Wzmocnił swoje objęcia, przyciągnął jeszcze bliżej do siebie Bashara, wpijając się lekko palcami w smukłe ramiona, w lekarskie plecy, chowając twarz w czarnych włosach, bo nie było już żadnych słów, które mógłby dodać, nie było już niczego, co mogłoby się kłócić z trafnie rzuconą prawdą. Ale dotyk, ciepły, znajomy dotyk próbował powiedzieć coś innego. Bo nieważne, które z pytań miało stać się rzeczywistością, on będzie tutaj, przy boku swej Miłości, i nigdy go nie puści. Bashar westchnął, oddając się błogiej bliskości, bezpieczeństwu płynącym z syreniej siły i troski, a Dante nie popuścił ani trochę ze swych objęć, oglądając, jak ukochany zapada się coraz głębiej w spokojny sen, jak układa głowę przy szerokiej piersi i miarowym, ciepłym oddechem otula jego obojczyk.
Wiele pięknych widoków zapisało się w pamięci Dantego z tego wyjazdu, ten absolutnie nie był wyjątkiem, lecz następnego dnia, kończącego już wyprawę, pewien konkretny obrazek szczególnie z nim pozostał.
Plan Bashara przewidywał zdobycie jeszcze jednego szczytu, który znajdował się niedaleko schroniska. Wstali odpowiednio wcześnie, by przed południem trafić na górę, a potem bez pośpiechu schodzić resztę dnia do pierwszego miejsca ich zakwaterowania i wieczorem wybrać się do jakieś restauracji. Aura melancholii trzymająca się Bashara od powrotu znad ogniska zdawała się zostawać w tyle, związana mocno z tym czarno-białym zdjęciem, i pan doktor odzyskiwał powoli dobry nastrój na trasie, popatrując często na syreni uśmiech.
Byli sami na szczycie, nikt o tej godzinie nie zaszedł wystarczająco daleko, by poczuć tę miłą satysfakcję z ukończenia połowy wędrówki, wspięcia się tam, gdzie momentami własne nogi nie dowierzały, że są w stanie dotrzeć. Zapięte pod szyję kurtki chroniły ich przed chłodnawym wiaterkiem, ściszonymi głosami próbowali nie zakłócić tej specyficznej, właściwej dla przytłaczającej potęgi natury ciszy. Niewielki podest widokowy pozwalał zobaczyć nieco więcej, Bashar wspiął się po paru schodkach na niego, odetchnął głęboko, napełniając pierś świeżym powietrzem i niesamowitym krajobrazem. Odwrócił się, podał dłoń syrenowi, by zachęcić go do dołączenia do niego, lecz Dante nie ruszył się o krok, podziwiając już coś innego.
Odległe pasma gór wiły się na wysokości ud Bashara, bezkresne niebo rozlało wokół jego osoby. Świat bodaj wciąż znajdował się gdzieś tam w dole, wystarczyło jednak unieść nieco wzrok, a reszta niknęła na dobre. Zostawał sam Bashar na tle błękitu. Stał ponad wszystkim i był wszystkim.
Dokładnie tak, jak widział go Dante każdego dnia.
— Dante? — zapytał po dłuższej chwili Bashar, gdy nie otrzymał żadnej reakcji.
Syren uśmiechnął się miękko, ujął wyciągniętą ku niemu dłoń i ucałował ją.
Powroty do rzeczywistości wcale nie musiały być ciężkie. Wręcz przeciwnie, mogły być bardzo, ale to bardzo miłe.
To prawda, że pierwsze dni po zejściu z gór i wkroczeniu z powrotem do zakładu krawieckiego oraz szpitala nieszczególnie ich oszczędzały. Kuttner zawiązał jakąś zmowę z ordynatorem, obaj dawali do wiwatu swoim podwładnym, z kolei pacjenci kręcili nosem na lekarskie zalecenia równie intensywnie, co na świeżo przyszyte koronki. Ale stan ten nie utrzymywał się długo i już od połowy tygodnia Dante mówił tylko o sobotnim wieczorze, wyciągał przygotowane wcześniej kreacje, nie mógł się doczekać brylowania w tłumie z ukochanym panem doktorem. Bashar przyglądał mu się z lekkim uśmiechem na ustach, w rubinie błyszczało niezmienne zafascynowanie syrenią energią.
Obcasy stuknęły o chodnik tuż obok eleganckich, skórzanych butów. Kopulasty teatr, niegdyś dom dla romantycznych spektakli, teraz centrum przeróżnej sztuki bądź nauki, stał z dumą arystokraty przed nimi, nieświadom rychłego podbicia przez jedyną w swoim rodzaju parę.
— Co uważasz, że ta kreacja podkreśla dobrze u mnie? — zamruczał Dante, zaczepnie i łobuzersko, darując sobie pozory z nachylaniem się. Po prostu wtulił w ucho Bashara swoje usta, obdarzył je całusem, ciepłem oddechu.
— Skarbie, nie skończę odpowiadać przed rozpoczęciem pokazu.
Syren roześmiał się, głos zatonął nieco w harmidrze otaczających ich rozmów i podjeżdżających samochodów. Charakterystyczna, niewyżyta iskra rozjaśniła mroźny błękit, bo oto drzwi do jego żywiołu stały otworem, a Bashar dumnie kroczył obok tych niespokojnych fal, odważnie podjudzając je palcami przesuwającymi się po odsłoniętych, szerokich plecach. Dante rzucił mu spojrzenie, lekarz odpowiedział wieloznacznym zerknięciem, tak skupieni na sobie prawie przegapili moment podania zaproszenia ochroniarzowi na wejściu. Przepłynęli wraz z innymi gośćmi do wnętrza dawnego teatru i atmosfera pokazu mody uderzyła w nich znajomą ekstrawagancją i pasją.
Wyłożony czerwonym dywanem hol wypełniały barwne postacie, niektóre trzymające się klasyki ubioru, inne idące w kompletne szaleństwo barw i krojów, jakby byli aktorami, którzy zeszli z dawno nieaktywnej sceny i wmieszali się w publiczność. Między nimi lawirowali kelnerzy z kieliszkami na srebrnych tacach, blask fleszy oślepiał wyłącznie tych niedoświadczonych z pokazami. Dante odetchnął, czując się w żywym i kreatywnym tłoku równie dobrze, co w wodzie. Bezwolnie poprawił długie, zwiewne rękawy swojej sukienki, pozwolił im rozlać się fałdami delikatnego materiału po jego bokach. Musnął jeszcze twardą koronkę składającą się na wysoki kołnierz, a w tym czasie rozkoszny półuśmiech ozdobił jego wargi. To przyjemne uczucie bycia pochłanianym przez intensywny, rubinowy wzrok, ujęło łagodnie jego podbródek, jak czyniły to lekarskie palce, odwróciło głowę w bok.
— Chciałem powiedzieć, że to inni od wejścia tylko się na nas gapią, ale twoje spojrzenie jest teraz mocniejsze od ich wszystkich razem wziętych.
— Nie zamierzam szczędzić sobie podziwiania ciebie.
Mroźnobłękitne oczy również nie planowały czynić inaczej. Bashar, oczywiście, ubrany był we wszystko, co jego syren mu uszył, ze swą królewską postawą robiąc za doskonałego modela. Purpura dominowała ubiór, welurowy płaszcz, podszyty od spodu wzorzystą satyną, łagodnie otulał smukłe ramiona i spływał za kolana okryte ciemnymi, prostymi spodniami. Syren podszedł, nie rozłączając spojrzeń, poprawił wykończoną koronką chustkę przy szyi lekarza, delikatnie wygładził fioletową koszulę przywodzącą na myśl dawne wieki, zjechał dłońmi na szeroki, skórzany pas, ozdobiony z przodu perłami. Wszyscy im się przyglądali, choć próbowali się do tego nie przyznać. Przekrzywił lekko głowę, uśmiechnął się, czując to słodkie drgnienie Bashara, gdy stawał on na palcach, by sięgnąć jego warg.
— Jesteśmy niemożliwi — szepnął lekarz przy syrenich ustach.
— Uwielbiam być niemożliwy z tobą — zamruczał Dante, kradnąc miękki, kochliwy pocałunek i widownię pokazu, który nawet nie zdążył się zacząć.
Kiedy zdarzył się ten pierwszy pokaz, gdy Bashar trzymał się z boku, obserwował uważnie, odpowiadał skinieniami głową, mało uśmiechał? W którym życiu? Niedługo mieli świętować drugą rocznicę, lecz kochali się z taką intensywnością, że Dante odnosił wrażenie, jakby całe życie spędził na całowaniu tych gładkich dłoni i mówieniu Basharowi o wszystkich rzeczach, które dla niego zrobi.
Odsunęli się od siebie niespiesznie, chwycili za dłonie i podjęli wędrówkę przez hol, jak królowie witający się z gośćmi na ich przyjęciu, zagadując, bawiąc rozmową. Z wrodzoną naturalnością Dante podbijał serca tłumu, ściągając do siebie stare przyjaźnie i rozpoczynając co chwila nowe, jego uśmiech pozostawał szeroki, a urokliwe rumieńce pochodziły od czegoś więcej niż lekkiej duchoty w pomieszczeniu. Bo ciepło rozchodziło się po umięśnionym ciele od dołu szerokich pleców, gdzie Bashar trzymał wytrwale swą dłoń, czasami przesuwał ją na talię i z powrotem, ocierał się o bokserskie ramię i łaskotał szeptami ucho.
Dante pożegnał dwie modelki, dla których szył suknie ślubne swego czasu, doktor w tym czasie upolował dla nich kieliszki, jeden z drogim szampanem, drugi z wodą gazowaną, i zeszli nieco na bok, by wypić je spokojnie jedynie w swoim towarzystwie.
— Opowiedz mi więcej o tej projektantce — poprosił Bashar, gdy przystanęli pod starym, rozkloszowanym kinkietem, jednym z wielu podobnych zdobiących ściany. — Mam wrażenie, że coś mi już wspominałeś, lecz szczegóły mi umknęły.
— Noemi Baresi — zaczął Dante, skanując wzrokiem tłum, lecz wspomnianej kobiety nie było nigdzie widać. — Młoda gwiazda, która dostała się na usta wszystkich paroma bardzo kreatywnymi projektami, naciskającymi na pasję i intensywność barw. Chociaż pewnie spodziewasz się, jak to potrafi być z gwałtownie zaczętymi karierami – wielcy ludzie z branży podjarają się jakąś nowością, wychwalają ją przez kawałek czasu, a potem gnoją niesprawiedliwie z dnia na dzień i tyle z tego było.
— A ty jak uważasz, że z nią będzie?
Syren wzruszył ramionami, pozdrowił skinieniem głowy krawca poznanego na innym pokazie.
— Nie wiem. Podobają mi się jej prace, mogłaby z nimi zajść daleko, tak myślę, ale czy starczy jej charakteru, żeby wytrzymać wszystko, co modowe bestie na nią rzucą? Zobaczymy. — Kieł błysnął w psotnym półuśmiechu, Dante nachylił się ku Basharowi, a ten obserwował go uważnie, odwzajemniając uśmiech. — Poza tym jest cholernym wampirem, a te są całkiem nieprzewidywalne, nie sądzisz?
— Owszem. To bardzo ciekawa cecha w pewnym półwampirze.
Jeden niewinny krok bliżej, obcas wsunął się między skórzane buty, kolana złączyły się ze sobą. Ciepłe światło rzucane przez kinkiet ładnie obrysowywało ostre rysy Bashara, wszystkie twarde krawędzie tak miękkie pod syrenim dotykiem, zdradzało skromną psotę wirujące w rubinie.
— Ja ci opowiedziałem o projektantce, ty odpowiedz mi o nim.
Lekarz trwał chwilę w swojej pozycji, napierając własną nogą na tę bokserską, przeciągając wyczekiwanie na kolejny jego ruch. Po czym również pochylił się, bardzo powoli, zmniejszający jeszcze bardziej dzielący ich dystans i Dante nie wytrzymał, przygryzł wargę, myśląc o tym, jak mógłby spędzić całą noc flirtującą tak z Basharem i nigdy się nie znudzić, budować ekscytację drobnymi uśmiechami, pozwalać policzkom okryć się różem, elektryzować przestrzeń długimi spojrzeniami, nagłą bliskością.
Albo subtelną i delikatną, jak te palce czule zakładające za ucho złoty lok.
— Może przy użyciu obcych i wymarłych języków uda mi się opisać właściwie wszystkie inne niezwykłe cechy, które czynią z niego mężczyznę tak wyjątkowego — odpowiedział miękko Bashar, niezmiennie rozbrajając go do reszty w najmniej oczekiwanych momentach.
Stary dzwonek w teatrze wykorzystano do powiadomienia gości, że pokaz niedługo się zacznie. Głośne dzwonienie wybrzmiało bardzo daleko, Dante prawie go nie zauważył, trwający zaczarowany bliskością Bashara pod kinkietem.
— Trzeba iść — powiedział cicho.
— Zdecydowanie.
Żaden się nie ruszył. Goście pokazu powoli wlewali się do głównej sali.
— Twój półwampir chyba tam czeka.
— Chyba tak.
— Co zrobisz, gdy go zobaczysz?
Ten enigmatyczny uśmiech Bashara, który nie pozwalał Dantemu jasno myśleć, skupił na sobie całą jego uwagę. Syren nie zarejestrował lekkiego nacisku smukłych palców na piersi, nie wiedział, kiedy zrobił grzecznie krok w tył i wmieszał się wraz z doktorem w ciągnący do sali tłum.
Miejsce przerobiono dawno temu, gdy kolejny dyrektor zawiódł z tchnieniem nowego ducha w stare deski sceny i oddał teatr w ręce ludzi, którzy dali mu zupełnie inne życie od poprzedniego. Podium konferencje, niegdyś scena, z okazji pokazu dorobiło się przedłużenia służącego za wybieg, a wokół porozstawiano stoliki i siedzenia dla gości, jedni siedzieli bardziej przy ścianach w kolorze kości słoniowej ze złotymi wykończeniami, inni bliżej samego centrum pokazu. Kryształowe żyrandole rzucały klimatyczne światło na głowy zgromadzonych i na instrumenty muzyków klasycznych zajmujących miejsce pod sceną.
Swój stolik znaleźli nieco z tyłu, marmurowy blat podtrzymywany przez fantazyjną nóżkę otaczały dwa miękkie krzesła, które zaraz przysunęli do siebie. Usiedli ramię przy ramieniu, dłonie odnalazły się w zapadającym wokół mroku. Żyrandole zgasły, a mocne i nowsze lampy rzuciły ostry snop światła na wybieg.
Ktoś już na nim stał. Młoda kobieta uśmiechnęła się szeroko, ukazując wampirze kły.
— To zaszczyt móc prezentować swoje marzenia w tak pięknym miejscu, w towarzystwie niezwykle utalentowanych osób — powiedziała Noemi Baresi, przesuwając wzrokiem po sali. — Daję wam kawałek mojego serca, byście uczynili z niego kawałek historii mody.
Wzrok uciekł wyżej, blade lico Baresi okryło się rumieńcem.
— Nie udałoby się to jednak, gdyby nie zaangażowanie mojego ogromnego źródła wsparcia, Brunetto Latiniego. — I wskazała ręką na jedną z vipowskich galerii, gdzie w mroku poruszył się jakiś cień, ciemny płyn zafalował delikatnie w odstawianym na boku kieliszku. Po sali przeszły oklaski.
Dante wywrócił oczami, niezbyt zainteresowany sponsorem Baresi – bo nie miał wątpliwości, że tym ogromnym wsparciem były pieniądze – lecz wtem cień rozpadł się na kilkadziesiąt mniejszych stworzeń, liczne piski i łopot błoniastych skrzydeł wyrwały z paru piersi zaskoczone westchnienia. Cała gromada czarnych nietoperzy zleciała na wybieg tuż przy projektantce i uformowała się na nowo w wysokiego, dostojnego mężczyznę o silnie zarysowanej szczęce. Syren zagwizdał cicho. Wszystkie wampiry tak umiały?
— Dziękuję za brawa — odezwał się wampir, jego głos zdradzający pewność siebie i uznanie dla gorącego przywitania, wskazał dłonią na wciąż zaczerwienioną Baresi — choć to nie ja jestem geniuszem stojącym za dzisiejszą sztuką, którą będą państwo podziwiać…
— Dziwne — mruknął Dante, podpierając policzek na dłoni. — Nigdy wcześniej nie słyszałem o nim ani o żadnych pokazach, które sponsorował. Baresi jest dobra, ale nie sądziłem, że aż tak dobra, żeby przekonać do siebie jakiegoś wampirzego burżuja — parsknął, lecz nawet skromne prychnięcie nie padło od strony lekarza, żadnego komentarza ani stwierdzenia. Dante spojrzał na ukochanego, zmarszczył brwi, czując napięcie w splecionych dłoniach. — Bashar? Wszystko w porządku?
Gdzieś zniknęła wcześniejsza swoboda, ciepły wzrok zmienił się nagle. Na bladym czole pojawiła się zmarszczka, rubin spoważniał na widok sponsora przemawiającego do publiczności, intensywnie lustrując jego osobę. Bashar nie krył, że w istocie w porządku nie było i coś wyraźnie go zastanowiło, do tego stopnia, że wahał się chwilę z odpowiedzią, nie odrywając oczu od wampira na wybiegu.
— Czy on nie wygląda dla ciebie… znajomo, Dante? — zapytał powoli, tonem ostrożnym, lecz syren nie rozumiał, skąd takie pytanie.
— Co? Nie, dlaczego?
— Przyjrzyj mu się chwilę dłużej.
Wykonał prośbę od razu, zafrasowany nieco tym, do czego Bashar zmierzał i co to była za dziwna reakcja. Obcy mężczyzna stał wciąż w blasku reflektorów, jego wysokie kości policzkowe rzucały łagodne cienie na ogoloną po bokach twarz. Górował nad młodą projektantką wzrostem oraz silną sylwetką, i choć z pewnością nie był szerszy od Dantego w ramionach, to wciąż mógł kogoś skutecznie przytłoczyć. Miał duże dłonie, ale palce bardzo delikatnie trzymały rękę Baresi, zaś mocny głos ocieplał się nieco, gdy wspominał jej imię w przemowie. Dante zmrużył oczy, prychnął pod nosem. Coś było nieszczerego w tych zmianach, coś chłodnego w czarującym uśmiechu. Jakby efekt był dokładnie wymierzonym dziełem, pozbawioną emocji kalkulacją dla zdobycia tego, czego się chce.
Kącik ust uniesiony na tyle, by wzbudzić sympatię, w żadnym momencie nie wędrował wyżej, w żadnym niżej. Wolny kosmyk włosów opadający na skroń, by dodać sobie uroku i frywolności, gdy reszta czarnych jak smoła, falowanych włosów trzymała się posłusznie zaczesana do tyłu. Inny ton głosu, by zaintrygować ludzi jego relacją z Baresi, bo wtedy na pewno będą śledzić jej dalsze poczynania chociażby dla samych plotek. Dante znał ten rodzaj niebezpiecznej atrakcyjności, sam używał jej latami, choć on osiągał podobny efekt wrodzonym chaosem i naturalnym wdziękiem – czaruj i hipnotyzuj każdym ruchem oraz gestem, nieustannie, nic się nie stanie, jeśli ktoś przejrzy twoje zamiary. I tak ci się nie oprze. Nikt nie powie ci „nie”, a ty masz za dużo pychy w sobie, by uważać inaczej.
— Wygląda mi na kogoś, kogo raczej bym zapamiętał, gdybym go spotkał — odpowiedział całkiem szczerze Dante, dalej nie pojmując, co właściwie takiego miał zobaczyć.
Bashar skinął powoli głową, jak gdyby takiej odpowiedzi się spodziewał.
Nagle rozbrzmiały wokół nich brawa. Obaj, zbyt pogrążeni w obserwacji nieznajomego wampira, nie zauważyli, że mężczyzna skończył mówić, skłonił się przed projektantką i w równie widowiskowym stylu, w jakim się pojawił, wrócił na swoje miejsce. Wampirzyca również zniknęła, a szereg skrzypiec i kontrabasów, wspieranych pianinem, przykuł uwagę gości silnym, poważnym brzmieniem. Pierwsza modelka wkroczyła na wybieg, ciągnąc za sobą materiał długiej, czerwonej sukni jak rzekę krwi.
Lekarskie palce odnalazły te bokserskie, ścisnęły je lekko. Dante zwrócił wzrok na Bashara, a niewytłumaczalne zmartwienie zakołysało się w jego środku. Lekarz wydawał się bardzo skupiony na sformułowaniu odpowiednio swoich myśli, do tego jego chwyt na silnych dłoniach wzmocnił się, jakby syren miał za moment nieroztropnie rzucić się pogoń za jednym ze swoich chaotycznych pomysłów.
— Nie chcę wyciągać pochopnych wniosków — odezwał się cicho Bashar, lecz Dante pochylił się w jego stronę na tyle, że prawie stykali się czołami i wszystko słyszał — bo może światło albo odległość próbują mnie zmylić, a ta sugestia niewątpliwie tobą poruszy. — Rubin spojrzał na niego, złagodniał w ten charakterystyczny sposób, gdy lekarz pragnął ukoić jego bóle bądź rozterki. — Ale znam twoje rysy twarzy jak własne, ten wampir zaś… przez pewne cechy wyglądu przypomina mi ciebie. — Zrobił krótką pauzę, w czasie której wnętrzności ścisnęły się Dantemu w okropną miazgę, i dodał: — A raczej ty przypominasz jego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz