Spojrzeniem turkusowym tęczówek mknie przez szerokie połacie nocnego nieba, kolejny wieczór spędzając pośrodku leśnej polany, otoczona wysokimi trawami, fruwającymi wokół ćmami i cichym pohukiwaniem sów. Wzrok ma czujny i skupiony, a oczy wielkie, świdrujące, zimne – przeszywające na wskroś, niby ostry sopel lodu.
Chudziutką sylwetką ginie w mrokach nocy. Ze skórą ciemną i niebieską, z włosem modrym i bujnym, sięgającym ud – który rzadko kiedy udaje jej się doprowadzić do jakiegokolwiek ładu – i z równie ciemnymi elfimi uszami, wydaje się jednością ze zmierzchem, zapadającą w sen okolicą. I tylko okalające ciało czarownicy znamiona, pod czułym spojrzeniem księżyca nasiąkające bladym światłem, tworzą na jej skórze misterne gwiazdozbiory, przypominając o obecności elfki przemykającym wokół zwierzętom.
Nie uśmiecha się wiele, wiele emocji nie ukazuje. Niebieskie brwi ściąga ku nasadzie niewielkiego, prostego nosa, fioletowym ustom nie pozwala na okazanie żadnej emocji w swym chłodnym wyrazie obojętności i dostrzegalnego znudzenia. Z zauważalnie zarysowaną linią żuchwy, z chudymi policzkami oraz pąsowym rumieńcem przypomina woskową rzeźbę, pozbawioną ciepła, pustą powłokę, aniżeli księżniczkę odległej, przesiąkniętej magią i blaskiem gwiazd, krainy.
W jej ruchach dostrzegalna jest dzikość. W biegu, gdy przemyka pomiędzy cieniami niczym czający się w ciemnościach duch, w nieskoordynowanym, ciężkim chodzie, sunących po leśnej ściółce podeszwach gołych stóp i lekkim drganiu zziębniętych palców.
Pozwala zimnemu powiewowi wiatru prześlizgnąć się po gładkiej powierzchni dziewczęcych ramion, po długich, odkrytych nogach i przedostać się przez materiał szarej, zaniedbanej sukienki. Sukienki lata świetności mającej za sobą, sukienki starej i wynędzniałej, pozszywanej kolorowymi niteczkami i z pocerowanymi nieschludnie płatami cienkiego materiału. Do miasta wybiera się jednak rzadko, a jeszcze rzadziej zawraca sobie głowę problemem garderoby, większość swego czasu woląc spędzać w odosobnieniu i pośród ciszy peryferii.
Przypomina ducha, trzymającą się na uboczu i unikającą spojrzeń innych zjawę. Ceni sobie samotność, bezpieczeństwo ciasnych ścian własnej, niewielkiej chatki. Po latach spędzonych wśród ludzi, których słowa sprowadzały na dno, a którym sama jej obecność przeszkadzała na tyle, by źródła każdego nieszczęścia doszukiwać się w osobie młodej, niczemu winnej czarodziejki, mało komu jest w stanie zaufać, w nowych znajomościach wykazując się niechęcią, zdystansowaniem, bijącym od niej zimnem i zauważalną w oczach pustką. Boi się bliskości i boi się rozczarowań, od dawna przyzwyczajona do narzuconej jej roli wyrzutka.
Oszczędna jest w słowach, mówi więc niewiele. W swej nigdy niewypowiedzianej obawie, pełzającej za jej osobą do lat najmłodszych, boi się własnych słów, swej natury, będąc przekonanym, iż prędzej, czy później zostaną one wykorzystane przeciwko niej. Dlatego uznaje czyny ponad mowę, akt ponad wypowiedź. I dlatego, od dawna zamknięta z własnymi myślami, samotnie zwalcza obawy i samotnie zwalcza niepewności, wygrywając pojedyncze starcia w tej ciągnącej się od dawien wojnie.
W jej spojrzeniu dostrzegalna jest gorliwość, w sercu – skrywana dzikość. Wolne chwile dzieli z naturą, otaczającym jej domek lasem oraz zwierzętami, coraz chętniej wijącymi się wokół jej stóp, przelatującymi obok głowy, z każdym dniem coraz bardziej przyzwyczajone do obecności tajemniczej elfki. Rozmawia z księżycem, a wśród gwiazd wyszukuje znaków, wplątanych w ich kształty wiadomości, każdej nocy powracając wspomnieniami do swego prawdziwego domu – przepełnionej magią krainy, którą tak szybko musiała opuścić.
Jest w Yulce jednak pewna życzliwość, gdzieś głęboko schowana – okryta grubą warstwą wspomnień z lat spędzonych pomiędzy ośnieżonymi szczytami medwiańskich gór, zachowana specjalnie dla tych, którym zdołała zaufać i przed którymi nie obawia się otworzyć serca. Przyjaciół trzyma blisko, podobnych sobie również, we wspólnie dzielonych przeżyciach odnajdując zrozumienie i potrzebne jej współczucie. I choć trudno wyłapać to ciepło w cieniu karyjskiej czarodziejki, choć potrzeba wiele, by wyciągnąć Yuliyę z toczącej jej samotności, jest tam w ciemnym zakamarku jej jestestwa. Ukryte przed chciwym wzrokiem bogów oraz wyśnionym jej, zgubnym przeznaczeniem.
Doskonale pamięta pierwsze chwile swojego życia. Donośny płacz zbudzonej ze snu, młodej świadomości, nieprzyjemny chłód przeczołgujący się po każdej cząstce niewielkiego ciałka i to obce, lecz tak silne pragnienie ciepła, obecności drugiego, jakiejkolwiek namiastki bezpieczeństwa. Wspomnienia karyjskich tubylców trwają wiecznie. Zapisane w otaczających wyspę gwiazdach i dobrze wyczuwalnej magii, która niczym zorza przesłania nieraz ciemne niebo łyskającą, kolorową łuną. Nie giną i nigdy nie gasną, na zawsze pozostałe w pamięciach mieszkańców, zupełnie jak niemożliwa do zagojenia rana, czy – przy chwilach dobrych, weselszych i tych, które Karyjczycy starannie pielęgnują – niepoddające się upływowi czasu życie.
Pamięta pierwsze słowa swojej matki. Przyjemny podźwięk jej delikatnego, jedwabistego głosu, czuły i pełen miłości szmer. Łagodny dotyk, z wolna gładzący jej drobne policzki, palce rodzicielki zaciskające się na tych jej własnych – malutkich, zawiniętych i tak niezwykle kruchych. A gdy sama finalnie otworzyła oczy, gdy turkusowe tęczówki pierwszy raz spotkały się z obrazem okrytych półcieniem komnat, poczuła wreszcie spokój – silne przeświadczenie, że jest dokładnie tam, gdzie powinna być.
Pamięta również jednak wszystko to, co nastąpiło zaraz po krótkiej chwili nowo doświadczonego szczęścia. Chaos, dostrzegalny w spojrzeniu królowej strach. I jedna, utkana z gwiezdnych podróży przepowiednia, która na dobre odmieniła losy malutkiej, dopiero co narodzonej księżniczki.
Roztrzęsione matczyne dłonie, z trudem żegnające się z dotykiem córeczki i kłębiąca się nieustannie wokół niej magia, która po kilku nieudanych próbach ze strony najlepszych czarowników Karii, otworzyła w środku pałacu niestabilny portal do świata nie z tego świata. Obcej rzeczywistości, mającej uchronić młodą czarodziejkę przed chciwym spojrzeniem mrocznych, spragnionych wizji przyszłości bóstw.
Królowa przeszła niepewnie na drugą stronę i z błędnym przeświadczeniem, że życie poza granicami Vardelii zapewni malutkiej księżniczce bezpieczeństwo, wyciągnęła zawiniątko w stronę chłodnych, obcych dłoni. Całą resztę dalszych wspomnień spowija ciężka, gruba mgła zupełnej niepamięci.
Następnie pamięta jedynie zimno. Chłód kierowanych w jej stronę spojrzeń, gdy przechodziła między drewnianymi chatkami niewielkiej wioski, potykając się o własne nogi i dzielnie, z szerokim cebrzykiem w rękach, kierując się w stronę studzienki na prośbę swej nowej opiekunki. Ziąb ciężkich zasp śniegu, rzadko kiedy ustępujących, pokrywających nieustannie wysokie, pnące się niczym iglice szczyty otaczających osadę gór. I przepełnione mrozem, pozbawione jakiegokolwiek zrozumienia oszczerstwa, zarzucające młodej czarodziejce tragiczną śmierć Dakody – jedynej osoby, która wydawała się nie gardzić zupełnie drzemiącą w niej magią.
Dlatego odeszła. Pchana tęsknotą za ciepłem domu i wzbudzonym w niej poczuciu winy, z formującym się przez ostatnie lata brakiem zaufania oraz, na dobre zakorzenionymi w jej głowie, słowami karyjskiej przepowiedni. W monotonnej tułaczce, niekończącej się ucieczce, błądziła po rozległych terenach Auranthii, stroniąc od ludzi i unikając większych miast w obawie przed czujnym okiem bogów.
Nie potrzeba było jednak wiele, by szybko zrozumiała, iż samotne przetrwanie w tym świecie, bez jakiegokolwiek kontaktu z drugim człowiekiem, jest niemalże zupełnie niemożliwe. W ostateczności więc usadowiła się na novendyjskich peryferiach, tuż na skraju miejscowego lasu i – zająwszy zapomnianą, rozpadającą się sadybę – spróbowała odnaleźć się w miejskiej społeczności czarodziei oraz jasnowidzów, chcąc jak najlepiej wykorzystać swe magiczne umiejętności w nowej, zupełnie dla niej obcej rzeczywistości. A gdy tylko jakkolwiek udało się Yuliyi zabłysnąć wśród miejscowej klienteli ezoterycznego doradztwa, powróciła do swych czterech, bezpiecznych ścian, rzadko kiedy opuszczając leśne okolice obrzeży. Tym też właśnie zaskarbiła sobie wśród miejscowych opinię lokalnego dziwadła i tajemniczego, nocnego straszydła.
Pamięta już każdą, kolejną chwilę błogiego spokoju, należącego się wytchnienia. Słodki zapach świeżego igliwia, gdy przy akompaniamencie rechoczących żab i pohukujących w oddali sówek przemierzała rozległe połacie lasu, ciesząc się wolnością i wszechobecną beztroską. Noce spędzone na wpatrywaniu się w łyskające arrasy gwiazd, myślą uciekając do domu, tęskniąc za matczynym dotykiem i wszystkim tym, co mieć mogła, a co tak prędko jej odebrano. Pamięta całą sobą, nie pozwalając wspomnieniom przygasnąć i ucichnąć w niewypowiedzianej obawie przed utratą samej siebie, tworzących jej jestestwo cegiełek.
I w tym wszystkim, w wybranej przez siebie izolacji, na wygnaniu w świecie, którego nigdy nie czuła się częścią, wyczekuje wyśnionego jej końca, doskonale wiedząc, iż nawet starania karyjskiej królowej nie są w stanie wyswobodzić jej z niewidzialnych okowów przeznaczenia.
- Roenna (elfka, matka) — Karyjska królowa, najwyższa kapłanka wyspy i obecna mistrzyni księżycowej magii. Mimo iż dla samej księżniczki jest jedynie krótkim, na zawsze zapisanym w pamięci wspomnieniem, nie ma dnia, w którym Yuliya nie wracałaby do obrazów matczynego, pełnego miłości spojrzenia, jej ciepłego dotyku, czy delikatnego uśmiechu. Ta, za którą nieustannie tęskni i z którą ma nadzieję raz jeszcze się zobaczyć, nim słowa wyśnionej dawno przepowiedni staną się rzeczywistością.
- Dakoda Zirkalov (człowiek, starsza siostra) — Jedyna osoba, dzięki której lata spędzone w Czarnym Jarze nie zostały zapamiętane jako całkowicie pozbawione nadziei, dobroci i jakiejkolwiek czułości. Najstarsza córka państwa Zirkalov, którzy po pojawieniu się w ich wiosce tajemniczej, ciemnowłosej elfki, przejęli z jej rąk drobne, szamotające się zawiniątko z samą Yuliyą w środku. W oczach czarodziejki na zawsze pozostała uosobieniem ciepła oraz bezpieczeństwa. Ofiara ataku nieznanej, magicznej istoty, której śmierci została jednogłośnie winna karyjska księżniczka.
- Durante van der Braenyl (człowiek, współlokator) — Widziała go w swoich snach; nieznajomą sylwetkę tułającą się po pobliskich lasach w dziwnym, niezrozumiałym dla niej pół amoku. Widziała, jak wyciąga ku niemu rękę. Pomimo czających się w umyśle niepewności, pomimo nieprzyjemnego dreszczu w okolicach ramion oraz wystających kosteczek kręgosłupa. Absurd, zrodzona w sercu złość. Pomyłka, chytre zagranie ze strony losu. Dlaczego miałaby pomóc komuś, kto równie dobrze – jak cała reszta – mógł raz jeszcze wysłać ją w wędrówkę po nieznanym odłamku, odebrać budowany latami dom? A jednak, gdy wreszcie dosięgnęła wzrokiem jego osoby, nie zawahała się. Wbrew sobie i wbrew wszystkim, wyznawanym przez nią, zasadom. Do dziś nie jest do końca pewna dlaczego to zrobiła oraz co ma dla nich w zanadrzu kapryśne, nieodgadnione przeznaczenie.
Yuliya i Imię
Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit. Vestibulum diam velit, faucibus eget ornare a, facilisis vel orci. Pellentesque habitant morbi tristique senectus et netus et malesuada fames ac turpis egestas. Proin at consectetur est. Etiam nunc enim, facilisis eget neque et, malesuada elementum dui. Nam a molestie elit. Aliquam dui ipsum, malesuada ut metus id, tristique porttitor turpis. Integer lorem neque, molestie ac felis ultricies, vestibulum consequat nunc. Nulla hendrerit aliquam erat eget ultrices. Nam quis diam vitae nibh fermentum finibus.
Opovember 2024
Smukłe palce błądziły po niewielkim skrawku pożółkłego pergaminu. Niebieskie opuszki, usiane łyskającymi w cieniach nocy znamionami, muskały wsiąknięty w kartkę atrament – słowa, które wydawała się znać na pamięć, będące piętnem wypalonym na jej wspomnieniach, powracającym do przeszłości umyśle. Minął kolejny rok, odkąd opuściła Czarny Jar, pchana w objęcia nieznanego przez skąpane w żalu serce i tęsknotę za ciepłem drugiego człowieka. Ciepłem, które na dobre odebrała jej ta śpiąca pod grubą warstwą śniegów kraina. Mimo to nie zapomniała. Nie chciała zapomnieć...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz