Pamiętał ból w ukochanym spojrzeniu i głos, tak cichy, miejscami łamiący się emocjami, pamiętał ten spuszczony wzrok i niesięgający oczu uśmiech – cienką zasłonę, instynktownie pojawiającą się, gdy słowa dotykały skrytego, wciąż obolałego miejsca. Tamto popołudnie w Solmarii, kiedy rozmawiali o przeszłości, o rodzinie i o tym, jak obaj zostali porzuceni przez ojców, zapadło Basharowi głęboko w pamięć i demon wiedział, że zaleczenie takiej rany, powstałej w dzieciństwie, nigdy nie opatrzonej, może wręcz przeciwnie – rozjątrzanej tylko przez samego Dantego i Sappho – nie było możliwe z pomocą jednej tylko rozmowy. Potrzeba było czasu i wielu słów, ciepła, opieki i bliskości, potrzeba było miłości, i choć tej demon miał dla Dantego pod dostatkiem, to jednak był to jej inny rodzaj, niż ten, o który wołała ta dawna, dziecięca część syreniego serca.
Bashar nie byłby sobą, gdyby gdzieś z tyłu głowy nie pojawiła się myśl o tym, co by się stało, gdyby Dantemu udało się w jakiś sposób nawiązać kontakt z nieobecnym ojcem – mogłoby to pomóc w zaleczeniu owej rany, nawet jeśli proces okazałby się bolesny, bo takie spotkanie mogłoby przebiec w bardzo różny sposób. Sam ojciec, skoro był zdolny do porzucenia Sappho razem z małym Dantem, nie przedstawiał się w oczach Bashara jako mężczyzna wartościowy i chętny do tego, by pomóc w jakikolwiek sposób pogodzić się synowi z konsekwencjami nieswoich decyzji. Demon nie spodziewał się, by był jakąkolwiek pomocą, miał jednak nadzieję, że gdyby faktycznie do takiego spotkania doszło, Dante otrzymałby chociaż jakieś odpowiedzi, choćby raniące i bolesne, ale jednak odpowiedzi. Już Bashara w tym głowa by była, aby przeszłość zamknąć raz na zawsze i wyrwać pętające syrenie serce łańcuchy, wykute z tego trującego poczucia odrzucenia.
Planował, że może w dalszych rozdziałach ich wspólnej z Dantem historii, uda się pomówić z Sappho, dowiedzieć się, jak się ów mężczyzna nazywał, a potem zaaranżować spotkanie na ich zasadach, gdy Dante będzie choć trochę spokojniejszy, przygotowany na spojrzenie w jednocześnie znajomą i nieznajomą twarz. Los jednak postanowił zadrwić z tych planów, Bashar zaś został przemocą i znienacka posadzony do stołu, by rozegrać partię, której tego wieczora nie zamierzał rozgrywać. Demon westchnął w duchu, a potem mocniej oplótł palcami syrenią dłoń. Stawką było serce Dantego, jego ból i emocje, więc Bashar zamierzał rozegrać wszystko idealnie, bez względu na to, co też tkwiło w ręku przeciwnika.
Kolejne kreacje pojawiały się na wybiegu, niesione dumnie przez modelki i modelów, wokół błyskały flesze aparatów, muzyka huczała z głośników, przez skupioną widownię od czasu do czasu przebiegało lekkie poruszenie. Bashar wątpił jednak, by Dante zapamiętał choć jedną kreację, by cokolwiek przyciągnęło jego uwagę – syren to wiercił się na swym krześle, to zamierał wyprostowany, a różowe szkiełka nie potrafiły ukryć tego, gdzie zbiegał jego wzrok. Ukryta w ciemnościach loża nie oferowała żadnych odpowiedzi, zdawała się wręcz pochłaniać nawet najdrobniejsze resztki światła.
— Kochanie — zaczął miękko Bashar, pocierając kciukiem dłoń Dantego.
Syren spojrzał na niego, wzrok pobłądził po twarzy, jakoś nie potrafił się skupić. W podkładzie odezwały się trąby i rogi, Bashar nachylił się, by nie musieć krzyczeć.
— Chodź ze mną. Mam pewien pomysł.
Wyślizgnęli się bezszelestnie, nie niepokojeni przez nikogo, nie przyciągając uwagi ani spojrzeń. Zostawili za sobą półmrok olbrzymiej sali, zostawili muzykę i barwne kreacje. Wyjście na korytarz, cichy i pusty, poza pojedynczymi osobami z obsługi, rozświetlony dekoracyjnymi kandelabrami, był niczym haust świeżego powietrza, jak wyrwanie się z dusznych katakumb.
— Bashar, ja…
Dante nie zdążył dokończyć. Demon zamknął go w objęciach, lecz nie tak, jak wtulał się w niego, gdy syren odbierał go z dyżuru, albo gdy jechali razem autobusem i ten jeden zakręt okazał się zbyt ostry. Nie, to smukłe ramiona otoczyły silne barki, Bashar stanął na palcach, wsunął dłoń między złote loki i ściągnął Dantego do siebie, pozwalając syrenowi oprzeć się na nim, skryć mu się w ramionach, tak samo, jak czynił to, gdy serce wzbierało lodowatym ciężarem i jedynie bezpieczne ciepło ich wspólnej wanny mogło ów ciężar roztopić. Wody wokół nich nie było, lecz gest pozostał ten sam, niosąc znaną im obydwu obietnicę. „Jestem przy tobie”, szeptały dłonie Bashara „U mego boku jesteś bezpieczny”.
Lekarz poczuł, jak Dante bierze głębszy oddech, jak opiera się na nim, czerpiąc ze swojego źródła siły.
— Muszę z nim porozmawiać.
Demon potrząsnął głową.
— To on musi z tobą porozmawiać — odparł stanowczo. — Ma ci wiele do wyjaśnienia. A ja sprawię, że te wyjaśnienia dostaniesz.
Jeśli trzeba było, Bashar potrafił bardzo sprawnie przebrnąć przez szykownie ubrany, uśmiechnięty tłum, a trzymane w dłoniach kieliszki szampana, zwiewne szale i przemykający tu i tam kelnerzy nie byli dla niego przeszkodą. Oczywiście, że z gwiazdą wieczoru, Noemi Baresi, chcieli pomówić wszyscy, więc wokół kobiety szybko zebrał się wianuszek zainteresowanych, rozpytujących o kreacje, inspiracje i trudności, których Noemi na pewno doświadczyła, pnąc się po szczeblach do celu. Bashar ogarnął wzrokiem tłoczące się wokół kobiety osoby, wziął Dantego pod ramię, a następnie dostojnym krokiem ruszył w stronę zgromadzenia.
Ludzie często zapominali o tym, jak wiele da się przekazać spojrzeniem i mową ciała. Ich umysły to rejestrowały, lecz podświadomie i mimowolnie, a skoro świadomość nie brała w tym udziału, ciężko było się nie poddać, gdy ktoś z premedytacją i wykalkulowaniem używał mowy ciała przeciw nim. Bashar nie podszedł do Baresi niczym petent, pragnący uszczknąć nieco czasu tej najważniejszej tego wieczora osobistości. Nie, podszedł z mocą i dostojeństwem właściwym władcy, komuś, o kogo uwagę i względy zabiegali wszyscy, lecz on, podług swego kaprysu, postanowił obdarzyć czasem i atencją tą jedną wybraną osobę.
Pozostali rozstąpili się, Noemi wyprężyła się niemal niezauważalnie.
— Cieszymy się mogąc poznać najważniejszą osobę dzisiejszego wieczora — zaczął Bashar, a jego słowa mogły równie dobrze dotyczyć jego i Dantego, co i być pluralis maiestatis, do którego demon przywykł. Interpretacja pozostawała otwarta.
— Również cieszę się, mogąc poznać moich widzów… To wspaniałe uczucie dla artysty, móc pomówić z odbiorcami — odparła Noemi, odpowiadając pogodnym uśmiechem.
Jej wzrok przebiegł między mężczyznami, kobieta zdawała się niepomna na to, że inni zainteresowani nagle gdzieś zniknęli, słusznie dając przestrzeń i przystęp tej jednej, specjalnej parze.
— Ujęła mnie trzecia z kreacji, ta z biskupimi rękawami obszytymi złotem — zaczął rozmowę Bashar. Noemi momentalnie podchwyciła jego słowa.
— Och, to była interesująca praca. Otóż…
Kobieta rozsnuła przed nimi źródła swej inspiracji, opowiedziała o przyświecających jej pomysłach, przez pewien czas rozmowa płynęła zupełnie zwyczajnie, jakby nie chodziło o nic, poza sztuką i krawiectwem. I może Dante nie do końca uważał, gdy modele i modelki kroczyli po wybiegu, niemniej jednak doświadczenie w zawodzie sprawiało, że gładko wspierał Bashara w prowadzeniu rozmowy, sprawiając, że całość nie brzmiała wcale napięciem, a dwójka mężczyzn wcale nie interesowała się czymś kompletnie innym, niż zaprojektowane kreacje. W pewnym momencie Dante nachylił się nieznacznie ku kobiecie.
— Też zajmuję się projektowaniem kreacji — powiedział, okraszając słowa jednym ze swych flagowych uśmiechów. — Zastanawia mnie, jak udało ci się zdobyć tak znamienitego sponsora.
Noemi uśmiechnęła się lekko, wzrok uciekł gdzieś w bok, dłonie splotły się w inny sposób.
— To był w dużej mierze łut szczęścia i uśmiech losu — powiedziała w końcu, lecz jej spojrzenie wciąż błądziło. — Brunetto… To znaczy, pan Latini, po prostu zainteresował się moimi kreacjami, znalazł je zajmującymi i mającymi potencjał, więc postanowił przeznaczyć na ich rozwój część ze swej fortuny.
Dante obdarzył ją jednym ze swych najbardziej ujmujących uśmiechów. Tylko Bashar dostrzegł, że za zasłoną różu, oczy pozostają chłodne i wycofane, że słowa nie płyną wcale z serca.
— Wiem, jak to się odbywa — powiedział syren, nachylając się jeszcze bliżej, tym uśmiechem topiąc kolejne mury i zapory. — Gdzieś pojawiła się ta pierwsza iskra.
Noemi patrzyła wszędzie, tylko nie na dwójkę mężczyzn.
— To było przy okazji, sama nie pamiętam. Może jakieś spotkanie charytatywne — powiedziała, podnosząc spojrzenie, lecz nie trzeba było wiele, by dostrzec, że kobieta kręci. — Opowiedziałam wtedy panu Latiniemu o mojej kolekcji, o pomysłach i tym, że, co tu dużo mówić, pieniądze są problemem, zaś pan Latini…
— Postanowił podzielić się swą fortuną, wesprzeć artystę, prawda? — dopowiedział Bashar.
Noemi skinęła głową.
— Tak, objął nade mną patronat… Mecenat, jak to się kiedyś mówiło. Bez jego wsparcia nie udałoby mi się pokazać moich dzieł. Poza tym Bru… pan Latini… jego słowa potrafią sprawić, że ma się więcej odwagi, by pokazać innym to, co najbardziej się kocha. — Kobieta spuściła wzrok, uśmiechnęła się nieśmiało. — On zawsze potrafi powiedzieć coś takiego… Coś…
— …co chce się usłyszeć — dokończył Bashar.
— Tak, dokładnie o to chodzi! — Noemi rozpromieniła się, lecz jej uśmiech nie doczekał się odpowiedzi na twarzach rozmówców.
— Czyli jak to się dokładnie stało, że udało ci się go spotkać — nacisnął Dante.
Noemi znów spojrzała w przypadkowym kierunku.
— To było takie zamknięte spotkanie — powiedziała w końcu oględnie. — Udało mi się dostać na nie zaproszenie, tak po znajomości. Ja, hm, nie obracam się do końca w takich kręgach...
— Zamknięte spotkanie — podjął Bashar, unosząc brew, przywołując na twarz uśmiech łagodny i spokojny, taki zachęcający, by podzielić się przemyśleniami.
— Tak, zamknięte dla innych, dla tych niezaproszonych — odparła Noemi. — Ja uh… wampiry to dość… elitarny klub i… to nie jest tak, że nie chcemy innych, ale…
I już mieli rozmawiać dalej, gdy jeszcze jedna osoba dołączyła do ich grupy. Bashar w pewien sposób na to liczył, trochę się tego spodziewał, lecz nie oznaczało to, że przeprawa nie miała okazać się naprawdę ciężka.
— Widzę, że znalazłaś sobie ciekawych partnerów do rozmowy, Noemi — odezwał się Bruno, otaczając kobietę ramieniem. — Zechcesz nas przedstawić?
Demon poczuł, jak Dante zaciska dłonie na jego ramieniu, jak cała sylwetka spina się, w ten sam sposób, w jaki spinała się na ringu, zaraz przed tym, jak sędzia oznajmił początek meczu. Silne dłonie wpiły się w materiał rękawa, Dante instynktownie przeniósł ciężar ciała, jego ramię wtuliło się w ramię Bashara. Lekarz subtelnym gestem dotknął zaciśniętej w pięść dłoni, delikatnie pogłaskał wyrobione kostki, przechylił nieco głowę, skroń na krótki moment oparła się na bokserskim barku. Uczucie ciepła było przelotne, krótkie, lecz niosło ze sobą kolejne zapewnienie. „Jestem tutaj, Dante”, mówił niemo Bashar, starając się ugładzić szalejący w syreniej piersi sztorm. „Jestem przy tobie i ze wszystkim poradzimy sobie razem.”
— Bashar Karim — przedstawił się, gdy Noemi zająknęła się lekko, uświadomiwszy sobie faux-pas i to, że w ferworze rozmów w końcu nie zapytała o miano swych rozmówców.
— Bardzo mi miło, Brunetto Latini — odparł, uścisnąwszy dłoń Bashara, obdarzywszy mężczyznę olśniewającym uśmiechem. — Ale to już panowie pewnie wiedzą.
Parsknął śmiechem, Noemi mu zawtórowała, Bashar zmusił usta do nieznacznego wygięcia się. A potem wampir przeniósł spojrzenie na Dantego.
Tak, to był ten sam kolor oczu, charakterystyczny, mroźnobłękitny, przywodzący na myśl północne morza. Ten sam zarys szczęki, mocnej i męskiej, nawet ten sam kształt ucha, ta sama sylwetka, kształt nosa… Dante wiele odziedziczył po swej matce, wystarczyło im stanąć obok siebie, by widać było to rodzinne podobieństwo, teraz zaś nowe fragmenty układanki wskakiwały na swe miejsca, ukazując pochodzenie reszty elementów.
— Aemilia Karim — przedstawił się Dante, głos załamał mu się gdzieś między imieniem i nazwiskiem. Bashar mocniej naparł na bokserskie ramię.
— Silny uścisk — skomentował Bruno, wracając uwagą do Bashara.
Dopóki mieli przed sobą wyłącznie Noemi, Dante rozdawał uśmiechy, czarował słowem i manierą, teraz jednak po żywej gestykulacji i pogodnej twarzy nie było nawet śladu. Róż szkiełek zdawał się niezdobytym bastionem, ramię lekarza niczym fundamenty twierdzy, usta zaciśnięte, zamknięte jak zapieczętowana brama. Niemal niezauważalne drżenie przebiegało przez kurczowo spięte ramię.
Padło kilka uprzejmości, Bashar pozornie pogodnym, relatywnie obojętnym wzrokiem taksował sylwetkę Brunona. W końcu postanowił przejść do wykonania swego planu.
— Od dłuższego czasu interesujemy się światem mody — powiedział, Dante zaś zdobył się na skinięcie głową. — Proszę mnie poprawić, jeśli się mylę, jednak pana nazwisko nigdy wcześniej nie pojawiło się wśród mecenasów tej gałęzi sztuki. Co takiego skusiło pana, by ulokować swoje fundusze właśnie w taki sposób?
Bruno obdarzył ich kolejnym czarującym uśmiechem i coś skręciło się gdzieś wewnątrz Bashara, bo tak podobny uśmiech widział przecież w gabinecie, na samym początku, gdy Dante przyniósł mu pomarańczowe lilie.
— Trafna uwaga, wcześniej skupiałem się na innych rzeczach… Niemniej jednak sztuka zawsze była bliska mojemu sercu i nigdy nie miałem oporów przed tym, by udzielić wsparcia artystom, których cenię — odparł z doskonale wyćwiczoną, naturalną swobodą. — To doprawdy przywilej, obracać się w kręgach, wśród których da się dostrzec prawdziwe perły…
Jego ramię mocniej oplotło Noemi, kobieta spłoniła się nieznacznie, oboje wymienili między sobą ukradkowe, jednoznaczne spojrzenia. Bashar westchnął wewnętrznie.
Widział już w swoim długim żywocie tego typu osoby – ludzi władzy, obdarzonych przez naturę magnetyczną osobowością i wyglądem godnym marmurów, a przez los również i majątkiem wraz z wpływami. Niewiele się dla nich liczyło, poza miłym spędzeniem czasu, ich zainteresowania zmieniały się co tydzień, a względami darzyli innych w sposób równie kapryśny, co wiosenna pogoda. Zawsze mieli wokół siebie wianuszek tych mniej fortunnych, liczących na to, że szlachecki kaprys okaże się ich wygraną na loterii i przepustką do lepszego życia. Noemi widać udało się wygrać ten jeden los, lecz Bashar miał pewne wątpliwości w kwestii tego, czy kobieta faktycznie rozwinie dzięki temu skrzydła, czy tak jak wielu innych zwycięzców, roztrwoni majątek i szczęście, nie patrząc na to, co się stanie, gdy los nagle się odwróci.
— To u pana częste? Porzucać jedne zainteresowania na rzecz innych, przez przelotny kaprys?
Cisza zapadła po słowach Dantego, a gdy Bashar spojrzał w jego stronę, na ukochanym obliczu dostrzegł ten chłodny, pełen napięcia uśmiech, przypominający bardziej ukazanie kłów przed walką, niż wyraz jakiejkolwiek wesołości.
Bruno zaśmiał się.
— Mogę sobie na to pozwolić, to prawda, a zdolnych artystów i interesujących osób jest tak wiele, że moje kaprysy nie czynią nikomu krzywdy.
Bashar zerknął na Noemi, ta jednak zdawała się nie wyczuć drugiego dna wypowiedzi swego towarzysza i zawtórowała mu z uśmiechem. Bruno zaś przeniósł wzrok z Dantego na powrót na Bashara, błysnął kłem w sposób, który do tej pory kojarzył się demonowi tylko z jedną osobą.
— Miło mi się z panami rozmawia, jednak obowiązki wzywają — powiedział wampir, skłoniwszy się nieznacznie. — Dziękuję za dzisiejszy wieczór i mam nadzieję, że zobaczymy się jeszcze na kolejnym z pokazów Noemi.
To powiedziawszy, Bruno zgrabnie zagarnął projektantkę i zniknął w tłumie gości, odprowadzany lodowatym spojrzeniem skrytym za różowymi szkłami.
— Z pewnością się zobaczymy — powiedział cicho Bashar. — Już ja tego dopilnuję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz