28 lutego 2024

Od Souela – Najlepszy wiatr

Prywatne treningi były czymś, co Souel bardzo lubił. To znaczy prywatne, czyli on sam, ze sobą, bez nikogo innego. Już dobre miesiące temu zrezygnował z lekcji u pewnego genashiego, bo ten nie był w stanie niczego nowego go nauczyć. Najwyraźniej dobrym mentorem to on nie był. A na pewno nie dorastał do pięt Władcy Powietrza.
Dlatego Souel teraz ćwiczył samotnie. Udając, że idzie do byłego już nauczyciela, ponieważ nie odważył się jeszcze wyjawić prawdy matce, tak naprawdę szedł gdzieś na długi spacer, by nacieszyć się introwertyzmem. Wpierw trochę potajemnie dostał się na dach jednego z wyższych budynków, a gdy upewnił się, że nikogo w pobliżu nie było, przeszedł do tradycyjnej czynności.

Od Ignisa do Dantego

Raam był facetem zdolnym wyrzucić kogoś za drzwi bez ich otwierania.
I akurat wtedy, kiedy ta umiejętność asury tak bardzo by im się przydała, Raam postanowił zostać w domu.
Kurwa.

Od Merlina do Isarra

— Ale jak to „na jutro”?! — spytał Merlin, głosem wyższym o oktawę, z paniką brzmiącą w każdej głosce.
— No na jutro, Merlin, przecież pani Partridge wyraźnie mówiła, że będzie zbierać rośliny w czwartek, zaraz po feriach.

Od Merlina do Souela

Falkor wciąż popatrywał na nich obydwu z lekką konsternacją, Merlin zaś ponownie zauważył, że jego smok ma całkiem wyrazisty pysk. To znaczy, naprawdę nietrudno było odgadnąć, co smok myślał, bo miny miał niemalże memiczne, a w chwili obecnej jego spojrzenie wyraźnie mówiło, że biedny Falkor nie ma pojęcia, czego się od niego wymaga, ale i tak tego dokona.

Od Merlina do Song Ana

— Kurka, nie wiem, trudno powiedzieć — odparł Merlin, z powątpiewaniem wyglądając przez okno, obserwując stalowoszare niebo. — Nie sprawdzałem prognozy pogody, ale rano jakoś się tak nie wydawało, żeby miało wziąć i aż tak lunąć.
Jego najbardziej ogarnięta koleżanka z klasy, Guinevere, zawsze sprawdzała pogodę na cały tydzień i bezbłędnie przynosiła ze sobą parasolkę, kiedy tylko było na nią zapotrzebowanie, ale Guinevere to była Guinevere. Merlin nigdy nie był nawet w połowie tak ogarnięty, jak ona, i prawdę powiedziawszy, to znając swoje własne ograniczenia, nawet nie aspirował do takiego poziomu. Marzycielem był, to prawda, ale były takie rzeczy, które nie pojawiały się u niego nawet w sferze marzeń. W każdym razie, chłopak najczęściej określał, jaka pogoda będzie tego dnia, przelotnie wyglądając przez okno i stwierdzając, że ujdzie. Czasem powietrze pachniało nadciągającym deszczem, albo miało w sobie to charakterystyczne, krystaliczne coś, co sprawiało, że Merlin wiedział, że wieczorem ściśnie mróz. Ale oczywiście, takie przeczucia nie umywały się do profesjonalnej prognozy pogody, bo przecież poranek mógł być zupełnie ładny i słoneczny, tylko po to, by po południu lunął deszcz, dokładnie tak, jak to miało miejsce teraz.

Od Raouna do Octavii, Dantego

O Raounie można powiedzieć wiele rzeczy, jednak nazwanie go beznadziejnym lekarzem byłoby kompletnym obłędem.

Od Raouna – Bóg

— I ja wtedy: Protezy. Nie słyszałaś? Pan doktor jasno ci powiedział”. A on: Jeśli chce się pani dostać do najbliższego większego szpitala, powinna pani skorzystać z pociągu! Och, gdybyś widział minę babki! Normalnie tak ją załatwiliśmy!
Zaśmiał się głośno; gdyby w okolicy były jakieś inne istoty niematerialne lub mogące się z nimi porozumiewać, na pewno by go usłyszały.
Celtrioz szedł zaraz obok, obserwując otoczenie – bardziej podziwiał, niż wypatrywał ewentualnego zagrożenia. W sumie czy cokolwiek mogło tutaj zagrozić dwójce bogów?

Od Bernarda do Virgila

Wydawałoby się, że dzięki swojej izolacji, Łuna byłaby całkiem spokojnym miejscem. Szczególnie w środku tygodnia po zmroku. Komu chciało się wymieniać ciepłe, bezpieczne progi domu na szron i chłód pozamiejskiej pustoty? Ewidentnie żerowało na spokój Bernarda więcej osób, niż mu się wydawało. Jakieś pozaziemskie istoty w zestawie, na pewno, bo ilość dziwnych zbiegów okoliczności przekroczyła granicę już jakiś czas temu.
Może mógł pójść na łatwiznę – wynająć jakąś bodegę w środku miasta i tam byłoby spokojniej. Z pewnością miałby mniejszą widoczność tej przeklętej pełni. Może masa zapachów, zlewających się z każdego zakamarka, każdej uliczki i mieszkania, przytłumiłaby tę terytorialną obsesję. Ale nie, wybrał odludzie za miastem, w chłodzie, lodzie, mgle. Wypizdowo od siedmiu boleści. A i tak jakimś cudem stanął twarzą w twarz z innym wilkołakiem.

Od Seymoura do Virgila

Wspólne wyjście do filharmonii z chłopakami zawsze było dla niego czasem wyciszenia się i skupienia. Atmosfera tego miejsca, muzyka klasyczna, cały ten spokój i oprawa koncertu, sprawiały, że umysł się wyciszał, a były czarodziej nie myślał już o tym, co trzeba zrobić następnego dnia, jakie zadania jeszcze na niego czekały, i co tym razem zawalił. Filharmonia stanowiła bezpieczne miejsce, oderwane od świata i wszelkich doczesnych spraw.
Do czasu.

27 lutego 2024

Od Nezumiego

Sora był wręcz i-de-al-nym modelem dla Nezumiego i chłopak to bardzo wykorzystywał. Gdy tylko wymyślał nowy design, zmuszał blondyna do założenia bluzki i wspólny pokój Nezumiego i Hoszki zostaje przemieniony w studio fotograficzne. Hoshime też nie był bezpieczny, nie, nie, nie, on miał obowiązek trzymania lampy pod odpowiednim kątem. I tak całe mieszkanie było pracownią Szczurka, w której produkował swoje wymyślne koszulki na zamówienie.

Właśnie pracował nad kolejnym projektem, pochylony nad zeszytem, kiedy chaotyczne pociągnięcia ołówka osłonił szeroki cień, a obecność magii zmusiła włoski na karku do powstania na baczność.

– Co tam, Hoszka? – zapytał mężczyzna, nie podnosząc w ogóle głowy. Wielka dłoń wylądowała na jego ramieniu.

26 lutego 2024

Od Dantego do Raouna, Octavii

O Dantem można powiedzieć wiele rzeczy, jednak nazwanie go mało troskliwym partnerem byłoby kompletnym obłędem.

25 lutego 2024

Od Virgila do Seymoura

Krótkie, pogodne parsknięcie śmiechem umknęło z wilczej piersi, prawie całkowicie zagłuszone przez resztę towarzystwa, wzrok powędrował na skwaszoną minę Dantego, przesunął się po lekkim uśmiechu Seymoura, nieznacznie poszerzonym, gdy metaliczne spojrzenie spotkało się z tym szafirowym. Nie trwali tak długo, jednak serce zdążyło przypomnieć sobie taniec, bliskość czarodziejskich pleców, zdążyło pożałować, że łokieć nie miał szansy zaczepnie szturchnąć smukłej ręki muzyka, a wilkołak ciekawsko zerknąć przez wytatuowane ramię, żeby z bliska obserwować dziejącą się magię.
Zdążyło na nowo zapragnąć oddania się Seymourowi. Vi przygryzł wargę, pierwszy przerwał tę chwilę, spuściwszy wzrok na trzymany w dłoniach telefon. Kontur ciemnych loków niewyraźnie odbijał się w naprawionym ekranie.

Od Isarra do Merlina

Godzina ósma rano, Isarr intensywnym wzrokiem wgapiał się w tabliczkę wiszącą na drzwiach jego sklepu, czy on aby na pewno chciał ją obrócić i oznajmić, że jego sklep jest otwarty. Pewnie, zarobiłby wtedy pieniądze, ale to też nie tak, że Nerikare był biedny, mógłby sobie odpuścić ten jeden dzień i zrobić sobie wolne. Dzień bez użerania się z klientami brzmiał dość obiecująco, zrobiłby sobie herbatę, zajął by się roślinami, a nie tłumaczył czemu kwiatek żółknie jeśli nie postawią go w miejscu gdzie jest dużo słońca. Zatopiony w rozważaniach nie zobaczył starszej pani, która zamachała do niego i poprosiła by otworzył drzwi. W tym momencie cały plan Isarra wziął w łeb, chociaż mógłby po prostu skryć się w głębi sklepu, ale zdecydował, że ewentualnie może przepracować ten dzień. Naga syknął pod nosem przewracając tabliczkę i przekręcił klucz, wpuszczając klientkę do sklepu.

24 lutego 2024

Od Raouna – Duch

Hej Celtrioz!
Dawno o mnie nie słyszałeś! A widzisz, taka trochę głupia sytuacja, bo mam taki pewien problem i utknąłem w innym świecie, dokładniej Riftreach, tym, o którym ci kiedyś opowiadałem. Komplikacje się porobiły, bo, cóż, tak wyszło, że wcześniej nie mogłem nawet do nikogo listu wysłać, ale jak widzisz, teraz już mogę! Wiem, wiem, pewnie teraz sobie myślisz, że wow, co tak długo, już zdążyłeś o mnie zapomnieć i w ogóle – to znaczy, ja myślę, że jednak nie zapomniałeś, co? W każdym razie nie będę się niepotrzebnie rozpisywał. Wszystko z pełną dokładnością opowiem, jak już się spotkamy, ale tak: czekam na ciebie w mieszkaniu mojego śmiertelniczego kumpla, Kanno, adres masz na odwrocie. Tylko wiesz, ucieszyłbym się bardzo, jakbyś możliwie jak najszybciej mi odpisał. Ja serio wszystko wytłumaczę. Tylko przyjdź tu.

Raoun

P.S.: Souel, taki jeden, podopieczny twojego kolegi, Aerinda, obiecał wspomnieć o mnie w swoim liście do mentora, więc możesz też od niego o mnie usłyszeć.

Od Dantego do Ignisa

Dante zerknął na Seymoura i Virgila, uśmiechnął się znacząco, widząc, jak twarz wilkołaka się rozjaśnia, a oczy pogodnie skrzą.
— Tak, jak najbardziej — odpowiedział grafik, przysunął bliżej byłego czarodzieja.
Syren powoli odwrócił głowę w bok, pierwszy raz tego wieczoru dobrowolnie i z przyjemnością napotykając wzrokiem spojrzenie Zapałki, równie wymowne i wyjątkowo mające na myśli dokładnie to samo, co on. Wywrócili oczami jednocześnie, Dante z łobuzerskim półuśmiechem zwrócił się do wilkołaka.

23 lutego 2024

Od Raouna – Inna Saephia: Dwie pieczenie na jednym ogniu

Klęczący pośrodku gruzowiska Cogadh przytulił do osłoniętej zimną zbroją piersi ciało Farvany, stopniowo, acz nieubłaganie również zbliżające się temperaturą do metalu. W całej okolicy trwała grobowa cisza, nienaruszana przez nic; nawet wiatr nie szumiał, nawet ptaki nie śpiewały (jeśli jakiekolwiek jeszcze tu przebywały). Można było odnieść wrażenie, że dałoby się usłyszeć popiół opadający lekko na pozostałości po mieście i jego mieszkańcach.

Od Song Ana do Merlina

W pierwszej chwili, gdy Song An usłyszał propozycję Merlina, w pierwszej chwili nie potrafił mu uwierzyć. Telekineza? I jeszcze to, że umożliwiała ona podniesienie kogoś? Boski sługa każdego dnia zadawał sobie dosadniej sprawę z tego, że śmiertelny świat nie przestanie nigdy go zaskakiwać. Kontaktu z takiego typu magią nie miał podczas życia na Gromie. Tam uczył się jedynie sztuk powiązanych z burzową domeną. Nawet nie przyszło mu do głowy możliwość podniesienie czegoś lub tym bardziej kogoś przy pomocy zaklęć! No, chyba, że włączy się w to silny podmuch wiatru, który dawniej Song An potrafiłby wywołać bez większego problemu.

22 lutego 2024

Od Juana do Malphasa

— Nie mam się w co ubrać! — Ruby biadoliła od dobrych dziesięciu minut, ale Juan nie odwrócił nawet oczu od komputera. Wystukiwał właśnie artykuł, o który szef zamęczał go od dobrego tygodnia, więc starał się skupić na pracy. Współlokatorka kręciła się po mieszkaniu, robiąc w nim coraz większe pobojowisko. Ciuchy zajmowały coraz większą powierzchnię. W poszukiwaniu idealnego outfitu wyrzuciła zawartość szafy na podłogę. Część fatałaszków przykryła też meble w salonie, zupełnie jakby przez dom przeszedł huragan. Dziewczyna potykała się o nie, więc co jakiś czas z jej ust padało przekleństwo. Właśnie pośrodku tego bałaganu siedział rudzielec.

— Masz więcej szmat, niż w sklepie — mruknął, poprawiając okulary, które zsunęły mu się na sam czubek nosa. — Wybierz pierwszą kieckę z brzegu — doradził jej. Sukienki generowały mniej problemów. Do bluzki trzeba dobrać przecież jeszcze spodnie albo spódniczkę, a to oznaczało jeszcze więcej babskiego marudzenia i dodatkowe pytania.

Westchnął ciężko, gdy zauważył jak Arson biegnie do niego z biustonoszem w pyszczku, ciągnąc za sobą parę rajstop, w którą się zaplątał. Rudzielec zacmokał i pochylił się, żeby uwolnić psiaka z sideł, które zastawiła na niego Ruby. Rzucił obie rzeczy na krzesło, tak by sam nie wybił sobie o nie później zębów, a potem przeciągnął się. Dopiero wtedy poczuł jak rozbolały go plecy od siedzenia w pochylonej pozycji przez kilka godzin. Na szczęście mógł sobie już odpocząć, bo przed chwilą wysłał materiał, z którego napisaniem zalegał.

Od Souela do Merlina

Souel nie przypuszczał, że rodzina Merlina będzie... tak duża. Dziewięć sióstr? Genashi nie wytrzymywał z jednym bratem, a gdy usłyszał, że czarodziej ma aż dziewięć sióstr, zaczął się poważnie martwić. To znaczy, nie zakładał z góry, że stanowiły one twarde sztuki, nie myślał o nich źle ani nic, dobrze wiedział, że nie powinno się oceniać książki po okładce, ale jako introwertyk trochę obawiał się... czegoś. To takie w sumie typowe dla osób jego pokroju. Zostanie zdominowany albo go zagadają na śmierć, albo będą wypytywać o wszystko, aż on nie wytrzyma. Merlin nie wydawał się być kimś, kto miał dużo znajomych, a już zwłaszcza zapraszał często do swojego domu, więc istniała szansa, że cała jego rodzina zainteresuje się sprowadzonym przez młodego czarodzieja gościem. A jakby tego było mało, ten gość należał do przedstawicieli innej rasy, innej grupy wiekowej, innej... inności. Tak można było powiedzieć? Souel nie wychodził na rasistę? On nie był rasistą, nigdy w życiu!

Od Kindry do Ilary

Życie biegło swoim własnym, dawnym torem. Pobudki przed wschodem słońca, bieg, dzięki któremu czuła, że naprawdę żyje. Później zajęcia, omawianie w nieskończoność kolejnych taktyk i wkuwanie do tych zakutych łbów, że choć spędzają długie godziny na wkuwaniu tych wszystkich informacji, to na misji może się okazać, że to wszystko jest gówno warte. Nigdy nie było wiadomo, co wylezie z portalu. Czy to małe, na pozór urocze stworzonko za chwilę nie odgryzie ci twarzy. Czy wielka bestia, odporna na wystrzał z pocisków, nie rozerwie twoich kolegów na pół. Czy pierdolony, magiczny wybuch nie zamorduje nagle wszystkich, jedynie ciebie pozostawiając w długiej, niekończącej się agonii. 

21 lutego 2024

Od Souela – Czy jesteś...?

W Pokoju Jasnowidza tego dnia panowała wyjątkowa cisza. Cheoryeon siedział na swoim stałym miejscu, w pełnym skupieniu czytając przyszłość. Co pewien tylko czas otwierał oczy, żeby zapisać coś na kartce i wracał do przeglądu. Zajmujący poduszkę po drugiej stronie stolika Souel z kolei sprawdzał spisane treści i szukał potrzebnych informacji w podręczniku.
Tak właśnie wyglądało profesjonalne oszukiwanie do testu.

Od Bashara do Dantego

Atrament zblakł nieco, gdy mijające wieki odcisnęły piętno na kruchym papierze, sprawiając, że linie straciły na głębi swej przemożnej czerni, lecz sam list wciąż nosił w sobie nieustępliwy charakter piszącej go osoby, słowa zaś składały się na wyrok brzmiący ostateczną, nieodwołalną decyzją.

Od Dantego do Maeve

Nie jeden raz był już u Maeve w domu, jednak tak daleko nie miał jeszcze okazji się zapuścić. I chyba w końcu wiedział dlaczego.

Od Liliana do Leviego

TW: krew – niedużo, ale się pojawia
Biegnie, pada, wstaje.
Biegnie, próbuje nie upaść. Pada. Wstaje, próbuje biec. Biegnie.
Szaleje wiatr – jeden z tych złowrogich, groźnych wiatrów. Targa włosami, wdziera się pod ubrania, zimnem przeszywa na wskroś. Świszczy w uszach, dmucha prosto w oczy, wdziera się do nozdrzy. Porywa liście, wyrywa konary drzew i rzuca gałęzie pod nogi.
A mimo to Lilian wciąż brnie do przodu. Choć ze zmęczenia łzy spływają mu po umazanych od błociska polikach, choć nie stawia stóp na ziemi tak twardo, jak wypadałoby je stawiać, kiedy podłe wietrzysko targa wątłym cielskiem na wszystkie strony, przez co zdarzy mu się potknąć o własne nogi – i znów, nieudolna pokraka ląduje twarzą w ziemi, to wciąż brnie do przodu uparcie. Nie poddaje się, nie rezygnuje. Nie w jego to zwyczaju.

20 lutego 2024

Od Souela – Walentynki

— Muszę... Muszę ci coś powiedzieć.
Souel siedział nieruchomo na krześle, wpatrywał się prosto w twarz siedzącej po przeciwnej stronie Yen. Trzecie krzesło zajmował śpiący kot, kompletnie niezainteresowany jednymi z niewielu klientów kociej kawiarni. Dwójka, to znaczy trójka siedziała głębiej, na uboczu, żeby nie przykuwać uwagi innych.
Yen namówiła go na przyjście, ponieważ musiała coś ważnego zrobić. Mówiła, że to pilne i nie mogła zwlekać, a on uznał, że jako dobry przyjaciel nie powinien odmawiać. Gdy tak jednak siedział już w tej kawiarni, a rozmowa przeszła do konkretów...

Od Merlina do Song Ana

Merlin nie raz się zastanawiał, jak to się w ogóle działo w jego życiu, że proste rzeczy, które powinien był być w stanie wykonać bez żadnego problemu, nagle urastały do rangi jakiegoś niemożliwego zadania, kiedy wszystko szło nie tak, jak powinno. Przecież to nie był jakiś bardzo skomplikowany przepis, nie trzeba było tego ciasta kręcić nad głową, jak pizzę, ani nie trzeba było go składać i zawijać, jak pierogi – wystarczyło tylko wymieszać ze sobą składniki w odpowiednich proporcjach, i tyle. Nie trzeba było do tego żadnego kursu cukiernika, ani kursu gotowania, ale widać Merlin, chociaż potrafił zrobić to i owo w kuchni, jak zwykle dodał do przedsięwzięcia swoją typową „szczyptę” chaosu i destrukcji, no i taki był tego efekt.

19 lutego 2024

Od Dantego – Infolinia Walentynkowa

Mieszkanie wydało mu się zimne, nieprzyjemne i puste. Co prawda często w jego czterech kątach nie było gdzie nogi postawić, bo kolejna góra magazynów modowych się przewaliła na podłogę, a jemu nie chciało się tego porządkować, sterty materiałów we wszelkich możliwych odcieniach walały się w artystycznym nieładzie koło biurka z maszyną do szycia, gdzieś na parapecie więdła już lawenda, niewyrzucone jeszcze butelki po szampanach zalegały w kuchni, zaś brudnych szklanek porozrzucanych w salonie i łazience nie było chyba co liczyć. Dante zamknął za sobą drzwi, nieuważnie puścił rączkę walizki, pozwolił jej się przewalić na ziemię i westchnął ciężko, czując ten wieczny niedosyt.

Od Bashara do Raouna

TW: opis operacji

Bashar czasem napotykał rzeczy na tyle interesujące i niezwykłe, że skłaniały go do lekkiego odstępstwa od ustalonych przez niego zasad, lecz od tolerancji obecności bóstwa w swoim życiu do stawiania jakichkolwiek ołtarzyków, prowadziła na tyle długa droga, że demon nie sądził, by kiedykolwiek było mu dane ją pokonać. W każdym razie, szczerze zdziwił się tym, że owo odzyskanie ciała, o którym Raoun wspominał przynajmniej raz w tygodniu, nie okazało się wcale tylko czczym gadaniem i mężczyzna faktycznie zdobył sobie ciało. I to na dodatek posiadające funkcje, o których tyle opowiadał. Bo bóg mówił, że sen jest dla słabych, i że ograniczenia ciała nie powinny istnieć, będąc domeną wyłącznie śmiertelników, nie zaś bogów, toteż nowy Raoun, zupełnie materialny i cielesny, zachował swoją boską umiejętność obywania się bez snu, lecz mógł teraz sam kosztować przeróżnych potraw, bez konieczności opętywania sobie kogokolwiek. Cóż, opętywać nadal mógł, o tym Bashar wiedział, lecz to, że w końcu było go widać i dało się z nim normalnie rozmawiać, było interesującą odmianą. Raoun w końcu był zakorzeniony w rzeczywistości i realnym świecie, musiał mieć swoje imię i nazwisko, dowód osobisty, paszport, musiał rozliczać się z podatków i mieszkać gdzieś, choćby mieszkanie to służyło mu wyłącznie do przyrządzania kolejnych, egzotycznych potraw. Bashar nie narzekał. Czekał tylko na to, aż bóg zaprosi go na jakiś interesujący posiłek, najlepiej stanowiący dziedzictwo kulturowe Altan Pingyuan, bo potraw z tego kraju Bashar dawno nie jadł.
To jednak musiało widać poczekać, bo inne rzeczy czekały na rozwiązanie.

18 lutego 2024

Od Sorena do Liliana

Jedyną rzeczą na tym szarym świecie, którą Soren kochał jeszcze bardziej niż samego siebie, była atencja, sensacja, którą wzbudzał niezależnie od tego, gdzie by się nie pojawił.

Od Cheoryeona – Jasnowidzka

— CO?! MÓWISZ, ŻE MAMY KONKURENCJĘ?!
Cheoryeon przerwał grę na gitarze, zerwał się z kanapy jak poparzony; przysypiający na jego barku Kamyk prawie się z niego zsunął. Jasnowidz usiadł prosto, podniósł wzrok na stojącą nad nim siostrę.
Tego dnia oboje mieli wolne. Suyeon odwołali zajęcia, szefowa Cheoryeona zrobiła swoim podwładnym miłą niespodziankę, więc mieli cały dzień dla siebie. Nie planowali nic konkretnego robić – otwarcie Pokoju Jasnowidza było tradycyjne zaplanowane na wieczór, a oni do tego czasu mogli sobie odpoczywać, czillować czy co tam jeszcze chcieli. Suyeon na przykład poszła na szybkie zakupy.
I wróciła z bardzo szokującą wieścią.

Od Octavii do Cheoryeona

Octavia z uwagą wpatrywała się w Mykkę. Szczurzyca nie należała do najinteligentniejszych, ba, gdyby dziewczyna wiedziała, ile problemów przysporzy próba jej tresury, nigdy w życiu by jej nie ukradła. To znaczy kupiła. Legalnie. Jak normalny, porządny obywatel, którym przecież była.

Od Raouna – Okulary


Do grupki podeszła Yen. Machnęła ekstrawagancko swoim kardiganem, przyjęła teatralnie przejętą minę.
— Wielka i wspaniała Sherylla Avoir udała się do jasnowidza po radę! — Zaśmiała się głośno. — Nie mogę się doczekać, jak wypytam bliźniaki o szczegóły!
Fiołkowowłosa miała zdecydowanie lepszy humor niż wcześniej. Przy stole bez problemu można było określić, że od środka rozsadzały ją zaczepki oraz teksty rodziny. Dziwne, że ona sama nie wybuchła. Może zrobiła to już w zeszłym roku.
— Nie zapomnij podzielić się nimi. — Kanno porozumiewawczo szturchnął młodszą siostrę w ramię, posyłając jej delikatny uśmiech.
— Jasne — odparła tamta. — Jeśli w zamian zdradzisz mi, jak tak ładnie obsmarować rodzinę przy stole. — Wykrzywiła swoje pełne, koralowe usta w zawadiackim uśmieszku.
Kanno skrzyżował ręce na piersi, spojrzał przelotnie bok.
Choć gest ten był całkiem dyskretny, siostry go zauważyły. I obie w tym momencie wiedziały, że poza trójką czarodziejów ktoś jeszcze tutaj przebywał.

Od Ilary do Virgila

Ilara nie była w stanie złapać oddechu jeszcze długi czas, po tym jak znaleźli się w parku. Jeszcze kilka lat temu takie sytuacje były dla niej codziennością i przychodziły jej z łatwością, a teraz niemal wypluwała płuca. Oznaczało to dwie rzeczy - starzała się albo całkowicie wyszła z wprawy. Niezależnie od tego, która z opcji byłaby tą poprawną, Ilara musiała porządnie wziąć się za siebie, jeśli chciała jeszcze trochę pożyć na tym świecie. Niekiedy wydawało jej się, że bogowie drwią z niej, zrzucając na jej barki wszystkie ich najcięższe bitwy, czyniąc z niej magnes na kłopoty. W przeszłości niejednokrotnie została przecież niesłusznie oskarżona o kradzieże, ba, niekiedy bardzo słusznie przypisywano jej wachlarze przestępstw, jednak wraz z chwilą, w której znalazła się w Stellaire, obiecała sobie, że już nigdy nie złamie prawa w aż takim stopniu. A jednak siedziała właśnie na ławce w parku z mężczyzną, którego poznała zaledwie kilka godzin temu i zastanawiała się, dlaczego nie potrafi nauczyć się na własnych błędach.

Od Dantego do Bashara

Matematyka nigdy nie była jego mocną stroną, to znaczy umiał na tyle, by zrobić zadanie swoją metodą, a potem wykłócać się z nauczycielką, więc to podstawowe dodawanie nie powinno było sprawić mu problemów. Co innego, gdy w połowie liczenia nagle znikały dane, bo przed chwilą cannoli było u niego na talerzu, potem nie i zaraz znowu tak, ale to on może jednak coś pomylił, cholera tak naprawdę wie, Bashar za słodko całował, za miło się uśmiechał i za czule gładził policzek, żeby Dante jeszcze kojarzył, co tej górą a co dołem, prawo i lewo wydawało się dopiero abstrakcją, bo jedyny kierunek, jaki wydawał mu się właściwy, to był po prostu ten prowadzący do jego doktora.

Od Octavii do Dantego, Raoun

O Octavii można powiedzieć wiele rzeczy, jednak nazwanie jej złą przyjaciółką byłoby kompletnym obłędem.

17 lutego 2024

Od Seymoura do Virgila

Z mieszkania Virgila wyszedł najedzony, zadowolony, uśmiechnięty i jakiś taki podejrzanie lekki. Krok miał sprężysty, choć pora robiła się nieprzyzwoita, gdy rzeźbiarz zamykał za nim drzwi, a czarodziej znikał w wąskim korytarzu klatki schodowej, jeszcze parę razy oglądając się przez ramię. Trochę się zasiedział, nie mógł temu zaprzeczyć, bo planował wrócić wcześniej i przesłuchać te parę utworów, które Ignis mu polecił, może zająć się czymś jeszcze, ale jakoś mu to tak nie wyszło, gdy czas poświęcił na co innego, i, o dziwo, niczego nie żałował. Z jakiejś niewyjaśnionej przyczyny nie towarzyszyły mu te zwyczajowe wyrzuty sumienia, gdy wsiadał na miotłę, by wznieść się w nocne niebo. Nie czuł też, żeby naprzykrzał się nadmiernie Virgilowi tym swoim siedzeniem do późna. Serce miał wciąż lekkie, wypoczęte, wypełnione szczęściem, gdy umysł nie zdążył zatruć wspomnień nadmiarem przemyśleń.
Jeszcze.

Od Raouna do Bashara

W piękny, słoneczny dzień na parking przed szpitalem zajechał lśniący granatem, nowiusieńki samochód. Zgrabnie zatrzymał się na wolnym miejscu, silnik i światła zgasły. Drzwi od strony kierowcy otworzyły się, na betonie spoczęła odziana w elegancki but stopa, do której za chwilę dołączyła druga. Koniec szarego płaszcza zafalował, gdy z pojazdu wysiadła sylwetka wysokiego mężczyzny. Stanął on wyprostowany, zamknął za sobą drzwi. Gdy je zablokował pilotem, jeszcze tylko sprawdził swoje odbicie w szybie, poprawił kołnierz białej koszuli skrytej pod czarną marynarką, a następnie żwawym krokiem ruszył w stronę budynku szpitala.

Gossip till their lips are bleeding

Juan Pablo Díaz
Wiek: 32 lata
Data urodzenia: 09.04
Płeć: mężczyzna
Rasa: odmieniec
Pochodzenie: bliżej nieznane, przeniósł się w pobliże Novendii poprzez dziki portal
Zawód: dziennikarz śledczy
Opis: JP, Juanito, Jasiek - jaki jest każdy widzi. Czasem ciężko z nim wytrzymać, ale bez niego jeszcze trudniej. Gdzie diabeł nie może, tam jego pośle. Wścibska ruda

16 lutego 2024

Od Cheoryeona – Walentynki

W pomieszczeniu socjalnym wytwórni przebywał pewien jasnowłosy mężczyzna. Siedział na kanapie, popijając kawę, sprawdzał notatki w swoim kalendarzu. Odłożył kubek, przewrócił kartkę, coś dopisał do jednej z dat. Jako menedżer musiał mieć wszystko pod okiem, dbać o każdy szczegół, pilnować grafik, żeby nie doszło do katastrofy. Robota ta wyciskała z niego dużo energii, lecz nie mógł ukryć, że sprawiała mu radość. Przynajmniej do pewnego momentu. Teraz trochę mniej chętnie się przykładał. Wiedział jednak, że nie powinien olewać pracy.
Drzwi otworzyły się, do pomieszczenia wszedł jakiś inny mężczyzna.

Od Seymoura - Walentynki

Starał się nie siadać, nie pozwolić ciału odpocząć, nim nie wyszedł z Kuźni, dzierżąc w dłoni wykonany artefakt. Mięśnie wołały o chwilę wytchnienia, plecy bolały od pochylania się nad kowadłem, oczy łzawiły, suche od ognia i wypełniającego powietrze dymu. Tatuaże bolały, gdy magia płonęła w nich długie godziny, parząc skórę, przepływając wśród zaklętych run, czerpiąc z wciąż młodego, dorastającego ciała. Ojciec mówił, że ten ból będzie mu towarzyszył dotąd, dopóki jego ciało nie przestanie się zmieniać, aż tatuaże nie zrosną się z nim w idealnej harmonii, aż każdy mięsień i każde ścięgno nie przywykną do ciągłego dotyku magii. Do tego czasu, każdy jego pobyt w Kuźni, każde sięgnięcie ku rodowym umiejętnościom i mocom, będzie się wiązało z pogłębiającym się dyskomfortem, drapaniem i uciskiem, przemieniającym się w końcu w dojmujący ból. Ojciec mówił, że po prostu trzeba zacisnąć zęby i czekać, aż to wszystko minie, nie przejmować się, jakoś znosić i nie zwracać uwagi. Brzmiało prosto. Seymour zbyt szybko dostrzegł, że gdy tylko schodził w dół, po tych antycznych, kamiennych stopniach, prowadzących do samego serca posiadłości, jego barki same się spinały, a ciało buntowało, kojarząc proces tworzenia z bólem.

15 lutego 2024

Od Song Ana do Merlina

Wydawało się, że jeśli będą podążać wskazówkami dyktowanymi przez przepis, nic nie powinno ich zaskoczyć. Z niemałym zapałem przygotowywali kolejne wyczytywane przez Merlina składniki. Ale czy trzymali się przepisu? Ciężko stwierdzić.
Z łatwością przyszło im odrzucenie takiego pomysłu, jakim były pogniecione banany, choć początkowo Song An wyraził swoje małe wątpliwości. Merlin szybko go uspokoił. Podobno maszyna kuchenna, którą posiadali Spellmanowie z pewnością bez najmniejszego problemu poradzi sobie z takim zadaniem.
Song An wolał jednak zachować bezpieczny dystans od urządzenia. Doskonale wiedział, że podobne rzeczy lubią wariować w jego towarzystwie, więc aby niczego nie zepsuć, nie zbliżał się do robota. Jedynie obserwował jak Merlin wrzuca do metalowej misy kolejne składniki, aż w końcu naczynie zostało wypełnione i włączone.
Z początku wszystko poszło po ich myśli. Urządzenie z charakterystycznym buczącym dźwiękiem zaczęło obracać banany i płatki. Niestety, wyglądało na to, że działało zbyt powolnie, aby wymieszać produkty na jednolitą masę.

Od Song Ana do George'a

Song An UWIELBIAŁ supermarkety. Wszystko było tak kolorowe, tak kuszące, tak nowe, dopiero gotowe do poznania! Wychował się na szczycie oddalonej od wszelkiej cywilizacji górze, nic więc dziwnego, że każdy najmniejszy nieznany obiekt tak mu imponował. A sklepy posiadały szeroki asortyment niezwykłych przedmiotów, że boski sługa nie mógł oderwać od nich wzroku. Wszystko, co zobaczył wyjątkowo go interesowało i pragnął posiadać każdą interesującą rzecz. Dzielnie jednak słuchał rad George’a. Jeśli chłopakowi coś się nie podobało, Song An odkładał to na półkę (choć odrobinę niechętnie). Wolał jednak słuchać, co jego towarzysz mówi, ponieważ nie chciał wyjść na podejrzanego. Co i tak, zresztą, wychodziło mu dość kiepsko. George wydawał się być lekko powątpliwy wobec tego, boski sługa opowiadał.

花より団子

Fuji Nezumi

Wiek: 24 lata
Płeć: Mężczyzna (he/him)
Rasa: Człowiek
Zawód: Szycie custom koszulek
Miejsce pochodzenia: Kyosei, Senkawa
Miejsce zamieszkania: Stellaire, Novendia
Streszczenie postaci:
Świat mu nie straszny, ale z kolei on jest straszny dla świata. Nie obchodzi go, co inni myślą o jego stroju, o jego sposobie bycia czy o jego przyzwyczajeniach. Nie ma żadnych kompleksów, niczego się nie wstydzi i nie jest tajemnicą, że za szczególnie za mydłem nie przepada...

Kara Dożywocia

Kara75Dragoneel

Kara75Dragoneel
Hejo! Jestem Kara i pomimo bycia kompletnym nowicjuszem w pisaniu blogów, mam około sześcioletnie doświadczenie w pisaniu roleplayów, więc pisać jako tako potrafię i bardzo lubię. Jestem fanką tabletop rpg, obecnie biorę udział w dwóch kampaniach, jedna DnD, gdzie jestem graczem, a druga Fate Core, w której jestem Mistrzem Gry. Lubię oglądać anime i seriale, ale ostatnio rzadziej to robię ze względu na studia. Dawno niczego nie czytałam, także chętnie przyjmę polecenia książek od innych :3

Preferencje pisarskie

Ogółem to jestem raczej otwarta na wszelkie rodzaje wątków i te spokojne, i te bardziej szalone, oraz nie boję się pisac treści [18+], nawet całkiem lubię. Zawsze też będę chciała obgadać dany wątek na discordzie przed jego pisaniem, byśmy mogli uzgodnić, w co się razem pakujemy i jak to potem rozpakujemy. Lubię romanse (w szczególności te gejowe) i zwyczajne spotkania, ale preferuję, jak dzieje się coś ciekawego i jest dużo akcji, jakaś tajemnica, jakieś intrygi, bohaterowie, humor, zdrady itd. Dobrze jest, jak jakaś fabuła się toczy, ale jestem otwarta na wszelkie pomysły zarzucone w moją stronę.
Różnie u mnie bywa z częstotliwością odpisywania, w zależności od mojej sytuacji prywatnej, albo demencji, przez którą pozwalam przypominać mi o wątku na priv na discordzie raz na tydzień, gdyż no zdarza mi się zapomnieć. Jednak będę się starać odpisywać znacznie częściej niż raz na miesiąc oraz z mojej strony nie mam problemu z tym, jeżeli ktoś mi będzie długo odpisywał.
Co do ilości słów na pewno będę wyrabiać minimum i trochę więcej. Obojętna jest mi raczej długość odpisów osoby, z którą piszę.
Jak wspomniałam wcześniej, jestem nowicjuszem, co do pisania samych blogów, więc jeszcze ogarniam, jak tu wszystko działa, także liczę na pewną wyrozumiałość, co do mojej nawigacji po bloggerze.

Postaci

Work in progress...

14 lutego 2024

Od Leviego - Walentynki

— Dzień dobry, co podać? — Dziewczyna o soczyście różowych włosach powitała go z uśmiechem. Jej pyzatą twarz rozświetlał szeroki uśmiech. Ekscytacja ekspedientki wydawała się szczera i niewymuszona, a to mogło oznaczać tylko dwie rzeczy. Levi przyjrzał się jej dokładniej. Powoli przesunął spojrzeniem na komplet tanich wisiorków, które wiły się wokół jej smukłej szyi, zatrzymał wzrok na fartuchu ze wzorem truskawek.

— Może coś panu polecę? — zaproponowała życzliwym tonem. Mówiła szybko, na dodatek nieco się spleniła przez aparat, który miała na zębach. — Próbował pan już naszych donutów?

Demon przecząco pokręcił głową w odpowiedzi. W innych okolicznościach wybrałby swoje ulubione red velvet cake, ale najwyraźniej się spóźnił, bo przeszklona gablota, w której zwykle było pełno łakoci tego dnia świeciła pustkami. Lekko zmarszczył brwi, zwracając uwagę na to, że na tych wypiekach, które były możliwe do kupienia znajdowała się posypka w serduszka albo napis “love” wykonany dekoracyjnym lukrem z niesamowitą pieczołowitością. No tak, Walentynki. Byłby zapomnial… Ostatnio prowadził tak zabiegany tryb życia, że kompletnie stracił rachubę czasu. Dopiero co wytrzeźwiał po świętowaniu Nowego Roku, a już była połowa lutego!

Od George'a do Song Ana

George starał się myśleć o Song Anie logicznie. Skoro widzi go przed sobą, a jest on człowiekiem (a przynajmniej tak mówi), musi mieć rodziców. Dlaczego więc jego nowy znajomy postanowił mówić o nich w najdziwniejszy możliwy sposób? Tak, jakby sam chciał, żeby George mu nie wierzył. Chłopak mimo wszystko zmuszony był do zaakceptowania wszystkiego, co docierało do jego uszu, chociaż z każdym słowem potęgowały się jego podejrzenia o tym, że Song An nie należy do rasy, za jaką się podaje, a do tego na pewno nie ma piętnastu lat.
— Jasne, sprawdzę gdzie jest najbliższy Kopland — George wstał i wyciągnął telefon z kieszeni. Był stary i przeżył wiele, na co wskazywała mocno potłuczona szybka urządzenia. Uległa uszkodzeniu przy jednej z nieudanych prób samobójczych chłopaka, który zastanawiał się wtedy, jakim cudem smartfon w ogóle dalej funkcjonuje. Zaskoczyło go to o wiele bardziej niż to, że sam przeżył. 
Z Song Anem uważnie obserwującym jego ruchy, szesnastolatek wykorzystał magię Internetu do znalezienia sklepu, w którym dwójka będzie mogła znaleźć wszystko, co potrzebne jest uczniowi. W końcu ponownie przemierzali ulice Stellaire.

Auranthium 2024.02

Czy czujecie w powietrzu aromat róż i czekolady? Czy widzicie serduszka dekorujące każdą możliwą przestrzeń? Czy słyszycie te romantyczne przeboje lecące z głośników w sklepach? To dziś! Walentynki <3 Z tej okazji ukazał się specjalny numer Waszego ulubionego kwartalnika, Auranthium! Nowy i wyczekiwany, pełen interesujących odpowiedzi na trudne pytania, bo przecież sprawy sercowe to twardy orzech do zgryzienia. Zapraszamy do lektury i mamy nadzieję, że nowo nabyta wiedza pomoże Wam we wszystkich sercowych sprawach!

Od Raouna – Walentynki? More like przecentynki

Przez jeden z wielu regałów w supermarkecie przeniknął Raoun. Obrócił się na pięcie, kosmyk grzywki razem z niemal przezroczystą końcówką długiego płaszcza lekko zafalowały od ruchu. Stanął wyprostowany, splótł dłonie za plecami, uważnym wzrokiem zaczął mierzyć widniejące na półkach czekolady. Mleczne, gorzkie, toffi, z owocami, ze słonym karmelem, biała – wybór naprawdę spory. Aż trudno było zawiesić na czymkolwiek oko. Bóg błądził spojrzeniem, błądził, wreszcie upatrzył sobie jakąś dużą bombonierkę pełną przeróżnych pralin. Wyglądała kusząco, zwłaszcza z tymi złotymi zdobieniami. Tylko rodzaje czekoladek zawsze były opisane z tyłu. Bo po co dawać normalnie, z przodu, ach...
Podszedł trochę bliżej, skupił się na moment, a następnie wyciągnął rękę.
Dłoń z każdą chwilą była coraz bliżej.

ashes to ashes

Aurelion S. Handrahan
Asher
Wiek: 28 lat
Data urodzenia: 25.03
Płeć: mężczyzna
Rasa: człowiek
Pochodzenie: Księstwo Adergas, Vardelia
Zawód: szkolony przez lata wojownik i najmita, aktualnie zajmujący stanowisko prywatnego ochroniarza znanego w całej Auranthii muzyka oraz poety, Liliana
Opis: Zgorzknialec, niemowa i nadmierny pesymista. W swym własnym, przeżartym zgnilizną mniemaniu, niezasługujący na szczęście i przebaczenie w jakiejkolwiek formie. Tonący w złowrogich wizjach głupiec, wciąż i wciąż poszukujący celu w przepełnionym boleścią żywocie. Żałościom przeciwstawia się alkoholem, z koszmarami walczy bezssenością, gniewem ucisza własne słabości.

Od Zahry – Wxl3ntynki

TW: gore w ostatnim fragmencie i obrazku
Mimo tego, że nie miała ich z nikim zbytnio spędzać, Zahra nie nienawidziła Walentynek. Wręcz odwrotnie - wydawały się one świetnym pretekstem na znalezienie sobie jedzenia na parę dni. Ludzie sami z siebie ustawiali się w pary, co ułatwiało znalezienie potencjalnej perfekcyjnej ofiary - samotnika, który nie miał nikogo, kto by się o niego martwił. Dobry biznesmen obróci każdego kota ogonem. Ale tak, żeby łebek miał w jego stronę. Czyli Zahry.
Masa słodyczy i miło chrupiące między zębami kwiatki też nie miały niczego sobie. Generalnie Walentynki - net zero. Wręcz na plusie. Nawet jeśli nigdy nie spędzała takich prawdziwych Walentynek. Takich Wesołych Walentynek, jak to wszyscy wszystkim życzyli.

Od Hoshime - Walentynki

Jak przy każdym poprzednim święcie, Sora biegał po sklepach, zachwycony różnorodnością nowych kolekcji i promocjami związanymi z Walentynkami. Hoshime ledwo go widywał. Próbował nawet skontaktować się przez telefon, czego zazwyczaj unikał za wszelką cenę, ale odpowiedzi na wiadomości były zawsze zdawkowe, typu "niedługo będę" albo "jestem w sklepie", a połączeń Sora nie odbierał. Imugi zaczął się poważnie zastanawiać, czy jego przyjaciel kogoś nie poznał i się z tą osobą nie spotyka, specjalnie robiąc zakupy, by na Walentynki zabrać tą osobę na romantyczną kolację. Łuskowaty z natury nie był raczej zazdrosny, ale obecnie czuł ostre igiełki żalu wbijające się mu w serce, bo jeśli Sora znajdzie sobie kogoś, z kim będzie spędzać więcej czasu niż z Hoszką, Hoszka zostanie w tym obcym świecie sam. Nie miał jeszcze żadnych znajomych, dalej szukał pracy, niech to wszystko cholera weźmie. Niech Amekami zje te Walentynki i wysra je na jakimś zadupiu, gdzie nikt ich już nigdy nie znajdzie. Dlaczego Hoshime musiał tracić wszystkich przyjaciół po kolei? Najpierw musiał porzucić Mitsuko, Yuki i Nezumiego, wyprowadzając się z Kyosei do Stellaire, bo wszyscy z rodzinnej wioski chcieli usłyszeć historie, jak to jest w innym świecie i akurat na Hoshime padło, że ma się przenieść. Dobrze, że Sora postanowił przeprowadzić się razem z nim, przynajmniej nie był sam. Aż do teraz. Sora spędzał prawie całe dnie poza domem, wracając dopiero na wieczór. Nawet na obiadach go nie było. Hoszka jadał sam, oglądał filmy sam, sprzątał mieszkanie sam. Minęły czasy wspólnych żartów i tańców przy losowych piosenkach z AllTube'a.

Ktoś zapukał do drzwi.

Od Ignisa - Walentynki

Przez ostatnie parę lat zbliżające się walentynki były dla Ignisa zabieganym, nieco irytującym czasem, kiedy Norbert planował im jakiś jeden, serduszkowy koncert, a poza tym były głównie wywiady. Z tym, że najczęściej te wywiady wcale nie były takie, jakie Ignis lubił, czyli nie dotyczyły muzyki, tylko jakichś durnot. Oczywiście, że dziennikarze musieli zadać pytania o sprawy osobiste, choć Norbert sam wyraźnie im mówił, że żadnej odpowiedzi od członków zespołu nie dostaną, i niech lepiej skupią się na czymś sensowniejszym. Ale cóż, widać trzeba było poddać się walentynkowemu szaleństwu, nawet jeśli wypowiedzi muzyków, że „jeśli będzie o czym mówić, to powiedzą” nie odpowiadały satysfakcjonująco na żadne zadane przez dziennikarzy pytania.

Od Oriona – Walentynki

Stanął na progu swojej kawiarni i zamrugał, nieco zdezorientowany. Zdjął zaparowane okulary z nosa i przetarł je skrawkiem miękkiego szalika, próbując zrozumieć, co jest nie tak. 

Od Maeve – Walentynki

Czternasty lutego miał słodki zapach róż i karmelu. Był to dzień, w którym Maeve oddychała pełną piersią, chłonąc unoszącą się wokół lekką atmosferę walentynek, nieodmiennie kojarząca się jej z watą cukrową. Być może powinna należeć do tego grona, któremu ten dzień dobitnie przypominał o samotności, a wszędobylskie, rozanielone pary były solą w oku, jednak mimo tego, że nie miała swojej walentynki, to jednak cieszyła się tym dniem na swój własny sposób. Chociaż, oczywiście, pojawiała się myśl, że miło byłoby je spędzić z kimś wyjątkowym, to jednak lubiła też nieco naginać znaczenie tego święta, dając wyraz miłości nie tej czysto romantycznej, dotyczącej szukania drugiej połówki, ale też każdej innej. Choćby tej, którą obdarzyła swoich przyjaciół. 

Od Kindry – Walentynki

Atakujące zewsząd czerwone i różowe serduszka, motyw róż i kiczowatych kartek z coraz bardziej absurdalnymi wyznaniami, a także zwiększona częstotliwość reklam z gatunku tych po dwudziestej drugiej, mogły świadczyć tylko o jednym – nieuchronnie zbliżały się walentynki. Dla Kindry oznaczało to mniej więcej tyle, że należało opłacić rachunki, by wyrobić się w terminie, a zajęcia z samoobrony miała tego dnia wyjątkowo na piętnastą, a nie trzynastą, jak zazwyczaj. Powinna też zrobić pranie, zdecydowanie był to już najwyższy czas. No i powinna odwiedzić doktora Karima. Pan doktor, zaraz po generale Bowmanie, był tą osobą, do której sierżant Ryder czuła respekt. Oczywiście, mijali się w fundamentalnej kwestii, jaką była walka o życie kobiety: mianowicie Kindra już dawno pogodziła się z tym, że raczej prędzej niż później kopnie w kalendarz, czemu Bashar starał się zapobiec, jednak nie zmieniało to faktu, że starała się stosować do zaleceń lekarza i konsekwentnie stawiać na wszystkie wyznaczone badania oraz przyjmować leki. Nie tyle dla siebie, co dla dobra nauki. 

Od Charlie – Walentynki

– Chcesz mi powiedzieć, że walentynki też zamierzasz spędzić z tym błaznem? – Mina Connora jasno wskazywała na to, co sądzi o podobnym pomyśle. 
Wiadomość od Sorena wywołała niemałą burzę w biurze arachnesy, której epicentrum był nikt inny jak wilkołak. Z całej trójki to on uważał walentynki za wydarzenie roku i wiecznie ubolewał nad dwiema skamielinami pod tym względem, jakimi byli Ariel i Charlie. Jedyne, co Charlie lubiła w tym święcie, to różową czekoladę, natomiast elf pozostawał cudownie obojętny na wszystko, co działo się wokół. Nie był przeciwny świętowaniu, jednak wcale nie uważał, aby było mu to potrzebne do szczęścia. W końcu cała trójka okazywała sobie uczucia wystarczająco często, by nie potrzebować do tego specjalnego dnia i to jeszcze w tak obrzydliwym miesiącu, jak luty. 

Od Dantego – Walentynki

Kawa była słodka, miała piernikowy posmak i pianę posypaną korzennymi przyprawami. Rozgrzewała wnętrze, ocieplała opuszki wychłodzonych na zimnie palców, bo nawet skórzane rękawiczki przegrywały w starciu z medwiańską zimą, miło przypominała lekkim aromatem cynamonu o świątecznym wieczorze spędzonym w lekarskim mieszkaniu. W Stellaire nie robili takich smacznych, a może to on po prostu nie znalazł właściwych baristów, może wystrój urokliwej kawiarni, zatrzymanej ten wiek czy dwa temu w czasie, przyczyniał się do jakości napoju.
Ale w sumie była dobra jak każda inna kawa do zakrztuszenia się nią, gdy Bashar wymówił swój wierszyk.

Od Bashara - Walentynki

Rozmowa z ordynatorem była ciężka – najpierw Bashar nie chciał zostać na dyżurze w Yule, potem wymówił się w Nowy Rok, potem wziął ponad tygodniowy urlop i zaszył się w Solmarii, a teraz chciał znowu gdzieś wyjeżdżać. Ordynator, przyzwyczajony do tego, że jego ulubiony lekarz godzi się na każdą ilość obowiązków i bierze na barki wszystkie dyżury, każdą grupę studentów, wszystkich trudnych pacjentów i czasem nawet trochę papierkowej roboty, nie mógł zaakceptować tego, że doktor Karim znowu gdzieś mu zniknie.

Od Malphasa - Walentynki

     Walentynki - święto miłości, dzień w którym ludzie spędzali majątek i ich czas byle żeby zdobyć serce drugiej osoby i udobruchać ją, żeby mówić słodkie słówka i udawać że on się zmieni, ona już nie spojrzy na inną, że oni przestaną podnosić ręki. Och, jak piękni są ludzie! 

Od Song Ana - Walentynki

Raz, nie tak dawno temu, ktoś powiedział mu, że w Walentynki miłość wisi w powietrzu. I chociaż Song An wyszedł tego dnia na zewnątrz, rozejrzał się wokół, a nawet przeszedł spacerem parę przecznic, niczego podobnego nie zauważył. No, może oprócz tych wszystkich par, które wpatrzone w swoje drugie połówki przemierzały kolejne ulice, śmiejąc się, tuląc czy ukradkiem łapiąc za dłonie.
Może Song An po prostu nie potrafił w pełni zrozumieć istoty miłości? Znał ją tylko z kart zbójeckich książek, o których czytanie mistrz bardzo się złościł. Yunru Lei wątpił w ich jakość i sens, dlatego ukrywał każdą, jaką jego uczeń gdzieś wynalazł w odmętach biblioteki. Uważał, że mącą one jedynie w głowie.
Trochę w obawie przed reakcją, Song An nigdy też nie zapytał swojego mentora o to, jak on postrzega miłość. W końcu, był on bogiem burzy, potężną, wieczną istotą - dlaczego miał się zaprzątać swoją głowę kiedykolwiek tak ulotnymi uczuciami? Zdawało się, że nie kochał i raczej nie udzieliłby żadnych rad ciekawskiemu podopiecznemu.
Wtedy też Song An zatrzymał się i pomyślał, że to przecież nieprawda. Przynajmniej tak mu się wydawało, ponieważ nigdy nie rozwiał wzbudzonych przypadkiem wątpliwości.

Od Octavii - Wylentylki

Waletyki? Waletanki? Wylewki? Octavia nie miała pojęcia, czym było to przepełnione różem święto, o którym mówili wszyscy wokół.

Od Ilary - Walentynki

Przez ostatnie lata Ilara przywykła do spędzania Walentynek samotnie. Można śmiało powiedzieć, że drżała wręcz na samą myśl o nadchodzącym święcie zakochanych. Nie była w stanie poradzić sobie z nawracającą falą smutku tak silnego, że niekiedy już tydzień wcześniej nie potrafiła podnieść się z łóżka i zmusić do wykonywania najprostszych czynności. W tym roku dziewczyna obiecała sobie jednak, że przezwycięży dotychczasowy strach i, zgodnie z radami usłyszanymi podczas pamiętnego wyjścia do baru z Virgilem i Dantem, raz jeszcze spróbuje swoich sił na scenie randkowej.

Od Sorena - Walentynki

Soren sam do końca nie rozumiał, co w niego wstąpiło. Gdyby jeszcze kilka miesięcy temu usłyszał, że dobrowolnie spróbuje zrobić dla kogoś coś miłego, w szczególności dla swojej niedoszłej morderczyni, najprawdopodobniej wybuchnąłby śmiechem.

12 lutego 2024

Darling, dance with me This waltz of death 'til morning Allow me just one little bite

Malphas
Wiek: Fizycznie ma ciało 30 latka
Data urodzenia: Brak
Płeć: Męska
Rasa: To skomplikowane. W teorii uznać go można za demona i mieć święty spokój.
Pochodzenie: Fizycznie nie ma miejsca z którego pochodzi.
Zawód: Menedżer w klubie nocnym. Za kulisami jest czymś w rodzaju komornika, tyle że zabiera dusze, części ciała czy inne materialne bądź nie rzeczy i nie-rzeczy.
Opis: Kra, kra kra. Rozwiązła ptaszyna, która nie potrafi oprzeć się słodkościom i nie cierpi pojęcia czasu i jego funkcjonowania.

07 lutego 2024

Od Virgila do Seymoura

Zainteresowanie gotowaniem przekazali mu rodzice. Ani mama, ani tata nie byli żadnymi mistrzami, nie znali wykwintnych przepisów, nie kupowali drogich składników, lecz zawsze gotowali od serca, bo robili to dla rodziny, a jeśli rodzina była zadowolona i najedzona, to nic więcej nie było im do szczęścia potrzebne. Chodziło o gest, chęć przyrządzenia czegoś, co będzie smakować bliskiej osobie, i jakoś tak jemu samemu się przyjęło, że przygotowany własnoręcznie posiłek to ładna rzecz do zaproponowania komuś.

04 lutego 2024

Od Ignisa do Maeve

Jak Ignis trochę pływał ze swymi myślami, rozbijającymi się o wnętrze czaszki wraz z wypitą tamtego wieczoru szkocką, tak kolejne słowa Maeve sprawiły, że kołysanie ustało, myśli nabrały jasności i mężczyzna wytrzeźwiał tak, jak stał.
— Zaniki pamięci? — spytał, unosząc brwi.

Od Seymoura do Charlie

Seymour nie był do końca przekonany, jeśli chodzi o nowe pomysły Dantego i próby ogrania barmanki, byle wydębić darmowe drinki, ale postanowił popłynąć z prądem i zobaczyć, co się będzie działo. Szczerze wątpił, by kobieta weszła w cały ten układ, nie będąc pewna, że może odnieść zwycięstwo, a jej rozmowa z Dantem wskazywała, że z poprzednich potyczek syren nie wyszedł obronną ręką. Teraz zaś widać, że postanowił wrócić z posiłkami w postaci Zapałki, który co prawda nadal nie umiał się bić ani trafiać rzutkami w tarczę, ale jeśli chodziło o gry wymagające jakiegoś strategicznego planowania, wypadał trochę ponad średnią. Seymour był tego wieczora jeszcze zbyt trzeźwy, by dawać chłopakom jakiekolwiek szanse, postanowił więc zająć się spokojnym obserwowaniem całej potyczki, nie zaś kibicowaniem komukolwiek.

Od Merlina do Oriona

Merlina trochę przytkało, gdy kelner tak po prostu wziął i włączył się do ich rozmowy, i właściwie dopiero w tym momencie młody czarodziej zwrócił na niego większą uwagę. Z jakiejś przyczyny twarz mężczyzny wydawała mu się znajoma, lecz nie potrafił stwierdzić, skąd i dlaczego. Był charakterystyczny – ulice Stellaire, choć pełne różnorodności, nie obfitowały w spieszących gdzieś faunów, więc Merlin doszedł do wniosku, że co jak co, ale nawet on by chyba gościa zapamiętał, gdyby go faktycznie spotkał. Poczucie familiarności nie opuszczało chłopaka, pozostawało więc wyjaśnienie, że mężczyzny nie poznał i nie zobaczył tak normalnie, więc może widział go na jakichś zdjęciach kawiarni, które Bernadette pokazywała im, gdy wybierali miejsce do odwiedzenia, on zaś nie skupił się do końca na osobach, i tak ów mężczyzna trochę zapadł mu w pamięć przez niecodzienny wygląd, a trochę umknął przez naturalne dla Merlina roztrzepanie.

03 lutego 2024

Od Sorena do Charlie

Ciężko powiedzieć, by Soren był jakkolwiek skupiony na tym, co rozgrywało się właśnie wokół niego. Jedyną rzeczą, która zaprzątała mu myśli, była stojąca wciąż przed nim, żywa pajęczyca. Zauważył, że się zaśmiała, spostrzegł jej poruszające się, pokryte nieco rozmazaną już czerwoną szminką usta, której smugi najprawdopodobniej zdobiły również jego twarz. Jednak nie potrafił usłyszeć choćby słowa. Czy to jego wina, że Charlotte wciąż nie padła trupem? Co jeśli nieskuteczność trucizny nie wynikała z domniemanej, wrodzonej odporności dziewczyny, a z faktu, że Soren zwyczajnie źle całował?

Od Hoshime

Znalezienie pracy, kiedy nie znasz tubylczego języka, jest niezwykle trudnym wyzwaniem. Ciężko, by ktokolwiek chciał cię przyjąć na jakieś bardziej wartościowe stanowisko niż sprzątaczka w jakimś tanim miejscu, a i tak wypłata nie była zadowalająca. Hoshime był co prawda świadomy, że w jego sytuacji nie ma co wybrzydzać, ale bał się zostać uwięziony w pracy, której będzie nienawidził, a której nie będzie mógł opuścić przez podstawową potrzebę w świecie prowadzonym przez kapitalizm, jaką są pieniądze.

Dlatego kiedy Sora podał mu datę i godzinę przeznaczonej dla niego rozmowy o pracę, po otrzęśnięciu się z szoku od razu zaczął się do niej szykować. Właściciele sklepu z antykami, gdzie pracował Sora, poszukiwali kogoś do pracowania w ich bibliotece ze starymi księgami, czyli pilnowania, by nikt nie wyniósł książek na zewnątrz, nie niszczył ich i inne takie podstawowe, znane wszystkim bibliotekarzom sprawy. Podobno dodatkowo miała być zasada, że do biblioteki nie mogą wchodzić dzieci poniżej dwunastego roku życia, ale to Sora wywnioskował po regulaminie sklepu i jedynie strzelał, że właściciele taki sam umieszczą w bibliotece. Ogromnym plusem był fakt, że właściciele pochodzili z Senkawy, więc mówili w jego języku, a co więcej podobno blondynowi zaproponowali dodatkowe kursy na naukę novendyjskiego, więc może Hoszce też coś podrzucą. Na pewno przydadzą się mu bardziej od Sory, bo "człowiek" zadziwiająco szybko podłapał tutejszy język urzędowy, a co więcej mógł względnie porozumieć się jeszcze w trzech innych. Hoshime nie wiedział, jak jego przyjaciel to robił, ale zamiast mu zazdrościć czuł jedynie wdzięczność, że chociaż ktoś z ich duo jakoś się tu odnajduje.

02 lutego 2024

Od Ignisa do Liliana

Norbert Goldworthy, ich cudowny manager i autor sukcesu, jakim było Vox Metallica, często miewał pomysły, z którymi członkowie zespołu się po prostu nie zgadzali, a najbardziej nie zgadzał się Ignis, uważający wszystko, co nie było tworzeniem i graniem nowej muzyki, za całkowitą stratę czasu. Napięć na linii Norbert – reszta ekipy było mnóstwo, lecz przedsiębiorczemu mężczyźnie za każdym razem udawało się poskromić swych artystycznie uzdolnionych podopiecznych i wepchnąć ich tam, gdzie finanse i zdrowy rozsądek wymagały. Na nic zdawało się przekonywanie Ignisa, że gdy nie było Norberta, to nie było nawet na wynajęcie sali do prób i kupno nowych strun (a przynajmniej nie było, dopóki w zespole nie pojawił się Seymour wraz ze swym jakże zasobnym kontem bankowym), więc może manager wie, co robi, a te cyferki w jego laptopie i kolorowe słupki popularności to wcale nie żadna dekoracja ani kreatywny sposób na zirytowanie muzyka. Widać tak już miało być zawsze, że Norbert będzie proponował, Ignis będzie prychał i wywracał oczami, a potem i tak będzie robione po norbertowemu. Opór był daremny.
Była jednak taka kategoria pomysłów managera, które nigdy nie spotykały się z kręceniem nosem i uciemiężonymi westchnieniami. Jak Vox miał wśród szerszego kręgu społeczeństwa opinię heavymetalowych degeneratów, po których nie można było się spodziewać niczego dobrego, tak przy bliższym poznaniu opinia ta okazywała się całkowicie chybiona – panowie bardzo chętnie angażowali się we wszelkie akcje charytatywne i nigdy nie odmawiali, jeśli ich muzyka mogła komuś pomóc. Na dobrą sprawę Norbert musiał ich w tym trochę hamować, bo przecież musieli mieć i siłę grać na koncertach, z których były zyski, nie dało się wszystkiego robić za darmo.

01 lutego 2024

Podsumowanie 2024.01

Witajcie w pierwszym podsumowaniu 2024 roku!
Życie potrafi sponiewierać, ale nie spodziewałyśmy się, że ten styczeń to będzie rozwałka tego kalibru. Sesja, mnóstwo pracy i problemy chodzące nie parami, tylko stadami – odpalanie Discorda to czasem było jak czytanie najświeższych informacji z linii frontu. Na szczęście styczeń już za nami, poza tym chcemy powiedzieć, że mimo bycia globalnie dojechanymi, pozostaliście wszyscy super aktywni, poradziliście sobie z krzyżówką, z eventem, i nawet nowe postaci wpadły <3 Tak trzymać, Riftreacha nic nie pokona. Nawet ten pierniczony styczeń.
Kolektywne wbicie trzeciego poziomu serwera, bo zajanuszowaliście darmowe nitro, i zamiast zużyć ulepszenia serwera na inne rzeczy, to ulepszyliście serwer Riftreacha, to jest najbardziej riftreachowe zachowanie ever. Mnogość animowanych emotek i to, jak Discord się wiesza, bo superreakcje są wszędzie, przejdzie do historii. Nim skończy się darmowe nitro, to balujemy na całego, także nic się nie krępujcie – czy to będziecie mieli nowe pomysły na to, co porobić jeszcze na serwerze, jakie emotki dodać i tym podobne. 23.02 będziemy myśleć, co z tym zrobić, jak się balowanie skończy <3
A teraz podsumowanie minionego miesiąca.