Souel to ten typ osoby, którą dojrzewanie uderzyło niczym rozpędzony pociąg. Jako dziecko był dość przeciętnego wyglądu. Niewysoki, okrągła buzia mówiąca, że lubi czasem coś sobie skubnąć, usta wydymane, jak gdyby był smutny lub naburmuszony. Gdy pierwszy raz zmienił kolor włosów, przez pewien czas niektórzy uważali, że mu nie pasuje. Wszystko się jednak zmieniło, gdy okres dorastania odwrócił go o sto osiemdziesiąt stopni.
Pełnoletni Souel może się pochwalić szczupłą sylwetką o bardzo dobrych proporcjach. Szerokie ramiona, wąska talia, długie nogi. Mierząc równe 185 centymetrów, zalicza się do tych wysokich. Tak, ten niepozorny dzieciak po podstawówce nagle wystrzelił w górę i teraz jest wyższy od większości swoich znajomych ze szkoły. A na dodatek wygląda od nich, ekhem, ekhem, lepiej, ekhem. Choć normalnie powieki są odrobinę spuszczone, nadając twarzy minimalną smużkę zamyślenia, w trakcie rozmowy potrafią być na tyle podniesione, by ukazać pełną uwagę oraz zaangażowanie. Podczas szerszego uśmiechu ujawniają małe dołeczki.
Przez dość długi okres, bo od bycia jeszcze uczniem podstawówki, miał włosy w kolorze ciemnego, ceruliańskiego mrozu, który o dziwo nie był wynikiem farby. Na początku kosmyki lśniły zwyczajną czernią, lecz w wieku około siedmiu lat na czubku głowy pojawiły się odrosty, aż z czasem całkowicie wyparły poprzedni kolor – tak noc przeszła w niebieską godzinę. Dopiero niedawno (dzięki przyjacielowi Władcy Powietrza) powróciły do czerni, choć połysk nie jest brązowy jak dawniej, a szaroniebieskawy. Kosmyki sięgają oczu, są przyjemne w dotyku. Na specjalne okazje Souel starannie je układa, odsłaniając częściowo czoło, by nadać sobie powagi. W zwykłe dni zaś zostawia je w spokoju, jedynie pilnując, by się nie plątały, w wyniku czego przezywany jest przez przyjaciół emosem.
Największą uwagę przyciągają oczy koloru nieba, z surowo białymi kręgami wokół źrenic. Świecące lekko w trakcie używania mocy pierścienie nie są typowym widokiem, wiele osób jest więc przyłapywanych na przyglądaniu się im w pewnym zastanowieniu. Ci, co zauważą, że nikt w rodzinie poza nim nie ma takich oczu, niekiedy pytają, skąd się one u niego wzięły. Souel jednak w odpowiedzi jedynie wzrusza ramionami. Dobrze widzi, to się dla niego liczy. W rzeczywistości jest to efekt bycia Błogosławionym przez białookiego boga – w tym przypadku Władcę Powietrza Aerinda.
Styl ubioru nie jest kwestią, którą można krótko opisać. Ponieważ Souel pod tym względem nie umie się zdecydować na jedną konkretną modę, kończy z totalną mieszaniną. Jednego dnia ubierze sweter z golfem i wąskie ciemne spodnie w akompaniamencie ładnych kozaczków. Następnego założy zwyczajną bluzę w towarzystwie luźnych jeansów i sportowych butów. Kolejnego pokaże się światu w eleganckim płaszczu, a jeszcze innego wskoczy w monotonny, nieco znoszony dres oraz stare trampki. Ciężko przewidzieć, co akurat na dany dzień ubierze: może wyglądać, jakby zamierzał nam wywróżyć z kart, prezentować się niczym potencjalny członek randki w ciemno, robić wrażenie najzwyklejszego typka lub nawet kogoś, kto ma szafę z dwoma dresami na krzyż. Osoby, które próbują odgadnąć jego osobowość na podstawie stylu ubioru, powinny się poddać.
Jedynym stałym elementem mogą być co najwyżej akcesoria. Poza tym, że zawsze goszczą w postaci kolczyków, łańcuszków w różnych miejscach czy też pierścieni, Souel nigdy nie rozstaje się z dwoma ozdobami: czarno-czerwonym piórem oraz amuletem. Amulet przedstawia zawieszony na wstążce biały łuk na wzór bramy, którego środek wypełniony jest substancją przypominającą granatową żywicę (tak Souel to określa). Najczęściej przyczepia go do spodni lub kurtki, ewentualnie przewiesza przez szyję i chowa pod bluzę. Z obiektu można poczuć trudną do określenia przez tutejszych moc; podobnie ma się sprawa z piórem, które emanuje pewną energią – niby bardzo zbliżoną do tej chłopaka, a jednak inną… Zawsze jest ono przy swoim właścicielu, doczepione do ubrań lub włosów z boku głowy, czasami ukryte, ale nadal obecne.
Majestatyczne bóstwo pobłogosławiło swą obecnością miejską ludność. Wszyscy zebrali się na placu głównym, by podziwiać niesamowitą wręcz postać niebiańskiego bytu. Istota uniosła się nad tłumem, swym blaskiem go skąpała. Oglądający poczuli ciepło, przyjemność, błogość. Nic dziwnego, w końcu bóstwo było piękne, olśniewające, zniewalające, boskie...
Pośród tłumu stał pewien wysoki chłopak. Również oglądał niebiański byt, lecz nie okazywał zachwytu jak pozostali zebrani. Zmierzył wzrokiem sylwetkę bóstwa, na moment bardziej zainteresował się kłótnią dwójki młodych osób z jakąś znajomo wyglądającą kobietą. Chwilę później odwrócił się na pięcie i jak gdyby nic sobie poszedł.
W czasach obecnych poznawanie Souela to całkiem ciekawe doświadczenie. Pomijając małe niespodzianki związane z ubiorem, wiele osób spogląda na jego twarz i myśli sobie, że to musi być ktoś charyzmatyczny, a gdy już do niego podejdą, spotykają się nie tylko z ogromną kulturą, ale też nieśmiałością oraz dość sporą skromnością. Mimo niewysokiej naturalnej tonacji głosu przy pierwszych spotkaniach chłopak wypowiada słowa na tyle delikatnie, że niektórzy odnoszą wrażenie, jak gdyby przed sobą mieli młodego boskiego sługę. Swoją drogą nieraz jest posądzany o należenie do tej rasy. Hm, blisko.
Souel świetnie sobie radzi z podstawowymi kontaktami. Inni chwalą, że nawet można z nim porozmawiać o czymkolwiek – on dokładnie wysłucha, skupiając się w pełni na rozmówcy. Kiwaniem głową, spojrzeniem oraz drobnymi komentarzami sprawia, że aż się chce dalej mówić. Nierzadko jest więc otoczony ludźmi; można go bez problemu zagadać, spytać o drogę albo po prostu podzielić się swoimi przemyśleniami. A potem Soue wraca do domu i pada na łóżko wycieńczony kontaktami międzyludzkimi. Tak, wbrew pozorom to nie ekstrawertyk. Nawet jeśli nie daje tego po sobie poznać, po spotkaniach towarzyskich potrzebuje solidnej przerwy. Dlatego też czas wolny preferuje spędzać samotnie, żeby się po prostu naładować. Ewentualnie z przyjaciółmi.
Ma w sobie cechy introwertyka. Mimo wszystko widać, że podczas poznawania go trzeba przejąć inicjatywę, ponieważ sam bez konkretnego powodu nigdy do nikogo nie podejdzie. Przed ważnymi wydarzeniami z udziałem osób trzecich zawsze się denerwuje i z niedługiego spotkania nagle robi się całodniowe przedsięwzięcie – w końcu trzeba wpierw porządnie się przygotować, potem to przetrwać, a na koniec się zregenerować. Chyba nie trzeba pisać, jak to u niego bywa z rozmowami telefonicznymi...
Żeby było zabawniej z osobowością Souela, gdy już się przystosuje do czyjegoś towarzystwa, stopniowo przechodzi z nieśmiałej osoby w kogoś, kto nie boi się wyrazić swojej opinii, nawet jeśli to poskutkuje słowną walką, to znaczy dyskusją o racje. Boost do pewności siebie potrafi niekiedy zaskoczyć, zwłaszcza gdy go zobaczymy z jego paczką przyjaciół. Wystarczy odrobinę szczęścia i przyłapiemy go na zawziętej kłótni z niższym chłopakiem z heterochromią o najczęściej jedzenie lub jakieś bzdety. To typ dzieciaka, który z początku nieco wycofany po oswojeniu staje się swego rodzaju żywiołowy. Jak się w coś zaangażuje, to nawet zaczyna głośniej i szybciej mówić, dorzucając gestykulację. Ponadto umie żartować oraz się wygłupiać. Naprawdę! Ostatecznie chyba prezentuje się tak trochę jako ambiwertyk.
Zakolegowanie się z Souelem nie jest trudne: wystarczy odpowiednio dużo czasu z nim spędzić, a podzielanie poglądów przyspieszy ten proces. Lecz nadal na tytuł dobrego przyjaciela trzeba sobie zasłużyć. A już zwłaszcza na usłyszenie pewnych sekretów, o których nikt nie wie; nawet rodzice chłopaka.
Zwykłe umiejętności
Cóż, umie wszystko, co powinien umieć ktoś w jego wieku. Dużo pomaga w domu, więc kolekcja jego domowych umiejętności jest odpowiednia. Gotuje, sprząta, robi pranie, nie umie piec (nigdy mu specjalnie nie wychodziło), zaszyje dziurę w spodniach, opatrzy prostą ranę. Brakuje mu tylko rąk do majsterkowania.
Z takich bardziej kreatywnych... Hm, nigdy nie był jakoś mega artystycznym dzieciakiem. Matka nakłaniała go do nauki gry na pianinie, więc on, jako posłuszny syn, regularnie ćwiczył, lecz żaden z niego wybitny muzyk. O, to jest istotne! Nie zaleca się zabierać go na karaoke. Najpierw nagada, że nie śpiewa za dobrze, że inni powinni się bawić i w ogóle, a na końcu skradnie show do jednej z najbardziej żywiołowych piosenek.
Od najmłodszego nie przepadał za wychowaniem fizycznym w szkole, więc nie może się pochwalić sportowymi umiejętnościami. Unika wszelakich gier z udziałem piłki jak ognia, zwłaszcza po tym, jak któregoś dnia w gimnazjum dostał uwagę od nauczyciela za oszukiwanie w siatkówce. Przynajmniej od tamtej pory nie miał przymusu brać udziału w grze, bo jest wysoki. Mimo wszystko jednak stara się choć trochę dbać o swoją kondycję. Wykonuje regularnie te ćwiczenia, które sprzyjają w używaniu mocy.
Moc powietrza
Jako genashi powietrza obdarzony został zdolnością panowania nad tym właśnie żywiołem. Mimo młodego wieku emanuje bardzo dużym potencjałem; może się nawet pochwalić, że w szkole był jednym z najlepszych uczniów. Świetnie opanował skupianie atomów powietrza, dzięki czemu jest w stanie wytworzyć bariery, niewidzialne stopnie, po których może się przemieszczać i robić inne podobne cuda. Ach, też potrafi jednym ruchem ręki komuś odebrać na moment tchu. Aczkolwiek nie oznacza to wcale, że robi to często. Możliwie jak najrzadziej.
Ostatnimi czasy powrócił do regularnych treningów z Władcą Powietrza, więc jego zdolności poskoczyły. Wykształcił bardzo dobrą precyzję: potrafi tworzyć podmuchy, które przewracają jeden obiekt, ale nie naruszają tych obok, zefirki obecne w danym miejscu, ale niewykrywalne przez osoby w pobliżu, snujące się między przeszkodami niczym szybki wąż, by na koniec trafić w cel. Może nie wywoła wichury ani tym bardziej tornada, ale jak trzeba, to umie zbić wiatrem kogoś z nóg.
Niedawno też nauczył się od Władcy Powietrza dwóch bardzo przydatnych sztuczek. Pierwszą z nich jest możliwość unoszenia się na wietrze. Souel nie należy do mistrzów w tym polu i nie przemieszcza się tak szybko ani z tak wielką gracją i zwinnością, co jego mentor, ale na niedalekich dystansach nie zostaje daleko w tyle. Na pewno lepiej mu idzie łagodne upadanie. Mógłby spadać z wysokości kilkuset metrów, a da radę wylądować stabilniej niż kot. Władca Powietrza zdradził mu jeszcze kolejny trick – lepsze słuchanie. Wykrywając drgania cząsteczek powietrza z pewnych odległości, jest w stanie wykryć przemieszczające się istoty czy nawet poznać częściowo rozmowy oddalonych od niego osób.
Warto dodać jedną informację: jego aura oraz energia powietrza różni się od pozostałych genashi. Pobratymcy oraz ci, którzy potrafią odczytywać takie rzeczy, mogą to wykryć. Czasami padają pytania o kontekst tej aury i choć Souel odpowiada, że to u niego rodzinne, nikt z grona genealogicznego nie emanuje takiej energii. W rzeczywistości ta część energii pochodzi od Władcy Powietrza.
Ciekawym aspektem zdolności może być, że wyczuwając wiatr, jest w stanie określić jego pochodzenie, a przy silniejszych powiewach nawet, co ze sobą niesie. Dzięki temu umie podać prognozę pogody na nie tylko kilka godzin do przodu, ale nawet następny dzień. Oczywiście bez wiatru już nic nie przewidzi.
Souel przyszedł na świat jako dziecko żywiołaków powietrza, lecz początek jego życia nie był niczym letni wietrzyk przyjemnie muskający policzki. W przeciwieństwie do przyrodniego brata, u którego już w wieku trzech lat ukazały się pierwsze oznaki kontroli nad wiatrem, on swojej mocy nadal nie przejawił, nawet gdy skończył szóste urodziny. Rozpoczęły się wtedy plotki, że młodszy z synów Beannaithe nie odziedziczył zdolności, co sprawiło, że rodzina została pokazana w złym świetle. A jakby tego było mało, pewnego dnia doszło do tragedii.
— Souel! Souel!
Młoda kobieta o kruczoczarnych włosach splecionych w długi warkocz biegała po całej dzielnicy. Rozglądała się wokół nerwowym spojrzeniem, niemal gubiła pantofelki, które nosiła. Oczy zaszklone, twarz blada niczym u wampira. Drżące niepanowanie dłonie, brwi wykrzywione w wyraźnym przerażeniu.
— Sawa! — usłyszała zza pleców.
Odwróciła się, dostrzegła biegnącego w jej stronę wysokiego mężczyznę. Gdy był tuż przy niej, chwyciła go za rękaw białej, eleganckiej koszuli, odruchowo zacisnęła na materiale opuszki smukłych palców.
— Olianie, znalazłeś go? — spytała, głos drżał.
Mężczyzna spojrzał na nią, wolno pokręcił głową. Kobieta zakryła ręką usta, z trudem powstrzymując płacz.
Minęło kilka godzin, odkąd sześcioletni synek dwójki zniknął bez najmniejszego śladu. Matka pilnowała go na placu zabaw, odwróciła głowę tylko na moment, lecz chłopiec przepadł jak kamień w wodę... z tą różnicą, że nie pozostawił po sobie niczego w formie chwilowych kręgów na tafli.
Nagły powtarzający się dźwięk dzwonka wyrwał Oliana z zamyślenia. Sięgnął do ręki po komórkę, ujrzał na niewielkim ekranie napis: Numer zastrzeżony. Z pewnym wahaniem odebrał.
— Mamy waszego syna...
Usłyszawszy te słowa, zamarł.
— Co się dzieje, kochanie? — pytała nerwowo Sawa. — Kto dzwoni?
Mężczyzna spojrzał na swoją ukochaną, przez zmartwienie na twarzy przebijał się błysk przerażenia.
Do małego budynku koło starego hangaru wpadło kilkoro uzbrojonych w rewolwery mężczyzn. Cała grupka otoczyła trzech zamaskowanych delikwentów, którzy już przebywali w środku, szybko ich obezwładniono oraz zakuto w kajdanki.
Podczas gdy część policjantów prowadziła przestępców do radiowozów, reszta wraz z młodym małżeństwem zaczęła przeczesywać cały teren. Wszyscy wołali w kółko jedno imię, powtarzali je niczym stara płyta winylowa, która się zacięła. Musieli to robić, jeśli chcieli odnaleźć zaginionego chłopca.
Rodzice jednak nie zjednoczyli się z Souelem. Dziecka nie odnaleziono na terenie hangaru. Z tego powodu kontynuowano śledztwo. Zaczęto później gorliwie przesłuchiwać porywaczy, lecz żaden nie zdradził położenia ofiary. Cała trójka, jak gdyby w zmowie zarzekała się, że sami go zgubili.
Sytuacja wydawała się na tyle absurdalna i tragiczna, że Sawa popadła w obłęd. Nie mogła uwierzyć w to, co się działo. Porywacze zabrali jej ukochane dziecko, a teraz śmieli twierdzić, że je gdzieś zapodziali. Zapodziali, jej syna! Jej najdroższego syna!
Upływały dni, tygodnie, miesiące. Olian opiekował się żoną, dokładał wszelkich starań, by choć trochę podnieść kobietę na duchu. Sawa jednak nie była w stanie wydostać się z klatki rozpaczy, w jakiej tkwiła. Co noc zasypiała z twarzą mokrą od łez, za dnia zaś snuła się po domu niczym duch, ledwie powłoka osoby, którą wcześniej była. Nie gotowała, nie oddawała się zainteresowaniom, nie opiekowała się Hianem. Myślała jedynie o Souelu. Raz tylko wpadła w szał, gdy jeden z detektywów nieostrożnie przy niej powiedział, że dawno już minął złoty czas.
Pewnego dnia siedziała w salonie, jak zwykle zapatrzona w drzewa za oknem. W którymś momencie po pokoju rozległo się brzęczenie komórki. Nie odebrała, nastała cisza... która jednak nie trwała długo, bowiem została ponownie przerwana przez ten sam dźwięk.
Gdy wreszcie zebrała w sobie tyle energii, żeby sprawdzić, kto dzwonił, uniosła delikatnie brwi. Myślała, że to naciągacze; jeśli tak to bardzo uparci.
Z pewnym wahaniem odebrała.
— Cokolwiek proponujecie, nie chcę... — zaczęła.
Zamilkła, kiedy nieznany głos po drugiej stronie jej przerwał. Chwilę słuchała, gdy nagle otworzyła szeroko oczy.
Wpadła na mały komisariat w zupełnie obcym jej mieście, przeleciała wzrokiem po całym pomieszczeniu, dopóki nie zatrzymał się on na...
— SOUEL! — zawołała na cały budynek, zwracając tym uwagę wszystkich obecnych.
Siedzący na krzesełku z kartonikiem soku w ręku mały chłopiec podniósł głowę. Spojrzał na kobietę, otworzył szeroko oczy.
— Ma! — Zerwał się na równe nogi, wypuszczając z dłoni sok.
Dwójka podbiegła do siebie, złapała w objęcia. Jednocześnie zaczęli płakać, łzami moczyć sobie nawzajem bluzki.
Souel powrócił po czternastu miesiącach. Według raportu dwóch patrolujących mieścinę policjantów znalazło go na obrzeżach, a gdy usłyszeli, że chłopiec się zgubił, zaprowadzili go na komendę. Mieli szczęście, ponieważ mały pamiętał numer telefonu swojej mamy, więc mogli od razu zadzwonić.
— Souel, jak dobrze, że jesteś! — zawołał ojciec, przytulając żonę wraz z synem.
Sawa zabrała głowę z barku chłopca, by móc się mu dobrze przyjrzeć. Zmierzyła wzrokiem twarz. Gdy spojrzała na włosy, uniosła brwi. Chwyciła delikatnie między palce jeden z wielu szaroniebieskich kosmyków.
Choć Souelowi nic poważnego nie dolegało, nie wrócił dokładnie w stanie, w jakim ostatni raz widziała go matka. Krucza czerń czupryny została zastąpiona ceruliańskim mrozem, wokół źrenic pojawiły się białe pierścienie, a jego aura wydawała się emanować pewną niespotykaną wcześniej energię. Zmartwiona wielce Sawa zaprowadziła go do nie jednego, a sześciu różnych lekarzy. Każdy z nich zapewniał ją, że z dzieckiem wszystko w porządku, więc się trochę uspokoiła. Lecz nie do stopnia, by zapomnieć o strasznym wydarzeniu.
Rygorystyczne zasady, jakie zapanowały w rodzinie, już po kilku dniach zaczęły negatywnie odbijać się na Souelu. Nim chłopiec zdążył powrócić do dawnego stylu życia, został niemile uświadomiony, że matka dalej żyła zaginięciem. Pilnowała syna niczym największego skarbu, ale nie w pozytywnym tego określenia znaczeniu. Nie oddała się na krok, wiecznie przy nim czuwając, nie pozwalała wychodzić z domu. Souel dusił się w czterech ścianach, a Sawa zdawała się tego nie dostrzegać.
— Ma, już nie musisz się o mnie martwić — powiedział Souel któregoś dnia. — Nikt mnie nie zabierze. A teraz umiem się bronić.
Chodził za matką, która krzątała się w kuchni, szykując obiad. Od dobrego tygodnia próbował jej przemówić do rozsądku, lecz mimo bycia już siedmiolatkiem, nie było to wcale łatwe.
— Nie wygaduj bzdur — odparła lekko, lecz trochę wymownie Sawa.
— Ale ma, serio! Użyję mocy i odepchnę ich!
— Kochanie, nie plącz się mamie pod nogami, jeszcze coś ci się stanie. — Wydawała się kompletnie go nie słuchać.
— Ale ma!
Stanął tuż przed nią, lecz zrobił to na tyle gwałtownie, że kobieta nie zareagowała w porę. Wpadła na chłopca, przewracając go, a jakby tego było mało, wypuściła z rąk garnek z wodą. Otworzyła szeroko oczy, widząc, jak naczynie leci prosto na głowę dziecka. Nie zdąży, nie uchroni go, nie da rady...
Niespodziewany podmuch wiatru odepchnął garnek, który spadł na kafelki kilka kroków dalej, jeszcze chwilę się turlając. Sawa zamrugała parę razy, przyjrzała się garnkowi, a potem przeniosła wzrok na syna. Chłopiec miał rękę wyciągniętą w dokładnie tym samym kierunku, w którym poleciało naczynie.
— Widzisz, ma? — powiedział. — Mogę się ochronić.
Matka z dobrą chwilę stała nad nim, nie wierząc własnym oczom. Wreszcie osunęła się na kolana, przytuliła mocno do siebie syna.
— Och, Souel, kochanie!
Wieść o ukazaniu się mocy Souela rozeszła się po okolicy szybciej niż jakakolwiek inna. Ponieważ wcześniej wszyscy znajomi rodziny Beannaithe spisali chłopca na straty, teraz lgnęli do każdej informacji z nim związanej niczym ćmy do lampy. Zwłaszcza że Souel wydawał się mieć większą kontrolę nad żywiołem niż Hian w jego wieku. Olian zaraz rozpoczął wstępną naukę panowania nad powietrzem i ku jego niemałemu zaskoczeniu chłopiec załapał podstawy szybciej niż inni rówieśnicy.
Tak oto nastały dobre czasy dla rodziny. Przynajmniej pod kilkoma względami.
Rodzina
- Olian Beannaithe – ojciec. Tak trochę nie ma co o nim pisać, ponieważ jakoś specjalnie się nie wyróżnia. Dba, em, w miarę o dzieci; gdy synowie byli mali, to ich zabierał w różne fajne miejsca. Dawał też im pierwsze treningi panowania nad mocami. I to on w sumie planuje wszystkie wycieczki w góry. Jednakże żadna z niego charakterystyczna osobistość. Można dodać, że jest właścicielem kilku niewielkich budynków pod wynajem oraz inwestuje na giełdzie. Też mimo słów ewidentnie ma swojego faworyta wśród synów...
- Sawa Beannaithe-Agdiaanaeir – matka, wykonuje biżuterię na zamówienie. Bardzo opiekuńcza kobieta, która wydaje się poza swoim synem nie widzieć świata. Kiedyś za bardzo się narzucała, ale niedawno dała Souelowi trochę więcej swobody. Nawet pozwoliła mu wyjechać na jakiś czas! To akurat sprawiło, że teraz chłopak jeszcze bardziej ją kocha.
- Hian Beannaithe – starszy o cztery lata, przyrodni brat. Rodzeństwo nie ma ze sobą najlepszej relacji; od początku sobie dogryzali, i to nie w stary dobry braterski sposób. Wpierw Souel zazdrościł Hianowi, potem Hian Souelowi, teraz oboje mają na siebie wywalone. Ciężko im odnaleźć wspólny język do tego stopnia, że gdy kiedyś za dzieciaka bawili się w domku na drzewie, Hian zepchnął Souela. Dobrze, że brat jakiś czas temu wyprowadził się z domu rodzinnego.
- Władca Powietrza Aerind – okej, to nie rodzina na ramach krwi, ale Souel uważa go za członka rodziny. Pod jego okiem uczy się kontroli powietrza, też przez pewien czas Władca Powietrza się nim opiekował. Chłopak wiele mu zawdzięcza, traktuje bezgranicznym szacunkiem i słucha wszystkich jego rad.
Pole kwiatowe
Tak się nazywa grupa paczki przyjaciół na Teatalku. Dodatkowo każdy pisze tam pod pseudonimem, pochodzącym od jakiegoś kwiatka. Sam Souel nazywa się Zawilec.
- Cheoryeon Moon (Niezapominajka) – najstarszy z całej paczki. Najstarszy, ponieważ wraz ze wszystkimi poprzednimi wcieleniami, które pamięta, ma najwięcej lat, ale z drugiej strony zachowuje się, jakby był najmłodszy
i czasami w ten sposób jest traktowany. Lubi dokuczać innym, bywa momentami uszczypliwy, ale Souel potrafi się z nim dogadać, co niekiedy samego czarnowłosego zaskakuje. Na boku można wspomnieć, że Cheoryeon niekiedy pomaga w nauce. To znaczy pomaga.
- Suyeon Moon (Wrzos) – siostra bliźniaczka Cheoryeona. W kwestii zachowania przy bracie podobna do niego, lecz mimo to widać, że jest bardziej ogarnięta i ma w sobie więcej dojrzałości. Najmądrzejsza z paczki, Souel zawsze może liczyć na jej pomoc.
- Yen Avoir (Fiołek) – w zasadzie to była dziewczyna Hiana, ale tak jak z nim nie utrzymuje w ogóle kontaktu, tak z Souelem regularnie pisze na czacie, całą paczką urządzają rozmowy wideo, wychodzą razem coś zjeść lub się napić. Obydwoje lubią narzekać na Hiana, też w wielu kwestiach podzielają zdania.
- Lea Rook (Lilia) – bardzo towarzyska, choć z początku dość skromna dziewczyna, Yen przez jakiś czas się śmiała, że z pierwszego charakteru Lea i Souel są do siebie podobni. Genashi czasami prosi ją o kolorystyczne rady. Ciekawe jest też to, że Lea wykazuje pewne zainteresowanie Władcą Powietrza i z przyjemnością słucha historii o nim. Cóż, dziewczyna zawsze wszystkiego wysłucha, nawet jeśli są to totalne bzdety.
Pozostali
- Władca Dusz Raoun – zdecydowanie wolałby go poznać w innych okolicznościach, ponieważ porządnie najadł się strachu, ale gdy Władca Dusz pojawił się po raz drugi, z ciałem, relacja zaczęła się poprawiać. Dzisiaj Souel traktuje go z niemal równym szacunkiem, co Władcę Powietrza. W końcu to bóg. Władca Dusz.
- Władca Kosmosu Celtrioz – przyjaciel Władcy Powietrza i Władcy Dusz. Souel również mu wiele zawdzięcza, ponieważ to on pomógł mu wrócić do domu, a także zrobił inne miłe rzeczy. Nie jest bardzo wylewny emocjonalnie, ale to na pewno dobry bóg.
- Yonki, to znaczy Władca Chaosu Yonki – dobry przyjaciel Władcy Powietrza. Souel z początku był odrobinę niepewnie do niego nastawiony, ponieważ tytuł Boga Chaosu brzmi grubo, ale dość szybko przekonał się, że Yonki może być dobrym znajomym. Trochę szalonym, ale nadal. Ej, w sumie może dogadałby się z Cheoryeonem.
- Merlin Spellman – licealista, którego Souel kiedyś zaczął uczyć magii powietrza. Poznał go prawie przypadkiem; raz załagodził niebezpieczną sytuację, a wychowawczyni młodego czarodzieja uznała, że tak, to będzie fantastyczny wręcz pomysł, żeby genashi go szkolił. Ale student obecnie wcale nie narzeka. Udało mu się zakolegować z Merlinem i teraz spędzają ze sobą czas również na innych rzeczach niż treningi. No i chłopak ma fajnego smoka.
- Może się taki nie wydawać, ale jest niezwykle religijny; aczkolwiek żeby bardziej innych zagmatwać modli się tylko i wyłącznie do istoty, którą nazywa Władcą Powietrza. Część wykonuje machnięcie ręką, sądząc, że to pewnie to jedno bóstwo. Zapytany o szczegóły nic nie mówi. Za to zobaczenie go w religijnej akcji nie stanowi żadnej legendarnej okazji. Poza modleniem się regularnie rozkłada prowizoryczny ołtarzyk na dachach najwyższych z budynków, gdzie składa drobną ofiarę. Nie, bez wiedzy osób, które w środku przebywają.
- Po kawie przez pewien czas trzęsą mu się ręce. Aczkolwiek bywa, że musi ją wypić, żeby móc funkcjonować.
- Regularnie wróży sobie z kart. Nie, nie tarota. Swoich własnych, wyjątkowych, które otrzymał w prezencie. Nazywa je Kartami Elementarnymi.
- Rodzice zapisali go na prywatne lekcje kontroli nad żywiołem. Nie wiedzieli jednak, że Souel w sekrecie już spory czas temu się z nich wypisał. Tak, co dwa tygodnie udawał, że idzie na zajęcia, zakładał wygodne ubrania, brał nawet plecak z rzekomo rzeczami potrzebnymi na trening; w rzeczywistości robił sobie dwugodzinną przechadzkę po mieście. Ostatecznie jednak powiedział mamie, stosunkowo niedawno. Dopiero, gdy wrócił do poprzedniego mentora.
- Dość długo nawiedzał go ten sam sen. Pojawiał się w miejscu, którego niby nie pamiętał, a jednak wydawało się jakieś znajome. Przemierzał niewidzialne mosty łączące białe wyspy zawieszone na niebie. Widział wielkie łuki przypominające przejścia, w których płynęły pionowe tafle jak gdyby wody – głębokie, lecz jednocześnie odbijające częściowo światło tego miejsca. Sen przestał się pojawiać, odkąd sobie przypomniał, skąd to wszystko kojarzył.
- Bardzo lubi jeść lody, do tego stopnia, że nie babrze się z nimi tylko gryzie jak batona. Uwielbia je jeść o każdej porze, choć sam twierdzi, że lody najlepiej smakują zimą.
- Ma częściową klaustrofobię. Nie umie zbyt długo przebywać w zamkniętych pomieszczeniach, potrzebując regularnego wychodzenia na świeże powietrze. Na trwających półtorej godziny zajęciach ledwo-ledwo wytrzymuje. Wyuczonym wyjątkiem jest jego własny pokój. Otwarte na oścież okno, air purifier i można siedzieć.
- Zimą się hartuje poprzez chodzenie w rozpiętych kurtkach, płaszczach, bez szalika, rękawiczek czy chociażby czapki. Jakoś nie choruje.
- Po domu chodzi w swoich ulubionych klapkach rybach. Dostał je od Cheoryeona.
Merlin i Souel
Souel wiedział, że pewnego dnia zostanie nauczycielem, ale nie przypuszczał, że nastąpi to tak szybko.
13 lipca 2023
Nic konkretnego. Po prostu Souel tradycyjnie oszukuje matkę, że chodzi na treningi z kontroli powietrza i udaje się na jeden z dachów budynków, by sobie poczillować. Nic się nie dzieje, nikt nie skacze.
13 lipca 2023
Odkąd Souel bezpiecznie wrócił do domu, zaczął pisać listy do Władcy Powietrza. I choć w tym polu pojawił się pewien upadek, obecnie regularnie opowiada swojemu mentorowi, co u niego słychać.
21 lutego 2024
Souel przyszedł do Cheoryeona, by ten mu pomógł z pytaniami do egzaminu, a skończył w jakiejś dziwacznej sytuacji, co to za Władca, o co chodzi, on nie miał pojęcia i nie wie, czy chciałby mieć...
28 lutego 2024
Listów napisał wiele. Bardzo dużo. Ale pewnego dnia już po raz ostatni pociągnie długopisem, układając linie w słowa: Drogi Władco Powietrza Aerindzie. Kiedy do tego dojdzie? I z jakiej przyczyny?
03 marca 2024
Ciąg daszy opowiadania Najlepszy wiatr.
31 października 2023
Souel, cóż, jako osoba nieprzepadająca za horrorami, jumpscare'ami i innymi strasznymi rzeczami nie jest fanem Halloween i najchętniej przesiedziałby święto w domu... Ale czego się nie robi dla przyjaciół, prawda?
25 grudnia 2023
Drogi Władco Powietrza Aerindzie,
Kolejny rok zmierza ku końcowi. Przyznam, że nawet nie zauważyłem, kiedy to zleciało. Z jednej strony nic wielkiego się nie wydarzyło, z drugiej gdybym pisał ogólne podsumowanie, wiele rzeczy bym w nim zamieścił...
20 lutego 2024
Mija trochę czasu od pewnego wydarzenia, Souela nie ma w domu. Przebywa dość daleko od dobrze znanego mu Stellaire, lecz gdy otrzymuje list od Yen, która potrzebuje jego pomocy z czymś bardzo dla niej ważnym, nie zwleka długo i czym prędzej się do niej udaje.
11 sierpnia 2024
Wietrzne Pióro wylegiwał się na grubej gałęzi, niezbyt wysoko, ale na tyle, żeby czuć muskający sierścią wiatr. Drzewo nie było gęste, przez co słońce grzało czarne futro, ale jednocześnie wyższe gałęzie częściowo blokowały promienie, więc dało się odczuć niemal idealny balans między nimi a podmuchami. Kot zatem mógł swobodnie oddać się lenistwu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz