Song An wstrzymał oddech i zatrzymał się gwałtownie. Zaskoczyło go pytanie chłopaka - właściwie boski sługa poczuł, jak ziemia pod jego nogami się osuwa. Nie wiedział, co ma odpowiedzieć. Czy był aż tak bardzo przewidywalny? Przecież robił wszystko najlepiej, jak tylko potrafił! W jego głowie zaczęło pojawiać się wiele myśli: próbował przypomnieć sobie moment, w którym się zdradził.
-Musiało ci się coś pomylić! - wypowiedział swoje zapewnienie na jednym wdechu. - Jestem człowiekiem, naprawdę! Nie widać?
W tym samym momencie, całkiem niespodziewanie, George osunął się na ziemię. Nie zdążył jednak zaliczyć upadku, ponieważ refleks Song Ana mu na to nie pozwolił. Boski sługa złapał chłopaka i uratował tuż przed bolesnym spotkaniem z brukiem.
George wydał się Song Anowi zadziwiająco lekki. Przesunął go o kilka metrów i położył na ławce bez większego problemu. Następnie sam zsunął się po poręczy, aby usiąść na chodniku. Odetchnął głęboko i spojrzał na George’a. Nie miał najmniejszego pojęcia, co się właśnie w tym momencie wydarzyło.
- George? Wszystko okej? - zapytał niepewnie. Tak jak się spodziewał, nie dostał żadnej odpowiedzi.
Przez chwilę przyszło mu przez myśl, aby spróbować ocucić chłopaka. Nawet wstał i wyciągnął rękę w jego kierunku, ale wtedy przypomniał sobie o elektrycznej przypadłości. Bał się, czy to przypadkiem nie zaboli George’a. Musiał jednak sprawdzić funkcje życiowe swojego towarzysza. Wtedy też dostrzegł, że klatka chłopaka miarowo unosi się i opada. Żyje! Kamień z serca!
Song An zawisł więc nad nieprzytomnym, nie odrywając od niego wzroku i zaczął liczyć upływające sekundy. W międzyczasie zastanawiał się, co takiego mogło przydarzyć się chłopakowi. Wyglądał, jakby zwyczajnie zasnął. I istotnie, tak właśnie było. George widocznie spał. Tylko dlaczego stało to się tak znienacka? Nie wyspał się?
- Sto pięć! - odliczał bez ustanku do momentu, w którym George całkiem niespodziewanie otworzył oczy.
Song An uśmiechnął się w niego kierunku. Ucieszył się, że chłopakowi nic się nie stało. Pośpiesznie zaczął też tłumaczyć wszystko, co ominęło George’a. Czyli nagłe odcięcie od świata rzeczywistego. Zapomniał jednak zapytać o powód tego zdarzenia. Zwrócił jednak uwagę na swoje wcześniejsze spostrzeżenie. Chłopak był naprawdę lekki. Pomijając fakt tego, że Song An jest odrobinę silniejszy od zwykłych śmiertelników ze względu na swoje pochodzenie, spodziewał się, że jak na wzrost George’a, będzie miał większą trudność, aby go przenieść. Od słowa do słowa, mimo widocznej niechęci, namówił chłopaka na obiad. Nie mógł pozostawić tej sytuacji bez żadnego rozwinięcia.
Chociaż nie znał George’a zbyt długo, martwił się o niego. Chciał dowiedzieć się, co takiego dolega chłopakowi. Ten z kolei nie był zbyt wylewny. Nawet podczas posiłku niewiele się odzywał. Song An oczywiście nie poddawał się tak łatwo i nieustannie starał się podtrzymywać rozmowę. Obrał nową taktykę: nie zamierzał naciskać. Uznał, że jeśli George będzie gotowy mu powiedzieć o tym, co go martwi, to zrobi to.
Chwila zwierzeń nastąpiła niedługo później, w czasie posiłku.
Song An, nie wiem czy to był dobry pomysł, żebyś się odzywał do tamtych gości - odezwał się George. Wyglądał na jeszcze bardziej zdołowanego, niż dotychczas. Song An niespecjalnie rozumiał powodów jego zmartwienia.
- Czemu? - zapytał, nie przejmując się tym, że ma pełną buzię jedzenia.
- Wiesz, kiedy cię nie będzie... pewnie będą bardziej okrutni niż byli…
Song An przekrzywił głowę, przysłuchując się słowom chłopaka. Dlaczego tamte dzieciaki miałby dalej męczyć George’a? Boski sługa kompletnie tego nie rozumiał. Widział jednak, że chłopaka naprawdę to męczy. Musiał coś wymyślić. Wprawdzie to on sprowadził kłopoty.
- Pójdę więc z tobą - stwierdził w końcu Song An. - W końcu wyglądam jak całkiem młody człowiek!
George uśmiechnął się delikatnie. Mimo tego, nie wyglądał na specjalnie przekonanego. Idea, z której Song An był tak zadowolony, najpewniej wydawała mu się zwyczajnie zabawna. Chwilę później chyba jednak w końcu zrozumiał powagę słów boskiego sługi i spoważniał.
No nie wiem, raczej zauważą, że w klasie pojawi się ktoś nowy... pewnie szybko cię wyrzucą - zauważył George. Song An jednak na jego nieszczęście szybko się nie zniechęcał. Skoro już postanowił, miał zamiar doprowadzić sprawę do końca.
- Dobrze, ale... potrzebowałbyś zeszytów i tak dalej.
Chłopak próbował jeszcze przekonać Song Ana do porzucenia swojego pomysłu, ale nie różniło się to niczym z mówieniem do ściany.
- Przecież to najmniejszy problem - zapewnił podekscytowany. - Wszystko da się załatwić. Od czegoś są te wszystkie sklepy, co nie?
- Czy ty w ogóle wiesz, jak działa szkoła i nauka? - George wciąż próbował. Niestety z marnym dla niego skutkiem. Song An doskonale przecież wiedział na czym polega uczenie się. Krótko mówiąc, w końcu został do tego stworzony. Nauka jest nadrzędnym celem jego egzystencji. Powstał, aby pojmować wszystko, co wykładał mu jego mentor. Nawet teraz: Song An przybył do śmiertelnego świata, aby dalej się samodoskonalić. Widział całkiem nową szansę w podjęciu edukacji szkolnej. Chociaż nie miał pojęcia, czego się po niej spodziewać, już nie mógł się doczekać. Oczywiście, oprócz dalszej nauki, będzie miał oko na George’a. Nie pozwoli, aby ktokolwiek zrobił mu krzywdę. Tym bardziej, że istnieje możliwość, że sam sprowadził problemy.
- Dam radę, o to się nie martw!
Song An uśmiechnął się szeroko. Zastanawiał się, czego ciekawego może nauczyć się w takiej zwykłej szkole. Do tej pory znał jedynie nauczanie indywidualne. Wierzył, że nie mogło się to zbyt specjalnie różnić.
George odsunął od siebie talerz i westchnął zmarnowany. Widocznie stracił resztki nadziei.
Przede wszystkim, będziesz potrzebować zgody swoich rodziców - powiedział, po chwili zamyślenia. - Bez tego wylecisz z lekcji już po kilku minutach.
- Rodziców? - wypalił Song An. Nie krył swojego zdziwienia. Zreflektował się dopiero kilka sekund później. - Ah, tak! Rodziców! Oczywiście, posiadam rodziców!
George uniósł brwi w pytającym geście. Nie zapytał jednak o nic. Zamiast tego podniósł rękę i pomasował się nią po skroni.
Song An uśmiechnął się niezręcznie. Stanął przed wyzwaniem, które ciężko będzie mu pokonać. Przecież nie posiadał rodziców. On nawet się nie urodził! Został stworzony przez swojego mistrza, a ich relacja w żaden sposób nie mogła być określona rodzinną. Łączyły ich typowo mentorskie stosunki. W związku z tym Song An nie posiadał nikogo, kogo mógłby nazwać rodziną, a szczególnie już rodzicem. Yunru Lei był mu bardzo bliski, ale nie na tyle, by uważać go za swojego ojca.
Boski sługa nie wiedział więc, jak ma zdobyć pozwolenie rodziców, którzy tak naprawdę nigdy nie istnieli. Musiał wymyślić inne rozwiązanie.
- Cóż, to też nie byłby żaden problem, ale… hmm… nie ma ich teraz w okolicy? - Song An sam nie wierzył w swoje wytłumaczenie. - Czy dałoby się to załatwić, nie wiem, inaczej?
To może lekko skomplikować początki twojej edukacji - westchnął George. Też nie wydawał się być przekonany. Song An zdawał się jednak tego nie zauważać.
- Myślisz, że list wystarczyłby? - próbował się upewnić pełnym nadziei głosem. - Bo to chyba szczyt moich, to znaczy ich, moich rodziców, możliwości na ten moment.
- Jeśli to jedyna opcja, to warto spróbować.
Song Anowi podobała się ta odpowiedź. Postanowił nagiąć trochę prawdę. I robił to w dobrej wierze! Chciał pomóc George’owi! Coś tak trywialnego, jak dokumenty od rodziców, nie mogło go zwyczajnie powstrzymać. Poddawanie się nie było w jego stylu.
- Song An, a ile ty właściwie masz lat? - zapytał nieoczekiwanie George, wpatrując się w boskiego sługę, który w tym samym momencie kończył jeść swoją porcję makaronu.
- Pięć… - W tym miejscu Song An zawahał się w odpowiedzi, aby szybko się poprawić: - piętnaście. Tak, właśnie tak, piętnaście.
Song An miał nadzieję, że to ma jakiś sens. W końcu wyglądał bardzo młodo, a nie mógł przyznać się, że ma już pół tysiąca lat na karku. Zresztą, ze swoim brakiem jakiegokolwiek doświadczenia, nikt nie powinien podejrzewać, że nie jest nastolatkiem.
- Wspomniałeś o zakupach - przypomniał Song An, starając się nieporadnie zmienić temat. - Skoro już zjedliśmy, może wybierzemy się na nie razem?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz