31 grudnia 2023

Od Raouna – Inna Saephia: Złote Ognisko

Drzwi dużej komnaty otworzyły się, do środka weszła Lasair. Pstryknęła palcami, wszystkie świece się zapaliły, rozświetlając wnętrze. Podeszła do wielkiego łóżka, na które lekko opadła.
— Ach, wszystko idzie po mojej myśli! — pisnęła do siebie podekscytowana, żywiołowo wymachując nogami. — Wystarczy, że Farvana i Raoun zbliżą się do siebie, a wtedy Cogadh będzie mój!
Od początku miała plan. Gdy po raz pierwszy zobaczyła tajemniczego boga, stojącego tuż przed Farvaną, dostrzegła okazję.

Od Dantego do Ignisa

Czy jego wiecznie niezamykająca się gęba właśnie wpakowała go w jakiś szajs? Pewnie tak. Na pewno tak. Ja pierdolę.
Zachciało mu się być miłym, wykazać jakąś pieprzoną inicjatywę, wedle moralnego kompasu dobrej wróżki pomóc, dołożyć dodatkową parę rąk, bo przecież dwie wielkie i napakowane łapy to było, kurwajegomać, za mało do pracy w kuchni. Chciał przydać się na coś, pozwolić chłopakom dostąpić zaszczytu przebywania w jego towarzystwie, gdy nie zachowywał się jak totalny chuj, i co? I oczywiście, że go to zamierzało prawdopodobnie ugryźć w dupę, bo świat robił swoje, Dante robił swoje i tyle razy spierdalał przed planami rzeczywistości, że ta w końcu postanowiła dobrać mu się do tyłka przy pomocy Wysłannika Ostrej Jak Skurwysyn Kuchni, który najpierw przeora mu łapy zapierdalaniem z garami, a potem wyparzy wszystkie nieczyste słowa z syreniego język, każąc mu brać dokładkę chilli, jeszcze jedną, bierz drugą, miękka pała jesteś, nie zjesz trzeciej?

30 grudnia 2023

Od Cheoryeona – Yule

Święta u bliźniaków, hm?
Do jedenastych urodzin Yule spędzali w rodzinnym gronie. Niewielkim, ponieważ matka nie miała żadnych krewnych, a rodzice ojca (czyli dziadkowie) odeszli, gdy rodzeństwo miało po siedem lat. Nie znali świąt od strony wielkich zjazdów rodzinnych, wrzawy przy stole, dziesiątek talerzy, misek i półmisków pełnych jedzenia... No, nie licząc Cheoryeona, który w poprzednich wcieleniach miał jeszcze szansę coś takiego poznać, ale w tym wcieleniu rodzinne święta liczyły raptem cztery osoby. Nie przeszkadzało im to jednak, mimo że wszyscy widzieli się na co dzień, mimo że nikt nie dochodził. Okej, poza kotami: na początku mieli starego Tubu, a po jego odejściu pojawiła się Kimchi.

28 grudnia 2023

Od Raouna do Bashara

Wszyscy gracze zasiedli do niskiego stolika, poza starą właścicielką ryokanu, która udała się do pomieszczenia obok. Ach, i poza Raounem, który niezauważalnie zakradał się za nią. Zapuścił żurawia przez ramię kobiety, dokładnie obserwując, jak przygotowywała kadzidła.
Plan Bashara w praktyce był banalnie prosty. Demon zajmował się wszystkimi, nazwijmy to, formalnościami, bóg zaś musiał jedynie śledzić poczynania prowadzącej gry, żeby potem mało sprawiedliwie podpowiadać towarzyszowi. Nic trudniejszego. Dobrze, że lisy były niewrażliwe na niematerialnych, tak samo, jak ten jeden gracz, nienależący do żadnej rasy, którą Raoun mógł rozpoznać. Dla bezpieczeństwa Bóg Spirytyzmu zrobił mały test i spróbował zaskoczyć średniego wieku mężczyznę, przy okazji też pozostałych, lecz nikt nie zareagował ani odrobinę.
Teren był czysty.

Od Leviego – Yule

— W tym roku czekają nas prawdziwie białe święta! Rekordowe opady śniegów zaskoczyły kierowców… — Podekscytowany głos prezentera radiowego przerywały zakłócenia. Nic dziwnego, że radyjko odmawiało współpracy. Było niemal równie stare co zgarbiony dziadek, który siedział tuż obok niego. Urządzenie zostało ustawione najgłośniej jak się dało, więc Levi słyszał je z kuchni.

Demon nie obchodził świąt. W zasadzie pierwszy raz miał okazję spędzić je w czyimś towarzystwie. Dziwnie czuł się ze świadomością tych wszystkich ludzi kręcących się po mieszkaniu jak w ukropie. Matka w skupieniu pakowała prezenty, czemu przyglądał się z podziwem. Dzieciaki bawiły się na zewnątrz, lepiąc bałwana i rzucając się śnieżkami, czemu towarzyszyły dzikie piski.

Z zamyślenia wyrwał go odgłos łupnięcia.

— Kurwa! — Wymsknęło się ojcu, który uderzył się w sam czubek łysej głowy, gmerając pod zlewem. Zacisnął zęby i zamilknął, napotykając karcące spojrzenie żony. — Młody, mi świecisz, czy sobie? — burknął upominająco.

Od Maeve do Ignisa

Na krótką chwilę odpłynęła myślami, powracając do roli, o którą zapytał ją Ignis. Postać księżniczki, która wskutek wypadku zapomniała o tym, kim jest, poruszyła ją szczególnie mocno, chociaż nadal nie potrafiła pojąć dlaczego. Jedynym wytłumaczeniem było to, że podobnie jak fikcyjna postać, miała poważne problemy z pamięcią. Prócz dziwnych przebłysków w snach, które równie dobrze mogły być czystą fikcją, nie pamiętała zupełnie niczego z wczesnego dzieciństwa. Nie wiedziała, kim są jej prawdziwi rodzice, a jakiekolwiek poszukiwania zakończyły się porażką. Prowadzący jej sprawę policjanci doszli w końcu do wniosku, że musiała dostać się do Novendii przez dziki portal, z być może nieodkrytego jeszcze kawałka. Przez pierwsze dni była tak oszołomiona, że nie była nawet wskazać miejsca, którym dostała się właśnie tutaj. Choć szybko karciła się za absurd podobnych myśli, to jednak w chwili słabości zaczynała się zastanawiać, czy też nie jest taką zaginioną księżniczką. 

Od Seymoura – Yule

Seymour lubił pogadać z Nico, ale kiedy jego młodszy brat dzwonił podejrzanie blisko daty Yule, były czarodziej wahał się chwilę, nim odbierał w końcu połączenie.
— Hm? — spytał, przyciskając symbol głośnika, rzucając telefon na stół w salonie.
— Hej, Seymour! Dawno się nie słyszeliśmy.
— Bez przesady. — Muzyk wyciągnął się na kanapie, założył ręce za głowę.
— Zawsze ja do ciebie dzwonię. Mógłbyś czasem wykazać się inicjatywą.
— Mhm.
Był bardziej milczący, niż zazwyczaj. Wiedział, co się święci, a Nico wiedział, że on wie. Ile to jeszcze będzie trwało? Cała ta szopka mogłaby się skończyć.
— A jeszcze dawniej się nie widzieliśmy.
O, proszę – konkrety.
— Nie przyjadę na Yule.

Od Virgila – Yule

Virgila zmuszano do obchodzenia Yule na dwa sposoby, czy mu się to podobało, czy nie.
Ten pierwszy, zdecydowanie mniej przez niego lubiany, tyczył się jego mamy i jej nieopisanej kreatywności. Z nieznanych mu powodów, dla niego od trzynastu lat, dla Valeriusa od siedmiu, czyli od szczęśliwego opuszczenia przez wilkołaków murów liceum (w ich ograniczonym mniemaniu) po raz ostatni, Magia Polla każdego roku wpadała na kolejne absurdalne pomysły wsadzenia rodzeństwa do tego więzienia ponownie, żeby wzięli udział w jakieś świątecznej szaradzie, będąc przy tym głuchą na ich skomlenia i narzekania, w których też trzeba było mieć pewną wprawę, by przypadkiem za mocno nie obrazić placówki edukacyjnej. Do teraz razem z bratem opracowali dwie teorie, dlaczego mamie tak bardzo zależało na pokazaniu ich w czasie Yule na korytarzach szkoły niczym pieski na świątecznej wystawie – albo lubiła się nad nimi znęcać, albo po prostu chciała wprowadzić miłą atmosferę do budynku i z chęcią korzystała przy tym z pomocy młodych. Zgodnie skłaniali się w stronę pierwszej opcji.

Od Song Ana do Merlina

 Cóż, właściwie to Song An nigdy nie słyszał o mleku kokosowym. O krowim i kozim oczywiście niejednokrotnie obiło mu się o uszy - czasami nawet jego mistrz przynosił mu je do picia, “aby rósł duży” (choć nigdy się to nie stało).
To, że kokosy dają mleko, wydawało mu się być trochę abstrakcyjne, ale postanowił zaakceptować takowy stan rzeczy. Nie był kimś, kto ma prawo kłócić się z ułożeniem świata. Raczej chciał go dopiero poznawać, a właśnie teraz dowiedział się czegoś nowego. I nawet jeśli trochę go bawiło istnienie kokosowego mleka i nie potrafił wyobrazić sobie całego procesu powstawania, czuł się naprawdę zadowolony. Każda nowa informacja o śmiertelnym świecie była dla niego na wagę złota. Tak absurdalna również.

Od Bernarda – Yule

Bernard wbija wzrok w kursywę, jakby za kolejnym mrugnięciem miała zmienić kształt. Chyba przestał oddychać, ale sam w sumie nie jest pewien. Jedyne, co wie, to że dawno rzucił wszystkie karty na stół. I wszystkie były… w chuj chujowe.
Wesołego (Ciepłego) Yule i Szczęśliwego Nowego Roku, Bernard. xoxo Mathilde P.S. próbowałam do ciebie zadzwonić, ale chyba zmieniłeś numer. Podaj nowy, chcę ci wysłać zdjęcie naszego psa!
(Bernard nie zmienił numeru. Mathilde dzwoniła i dzwoniła, a Bernard wpatrywał się w wibrujący telefon, aż ten swoim drżącym tańcem zawędrował na krawędź lady, a stamtąd, z hukiem na ziemię. Co tam, i tak praktycznie go nie używa.)

27 grudnia 2023

Od Ignisa – Yule

Normalnie Ignisa wkurwiały dwie rzeczy – debilne pomysły Norberta i obecność Dantego. W zimie dochodził do tego jeszcze śnieg i wszechobecne zimno. Wtedy genashi burczał pod nosem, narzekał na konieczność noszenia puchatej kurtki i ogólnie beznadziejną pogodę, lecz było to chyba bardziej narzekanie tak dla sportu i zasady, a nie dlatego, że genashi nie mógł się bez niego obyć. Biorąc pod uwagę to, że kontakt ze śniegiem mógł zrobić mężczyźnie realną krzywdę, nawet nie wydawało się to takie przesadzone.

26 grudnia 2023

Od Hoshime - Yule

Yule. Hoshime nie znał tego święta, co prawda o nim słyszał, ale w Kyosei jakoś nigdy nikt nie przejmował się zagranicznymi świętami. Nie obchodzono ich, nawet o nich nie rozmawiano, co najwyżej dzieciakom pozwalano na organizowanie imitacji takich świąt. Dorośli rzadko kiedy mieli o nich jakiekolwiek pojęcie.

Hoshime należał do tych dorosłych, którym Yule jedynie obiło się o uszy. Jest coś takiego, podobno bardzo szeroko obchodzone, jednak w Senkawie niezbyt istniało, może z wyjątkiem dużych miast. Kiedy przybył do Stellaire na okres próbny, jakież było jego zdziwienie, gdy zobaczył ośnieżone ulice ustrojone kolorowymi światełkami, ozdoby przypominające pierniki i masę zniżek związanych z Yule. Gdyby nie przybył wraz z Sorą, z pewnością zagubiłby się w tak rozświetlonym mieście.

Jak on nienawidził światła.

Od Sorena - Yule

Soren absolutnie uwielbiał święta, jednak z powodów zupełnie innych niż znaczna część znanych mu osób. Wraz z chwilą, w której inni szaleńczo gnali ku centrom handlowym, by znaleźć jak najlepsze prezenty dla swoich bliskich, by trwonić pieniądze w ilości większej, niż przez ostatnie kilka miesięcy, Soren bogacił się jeszcze bardziej. Wszystkie ckliwe hasła reklamowe i dobroduszne akcje charytatywne potrzebowały wsparcia modela, który swą, jakże niezwykłą w tym przypadku, charyzmą sprawi, że ludzie będą jeść mu z ręki, przybywając tłumami, byle tylko zaspokoić własną ciekawość. Święta były dla Sorena jedynie własnym, komercyjnym sukcesem - nie widział w nich żadnej innej wartości, poczucia przynależności, czy tej wyjątkowej aury solidarności, o której mówiono na każdym kroku.

Od Leviego do Bernarda

— Powinien pan być już gotowy. — Głos Madeline brzmiał jeszcze bardziej zrzędliwie, niż zazwyczaj. Patrzyła na niego spod okularów wzrokiem pełnym wyrzutu. Nie pierwszy raz zresztą. Mimo jej wysiłków, Levi najczęściej pojawiał się na wszelkich spotkaniach elegancko spóźniony. Lubił wchodzić na salę kwadrans po czasie wskazanym na zaproszeniu, sprawiając, że wzrok wszystkich skierowany był na jego osobę. To w pewien sposób pokazywało go jako człowieka zapracowanego i rozchwytywanego.

W rzeczywistości na wiele konferencji i innego typu typu kolegia spóźniał się celowo. Specjalnie odsuwał moment wyjścia z domu czy z biura do ostatniej chwili. Nie przepadał za tym aspektem swojej pracy. Zarządzanie ludźmi, przydzielanie im zadań oraz zbieranie pochwał przychodziło mu z łatwością, ale wysłuchiwanie nużących debat i raportów, popartych długimi prezentacjami, uważał za zwyczajną stratę. Gdyby nie to, że zwykle podawali dobrą kawę, pewnie zasnąłby ze znudzenia.

Jeśli jednak nauczył się czegokolwiek przez kilkadziesiąt lat życia, to było to sprawianie pozorów. Spojrzał na swoją asystentkę, posyłając jej uśmiech. Doskonale wiedział, że znowu dotrze na miejsce spóźniony, ale nie wydawał się tym faktem ani trochę przejęty. Niespiesznie zapiął spinkę przy mankiecie i zaczął wiązać krawat. Rozejrzał się po gabinecie, w którym panował przyjemny półmrok. Dostrzegł marynarkę zarzuconą na oparcie fotela i sięgnął po nią.

— Jak się człowiek spieszy, to się diabeł cieszy — odparł, nie przejmując się tym, jak Maddie pokręciła głową. Zarzucił na ramiona płaszcz, po czym odebrał od Maddie teczkę z dokumentami. Na pożegnanie podziękował, że kobieta została dłużej w pracy. Teoretycznie wcale nie musiała tego robić, ale znał ją. Dobrze wiedział, że wolała sama wszystkiego dopilnować, niż polegać na innych. Dlatego to on stał na czele firmy, a ona była tylko pracownikiem. Nie obawiał się zagrożenia z jej strony. Madeline brakowało zdolności przywódczych i charyzmy, by poradziła sobie jako szef. Nie bez powodu wybrał ją spośród pięćdziesięciu kandydatów, którzy ubiegali się o to stanowisko.

Od Raouna – Yule

Yule wydawało się dla Raouna czymś równie interesującym, co Halloween. Nie miał w tym polu doświadczenia, bo w swojej riftreachowej karierze tak naprawdę nie nadarzyła mu się okazja, żeby prawilnie obchodzić to święto. Dlatego w tym roku musiało się coś zmienić. Pójdzie do Kanno, razem zjedzą coś dobrego, może pooglądają filmy i...

25 grudnia 2023

Od Virgila do Seymoura

Słyszał wyraźnie walenie własnego serca, mieszało się ono z ciężkim oddechem Valeriusa, w którym Vi doszukiwał się wszelkich grożących życiu nieprawidłowości. Lecz dobry słuch miał i młodszy z braci, doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jak bardzo Virgil się przejął, choć wystarczyło spojrzeć na jego twarz, uparcie starającą się ukryć zmartwienie i prawie całkowicie w tych staraniach przegrywającą. Val znów uśmiechnął się słabo, złapał dłoń rzeźbiarza, Vi odpowiedział westchnieniem, zmęczonym, jakby od telefonu brata minęły długie godziny spędzone w stresie, nie niecałe pół. Wyprostował się, przygarnął Valeriusa do siebie, ten objął go wciąż drżącymi rękoma w pasie.
— Szczeniaku… — mruknął Virgil, mierzwiąc włosy brata. Grzywkę miał wilgotną od potu.
— Nie lubię, jak do mnie tak mówisz — odparł Val głosem zniekształconym nieco przez przyciskanie policzka do kurtki starszego wilkołaka.
— Cicho siedź.

Od Bashara – Yule

Niewiele czasu minęło, kurczak już wędrował w stronę garnków, owoce zaś, umyte i obrane, powoli zaczynały tworzyć barwną kompozycję na talerzu. Jeszcze tylko trochę przygotowań, jakieś dekoracje, i większość jedzenia na świąteczną wieczerzę była gotowa. Aromat unoszący się w pomieszczeniu sprawiał, że brzuch domagał się wszystkiego, co tylko było na talerzach, lecz właściwa pora nie nadeszła, nadal trzeba było czekać. Poza tym pozostawała do zrobienia jeszcze jedna rzecz, nim będzie można oddać się świątecznemu lenistwu i obżarstwu, bez niej ten wieczór nie byłby właściwy.

Od Souela – Yule

Drogi Władco Powietrza Aerindzie,
Kolejny rok zmierza ku końcowi. Przyznam, że nawet nie zauważyłem, kiedy to zleciało. Z jednej strony nic wielkiego się nie wydarzyło, z drugiej gdybym pisał ogólne podsumowanie, wiele rzeczy bym w nim zamieścił.

Nowy Rok 2024

Kochani!
Dopiero 2023 się zaczął, a tu już 2024 nadciąga, no jak szyć? W każdym razie – z okazji tego, że niedługo wszyscy będziemy się kolektywnie mylić przy wpisywaniu daty, mamy dla Was nowy mini-event. Jak łatwo się domyślić, będzie on tematycznie związany z Nowym Rokiem i wszystkim tym, co tradycyjnie się w związku z tym robi. Czy Wasze postaci imprezują na potęgę, podróżują, czy podejmują jakieś nowe postanowienia, próbują się z nich wywiązać, a może oddają się refleksji o tym, jak ten rok im minął? Tematyka jest szeroka, więc śmiało możecie puścić wodze wyobraźni.

Zasady eventu

  1. Napiszcie opowiadanie związane z tym, jak Wasze postaci robią coś związanego z Nowym Rokiem.
  2. Nie musicie się ograniczać tylko do świętowania w Nowy Rok – fabuła może obejmować większy okres i być luźno związana z Nowym Rokiem.
  3. Długość opowiadania jest jak zwykle dowolna <3
  4. Nazwa publikowanego opowiadania musi wyglądać następująco: Od [Imię postaci] – Nowy Rok, czyli na przykład: Od Merlina – Nowy Rok.
  5. Jeśli chodzi o etykiety, to wyglądają następująco: nick, imię postaci, Event i Nowy Rok 2024, czyli na przykład: ChaosHead, Merlin Prospero Spellman, Event, Nowy Rok 2024.
  6. Opowiadania możecie publikować od 01.01 do 14.01.
  7. Za udział w evencie przewidziana jest mini-nagroda <3

24 grudnia 2023

Wesołych Świąt!

Mamy nadzieję, że ten świąteczny czas upłynie Wam bez nadmiaru nerwów i pracy, że uda się znaleźć nieco czasu dla siebie i nacieszyć świątecznymi potrawami. Oby choinki ładnie obrodziły, wszystkie kalorie poszły w wenę, a nos nie odmarzł od wiatru i mrozu. Życzymy Wam, żeby udało się odpocząć, nadrobić gry, książki, seriale czy pisanie, albo po prostu spędzić te Święta tak, jak tego chcecie.
Administracja Riftreach

Such a deep disguise, the devil's right inside

Leviathan Levi Lambert
Wiek: oficjalnie 38 lat
Data urodzenia: 21.05
Płeć: mężczyzna
Rasa: demon
Pochodzenie: Stellaire, Novendia
Zawód: Prowadzi firmę Vow & Veil zajmującą się wedding planningiem.
Opis: Odnoszący sukcesy przedsiębiorca. Krętacz jakich mało. Czego nie dopowie, to dowygląda. Uwielbia siać zamęt i nawiedzać ludzi we śnie.

saszka

sasza

im.sasza
Student filologii angielskiej. Twój ulubiony trans memiarz i serwerowy spamer. Prześladuje mnie pech i jestem chorowity. Czasem rysuję na tablecie graficznym. Czytam thrillery, kryminały i horrory. Uwielbiam serial Good Omens i kompletnie przepadłem na punkcie gry Baldur's Gate 3. Mam też słabość do Wiedźmina i chipsów o smaku soli i octu. Słucham głównie metalu, rocka i muzyki folkowej.

Preferencje pisarskie

Na co dzień posługuję się głównie językiem angielskim. Ostatnio rzadko piszę wątki po polsku, więc mogłem trochę zardzewieć. Tworzę wyłącznie mężczyzn, zawsze z jakimś queerowym twistem. Lojalnie uprzedzam na wstępie o tym, że fabuły damsko-męskie mi nie idą. Szybko się przy nich wypalam, więc wolę od razu uprzedzić o tym, że takich wątków się nie podejmę, bo nie chcę tracić waszego czasu.
Nie mam doświadczenia w pisaniu na blogach PBP, za to na grupowcach PBC przesiedziałem ostatnich piętnaście lat. Co za tym idzie, mechanika sterowania postacią współautora i vice versa brzmi dla mnie egzotycznie. Nie wiem jak się odnajdę w tych nowych okolicznościach przyrody, ale zobaczymy jak to wyjdzie w praniu. Póki co jestem sceptycznie nastawiony, ale może kiedyś się przekonam. Jeśli zaliczę jakąś wpadkę albo będę was zanudzał pytaniami, to proszę o wyrozumiałość.
Zwykle moje odpisy oscylują w okolicy 600-800 słów. Jestem tym typem człowieka, który woli wysłać krótszy odpis i popchnąć akcję do przodu, niż nawijać makaron na uszy, żeby tekst wydawał się dłuższy. Piszę w czasie przeszłym, zdecydowanie preferuję narrację trzecioosobową.
Teraz mam więcej wolnego czasu, więc odpisy ode mnie powinny pojawiać się regularnie, ale moja aktywność na pewno będzie spadać w trakcie sesji na studiach.

Postaci

Levi Lambert - Sleep paralysis demon. Największe utrapienie, jakie mogło nawiedzić odwiedzić cię we śnie. Karmi się strachem, chaosem i zniszczeniem.
Juan Pablo Díaz - Upierdliwy pismak, na dodatek rudy i nie ma duszy. Wtyka nos w nieswoje sprawy i szuka dziury w całym.
Koniec i bomba, a kto czytał ten trąba!

Od Charlie – Yule (Wszystkiego babongowego!)

Yule zawsze było świętem, którego starannie unikała. Z resztą nie tylko ona, ale i zdecydowana większość dzieciaków z sierocińca zawsze marzyła tylko o tym, by po prostu jakoś przetrwać ten nieznośny czas, podczas którego starania opiekunek w sierocińcu jedynie pogłębiała to nieznośne poczucie, że na świecie są kompletnie sami. Nie mieli rodzin, z którymi mogliby celebrować tę chwilę, nie mieli komu być wdzięczni, jedynie sobie. Ci, dla których szklanka była do połowy pełna, czekali na ten dzień z powodu uczty, która była trochę bardziej smaczna i urozmaicona niż na co dzień i nawet starali się cieszyć z prezentów, na które składały się zazwyczaj rzeczy praktyczne, jak nowa koszula czy dodatkowa para skarpet. Wszyscy wiedzieli, że to się przyda, jednak trudno było cieszyć się z podobnych podarków, zwłaszcza, gdy ich wręczaniu towarzyszyły nieudolnie kryjące zmęczenie i irytację opiekunki. 

Od Maeve – Yule

Słońce zachodziło powoli, malując niebo całą paletą odcieni różowego. Jego promienie odbijały się jeszcze w białym puchu, który grubą warstwą przykrył polanę otaczającą dom Maeve. Cień wysokiego bałwana, strażnika tego domu o węgielkowym uśmiechu, którego ulepiła wraz z Dantem wydłużał się coraz bardziej, aż z czasem jedynie ciepły blask świateł bijący z okien domu na drzewie rozświetlał okolicę. Wróżka sapnęła cicho, wznosząc się na skrzydłach przy drzwiach i mocując zieloną, mocno pachnącą świerkową girlandę nad framugą drzwi. Choć żywica lepiła się do palców, a zielone igły kłuły skórę, to jednak już chwilę później ozdoba otaczała wejście do domu tak, jak Maeve sobie tego życzyła. Kłęby pary wydostały się z ust wróżki, gdy westchnęła cicho po skończonej pracy. Skrzydła zadrżały na chłodzie, gdy wylądowała i cofnęła się o krok, by przyjrzeć się swojemu dziełu. Skinęła lekko głową, wróciła do domu, wsuwając wtyczkę od lampek do kontaktu i wyszła ponownie. Uśmiechnęła się szeroko, widząc efekt w pełnej okazałości. Kolorowe światełka rzucały barwne plamy na śnieg i ściany domu, były dopełnieniem do innych zielonych girland oplatających barierkę tarasu i niektóre gałęzie drzewa. Całe drzewo aż krzyczało świąteczną atmosferą, a to przecież jeszcze wcale nie był koniec. 

23 grudnia 2023

Od Song Ana - Yule

 Było to rok, może dwa, przed tym jak Song An opuścił Grom. Już wtedy całkowicie pochłonęła go pasja poznawania śmiertelnego świata. Chociaż jeszcze nie nabrał odwagi, aby poprosić swojego mistrza o pozwolenie na samodzielne zwiedzanie krainy ludzi. Mimo tego, nieustannie pytał mentora o wszystko, co tylko przychodziło mu do głowy.
Nic więc dziwnego, że święto Yule nie było mu całkowicie obce. Czytał o nim w jednej z książek, a później Yunru Lei został zasypany gradem szczegółowych pytań. Poczuł ogromną ciekawość, aby jak najdokładniej poznać ów intrygujący zwyczaj.
Wprawdzie sam nigdy nie odchodził ze swoim mistrzem żadnych świąt, oprócz tych, które skierowane były jedynie w stronę boga burzy. Wszystko inne miało raczej mało znaczenia dla Yunru Lei’ego. Jednak skrupulatnie odpowiadał na kolejne pytania ze strony Song Ana.

Od Merlina – Yule

W ramach przygotowań do Yule, każdy w rodzinie Spellmanów miał swój zestaw zadań do wykonania – trzeba było przecież zrobić zakupy, zająć się wypieczeniem pierniczków, ogarnięciem świątecznych dekoracji, prezentów dla dalszej części rodziny, gruntownymi porządkami i mnóstwem innych rzeczy, których harmonogram znała chyba tylko Hermiona. Merlin niespecjalnie lubił się z odkurzaczem i szmatami, po sklepach też nie lubił chodzić, za to całkiem nieźle szły mu dekoracje i kuchenne rewolucje, choć biorąc pod uwagę to, ile trzeba było wszystkiego zrobić, to po pewnym czasie i wypieki go męczyły. Była jednak jedna rzecz, która Merlina nigdy nie męczyła i mógł się nią zajmować od świtu do nocy.
Robienie świątecznych kartek.

22 grudnia 2023

Od Bernarda do Seymoura

Jedną z rzeczy, którą Bernard ceni w tym swoim nowym życiu, czego nigdy wcześniej nie zaznał, jest spokój. Jeszcze niedawno każdy jego dzień był jak na przyspieszeniu, ściskający za gardło, podcinający nogi w sprincie, palący płuca. Teraz, bez minutnika, który trzymał Bernarda krótko na smyczy, ciągnącego go na łeb na szyje na każde jutro, Bernard może spokojnie wziąć oddech. Odpocząć.
Oczywiście każdy kij ma dwa końce, i z tym nadzwyczajnym spokojem przyszła też nuda. Ku niczyjemu zdziwieniu, szczególnie Bernarda, Łuna nie jest często odwiedzanym miejscem. Wręcz odwrotnie, mało kto uczęszcza w okolice stacji. Można znaleźć ku temu wiele powodów. Fakt, że nie jest przy tej największej drodze prowadzącej do Stellaire, tylko jednej z mniejszych, oddalonych od wszelkich okołomiejskich budynków. Może to kwestia tego, jak cała stacja po prostu wygląda. Nie ma nazwy, tylko dwa dystrybutory i migający neon, któremu zdarza się po prostu przestać działać na parę godzin. Może dla zwykłego przyjezdnego Łuna przypomina jakieś miejsce z horroru. W sumie Bernard się nie dziwi.
Może Łuna jest po prostu przeklęta, razem z Bernardem, dlatego go do nie tak ciągnęło.

21 grudnia 2023

Od Seymoura do Virgila

Myślał, że tamto pójście do parku, to będzie coś takiego, jak zawsze, to znaczy jeszcze wtedy, gdy całą ekipą mogli się spokojnie włóczyć, gdzie chcieli, a wyjście do budki z kebabami to było święto. Myślał, że po prostu poleżą sobie na kocach, poprzerzucają się żartami, Ioannis będzie ich obdzielał przygotowanym przez siebie jedzeniem, Raam w końcu stwierdzi, że co to za posiłek, jak nie ma ryżu i przypraw, więc potem kolektywnie zejdą na jakimś jego wynalazku prosto z samego serca Bharatu. Myślał, że wszystko zakończy się tym, że Ignis wyskubie całą trawę wokół koców, próbując gwizdać na źdźbłach i w końcu przypalając każdy ze swych „instrumentów”. Zdecydowanie nie spodziewał się, że wypluje płuca, rzucając frisbee, bo co było takiego zabawnego w ciskaniu plastikowego dysku i patrzeniu, jak leci łagodnym łukiem, albo jak Arieth puszcza go w jakiś taki sposób, że skubaniec skręca dwa razy, myląc wszystkich wokół. Seymour wypluł płuca, ale wcale nie przez bieganie i rzucanie tanią zabawką, tylko przez tego wielkiego wilka, hasającego w trawie, z tą szczerą radością malującą się na wyszczerzonym pysku, z merdającym bez przerwy ogonem i bystro postawionymi uszami, wodzącymi za każdym nowym dźwiękiem.
Seymour uświadomił sobie, że sam szczerzył się jak debil, i gdyby ich wszystkich w końcu nie zmogło zmęczenie, mógłby to frisbee rzucać do nocy, ciesząc się jak dziecko.

Od George'a - Yule

Do Stellaire w końcu zawitała zima. Temperatura powietrza spadała, sprawiając, że natura przechodziła w stan spoczynku. Odwrotnie zdawało się to wyglądać w przypadku organizmów będących częścią ludzkiego społeczeństwa. Część z nich odżywała, napędzana energią Yule. Ludzie, jak i inne stworzenia o podobnej budowie mózgowia uwielbiali święta i związane z nimi tradycje. Kochali je na tyle, by marnować cenny czas niesamowicie zapracowanych sześciolatków na lekcje o nich.
Stąd młody George dowiedział się o tym, jak właściwie wyglądać powinno Yule. Wracając ze szkoły w ostatni dzień przed przerwą świąteczną, podekscytowany, by podzielić się swoją nową wiedzą ze swoją matką, dreptał po trzeszczącym pod nim śniegu. Otoczony był migającymi światełkami, które dla tak młodego dziecka były perfekcyjnie stymulujące. Zapewne spędziłby więcej czasu na dworze, by napatrzeć się na kolorowe lampki, ale zimny wiatr szczypiący go w policzki sprawił, że szybkim krokiem poruszał się w stronę domu.
Kiedy dotarł przed drzwi mieszkania, zapukał do nich. Po odczekanej chwili ponowił akcję z niecierpliwością. Po właśnie odbytym spacerze w minusowej temperaturze miał szczerą nadzieję na trochę rodzinnego ciepła i łyk gorącej herbaty. Niestety, nikt nie zjawił się, by otworzyć mu drzwi, a więc chłopiec był zmuszony do sięgnięcia pod wycieraczkę, by zmrożonymi palcami wydobyć spod niej klucz.

Od Dantego – Yule

Coś było w tych sznurach światełkach, prószącym śniegu i chłodzie gryzącym w nieosłonięty nos, coś wyjątkowego i absolutnie niepowtarzalnego. Rzecz jasna, każda pora roku odznaczała się czymś charakterystycznym, ale Dante ani w melancholijną jesień, ani w niemiłosiernie ciepłe lato, ani nawet w ulubioną wiosnę nie czuł tak niewinnej radości na sam widok białego puchu zalegającego na chodnikach, jak w zimę. Szczere uśmiechy cisnęły się na usta, gdy wzrok błądził po zaspach i świeżo ulepionych bałwanach, zatrzymywał się na błyszczących ozdobach, aż ktoś pytał go, kolejna bezimienna osoba, której ciepłem chciał się ogrzać, czy wszystko w porządku, czy coś się stało. Tak łatwo wpadał w zwykły, dziecięcy zachwyt zimą i towarzyszącym jej obchodom Yule, a jednak przyzwyczaił się do chowania tego gdzieś głęboko pod warstwami flirciarskich uśmiechów i wózkami z kartonami szampana (w okresie zimowym nie zaskakiwało to tak bardzo, na pewno dla rodziny kupował na święta, pewnie), bo nie miał z kim tego zachwytu dzielić, nie miał komu powiedzieć, że chciałby posiedzieć z nim pod choinką, zjeść coś dobrego i zasnąć pod grubym kocem, z walającymi się wokół opakowaniami po prezentach. Z czasem po prostu zaczął sobie wmawiać, że wszystko to jest mu obojętne i może przesiedzieć święta samemu, w swojej wannie, ze swoim alkoholem i wcale nie będzie się czuł przez to samotny.

20 grudnia 2023

Od Merlina do Song Ana

— Kurka, no powiem ci, że jeszcze nie zdarzyło mi się piec ciastek dla smoka — powiedział Merlin, wybity lekko z rytmu nagłą sugestią.
Nie przewidział, że przysmaki się skończą, i to jeszcze w takim momencie, ale trzeba było przyznać, że Merlin ogólnie nie należał do osób, które planowały coś z większym wyprzedzeniem, a nawet jeśli, to słabo im to planowanie wychodziło. W każdym razie – jak nie zaplanował i ciastka się skończyły, to nie pozostawało mu nic innego, jak spróbować poradzić sobie z sytuacją.

Od Virgila do Seymoura

Opowiadał Dantemu to czy tamto o swoich spotkaniach z Seymourem, nie było w tym przecież nic dziwnego, byli przyjaciółmi, a te wyjścia z byłym czarodziejem stały się trochę bardziej regularne, zatem trochę więcej o nich mówił, trochę więcej o samym muzyku wspominał… Ale to też nie wykraczało poza żadną normę! Wilkołak przecież znał Voxa już wcześniej, syren niejednokrotnie wysłuchiwał jego zachwytów nad muzyką zespołu oraz znosił wzdychania do oglądanego przez znaczną część koncertu blond gitarzysty, więc grafik nie przypuszczał, że akurat z tych niezobowiązujących pogawędek nad wspólnym obiadem Dante wyłapie wszystkie fragmenty związane z zainteresowaniem Seymoura rzeźbą wilka, podpyta o wygłaskane przez niego psy, a potem będzie to próbował wykorzystać przeciwko Virgilowi. Chociaż to nie było chyba aż tak zaskakujące.

19 grudnia 2023

Od Bashara do Raouna

— Jedyne ołtarze, jakie kiedykolwiek miałem w domu, były stawiane w moim imieniu i to się nie zmieni.
— Bo co? — burknął zaczepnie Raoun.
— Bo ja tak mówię.
— Mówił ci ktoś kiedyś, że jesteś nieznośny?
— Bywali tacy, długo nie pociągnęli.

16 grudnia 2023

Od Cheoryeona do Octavii

Widział światło.
Widział światło na końcu ciemnego tunelu, bardzo jasne, bardzo wyraźne. Mógłby nawet przysiąc, że z tego światła wychodziły sylwetki jego rodziców z obecnego życia. Prawie słyszał ich głosy: „Cheoryeona, chodź do mamy i taty”, „Cheoryeona, tata ci kupi lepszą gitarę”...
Nie, chwila, Zaświaty tak nie działały. Rodzice pewnie już dawno temu się odrodzili i teraz prowadzili nowe życia, kompletnie nieświadomi tego, kim w poprzednim wcieleniu byli. Posiadanie wspomnień z innych żyć było przywilejem należącym tylko do niego; dlatego nie próbował udowadniać innym, że był BenJohnem, Finze'em Banggo czy kim tam jeszcze, bo nawet w świecie tak rozwiniętej technologii i magii większość uznałaby go za wariata. Którym swoją drogą już bez tego był. A może przez to? Może zachowywał się jak totalny poszuraniec właśnie przez zdolność pamiętania swoich poprzednich wcieleń? Ale w książkach i filmach ci, którzy nie tracili wspomnień po reinkarnacji, cechowali się wiedzą, rozgarnięciem i tak dalej. Czy w takim razie on był jakimś wadliwym produktem?
Dobra, stop, bo się zagalopował.

15 grudnia 2023

Od Raouna – Inna Saephia: Płomień nadziei...

Raoun stał blisko, mniej niż pół metra dzieliło go od kobiety. Jednakże nie atakował. Mierzył wzrokiem nieznajomą mu sylwetkę. Wyczuwał energię Farvany, lecz przed nim stała inna osoba. Nie miała świecących, żółtych włosów, a ognistorude, z jej oczu nie biło słońce, a zwyczajny płomień. I gdy mógł na tak niewielką odległość znaleźć się przy niej, odkrył, że energia po jej bardziej dogłębnym zbadaniu pozbawiona była większości boskości.
Kobieta skierowała swoje wystraszone spojrzenie na półprzezroczystą klingę miecza, potem popatrzyła na boga.

14 grudnia 2023

Yule 2023

Ahoj!
Miałyśmy Wam dać nieco wolnego od eventów, żebyście odpoczęli po Opovemberze, ale doszły nas słuchy, że wcale nie chcecie żadnego wolnego i potrzebujecie świątecznego eventu. Nasz autor, nasz pan, więc oto i event!
Gdy dni robią się coraz krótsze, a zima przybywa do Riftreach, zaczyna się ten wyjątkowy, specjalny czas. Wpierw ludzie narzekają, bo słońce tak szybko ucieka, ale gdy wstają rano do świata otulonego śnieżną pierzyną, albo gdy wieczorne miasto rozświetlają setki złotych światełek, narzekanie jakoś tak przycicha, oczy same wodzą za dekoracjami, a ciepły uśmiech pojawia się na twarzy.
Tradycja Yule sięga zamierzchłych czasów i trudno powiedzieć, jakie były jej początki. W obecnych czasach to święto jest okazją ku temu, by spędzić nieco czasu z rodziną i bliskimi, podziękować im za przyjaźń i opiekę, a także by zatrzymać się w codziennym pędzie, zrobić coś dla siebie. Tak często przecież zdarza się, że pochłonięci pilnymi sprawami, zapominamy o tym, co naprawdę ważne.
Celebracje Yule przybierają różną formę. Niektórzy przystrajają swoje domy gałązkami sosny, wplatając w nie wstążki i inne ozdoby, inni splatają z tych gałązek wieńce, jeszcze inni dekorują całe drzewka. W Stellaire, Yule to czas pachnących świec, gorącej herbaty z przyprawami i lukrowanych pierniczków. Jest to również czas obdarowywania najbliższych przeróżnymi prezentami, bo przecież bez nich świat nie byłby taki sam.

Zasady eventu

  1. Napiszcie opowiadanie o tym, jak Wasze postaci świętują Yule. Fabuła opowiadania jest dowolna, ale motywem przewodnim powinno być właśnie Yule.
  2. Jeśli Wasza postać pochodzi z innego odłamka, może obchodzić święto analogiczne do Yule – wtedy możecie śmiało opisać, jak takie obchody wyglądają w jej regionie.
  3. Długość opowiadania jest dowolna – już Was pod tym względem znamy :3
  4. Nazwa publikowanego opowiadania musi wyglądać następująco: Od [Imię postaci] – Yule, czyli na przykład: Od Seymoura – Yule.
  5. Jeśli chodzi o etykiety, to wyglądają następująco: nick, imię postaci, Event i Yule 2023, czyli na przykład: ChaosHead, Seymour Silverthorn, Event, Yule 2023.
  6. Opowiadania możecie publikować od 21.12 do 28.12.
  7. Za udział w evencie, jak zwykle, przewidziana jest mini-nagroda <3

Od Virgila do Bernarda

— Jak to „ostatni przystanek”?
— A co może według jaśnie pana znaczyć „ostatni przystanek”? Wysiadka, panie.
Virgil zamrugał, zamrugał kierowca i tyle było z jego poczucia empatii dla mieszkańca Stellaire, którego wywiało kapkę za daleko od centrum.
Środek tygodnia, wieczór, słońce gnało w podskokach za linię horyzontu, a on bawił się w drobne słowne przepychanki z gburowatym autobusiarzem, bo temu nagle się odwidziało jechanie gdziekolwiek dalej poza perymetr swojej małej mieściny, w której od dwóch lat narzekają, że stolica nie może się zdecydować w temacie wchłonięcia ich w siebie, jak to opasłe cielsko miejskich lamp oraz świeżych wiaduktów miało w zwyczaju robić, i cały czas nie do końca wiadomo, czy oni dalej są obrzeżami, czy już miastem i tak w kółko. Tylko że Vi, w całej swojej sympatii do świata i ludzi, nie był naprawdę w humorze na takie cyrki. Nie w był w ogóle w jakimkolwiek humorze.

13 grudnia 2023

Od Ignisa do Dantego

Ignis wrócił do mieszkania absolutnie zajebany tymi cholernymi torbami z ciuchami, a że tam, gdzie mieszkał, miał miejsce na muzykę, ale nie na graty, to na wstępie nie miał nawet, jak usiąść wygodnie na tyłku i odpocząć. Właściwie od razu musiał zająć się przemeblowaniem w szafie.
Klnąc pod nosem, wybebeszył rachityczny mebel, wyleciała z niego cała garść starych, wytartych już i odbarwionych koszulek. Te, na których miał autografy ulubionych wykonawców, jeszcze z początków swej muzycznej kariery, poskładał starannie w kostkę i poprzenosił na wyższe półki. Przyciasne były te T-shirty, Ignis mimowolnie wrócił wspomnieniami do czasów, gdy w lodówce miał światło, ketchup i jajka, a w szafce – największą paczkę najtańszego makaronu. Ale na koncertach bawił się przednio. Teraz? Teraz różnie było z chodzeniem gdziekolwiek, tworzenie zajmowało mnóstwo czasu, a przecież jeszcze doszło mu trochę innych rzeczy do grafiku… Myśli popłynęły dalej, Ignis zaczął rozważać, co by było, gdyby tak w ramach artystycznego urlopu wziąć ekipę, porozbijać się po koncertach, popatrzeć znów na scenę od strony widza.

12 grudnia 2023

W pałacu lilii krąży bóg miłości

Lilian
Historia
Aparycja
Osobowość
Ciekawostki i umiejętności
Relacje
Wątki
Indywidualne
Eventy
Lilian Willis
WIEK: 25 lat
DATA URODZENIA: 12 XII 1256
PŁEĆ: Mężczyzna
RASA: Człowiek
POCHODZENIE: Vardelia, Alaverdia
ZAWÓD: Artysta. Muzyk, wokalista.
OPIS: pip to i tak jest przysłonięte
WIOSNA
LATO
JESIEŃ
ZIMA
Lilian Willis
WIEK: 25 lat
DATA URODZENIA: 12 XII 1256
PŁEĆ: Mężczyzna
RASA: Człowiek
POCHODZENIE: Vardelia, Alaverdia
ZAWÓD: Artysta. Muzyk, wokalista.
OPIS: Poeta, śpiewak, poezjo-śpiewacz. Ekstrawertyczny ekscentryk, ekscentryczny ekstrawertyk – bard odziany w szaty współczesności, słowem: dziwka muzyczna we własnej osobie. Złodziej tożsamości, chcoć do kradzieży tej został zmuszony, niepoprawny optymista – lecz ma swoje granice i ci, którzy spróbowali je przekroczyć, raczej prędko tej decyzji pożałowali.
Wiosną 1266 roku Lilian ma spojrzenie jaskrawo smutne, modrość oczu burzliwie niespokojną. Mową szklaną i kruchą, mową przerażonego dziecka, przepełnioną smakiem słonych łez i drżeniem mięśni niekontrolowanym, błaga stojącego w progu windykatora dzierżącego skórzaną walizkę w pulchnej dłoni, coby łaskaw był nie odbierać jemu i rodzeństwu dachu głową, kiedy to jedyne, co im po śmierci rodziców zostało, kiedy bez własnego kąta oni sobie rady nie dadzą. Jegomość stojący w progu drzwi domu zaniedbanego, opuszczonego, ten windykator o licu łagodnym ze skórzaną walizką w pulchnej dłoni, z niedowierzaniem kręci głową i parska chropowatym, wstrętnym śmiechem. Z drogi, smarkaczu. Takich jak wy, niechcianych bachorów, plugastw zapchlonych, jest tutaj na pęczki – odpowiada, zadzierając do góry swoje pucułowate lico. – A jakoś sobie radzą. Powiadają, że najtrudniejszy do przetrwania jest tylko pierwszy dekadzień.

I ledwo kilka słów krótkiego polecenia do towarzyszącego mu osiłka wypowiedziawszy, pozbywa się ten windykator sześciorga sierot, pozbawiając domu, choć szarpią się i walczą, i błagają, i proszą. To tylko mowa przerażonych dzieciaków, niechcianych bachorów, smarkaczy. Takich przecież jest tutaj na pęczki, wszyscy dawno przestali wsłuchiwać się w ich płacz.

A najtrudniejszy do przetrwania jest tylko pierwszy dekadzień. Później może być już tylko lepiej. Dekadzień. Przetrwamy zaledwie tyle i będzie już tylko lepiej – Lilian powtarza te słowa jak mantrę. Wyciąga z podziurawionej kieszeni kurtki eleganckie pióro ukradkiem zwędzone urzędnikowi, wyciąga cieniutki, poszarpany notesik, z którym nigdy się nie rozstaje (przecież dostał go od mamy na dziesiąte urodziny) i chwiejnym pociągnięciem rozstrzęsionej dłoni bazgrze coś na papierze.

Nic nie mam, zdmuchnęła mnie ta wiosna całkiem.
Postać stworzona przez: alina
Ostatnia aktualizacja: 1.03.2023r.

Obrazek na nagłówku od tego samego artysty, co art postaci.

Od Song Ana do Merlina

 Stał w ciszy, aby tylko w żadnym najmniejszym stopniu nie rozproszyć Merlina. Bał się, że zbyt głośny doping mógłby wyrwać chłopaka ze skupienia. Kto jak kto, ale Song An doskonale potrafił  kibicować. Nie bez powodu dostał się do swojej pracy. Znaczy się, oczywiście, chętnych też nie było wielu, ale chłopak raczej wolał myśleć, że zdobył swoją posadę ze względu na pozytywny charakter. We wszystkim starał się zobaczyć jakąś dobrą stronę. Teraz patrzył z nadzieją na czarodzieja i jego mały warsztat. Trawa w dłoni Merlina powoli zaczęła się wykruszać i jak na zawołanie, połamana drabina nagle zaczęła się zrastać. Song An nie potrafił oderwać od tego wzroku! Odkąd tu dotarł, niczego tak niesamowitego jeszcze nie zobaczył!

Od Charlie do Sorena

Szczęście. Na brzmienie tego słowa uniosła kieliszek w niemym toaście, zwyczajnie się z nim zgadzając. W tej jednej chwili bez najmniejszych wątpliwości potrzebowała go naprawdę dużo i zdawała sobie z tego sprawę. Wiele ryzykowała, stając z Sorenem twarzą w twarz, który w tej chwili w ogóle nie wyglądał jak zabójca, jednak czy właśnie nie o to chodziło? Czarujący uśmiech, spojrzenie złocistych oczu, słodkie komplementy miały uśpić jej czujność, mogłyby zadziałać, gdyby nie to, że była nieufna z natury, co niejednokrotnie uratowało jej życie. Nawet jeśli brała pod uwagę to, że ten cały liścik był niczym więcej, jak tylko głupim żartem, tak coraz intensywniej w jej głowie migała czerwona lampka. Wszystko wskazywało na to, że tylko jedno z nich wyjdzie z tego klubu żywe. Tylko które?

09 grudnia 2023

Od Dantego do Bashara

Nikt nie całował go tak jak Bashar.
Przez całe jego życie przewinęło się mnóstwo osób, różne wiekiem, pochodzeniem, doświadczeniem, a jedyne, co je wszystkie łączyło, to że spodobały się Dantemu wystarczająco, żeby dał im tę przyjemność spędzenia z nim nocy, ale nie więcej, bo nie było już czego od nich chcieć potem, nie było czego pragnąć. Kierował się uparcie tą zasadą, nie pozwalając nikomu podejść bliżej do siebie, co w rezultacie tworzyło relacje przelotne, chwilowe, nietrwałe, gdzie ani on nie znał swojego partnera, ani partner nie znał go, bo tak łatwiej przecież było o sobie zapomnieć, łatwiej zignorować wzajemne upodobania i uczucia. Aż dotarł do momentu, w którym fizyczny kontakt z drugą osobą przypominał bardziej konieczność, żeby nie zwariować, niż jakąkolwiek przyjemność. Potrzebował dotknąć kogokolwiek, poczuć bliskość, wiedzieć, że ktoś jest obok, więc rozchylał usta do pocałunku smakującego znienawidzoną żurawiną, choć pragnął je zacisnąć; kładł dłonie na obcym ciele i szeptał o podniecającej go talii, choć ledwo zwrócił na nią wcześniej uwagę. Brnął w te krótkie znajomości z nieprzerwanym potokiem myśli, pytał siebie, czy tym razem inaczej się poczuje po wszystkim? Czy coś się zmieni w nim, czy ten wyczekiwany koniec, po którym mógł już zniknąć, po prostu uciec, rzeczywiście był tak satysfakcjonujący? Zawsze była niepewność, dobijająca samotność, zawsze pytania, wątpliwości, rozterki, ale…
Serce zabiło mocniej, wróciło wspomnieniami do jednego z ostatnich wieczorów.

Od Merlina do Song Ana

Falkor popatrywał tymi żółtymi, smoczymi oczami, jak połamana drabina trzymała się na słowo honoru i rachityczne podpórki z kamieni i patyków. Przywiązany do drzewa, na które jeszcze nie tak dawno temu radośnie wlazł, i z którego trzeba było go koniecznie zdejmować, zachowywał się zupełnie grzecznie, jakby na ten dzień zużył już wszystkie swoje przydziałowe punkty łobuzerstwa. Zresztą – stres męczył, więc smok wyłożył się w suchej trawie, za rozrywkę mając swojego właściciela i dopiero napotkanego nieznajomego, próbujących ogarnąć połamany sprzęt.

Od Raouna do Bashara

No tak, no oczywiście, no ba, że nie mogli tak po prostu dojść sobie do tego głupiego ryokanu, odpocząć, zjeść coś dobrego, spędzić miło urlop. Kto to widział normalną wycieczkę do Senkawy? Coś takiego po prostu nie istniało!
Te głupie yōkai zaczynały Raounowi już działać na nerwy. Odkąd opuścili stolicę i wjechali w głąb kraju, zaczęły im się przytrafiać same niewygodne rzeczy. Wpierw ten pociąg z yūreiem i jego kumplami, teraz zapętlająca się ścieżka... Aż przestał wierzyć w te wszystkie wysokie opinie na temat kraju jako miejsca turystycznego. Normalnie dałby cztery gwiazdki, ale w takich okolicznościach nie wiedział, czy dwie nie będą przedobrzeniem.

07 grudnia 2023

Od Dantego do Mishki

Jebana. Policja.
Za kogo oni właściwie się uważali? Za ludzi z prawnym przyzwoleniem na użycie siły, których obowiązkiem oraz głównym zadaniem było strzeżenie obywateli przed szeroko pojętym, bardzo względnym i niesprawiedliwym często w ocenie złem, za ludzi mających pilnować porządku publicznego, żeby każdy na ulicy czuł się bezpieczny z samą świadomością, że ktoś nieustannie czuwa, za ludzi będących twardym orężem przepisów, gotowym wedle poleceń przełożonych i własnego, jakże silnego, niezachwianego kompasu moralnego podjąć odpowiednie działania w celu zaprowadzenia właściwego ładu? Myśleli, że mogą pacyfikować poniekąd groźne dla ogółu jednostki, zamknąć im w ten sposób usta i stworzyć z nich przestępców na podstawie przyjętej przez nich miary „dobrego obywatela”, gdzie atakowanie słowne i zgniłymi jajami budynku ministerstwa, pomalowanie pojazdów służbowych różową farbą oraz fizyczne użycie siły na mundurowych zapewniało pierwsze miejsce w sali przesłuchań na komisariacie?
Dobra. Może tak właśnie było. Ale Dante wiedział lepiej.

Od Ignisa do Maeve

Genashi parsknął śmiechem, zakołysał butelką. Gdyby nie chciał siedzieć u Dantego, zmyłby się dokładnie tak samo, jak Seymour, albo od razu powiedział temu wystrojonemu dorszowi, że nie zamierza przesiadywać w tym samym miejscu, co te jego przeklęte rybki, i byłby koniec tematu. Ale alkohol był znośny, muzyka jakoś dawała radę (niechybnie zasługa muzycznej edukacji, której Ignis wspaniałomyślnie udzielał Karpiowi), towarzystwo było w porządku, a Raam wyglądał, jakby się dobrze bawił, więc w sumie czemu by nie zostać i nie spędzić miło wieczoru.

06 grudnia 2023

Od Virgila do Ilary

Virgil z wyjść do muzeum już w swoich latach studenckich uczynił swego rodzaju przyjemny obowiązek, mający nieustannie poszerzać jego horyzonty, rozwijać i uwrażliwiać na piękno sztuki artystów, których lata świetności minęły, choć nieprzerwanie doceniano ich wkład w kulturę. Chodziło o zdobywanie wiedzy, poznawanie dawnego kunsztu, by następnie wspomnienia z wnętrza cichych sal wypełnionych zachwycającymi dziełami zainspirowały dłoń kreślącą nowy szkic, by nieśmiało przebiły się w jego własnych rzeźbach, nadając im niepowtarzalny styl, będący połączeniem jego zdolności i artystycznego zmysłu interpretującego na swój sposób oglądane obrazy lub popiersia. W końcu ostatnim, czego chciał, to żeby jego sztuka znalazła się w jakimś zastoju, dotknięta brakiem pomysłów, tą frustrującą blokadą myśli, więc regularnie wybierał się do licznych przybytków kultury w stolicy, żeby wystawiać umysł na prace mistrzów, którzy wytyczyli pewien szlak przed nim.

Od Dantego do Maeve

Może nie musiał wcale tak się spieszyć, ale cholera, to była Maeve, dzwoniąca w środku nocy, z głosem tak drżącym i wystraszonym, że wręcz namacalne przez telefon było jej przerażenie, to jak jąkała się, nie mogąc znaleźć właściwych słów, zwyczajnie ściskało mu serce i pchało w stronę przedpokoju. Całe szczęście nie był pijany, wykaraskał się z wanny jeszcze zanim rozmowa dobiegła końca, ręcznik olał, popędził od razu do szafy w sypialni, przecierając w międzyczasie oczy. Każda chwila zwłoki to była każda chwila dłużej, w której Maeve była sama, trzęsąca się na całym ciele przez rzeczy, nad którymi na dobrą sprawę nie mogła sama zapanować. Dante wiedział, jak to jest, gdy w środku nocy własny umysł obraca się przeciwko tobie i wiedział, jak obecność drugiego człowieka potrafi zdziałać cuda w takiej sytuacji, choćby się nie chciało do tego przyznać.

Od Merlina do Souela

Merlinowi zdecydowanie bardziej podobały się powolne, stopniowe zmiany, które nie wywracały jego życia do góry nogami, tylko spokojnie, krok po kroku wpływały na nie, transformując jakiś jego element. W sumie jego znajomość z Souelem zaczęła się od takiej totalnej rewolucji, bo zrobienie przypału na uniwerku zdecydowanie nie wpisywało się w kategorię powolnej i stopniowej zmiany, ale już same lekcje to była inna para kaloszy. Czas mijał, Merlin uczył się tej magii powietrza, a prócz magii powietrza uczył się też i panowania nad własną mocą, niestresowania się jak ostatni debil, i ogólnego życiowego ogarnięcia, choć z tych ostatnich tematów nie zdawał sobie nawet sprawy.

05 grudnia 2023

Od Dantego do Ignisa

Był jeden bardzo poważny problem z pozwoleniem Seymourowi opowiedzieć straszną historię – najgorsze koszmary gość mógł wyłożyć w sposób tak logiczny, że człowiek poważnie musiał się zastanowić, czy to wszystko dalej tylko żarty, czy wymysł jego wyobraźni nie był przypadkiem przerażającą rzeczywistością.
— Ale szafa Zapałki i tak dalej mnie bardziej przeraża.

04 grudnia 2023

Od Sorena do Charlie

Zawiesina powstała z likieru była słodka, pobudzająca kubki smakowe, co wraz z cierpkim smakiem alkoholu tworzyło wyjątkową kompozycję. Soren z lekkim trzaśnięciem odstawił kieliszek na ladę, nie odrywając wzroku od swojej rozmówczyni. Dopiero wtedy, widząc ją z tak niewielkiej odległości, Soren był w stanie zauważyć wszystkie pajęcze atrybuty, które początkowo umknęły jego uwadze. Ktokolwiek przysłał mu liścik, nie mógł opisać jej lepiej niż tym niewielkim, narysowanym w pośpiechu rysunkiem. Charlotte była piękna, intrygująca i nie wątpił, że w każdych innych okolicznościach zdołałaby przyciągnąć go do siebie, zwabić niczym ofiarę mającą skonać w jej własnej sieci, a on absolutnie by nie protestował. Musiał jednak zachować trzeźwość umysłu, skupić się przede wszystkim na przyświecającym mu celu, jakim było ratowanie własnej skóry.

Od Charlie do Sorena

– To chyba do ciebie – Ariel podsunął jej kremową kopertę, bez adresata ani nadawcy. Elf sapnął i pokręcił głową, widząc uniesione brwi arachnesy. – Tym razem żadna klątwa od obłąkanego dostawcy brokatu. Ale zdecydowanie powinnaś to przeczytać. – Pomachał kopertę, jakby chciał ją ponaglić, aby ją wzięła. Charlie wyprostowała się na krześle i wzięła od niego list. Wyjęła pojedynczą kartkę i przebiegła spojrzeniem po jej treści. Z każdym kolejnym słowem jej czarno-czerwone oczy mrużyły się, a brwi zbiegały, tworząc pomiędzy niewielką zmarszczkę. 

Od Octavii do Cheoryeona

Octavia nie potrafiła oderwać wzroku od Kamyka, który z niesamowitą jak na szczura gracją i swobodą wykonywał kolejne sztuczki. Nigdy wcześniej nie widziała czegoś podobnego i szczerze wątpiła, że jeszcze kiedykolwiek uda jej się natrafić na podobnie utalentowane zwierzę. Jej oczy, których z powodu nadmiernej ekscytacji posiadała znacznie więcej niż powinna, z uwagą wodziły po niewielkim, szarym ciałku Kamyka, kompletnie ignorując jego właściciela. Jak on w ogóle miał na imię? Octavia musi koniecznie zapytać go o to w wolnej chwili, jeśli nie chce zaprzepaścić sobie wszystkich szans na to, że jeszcze kiedykolwiek ujrzy ukochanego szczura.

Od Bashara do Raouna

Noc upłynęła im bezpiecznie, choć Bashar obudził się parę razy, koło dwunastej i trzeciej, a jego wzrok mimowolnie uciekał w stronę ozdobnego słoiczka z solą. Demon nie do końca dobrze się wyspał, obecność wrażego elementu odzywała się uciskiem gdzieś z tyłu głowy, sprawiając, że mężczyzna zapadł w czujny, płytki sen, zamiast całkowicie się odprężyć. Lecz jego ciało było przyzwyczajone do tego, że odpoczynek jest krótki i niepełny, wytrenowane niezliczonymi dyżurami, gdy Bashar przysypiał na kozetce, w każdej chwili będąc gotów do działania i zajęcia się pacjentem, skoro tylko pielęgniarka przekroczyłaby próg jego gabinetu.

Czy widzisz
jak on się czai do lotu, czy wiesz
jak on spiskuje od głowy do stóp
przeciw takiemu, jakim jest

Klara Melander
Wiek: 25 lat
Data urodzenia: 31 sierpnia
Płeć: kobieta
Rasa: zmiennokształtna (niedźwiedzica)
Pochodzenie: Novendia, Stellaire
Cytat w tytule: Wisława Szymborska (Akrobata). Cytaty w karcie postaci z tego samego tekstu, niech mi będzie wybaczone to pocięcie.
Zawód: Konserwatorka dzieł sztuki, akrobatka
Opis: Na pierwszy i drugi rzut oka definicja spokoju. Efemeryczna i drobna, sprawia wrażenie, jakby lada chwila miała oderwać się od ziemi – i jeśli będzie miała ku temu okazję, z całą pewnością to zrobi. Pojęcie „lęku wysokości” nie jest jej znane, chętnie wykonuje przeróżne podniebne akrobacje, czasem w teatrze, czasem w muzeum, gdy pracuje nad jakąś kilkusetletnim dziełem sztuki. Od czasu do czasu (niechcący!) funduje też ćwiczenia biegowe spacerowiczom, którzy natkną się na nią w niedźwiedziej formie, gdy chodzi sobie po pobliskich lasach – ale nikomu jeszcze nie zrobiła (i nie zamierza) zrobić krzywdy. To nieszkodliwa, artystyczna dusza, która najchętniej by usiadła z kubkiem herbaty i porozmawiała lub – jeszcze lepiej – wzięła herbatę w termos i wyruszyła gdzieś za horyzont.