— Konstytucja Novendii gwarantuje wszystkim obywatelom kraju całkowitą wolność religijną, możliwość wyznawania dowolnego bóstwa, wiary w dowolny system wierzeń i gwarantuje ochronę przed prześladowaniami na tle wyznawanej wiary — powiedziała reporterka, trzymając w dłoni duży, otulony gąbką mikrofon. — Dotyczy to jednak wyznań zarejestrowanych oficjalnie w odpowiednim urzędzie i należących do Związku Religijnego.
Kamera przeskoczyła do krótkiego klipu z urzędu.
— Staramy się, by procedury administracyjne były jasne i przejrzyste, niemniej jednak priorytetem jest u nas określenie, czy dana religia na pewno wpisuje się w system wartości wyznawanych przez wszystkich Novendyjczyków i czy jej em… czy jej ceremonie nie łamią naszego prawa. Elementy takie, jak ofiary z żywych stworzeń, rytualne okaleczenia czy namawianie do agresji względem osób o odmiennych poglądach, wykluczają dane zgromadzenie z rejestracji i niosą ze sobą konsekwencje prawne.
Ujęcie wróciło do reporterki.
— Mimo wnikliwych dochodzeń i konieczności udowodnienia, że żaden aspekt wyznawania danej religii nie będzie kolidował z tutejszym prawem, niektórym bezprawnie udaje się zarejestrować swe wyznanie. Coraz lepszy dostęp do Internetu sprawia, że nietrudno naciągaczom wyłudzać pieniądze od niczego niepodejrzewających wiernych, obiecując im szczęście w życiu doczesnym lub zapewnione dobre miejsce w życiu wiecznym, jeśli tylko uiszczą drobną opłatę na rzecz ich wspólnoty.
Kolejny klip, tym razem z wnętrza jakiegoś domu modlitwy. Na ekranie pojawiła się podstarzała Senkawanka odziana w tradycyjną szatę.
— To prawda, chram Benten odnotowuje zwiększoną liczbę datków w okresie sesji, matur i egzaminów na studia, ale rozliczamy się z Urzędem Skarbowym z każdego pensa, a nasze księgi rachunkowe są upublicznione. W zeszłym roku mieliśmy niestety sytuację, w której w naszym imieniu rozprowadzano fałszywe amulety mające przynieść szczęście w trakcie egzaminów. — Kapłanka zmarszczyła gniewnie brwi. — Nie tylko jest to sprzeczne z ideami wyznawanymi przez nasze zgromadzenie – do Benten modlimy się o wytrwałość wobec przytłaczającej ilości materiału do nauki oraz o jasność umysłu podczas rozwiązywania problemów, nie zaś o szczęście w losowaniu pytań egzaminacyjnych – ale również podłe, bo żeruje na ludzkiej niewiedzy, ta zaś jest niczym choroba, którą my, wyznawcy Benten, pragniemy uleczyć.
Ponownie pojawiła się reporterka, na jej twarzy gościł skupiony, poważny wyraz.
— Tego typu wyłudzenia to jednak nie jest najgorsze, co może się przydarzyć, jeśli wiara i religia staną się pretekstem do czynienia zła. W dzisiejszym odcinku pragniemy państwu przedstawić najbardziej wstrząsające zbrodnie, do których doprowadził fanatyzm religijny. Od przekrętów finansowych na niespotykaną skalę, przez przejmowanie majątku po zmarłym, aż po praktyki tak okrutne, że wydają się, jakby należały wyłącznie do fikcji i horroru. — Reporterka pochyliła się w stronę kamery. — Odpowiemy sobie dzisiaj na pytanie, gdzie kończy się wiara, a zaczyna obłęd.
Rozpoczęła się muzyka czołówki programu, przez ekran przebiegły nazwiska ekipy odpowiedzialnej za montaż i udźwiękowienie. Andrea poprawiła się na kanapie, mocniej ścisnęła Szarika, pogłaskała spłowiały łebek swojego ulubionego pluszaka, i…
— Andrea?
Dziewczynka aż podskoczyła, zaraz odwróciła się w stronę głosu. Mama stała w progu, próbując zawiązać pasek od szlafroka, a różowe wałki otaczały jej twarz niczym jakaś fantastyczna aureola.
— Co ty tu robisz?
— Czekam na tatę — odparła Andrea, patrząc na matkę spokojnym spojrzeniem osoby święcie przekonanej, że nie robi nic złego. — Jutro nie ma szkoły, więc nie muszę wcześnie wstawać.
— Kto tak powiedział? — Matka zmarszczyła brwi, oparła dłoń na biodrze, a następnie przeniosła uwagę na telewizor. — Co sobie włączyłaś?
Na ekranie wyświetlił się właśnie tytuł programu.
— „Najstraszniejsze zbrodnie stulecia”? Andrea, nie możesz oglądać takich rzeczy.
— Ale to program edukacyjny…!
— Ale nie dla dzieci!
Matka podeszła do odbiornika, wyłączyła jednym pstryknięciem. Usta Andrei wygięły się w smutną podkówkę.
— Dobry policjant musi się nauczyć, jak myśli przestępca, bo wtedy…
— Dziecko, najpierw to się zasad ruchu drogowego naucz, a potem będziesz przestępców ganiać.
Kobieta popatrzyła na swoją córkę, na jej spuszczony wzrok i zaciśnięte usta, i jakaś łagodność wstąpiła na oblicze. Podeszła, wyciągnęła rękę, pogłaskała pluszowego Szarika i Andreę.
— Wiesz, może to ci na dobre wyjdzie.
— Co niby?
— Jak się nigdy nie nauczysz, jak myśli przestępca.
— Pokaż mi to — powiedziała, wyciągając dłoń.
Odebrała od Yangcyna kartkę, uniosła brew, wczytując się w zawartość. Pozornie nie było w niej niczego podejrzanego – błękitnawy, błyszczący papier, przetarty nieco na zgięciach, do tego tekst wydrukowany jedną z tych lekko pochylonych, ozdobnych czcionek, skłaniający do refleksji nad życiem i swoim miejscem w świecie. „Czy w Twoim sercu mieszka poczucie zagubienia?”, „Czy zdarzają się momenty, że nie wiesz, jaki masz w życiu cel?”, „Czy Twoim relacjom z innymi brakuje głębi?”, „Czy martwisz się o to, co będzie potem?”.
— No jasne — mruknęła Andrea, marszcząc brwi. — Nie zwróciłabym na to uwagi, gdybyśmy nie mieli dwóch świeżych trupów. — Policjantka zwróciła się do zmiennokształtnego, skinęła mu głową z aprobatą. — Dobra robota, to nowy trop.
— Będziesz tam chciała pójść?
— To na pewno.
Andrea odwróciła kartkę, przebiegła wzrokiem resztę treści i z tego zachwalającego wspólnotę tekstu wyłuskała potrzebne informacje.
— Tu jest napisane, że spotykają się co tydzień w środę na popołudniowe nabożeństwo. Warto byłoby przycisnąć kapłanów, czy znają naszych denatów i co takiego ciekawego porabiali w noc morderstwa. — Policjantka zerknęła na towarzyszącego jej Yangcyna. — Słyszałeś w ogóle o tym kulcie? „Światło Odrodzenia”?
— Nigdy wcześniej.
— Mi też nic się nie obiło o uszy… Albo są nowi, albo to bardzo małe zgromadzenie.
— Chyba tym lepiej — odparł, wyciągając telefon. — Mniej osób to mniej niewiadomych i potencjalnych komplikacji.
— Co racja to racja. — Andrea zerknęła mu przez ramię. — Czego szukasz?
— Czegokolwiek o nich. — Strona Gogola przeładowała się, Yangcyn poklikał, znalazł główną stronę zgromadzenia, przeczytał parę linijek. — Przedstawiają się jako organizacja charytatywno-religijna, która pomaga potrzebującym, promuje duchowy rozwój i oferuje wsparcie społeczności. Organizują darmowe posiłki, warsztaty rozwoju osobistego, medytacje i spotkania integracyjne.
— To ich kapłani?
Yangcyn przewinął, zzoomował.
— Oświecony Malvain, wielebna Vespera i wielebna Erynis.
— Czyli to oni przewodzą temu zgromadzeniu — Andrea pokiwała do siebie głową, wbiła spojrzenie w każdą z uśmiechniętych twarzy. Zdjęcie pochodziło chyba z jakiejś zbiórki na cele dobroczynne. — W takim razie wiemy już, kogo tam szukać.
— Jutro środa. Wybierzemy się wtedy do nich?
— Tak, to będzie dobry pomysł. Nie ma co tego odwlekać, a im szybciej się czegoś dowiemy, tym szybciej znajdziemy tego, kto jest odpowiedzialny za te morderstwa, i doprowadzimy go przed oblicze sprawiedliwości. Zastanawia mnie tylko jedna rzecz.
Yangcyn przechylił głowę.
— Jaka?
— Możemy tam wejść na dwa sposoby. Albo głównymi drzwiami, błyskając wszystkim po oczach plakietką policyjną, albo bocznym wejściem – udając neofitów.
Yangcyn też się zamyślił, ogon machnął kilka razy.
— Najczęściej wchodzimy głównymi drzwiami — kontynuowała Andrea. — Jeśli chodzi o śledztwo, szczególnie w przypadku morderstwa, wszystkie instytucje mają obowiązek udzielić nam pomocy, inaczej będzie to postrzegane jako obstrukcja śledztwa i działanie to podpada pod paragraf. Jedyne, co mogłoby nas powstrzymać, to jakieś dodatkowe obostrzenia związane z ochroną danych osobowych i dobrego imienia osób trzecich, ale czego nie załatwi nakaz sądowy…
— Ale nie jesteś pewna, czy to dobry pomysł…?
Andrea skinęła głową.
— Coś mi mówi, że w tym przypadku nie będziemy wchodzić do żadnej normalnej instytucji, tylko raczej wyciskać informacje z jakiegoś półświatka. A takie rzeczy lepiej robić incognito. Z drugiej strony coś takiego zajmie nam więcej czasu. — Policjantka westchnęła. — A ty co sądzisz?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz