Słysząc ostatnie zdanie z wypowiedzi Eliasa, Yonki otworzył szeroko oczy.
— Pułapki? — zapytał wolno.
— I to takie, z których nie wyjdziesz żywy — odpowiedział tamten poważnym tonem.
Chwila ciszy, przerywana jedynie cichym strzelaniem ognia.
— Kocham pułapki!
Elias spojrzał na chłopaka, unosząc brwi.
— To naprawdę niebezpieczne pułapki — próbował jakoś lepiej przekazać.
Ale Yonki wiedział.
Co to za pułapka, jeśli nie można było poczuć ryzyka? To znaczy, nie krytykował te bezpieczniejsze, lecz on, jako białooki, do tego Bóg Chaosu, potrzebował poczuć to coś! Na przykład to, co Cheoryeon nazywał adrenaliną. Jak któregoś dnia razem latali i Yonki zarządził serię super fajnych sztuczek, w pewnym momencie Cheory powiedział, że muszą zrobić przerwę, bo zaczął mieć za dużo adrenaliny. Mały bóg wtedy spytał go, co to i dostał odpowiedź, że to takie coś, co się pojawia u osób, gdy znajdują się w sytuacjach bardzo niebezpiecznych. Ta adrenalina miała im pomagać w przeżyciu. W sumie Yonki nie wiedział, czy białoocy wytwarzali coś takiego. Chwila, czy zatem Cheory rzucił wymówką, żeby zażądać przerwy?
Dobra, nie to było teraz istotne.
Czarodziej chyba postanowił nie kontynuować tej rozmowy, ponieważ jedynie cicho westchnął. Wrócił spojrzeniem na schody, zaczął powoli stawiać kroki na kolejnych stopniach. Yonki podążył za nim.
Dwójka jednak nie zaszła daleko, raptem parę schodków, nim elf kazał się zatrzymać. Przykucnął, przesunął kulę światła bliżej kostek. Wszystkie miały jakieś misterne znaczki. Choć Yonki idealnie je widział bez potrzeby oświetlania ich, nie rozumiał, co mogły przekazywać. Spojrzał zatem na kolegę, oczekując jakiegoś wyjaśnienia. W końcu był on mądry, przynajmniej na takiego wyglądał, musiał więc coś wiedzieć na ten temat.
— Te, które mają taki znak, oznaczają pułapkę. — Elias wskazał palcem krąg przecięty poziomą linią. — Zademonstruję. Gdy się na nie stanie...
Wyprostował się, po czym możliwie jak najostrożniej postawił stopę na symbolu. Rozległy się niemal w tym samym czasie dwa kliknięcia, a po chwili znikąd pojawiła się strzała, która poleciała wprost na elfa. Tamten wykonał dłonią szybki gest, przywołał barierę, od której grot się odbił i bezwładnie opadł na schody.
— Pozostałe symbole są bezpieczne — kontynuował Elias.
— O, dobrze wiedzieć! — odparł pogodnie Yonki.
Rudowłosy już miał ruszyć dalej, lecz niespodziewanie zatrzymał się w połowie kroku. Chwilę tak trwał bez ruchu, jakby nad czymś się zastanawiając, aż w końcu postanowił odwrócić się i spytać:
— Nie słyszałeś czasem dwóch kliknięć wtedy, jak...?
Przerwał, gdy wzrokiem trafił na chłopaka.
A raczej tkwiącą w jego głowie strzałę.
Yonki szybko zauważył tę dziwną aurę w niebieskich oczach tamtego. Przechylił głowę delikatnie na bok, a dopiero potem sam zerknął wyżej, dostrzegając niemal od razu pręt.
— A, to? — Wskazał go palcem. — Mówiłeś o stawaniu na symbole, więc odruchowo to zrobiłem. Ale nie martw się, nic mi nie jest!
Złapał beztrosko za pocisk i nim Elias zdołał w jakikolwiek sposób zareagować, wyciągnął go z czoła. Krew zaczęła spływać wzdłuż twarzy, choć w zdecydowanie mniejszych ilościach, niż mogło się spodziewać po tego typu ranie. Bóg zaczął wolną ręką ścierać szkarłatną ciecz, mimo że początkowo tylko bardziej ją rozmazywał.
Wtem zastygł w bezruchu. Oddalił dłoń, spojrzał na ubrudzone palce. Zamrugał parę razy.
— Hm, dziwnie się czuję — powiedział; na mniej zmartwionego nie mógł brzmieć.
Elf przyjrzał mu się badawczo. Chwilę później zerknął na leżącą na ziemi drugą strzałę. Szybkim ruchem ją podniósł, przyjrzał się uważniej. Zbliżył grot do nosa, ostrożnie powąchał.
— Gruntek niezwyczajny — rzucił. — Na razie usiądź i oprzyj się o ścianę, a ja poszukam...
— O, już jest okej!
Elias przerwał sięganie do plecaka, popatrzył niepewnie na chłopaka. Yonki rzucił swoją strzałę w kąt, bez najmniejszego problemu kontynuował wycieranie twarzy, tym razem pomagając sobie rękawem bluzy. Szło mu to bardzo sprawnie, jak gdyby używał odpowiedniego środka do czyszczenia. Raptem minutę później twarz miał względnie czystą. Przy okazji widać było wyraźnie, że rana na czole zdążyła całkiem się zagoić.
Poprawił swoje ubranie, nie przejmując się ani trochę śladami krwi. W końcu był białookim. Wszystko ostatecznie zniknie.
— Możemy iść dalej! — oznajmił lekko.
Ruszył w dół schodów, bacznie się rozglądając i unikając wszystkich stopni z pułapkami. Elf kilka sekund mu się przyglądał, aż w końcu zarzucił plecak z powrotem na plecy i podążył za chłopakiem.
Zeszli na sam dół, następnie udali się w głąb korytarza. Jakiś czas szli w milczeniu... Dokładniej całe dwadzieścia jeden sekund, bo Yonki uznał, że nie pozwala na ciszę. Przecież miał taką okazję poznać nową osobę! Elias wydawał mu się ciekawy, więc chciał się dowiedzieć o nim więcej! Zwłaszcza że nie byle kto zapuszczał się w takie miejsca.
— Czy zawodzisz się szukaniem artefaktów? — spytał.
Słysząc to, czarodziej popatrzył na niego, poruszył brwiami.
— Słucham?
— Czy zawodzisz się szukaniem artefaktów? — powtórzył z dokładnie tym samym tonem.
Elias z dobrą chwilę mu się przyglądał, najprawdopodobniej studiując w głowie jego pytanie. Przez moment nawet bóg myślał, że nie otrzyma odpowiedzi, a elf uzna, że za krótko się znali, by rozmawiać o takich rzeczach. Chociaż zapytał o coś podstawowego. Na pewno coś takiego padało w normalnych, śmiertelniczych konwersacjach. Żył na tyle długo, że już o tym wiedział.
— Niekoniecznie — odpowiedział w końcu Elias. — To znaczy, czasami mam wyprawy, na których niczego nie znajduję, ale za to wyciągam cenne wnioski, niekiedy nawet wiedzę. Ostatecznie zatem uważam, że nie, nie zawodzę się tym.
Yonki słuchał go uważnie, ale pobłądził wzrokiem po otoczeniu, dając tym znak, że nie do końca zrozumiał.
— Ale lubisz to robić? — Uniósł jedną brew.
— Tak, lubię.
— To czemu się tym nie zawodzisz?
Usłyszawszy to, Elias znów na niego popatrzył; tym razem to on ze spojrzeniem zdradzającym, że nie załapał w pełni.
— Nie rozumiem.
— No, jak nie? — zdziwił się tamten. — Jak ludzie coś lubią, to się czasem tym zawodzą! Jedni zawodzą się byciem policjantem, inni piekarzem. Czemu więc nie zawodzisz się szukaniem artefaktów? Nie tylko robiłbyś to, co lubisz, ale też miałbyś zarobek.
Dużo osób tak robiło. Raoun lubił operować, więc się zawodził w szpitalu, Cheoryeon lubił sprawdzać przyszłość, więc się zawodził jako jasnowidz. Yonki najchętniej też by się czymś zawodził, szczególnie że było tyle opcji! Szkoda tylko, że Raoun mu wymyślił jakieś głupoty w dowodzie, przez które Bóg Chaosu nie mógł niczego się podjąć...
— Chodzi ci o wykonywanie zawodu? — zapytał Elias.
— Tak! — Przytaknął. — Zawodzenie się!
W reakcji elf westchnął ciężko.
— Pomyliłeś słowa. Zawodzenie się pochodzi od określenia „zawieść się”, nie „wykonywać zawód” — wytłumaczył wolno.
— Aaaaaaaaaaaa. — Pokiwał głową. — W sumie ma sens. Dzięki! — Uśmiechnął się szeroko.
Język novendyjski nie należał do najłatwiejszych. Nawet jeśli miejscami wydawał się podobny do haveruńskiego, niektóre określenia niosły zupełnie inne znaczenia, mimo że brzmiały niemalże tak samo. W zasadzie tak było z każdym językiem, a Yonki, nawet jako białooki, nie zawsze potrafił od razu wszystko załapać. Jak dobrze, że Elias mu tutaj pomógł! Dzięki temu nieporozumienie zostało rozwiązane!
— To wykonujesz zawód szukania artefaktów? — poprawił swoje pytanie.
— Raczej nie sprzedaję tego, co znajdę — odpowiedział po krótkim zastanowieniu elf. — Wolę trzymać artefakty dla siebie.
— Czyli jesteś takim kolekcjonerem?
— Tak.
Wtem czarodziej zwolnił kroku, przyjrzał się Yonkiemu. Tamten od razu to zauważył, wymienili się spojrzeniami.
— Coś znowu źle powiedziałem? — rzucił lekko zmartwionym tonem.
— Nie, właśnie nie. — Pokręcił głową Elias. — Dobrze.
Na tę wypowiedź uśmiech chłopca poszerzył się znacznie.
Znów szli w ciszy, tym razem również nie na długo, ponieważ elf nakazał im się zatrzymać. Yonki przystanął za nim, zaczął pytać podekscytowanym tonem, czy to kolejna pułapka, lecz kolega pokręcił głową. Elias przykucnął, nastawił pod odpowiednim kątem świetlistą kulę, by przyjrzeć się czemuś leżącemu na ziemi. Podniósł trochę, dokładniej zbadał wzrokiem.
Zaciekawiony bóg również przykucnął, ujrzał spoczywające pod ścianą ciemne włosy. Albo sierść.
Czarodziej zmarszczył brwi.
— Coś tu ewidentnie mieszka — oznajmił poważnie. — Powinniśmy sprawdzić, czy jest w pobliżu jakieś miejsce do ukrycia się albo bezpieczna droga ucieczki.
Wtem Yonki wyprostował się, zamrugał parę razy.
— Ukrycia? Ucieczki? Nie możemy tego stworzenia po prostu tu ściągnąć?
— Co? — tamten nie ukrywał zbytnio zdziwienia. — Czemu?
— Żeby się z nim zaprzyjaźnić! — Na twarz wskoczył niewinny uśmieszek. — Lub pokonać. Jedno bądź drugie. — Wzruszył ramionami.
Tak zawsze postępował z przeróżnymi bestiami. Wpierw sprawdzał, czy może się z nimi zaprzyjaźnić, a gdy nie przynosiło to żadnych owoców, wtedy pokonywał stworzenie. Co prawda, nie zawsze oznaczało to zgładzenie. Nie był okrutny, nie myślał od razu o mordowaniu. Zwykle wystarczało odstraszenie.
Elias z pewnością nie pochwalał zamysłu, ponieważ twardo zaprzeczył.
— Nie popieram tego pomysłu. Nie wiemy, z czym dokładnie mamy do czynienia, więc można wszystkiego się spodziewać. W takiej sytuacji musimy unikać bezpośredniej konfrontacji. Najlepiej będzie dokonać obserwacji z bezpiecznej odległości.
Yonki spoglądał na niego, nie odzywał się w ogóle. Elf przyjrzał mu się uważnie, zmrużył delikatnie oczy.
— Nie zrozumiałeś mnie.
— Nie. — Yonki pokręcił głową. — Po co tyle zachodu? Nie będzie przecież źle, co może się najgorszego stać, umrzemy?
Teraz to Elias spoglądał na boga, nie odzywał się w ogóle. Yonki zmierzył go wzrokiem, dopiero wtedy zdał sobie z czegoś sprawę. Otworzył szeroko oczy, niemalże zachłysnął się powietrzem. Racja, Elias był śmiertelnikiem, a Yonki nie mógł zdradzić swojego pochodzenia! O kurde.
— Ach, no tak — rzucił trochę wymijająco. — Ej, ale ja wiem, jak się obchodzić ze wszelakimi stworami, więc nic nam nie będzie! Zaufaj mi!
Stanął dumnie, opierając się rękami na biodrach, posłał towarzyszowi szeroki uśmiech.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz