Całkiem wysoki, mierzący 183 centymetry chłopak o dość szczupłej i niezbyt umięśnionej sylwetce. Ma stosunkowo wyraźne rysy twarzy, przez co z odsłoniętymi brwiami i poważną miną zaprezentuje się jak ktoś niedostępny dla zwykłego mieszczucha. Jednakże gdy tylko się uśmiechnie, w oczach innych pokaże się jako osoba, która nie skrzywdziłaby muchy. Taki niewinny chłopak z ładną buzią.
Oczy są średniej wielkości, z lekkimi zaczerwieniami na skórze w kącikach, obdarzone szaroniebieskimi tęczówkami. Spoglądają na świat spokojnie, wbrew barwie nie przeszywają na wylot, ale za to można w nich dostrzec pewną minimalną... tęsknotę? Pragnienie? Trudno określić, ale dla bardziej spostrzegawczych gdzieś tam mogą wyrażać chęć sięgnięcia czegoś, zmieszaną z usilnie ukrywanym smutkiem. Poza tym nie mają w sobie niczego specjalnego.
Falowane, nieco kręcone włosy od zawsze stanowiły dla Theo pewne wyzwanie. Opanowanie ich to najmniej przyjemny etap w jego porannej rutynie – często po prostu ogarnia je na tyle, by nie wyglądały, jakby rano nawet nie widziały grzebienia. Chłodny blond współgra z tęczówkami i jasną cerą. W sumie raz ktoś wysnuł teorię, że Voyria jest genashim lodu, ale nigdy tego nie potwierdzono. Cóż, nie ma jak.
Nigdy nie był na bieżąco z trendami, ale obecnie nie pozwoli, żeby ktoś go przyłapał w starym dresie. Zawsze jest ubrany schludnie: w dni robocze nosi koszule, swetry, czasem casualową marynarkę, z obuwia wybiera martensy i czyste trampki, a ze spodni najczęściej jeansy lub takie zwyczajne, proste – wszystko w stonowanych barwach, aby prezentować się jako ktoś dojrzały, opanowany. W trakcie wolnego można przyłapać go w bluzie i luźniejszych spodniach, te ciuchy jednak nigdy nie krzyczą niedbałością ani tym bardziej dresiarzem. Warto natomiast zwrócić uwagę, że Theo zakrywa skórę, jak tylko może. Co prawda, w domu sytuacja może być nieco inna, ale nie zmienia to faktu, że nikt nigdy go nie widział w krótkich spodenkach ani T-shircie. Jak wychodzi z domu w bluzie, to zawsze zarzuca na głowę kaptur.
Niecodziennie często nosi na dłoniach rękawiczki. Różnych kolorów, dopasowane do ubioru, w laboratorium gumowe, poza nim skórzane lub bawełniane. Odważniejsi, którzy zapytają o powód, otrzymają odpowiedź, że dłonie mają przewrażliwioną skórę i w ten sposób Theo je chroni przed różnymi czynnikami. Ile jednak w tym prawdy...
Czy do uściśnięcia komuś dłoni należy zdjąć rękawiczki? Niezależnie od odpowiedzi Theo nigdy ich nie zdejmuje, nie bacząc na to, czy urazi tym czyjeś uczucia. Czasem otrzyma zaskoczone lub nie do końca przyjazne spojrzenie, ale niemal za każdym razem sytuację uratuje uprzejmy uśmiech na ładnej buzi. Pomijając ten drobny szczegół, Voyria to ktoś bardzo dobrze wychowany. Przywita się z każdym znajomym, ukłoni się starszym współpracownikom, przeprowadzi krótką rozmowę ze studentami, którzy go wyłapią poza uczelnią.
Wie, jakie słowa dobrać, by zabrzmieć profesjonalnie, nikogo nie urazić, a mimika i sposób, w jaki oplatane są głosem wypowiedzi, sprawiają, że chłopak jest postrzegany za najniewinniejszą istotę, jaką można spotkać. Wygląd rzeźby, której twórca sprzed tysięcy lat próbował ukazać idealne piękno, głos niebiańskiego sługi niosącego dobrą nowinę pełną nadziei. Nic dziwnego, że bardzo szybko zaprzyjaźnia się z innymi. Potrafi z każdym się dogadać – czy to wielce szanujący swoją wiedzę profesorowie, zmęczone życiem urzędniczki, wycofane dziecko, czy przechodzący okres buntowniczy nastolatek. Ktoś nawet zażartował, że swoją obecnością Theo usuwa wszelakie cierpienia. Heh...
Można by przypuszczać, że jest towarzyski i otacza się mnóstwem przyjaciół, ale w rzeczywistości spędza czas samotnie. Zaproszony na jakieś wspólne spotkania lub wypady wpierw przeprowadza dogłębną myślową analizę, a dopiero potem odpowiada. Nieczęsto przystaje na propozycje, tłumacząc to najczęściej zapchanym grafikiem; zgadza się dopiero, gdy nie chce zostać uznany za całkowitego odludka. Nikomu tego nie wyznaje, ale bliższych relacji unika jak ognia... mimo że w głębi o nich marzy.
Przybicie piątki? Przytulas? Objęcie ramieniem? Takie rzeczy to nie dla niego. Zgrabnie ominie każdego rodzaju kontakt fizyczny (chyba że go trochę uratują rękawiczki). Na szczęście w profesjonalnych relacjach nie stanowi to żadnego problemu, a bliskich znajomych, którzy uskutecznialiby przyjacielskie ruchy, najzwyczajniej w świecie nie ma, więc jedynie musi się gimnastykować w zatłoczonych miejscach. Uff, jak dobrze, że posiada własny samochód, bo co to by się działo, gdyby musiał używać komunikacji miejskiej...
Lubi żartować, czasem zarzuci zabawnym komentarzem lub dopowiedzeniem, w dodatku umie ciekawie opowiadać, więc nuda nie wita w rozmowach z nim. Nawet potrafi się bardzo ładnie ekscytować! Chociaż... takie żywe emocje nieczęsto się zauważa. Można powiedzieć, że młody Voyria staje się żywszy przy bliższych relacjach, tylko... nie ma nikogo, kto by to potwierdził. Nikt nie powie, które lody Theo lubi najbardziej, jakie książki najchętniej czyta, które zwierzęta zaskarbiły jego serce, czy ma czas na oglądanie filmów. Żaden numer nie jest wpisany w szybkie wybieranie, żadne szukające wsparcia wiadomości nie przychodzą o pierwszej w nocy, nie słychać nigdzie życzeń na urodziny.
Tak bardzo towarzyski.
A jednak sam.
Zwykłe umiejętności
Czy do umiejętności można zaliczyć, że Theo to geniusz? Jeśli tak, to jest to najważniejszy element. Nauka nigdy nie sprawiała mu trudności, a jego mózg wydaje się być studnią bez dna – wchłania tyle informacji, że to się w głowie nie mieści (pun intended). W rozmowach na tematy naukowe zawsze się odnajdzie, szczególnie tych związanych z biologią i magią. Zna wiele gatunków roślin i zwierząt, może zarzucić jakimiś informacjami o nich, wie, co można jeść w dziczy, które organizmy są magiczne i inne tego typu rzeczy. Gdy pójdziemy z nim na spacer po parku czy do zoo, możemy sporo się dowiedzieć o otaczającej nas przyrodzie.
Nie samą nauką jednak Voyria żyje. Już lata temu osiągnął odpowiedni poziom samowystarczalności, obecnie potrafiąc wszystko, czego wymaga od niego dorosłe życie na własną rękę. Co więcej, całkiem nieźle gotuje. Fakt, nie miał jeszcze okazji nikomu pochwalić się swoimi umiejętnościami kulinarnymi, aczkolwiek osobiście uważa je za zadowalające.
Umysł niesamowity, ale trzeba to zbalansować ciałem, hah. Theo jest cienki z aktywności sportowych; w jego dosyć krótkiej szkolnej przygodzie na w-f'ie wpierw walczył o życie swoje i innych, a dopiero potem ćwiczył. Przez to niestety nie może się pochwalić umiejętnościami w grach zespołowych typu koszykówka czy piłka nożna. Jedynie popisze się gibkością i zwinnością. Takie doświadczenie w unikaniu kontaktu fizycznego z innymi jak on ma mało kto.
Zdolności nadnaturalne
Z pozoru niczym się nie wyróżnia. Nie rzuca zaklęć, nie kontroluje żywiołów, nie przemienia się w żadne zwierzę. Jak się skaleczy, przez tydzień nosi plaster, jak złamie rękę, to miesiąc chodzi z gipsem, jak otrzyma śmiertelne obrażenia, to umrze... No, chyba że ktoś go dotknie.
Theo... to złodziej. Wystarczy kontakt fizyczny skóry z dowolną osobą, zwierzęciem, rośliną, a następuje kradzież energii. Ofiara wtedy zaczyna tracić na siłach, robi się jej słabo, czuje drastycznie narastające zmęczenie. I jeśli nic nie przerwie procesu, nikt nie postanowi zadziałać odpowiednio szybko, w najlepszym przypadku skończy się na przynajmniej kilkudniowym pobycie w szpitalu, a w najgorszym na śmierci. Okrutna jest to zdolność, o ile można ją tak w ogóle nazwać. Sam Theo uważa za trafniejsze określenie klątwę.
Gdy już dojdzie do kontaktu, niełatwo go przerwać. Niewyjaśniona moc trzyma możliwie jak najdłużej, jeśli chodzi o chwytanie rękami. Palce się zaciskają, nie chcą puścić, nie tylko u chłopaka, ale też ofiary, jeśli to ona pierwsza go złapie. Potrzeba mocnego skupienia, żeby się uwolnić, a czas tutaj gra rolę wroga. Dlatego w obawie przed spełnieniem koszmarów Theo możliwie jak najbardziej zakrywa się pod ubraniami. Zimą jeszcze ujdzie, problem powstaje dopiero latem, gdy zostaje zmuszony do mniejszej ilości warstw i cieńszych, niezbyt zaufanych materiałów. Też żeby nie budzić niepotrzebnych nikomu podejrzeń, czasami ubiera się normalnie.
Skradziona energia od razu idzie na utrzymywanie go przy życiu. Momentami spisuje się wzorowo: nie tylko wszelakie obrażenia goją się na oczach, ale chłopak może nawet zostać przywrócony do życia w przypadku nagłej śmierci. I w sumie traktowałby to jako coś dobrego, coś przydatnego, może nawet jakoś przebolałby, że kompletnie nie kontroluje „zdolności”, ale tu wkracza coś, co skutecznie wszystko, naprawdę wszystko psuje. Jak zostało wcześniej wspomniane, zabrana innym istotom energia przeznaczana jest na utrzymywanie go przy życiu. Tak, bez niej Theo, cóż, nie będzie żył. Co prawda, nieduża ilość wystarczy na parę dni, też przebywanie w otoczeniu magicznych istot trochę pomaga, ale jeśli nie będzie dbał o to regularnie, wyrządzi sobie lub komuś krzywdę.
Prowadząc badania w laboratorium, udało mu się odkryć metodę pobierania z innych organizmów energii magicznej oraz przechowywania jej w substancji. Trzymając ją zawsze przy sobie, próbuje w ten sposób zapobiegać krytycznym sytuacjom. Czy go to jednak uratuje w kryzysowej sytuacji, trudno określić. Na razie woli się nad tym nie zastanawiać.
— Naprawdę muszę iść wykładać?
— Theo.
Chłopak podniósł głowę znad wytrząsarki laboratoryjnej, spojrzał na stojącego przy nim kierownika zespołu. Udając, że popada w zamyślenie, ukradkiem sprawdził, czy na pewno zamknął zeszyt z prywatnymi notatkami.
Profesor Lambert spoglądał na niego zmartwionym spojrzeniem. Wykonał nieco głębszy wdech, skrzyżował ręce na piersi.
— UMS sam zaproponował — zaczął spokojnie.
— Co nie znaczy, że muszę się zgodzić — odpowiedział Theo.
Wyłączył wytrząsarkę, wyciągnął z niej probówkę. Sprawdził kolor substancji, następnie nalał odrobinę na szkiełko zegarkowe z kawałkiem papierka uniwersalnego.
— Doktorze Voyria — usłyszał.
Zastygł w bezruchu, by ostatecznie z głośnym westchnięciem obrócić się w stronę kierownika.
Starszy naukowiec zbliżył dłoń do swojej twarzy w celu potarcia palcami kącików oczu, lecz powstrzymał się przed tym, gdy przypomniał sobie, że nosił rękawiczki. Zastąpił to kolejnym wdechem.
— Doceniam naprawdę, kiedy członkowie mojego zespołu są pracowici i sumienni — rzekł — ale nie chcę, żeby się z kolei przepracowywali. Spójrz na siebie. — Wskazał go ręką.
Usłyszawszy jego ostatnie słowa, Theo odruchowo spuścił głowę, jak gdyby chciał w ten sposób ukryć dość wyraźne cienie pod oczami.
— Na urlop żaden nie chcesz iść, a jak raz byłeś, to cię przyłapałem w laboratorium — mówił dalej naukowiec. — Robisz ciągle nadgodziny, na dobrą sprawę ty tu mieszkasz. Myślę, że przyjęcie propozycji od UMS ci pomoże.
— Wykładanie studentom niemal w moim wieku? — Spojrzał na niego wymownie. — Czy profesor myśli, że oni będą mnie traktować jak prawdziwego wykładowcę?
— Na pewno będą pod wrażeniem, że ktoś tak młody posiada tak ogromną wiedzę.
Theo nie odpowiedział. Przygryzł dolną wargę, uciekł wzrokiem gdzieś na bok. Nie widział zbytnio siebie jako wykładowcy. Studenci pewnie nie wezmą go na poważnie, wiedząc, że jest praktycznie tego samego wieku, co oni. Ponadto nie można było zapomnieć o jego przypadłości. Co, będzie tak stał na sali w pełni ubrany, w rękawiczkach niezależnie od pogody? Co sobie inni pomyślą? Nie, nawet nie chciał się nad tym zastanawiać.
Profesor Lambert przyglądał się uważnie chłopakowi, jak gdyby próbując odczytać myśli. Chwilę stał w ciszy, czekając na jakąkolwiek odpowiedź, lecz gdy nic nie usłyszał, postanowił sam dalej mówić.
— Spróbuj chociaż — namawiał dalej. — Odpoczniesz trochę od laboratorium, ale nadal będziesz siedział w swojej pasji. A przynajmniej twoje ręce odetchną. Tak często tkwią w tych rękawiczkach, byś się nad nimi zlitował.
Słysząc ostatnie słowa, Theo prawie się gorzko zaśmiał. Wciąż jednak się nie odzywał. Starszy naukowiec korzystał z tej okazji.
— Masz dopiero dwadzieścia jeden lat, całe życie przed tobą, a ty już gnijesz w labora...
— Dobra, zgoda! — wydusił wreszcie Voyria. — Pójdę ich uczyć. Tylko, proszę, niech profesor przestanie mnie szpiegować w laboratorium po godzinach, nie mogę się wtedy skupić.
Czyli ostatecznie się zgodził? Dlaczego? Sam nie wiedział. Być może rzeczywiście potrzebował jakiejkolwiek odskoczni od swojego monotonnego życia? Ostatnimi czasy ciągle siedział w instytucie albo domu, prawie nigdzie nie wychodził, z nikim się nie spotykał, codziennie otaczając się tym samym zestawem ludzi. I choć bał się nowych relacji, bał się iść w świat, gdzie nie zawsze mógł zapobiec niebezpieczeństwu, jakie stanowił dla społeczeństwa... chciał... przynajmniej udawać, że jest taki jak reszta.
Szef uśmiechnął się szeroko, poklepał młodego przyjacielsko po plecach.
— Wierzę, że ci się spodoba wykładanie — powiedział. — Zobaczysz, jak świetnie się można bawić na uniwersytecie.
To wcale nie tak, że Theo już przeszedł przez jeden uniwersytet...
— Mam taką nadzieję... — westchnął cicho.
Rodzina
- Rebecca Fuar, z domu Voyria – matka. Z nieznanych przyczyn nie przeżyła porodu. To znaczy, Theo domyśla się, z jakiego powodu.
- Walter Fuar – ojciec, prokurator. Ilekroć Theo go widzi, w umyśle krąży mu jedno słowo: morderca. Wiele razy ono padło z ust rodzica, który kierował je w swego jedynego syna. Przy ojcu Theo traci całą pewność siebie, trudno mu odpowiedzieć na najprostsze pytanie, a ciężkie myśli skutecznie postrzymują go przed prostą postawą. Nie otrzymuje od niego żadnego wsparcia, czy to finansowe, czy mentalne; jedynie chłopak się cieszy, że obecnie ma własne mieszkanie i widuje ojca możliwie jak najrzadziej. Nawet zmienił nazwisko na to matki, żeby nie być niepotrzebnie z nim kojarzony.
Laboratorium
- prof. Frederick Lambert – szef zespołu naukowego, w którym pracuje Theo. Frederick to mężczyzna o sporej wiedzy, szerokim postrzeganiu świata i otwartym umyśle. Już na pierwszym spotkaniu przygarnął wyraźnie zagubionego, nieśmiałego chłopaka, który był geniuszem, ale w zamian przypłacił dzieciństwem. Theo czasami myśli sobie, że profesor Lambert jest obecnie najbliższą mu osobą... ale czy można tu mówić o bliskości, gdy poza pracą mężczyzna tak naprawdę niewiele wie o swoim podwładnym?
- dr Sylvia Garcia – druga najstarsza członkini zespołu. Zrównoważona, skupiona, spokojna kobieta, która nie toleruje bałaganu i harmideru w laboratorium. Z początku wydaje się chłodna, ale całkiem szybko się otwiera na innych. Choć powiedziała Theo, że powinien siedzieć i się bawić z rówieśnikami, zamiast pracować w instytucie, chłopak rozumie, że mimo zimnego tonu po prostu się o niego martwi.
- dr Stefania Montgomery – zapominalska we wszystkim innym, lecz niezwykle skupiona i poświęcona swojej pracy. Cicha, w laboratorium często można zapomnieć o jej obecności, ale za to pomocna, gdy się ją o coś poprosi. Nieczęsto rozmawia z Theo, pogodzona z tym, że sam chłopak również jest trochę wycowany. Szybko przejrzała przez tę część jego maski.
Ciekawostki
- Ukończył studia II stopnia na kierunku biologia ze specjalizacją biomagia, mając osiemnaście lat, zaś w wieku dwudziestu otrzymał tytuł doktora. Tak, nie miał nic lepszego do roboty. Posiadając taką informację, inni myślą sporo o jego geniuszu, a zdecydowanie za mało o dzieciństwie. Aczkolwiek nie ma co się dziwić, bowiem trudno myśleć o czymś, czego nie ma.
- Ogromny miłośnik zwierząt. Marzy o własnym pupilku, najlepiej takim, którego mógłby głaskać i przytulać, ale boi się, że zrobiłby mu krzywdę swoją przypadłością.
- Hobbistycznie prowadzi swój własny zielnik, mimo że w czasach studiów nie należał do wielbicieli botaniki. Za dziecka był nieostrożny i szybko się poddawał, ale teraz próbuje to nadrobić. Przez to w jego torbie można znaleźć książkę do oznaczania roślin.
- Nienawidzi horrorów. Ma za słabą mentalność do nich. Trochę śmieszne, kiedy największym horrorem jest jego własne życie i żaden film nie powinien go przerażać.
- Oburęczny. Kiedyś pisał jedynie lewą ręką, ale ojciec kazał mu się przestawić. Teraz pisze zależnie od tego, jak mu wygodniej.
- Ma pamięć ejdetyczną.
- Nigdy nie ugryzł go żaden komar! Dowolny owad usiądzie na jego skórze i już go nie ma! Na zajęciach terenowych był podziwiany za brak jakichkolwiek obaw odnośnie kleszczy.
- Zapytany o rodzinę zawsze odpowiada wymijająco. Najczęściej mówi, że jakiś czas temu się wyprowadził i teraz mieszka sam. Jeszcze nikt nie chciał poznać szczegółów, na przykład gdzie rodzice pracują i, szczerze mówiąc, Theo ma nadzieję, że nigdy do tego nie dojdzie.
Mieszkanie
Niezbyt duże, ale zdecydowanie wystarczające jednej osobie, umiejscowione na trzecim piętrze bloku gdzieś w nowszej, spokojniejszej części miasta. Już od progu wita mały przedpokój z szafą na kurtki, płaszcze i buty, w którym widać trzy przejścia. To bez drzwi prowadzi do kuchni. Jest ona stosunkowo mała, ale za to zadbana i czysta. Nigdzie się nie walają naczynia, rzeczy na blatach są równo poukładane, podobnie jak w szafkach i lodówce. Łatwo można określić, że gospodarz dba o porządek w miejscu, które z reguły najszybciej się brudzi. Sosnowe blaty współgrają z szarymi, gładkimi frontami i białymi kafelkami. Podobna kolorystyka, tylko z większą ilością szarości, panuje w dużym pokoju po drugiej stronie.
Uwagę z pewnością przyciąga stojący koło niewielkiej kanapy regał, po brzegi zapełniony książkami. Wszystkie naukowe, wszelakiej maści, można też się doszukać starych szkolnych podręczników. Dużo biologii? Oj, to nie wszystko, reszta jest w sypialni. Tam stoi drugi regał, jeszcze bardziej zapchany i tym razem wszystko dotyczy nauk przyrodniczych. Botanika, zoologia, anatomia, genetyka, biochemia, biomagia, biofizyka – znajduje się tu cały sylabus studiów biologicznych. Nie zabraknie też grubych zeszytów z autorskimi notatkami; te akurat mają własną półkę.
W mieszkaniu jest mało roślin (nie licząc alegatów zielnikowych). Jedna mała na parapecie w sypialni, jedna większa koło wyjścia na balkon w dużym pokoju i cebula na lodówce. Żadnego zwierzaka w zasięgu wzroku poza muchą, która okazjonalnie wpadnie przez uchylone okno oraz kosarzem chowającym się za szafką w łazience. Jak na mieszkanie biologa, nie licząc książek i zielnika, mało tu biologii. Nawet pościel nie ma roślinnego wzoru, tylko jest zwykła, szara. Szarość, typowe drewno sosny, trochę białych i czarnych detali...
Czemu w tym mieszkaniu tak... depresyjnie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz