zadanie symulować powstawanie wiązań wodorowych, miały stanowić klocki do budowy poszczególnych form lodu, lecz zadanie okazało się nietrywialne nie tylko dla dzieciaków, ale i dla wezwanych na pomoc rodziców.
Od właściwości fizykochemicznych Hydroverse przeszło do prezentowania obiegu wody w przyrodzie. Raoun opętał jakiegoś mężczyznę, wsadził rękę w prezentację tego, jak formują się chmury. Półprzejrzysta mgła osiadła na dłoni, zamoczyła rękaw, Raoun przekrzywił głowę, potarł palce. Lecz zaraz jego uwaga skupiła się na czymś innym – opuścił mężczyznę, przeszedł kawałek, dopadł do jakiejś konsoli.
— Tu jest jakaś gra — powiedział, obracając się w stronę Bashara. — I wygląda całkiem nieźle.
Demon powolnym krokiem podszedł, obejrzał stanowisko, a przynajmniej obejrzał je na tyle, na ile pozwalała mu całkiem spora grupka osób otaczająca siedzisko i ekran, czekająca na swoją kolej.
Jak na razie miejsce zajmował jakiś nastolatek, dzierżąc w dłoniach pad, w skupieniu próbując poradzić sobie z zadaniem postawionym przed nim przez grę. Bashar stanął na palcach, spróbował odczytać plakietkę.
Wciel się w rolę boga i spróbuj uformować teren tak, by plemię, którym się opiekujesz, było w stanie przetrwać. Twoje boskie moce pozwalają ci manipulować piaskiem, wodą oraz lawą. Piasek staje się w końcu żyzną glebą, woda powoduje erozję terenu, zaś lawa podpala roślinność, lecz zmienia się w skałę w kontakcie z wodą. (*)
— Nie moja dziedzina, ale na pewno poradziłbym sobie lepiej, niż ten gość.
Raoun pojawił się koło niego znikąd i stanął, skrzyżowawszy ręce na piersi, krzywiąc lekko usta. Obserwował, jak manipulacja lawą doprowadziła do szybko rozprzestrzeniającego się pożaru.
— Nie mogę na to patrzeć — burknął w końcu i ruszył w stronę nastolatka.
Zmiana była niemal niezauważalna. Młodzieniec pochylił się mocniej na fotelu, pewniej złapał pada, ekran przemknął, przewinięty szybko do pobliskiej rzeki. Trochę manipulacji piaskiem, trochę wykorzenionych palm, woda popłynęła nowym korytem, gładko oddzielając spanikowanych ludzi od nadciągającego w ich kierunku jęzora lawy. Głęboka czerwień wpadła w koryto, ozwał się głośny syk, w miejscu płomieni wykwitła twarda skała.
— No i tak to się robi! — powiedział z dumą, odchylając się na fotelu, nim czerwone ostrzeżenie pojawiło się na ekranie gry. Składało się na dwa senkawańskie ideogramy: „port” oraz „fala”. Raoun zmarszczył brwi. — Co, tsunami idzie?!
Ponownie skupił się na rozgrywce, kolega nastolatka klepnął go w bark, coś tam zażartował, bożek odpowiedział mu cokolwiek. Bashar stał jeszcze przez pewien czas, obserwując poczynania Raouna i doszedł do wniosku, że w sumie to ktokolwiek miał pomysł na tego typu grę, wstrzelił się idealnie w założenia Hydroverse. Demon w końcu znudził się bierną obserwacją, przeszedł się po reszcie sali, przeczytał plakietki. Już miał wracać do nastolatka, gdy dostrzegł, że ten właśnie opuszcza salę, rozmawiając o czymś z towarzyszącym mu kolegą, a w jego kroku brakuje tej charakterystycznej pewności siebie właściwej komuś zupełnie innemu. Bashar się rozejrzał.
— Tu jestem — Raoun odezwał się za jego plecami. — Fajna gierka, szkoda, że to tylko demo. „Pełną wersję mogą państwo zakupić w naszym sklepiku muzealnym” — dodał, imitując uprzejmie brzmiący głos, idealny do tego typu komunikatów.
— Jakoś muszą zachęcić ludzi, by zostawili tu więcej pieniędzy. I sprawić, by przy stanowisku nie tworzyła się aż tak duża kolejka.
— A ty? — Raoun minął go, popatrzył na jakąś kolejną interaktywną planszę. — Nie chciałbyś spróbować swoich sił?
— Może — odparł demon, wracając wzrokiem do ekranu. Na fotelu zasiadała teraz jakaś dziewczynka. — Ale może nie dzisiaj.
Ruszyli ku kolejnej sali.
— Wiesz co, jakoś trudno mi sobie ciebie wyobrazić grającego w gry.
Demon uniósł brew.
— Dlaczego?
— Za poważny na to jesteś. — Raoun wsunął ręce do niematerialnych kieszeni. — W ogóle – w jakie gry najchętniej grasz?
— W takie, które mi się podobają.
Bóg Spirytyzmu wywrócił oczami.
— Bardzo konkretna odpowiedź. Nie wiem, wolisz strzelanki? Strategie? Może jakieś stare gry…? — Zmrużył oczy, wpatrzył się w Bashara. — Lubisz tetrisa?
— Lubię te gry, które po prostu mają w sobie to coś i przyciągną moje zainteresowanie — odpowiedział mu oszczędnie, korzystając z szumu wody wydobywającego się z jakiegoś eksponatu oraz śmiechów dokazujących wokół niego dzieci.
Jeszcze parę sal i nawet Bashar poczuł, że to już trochę dużo. Jakby czytając w jego myślach, ktokolwiek zaprojektował Hydroverse, postanowił w środku wycieczki umieścić salę, w której dało się odpocząć i posilić. Dania może nie były wyszukane, przypominały raczej to, co w Senkawie można było dostać w pracowniczej kantynie, niemniej jednak jakiś ciepły posiłek zdecydowanie przydałby się zwiedzającym.
— Ciekawe, co będzie w następnej części, skoro ogarnęliśmy już chyba wszystko o wodzie, a to dopiero połowa — odezwał się siedzący naprzeciwko Bashara mężczyzna.
— Teraz czekają nas ponoć wszystkie te płaszczyzny, na których śmiertelnicy korzystają z dobrodziejstw wody.
— Statki, elektrownie i co tam jeszcze?
— Na to wygląda.
Raoun zamiótł pałeczkami potężną porcję makaronu.
— Ciekawe, czy będzie jakiś statek do pilotowania. Albo tama do zaprojektowania.
— Zjemy i się dowiemy — odparł Bashar.
Zjedli i poszli się dowiedzieć.
Druga połowa Hydroverse faktycznie była skupiona na bardziej technicznych rzeczach, od prostego shishi-odoshi, nadającego charakterystycznej melodii senkawańskich ogrodów, przez pierwsze śruby, swym obrotem transportujące wodę wbrew grawitacji, aż po skomplikowane machiny transformujące energię falującego oceanu w coś, czego mogli używać ludzie.
Mechaniczne elementy sprawiły, że ta część mogła być bardziej angażująca i Raoun z Basharem musieli nieco częściej wymijać grupki osób skupionych przy jakimś bardziej interaktywnym stanowisku, próbujące prowadzić statek tak, by oparł się falom, albo z zainteresowaniem badające skutki powodzi, gdy na rzece nikt nie zbudował żadnej tamy. Potem był jakiś moduł, w którym można było się poczuć jak we wnętrzu łodzi podwodnej – miał ostrzeżenie, że można się w nim nabawić choroby morskiej, które Raoun poczytał sobie chyba za rzucone mu wyzwanie.
— Masz chorobę morską? — spytał Bashara, z zaciekawieniem zerkając do środka obiektu.
— Nie wiem.
Pływał kiedyś statkiem, i to nie raz, pływał też i małą łódką, zdarzyła się i tratwa, a także kajak, lecz za każdym razem podróżował rzekami lub przekraczał jeziora, omijając słone wody szerokim łukiem. Jakikolwiek problem, gdy wokół było tyle soli, urastałby dla niego do rangi poważnego zagrożenia i Bashar nie zamierzał aż tak ryzykować.
— To chodź, sprawdzimy.
Poszli, sprawdzili. Na okazję eksperymentu Raoun przejął ciało jakiejś starszej kobiety, która i tak przekonywała już towarzyszące jej osoby, że w jej wieku trzeba korzystać z życia i że zamierza wsiąść do tego symulatora łodzi podwodnej, czy im się to podoba, czy nie. Ten odważny krok, z jakim Raoun wkroczył do beczkowatej konstrukcji, bardzo pasował do żądnej przygód babci.
Okazało się, że Bashar nie ma choroby morskiej, jednak demon miał wrażenie, że gdyby został w tym symulatorze trochę dłużej, w końcu by się takowej nabawił. Doświadczenie było podobne do startu lub lądowania samolotu, ale takiego przy zmiennej pogodzie i silnym wietrze, gdy pilot musi się nastarać, by posadzić albo poderwać maszynę.
— Niewiele straciłem — mruknął Bashar, gdy symulator wypuścił ich ze swego wnętrza, a starsza pani zaczęła się kłócić, że pamięć jej siada i że ponownie zamierza wpakować się do łodzi podwodnej. Mężczyźni nie czekali już na koniec tej kabały i poszli dalej, żegnani protestami wnuczki i gniewnymi wypowiedziami staruszki.
Ostatni fragment Hydroverse poświęcono magicznym właściwościom senkawańskiej wody i ich wykorzystaniu w prężnie działającym tu przemyśle farmaceutycznym. Bashar musiał przyznać, że to był ten fragment, który interesował go najbardziej i miał wrażenie, że nie tylko jego. Wystawy poświęcone wodzie dało się znaleźć w wielu miejscach (chociaż trzeba było przyznać, że ta w Senkawie wyróżniała się na tle innych), lecz na temat tej specyficznej dla krainy właściwości wody można było dowiedzieć się więcej jedynie tutaj. Bashar zrobił zdjęcia paru tabliczkom i infografikom, zapisując sobie w pamięci, by dopytać o różne szczegóły swoich znajomych z instytutu badawczego – zajmowali się w końcu tymi opatrunkami hydrożelowymi tworzonymi na bazie alg, ich temat pokrywał się z tym, co było w muzeum.
Wycieczkę zakończyli na dachu Hydroverse, tak jak polecał przewodnik, racząc się polecaną w sieci specjalnością.
Bashar sięgnął po niebieską, agarową piłeczkę, spoczywającą w szerokiej misce, razem z mrowiem podobnych sobie kulek. Demon przyjrzał się lekko przejrzystej powierzchni i zamkniętemu w środku płynowi, następnie wrzucił kulkę do ust, rozgryzł.
— Sok jagodowy — powiedział po chwili.
Siedzący naprzeciwko jegomość zagarnął kolejną kulkę, tym razem zieloną.
— Stawiałbym na kiwi — powiedział Raoun, nim poczęstował się agarowym przysmakiem. — Nie, jednak zielona herbata.
Bashar leniwie przesunął wzrokiem po reszcie klientów kawiarni. Siedzieli przy stolikach, racząc się kolejnymi przedziwnymi napojami, zerkając w siatki z biodegradowalnego plastiku ozdobionego logiem Hydroverse, zawierające zakupione w sklepie z pamiątkami rzeczy. Demon zerknął we własną siatkę, w której tkwiło niewielkie pudełeczko z kodem aktywującym grę, oraz wypełniona większą ilością tekstu niż obrazków książka traktująca o magii przesiąkającej wody Senkawy. Pomyślał, że spróbuje ją przeczytać, w domu albo w trakcie podróży powrotnej.
W sumie to te wakacje wychodziły mu taniej, niż początkowo szacował. Za wiele drobiazgów nie płacił – ani on, ani Raoun, nie mieli bardzo dużych oporów przed tym, by wykorzystać cudzą kartę do kupienia tego czy tamtego, jeśli dana osoba wyglądała na taką, której nie zabolałby brak paru mizunów na koncie. Gra i książka nie były wyjątkiem.
Raoun zagarnął jakąś kolejną kulkę, zamyślił się.
— Mleko ryżowe — powiedział w końcu. — Serio mają kulki ze wszystkimi smakami. — Przeniósł wzrok na sprawdzającego coś w telefonie Bashara. — O której jutro pociąg?
(*) Pojawiająca się w opowiadaniu gra to From Dust, którą swoją drogą polecam, jeśli ktoś za dzieciaka lubił się bawić w piaskownicy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz