03 czerwca 2025

Od Isidoro do Eliasa

— Myślisz, że mapa może być niedokładna?
— Wątpię.
Elias wykonał lekki gest dłonią, a spoczywające na niej światło rozsypało się w feerię mniejszych światełek, niczym rój ciekawskich świetlików buszujących w ciemności kopalni. Jakby obdarzone własnym życiem, zaglądały w kryjące się za załomami cienie, odsłaniając więcej z ukształtowania jaskini.
— Oba tunele noszą ślady jakiejś ingerencji — powiedział Elias, podchodząc parę kroków, wprawnym spojrzeniem oceniając kamień. — Ściany są z grubsza ociosane, a tutaj są ślady po nawiertach. Skoro krasnoludy tutaj pracowały, to rozwidlenie musi znajdować się na mapie.
— Czyli to my popełniliśmy błąd?
— Na to wygląda.
Isidoro przyjrzał się Eliasowi, lecz na twarzy elfa próżno było szukać niepewności czy zdenerwowania. Jasnowidz odetchnął głębiej, znajdując w tym źródło spokoju i oparcia, starając się oddalić od siebie zarzewie zdenerwowania. Podążali przecież za jego wahadełkiem, ono zaś zawsze wskazywało tę właściwą drogę, nawet jeśli nie od razu była oczywista. Poza tym dopiero zaczynali swą wędrówkę, więc jeśli pomylili się z mapą, nadal mieli jeszcze czas i możliwość, by to naprawić.
— Stańmy i spójrzmy jeszcze raz.
Elias zdjął plecak, Isidoro podążył za nim. Obaj przysiedli na jakimś płaskim fragmencie skały, razem pochylili się nad mapą, ramię przy ramieniu, wodząc wzrokiem za tą subtelną kreską ołówka, którą Elias znaczył ślad ich wędrówki.
— Mogliśmy źle zaznaczyć na mapie miejsce, w którym skręciliśmy — powiedział, wodząc palcem po ścieżce. — Wtedy okazałoby się, że jesteśmy w innej odnodze. Spójrzmy, czy ta druga, której tu nie zaznaczyliśmy, może mieć w podobnym miejscu takie rozwidlenie…
Siedzieli tak dłuższy czas, cofając się pamięcią do pokonanej drogi, starając się odnaleźć miejsce, gdzie wahadełko zaprowadziło w jedną stronę, ołówek zaś zaznaczył coś innego, lecz im dłużej nad tym myśleli, tym jaśniejszym stawało się, że nie, mapa ich nie myliła.
— Gdybyśmy źle zaznaczyli tutaj, znaleźlibyśmy się w ślepym zaułku — zauważył Isidoro, gdy zastanawiali się nad innym rozwidleniem.
— A tutaj dotarlibyśmy do głębokiej rozpadliny.
— Zauważylibyśmy rozpadlinę tego kalibru — przyznał jasnowidz, patrząc na czerń położonych bardzo blisko siebie poziomic, odwzorowujących gwałtowny uskok terenu.
Zamilkli, a panującą wokół ciszę przerywało tylko zamyślone postukiwanie ołówkiem w mapę.
— Wygląda na to, że krasnoludy faktycznie nie naniosły tego rozwidlenia na mapę — oznajmił w końcu Elias. — Błędy się zdarzają… Albo jeden z korytarzy okaże się na tyle krótki, że może nie było warto go w ogóle zaznaczać.
Isidoro spojrzał rozwidleniu w oczy, przeniósł spojrzenie od jednej ziejącej ciemnością czeluści do drugiej. Zmarszczył brwi, gdy przykre uczucie nabrzmiało mu gdzieś w piersi.
— Mam pytanie — odezwał się, przenosząc wzrok na Eliasa.
— Pytaj śmiało.
— Jak rozpoznajesz, że miejsce jest naprawdę niebezpieczne, a nie tylko wygląda niepokojąco?
— Kieruję się śladami magii — odparł od razu Elias. — Próbuję wyczuć, czy w otoczeniu unosi się jakikolwiek cień, odrobinka many czy magii. Często dzięki temu potrafię przeanalizować dane miejsce — westchnął — choć wiadomo, są przypadki, gdy nic nie wyczuję – wtedy muszę zaufać innym zmysłom, mając nadzieję, że mnie nie zawiodą.
— To chyba przychodzi z doświadczeniem, takie wyczucie.
— Tak, można tak powiedzieć.
Na chwilę znów zapadła cisza, nim Elias zerknął na siedzącego u jego boku jasnowidza.
— Jakie właściwie masz doświadczenie z takimi wyprawami poszukiwawczymi w nie do końca zbadane miejsca?
Z tego, co wiedział o Eliasie, doświadczenie profesjonalnych poszukiwaczy skarbów wyglądało jak świadectwo z przedszkola w porównaniu z tym, czym mógł pochwalić się elf, on zaś przeżył w swoim życiu niewiele przygód, lecz miał nadzieję, że chociaż nadrabiał kalibrem.
— To nie jest moja pierwsza wyprawa, ale muszę przyznać, że wcześniej podróżowałem do miejsc stworzonych od podstaw ludzką ręką — przyznał Isidoro. — I nigdy też nie byłem sam. Sam nigdy bym sobie nie poradził w takiej sytuacji.
— Zawsze dobrze mieć drugą parę oczu i drugą parę rąk, gdyby wydarzyło się coś naprawdę złego.
— Zdarzyło ci się to kiedyś? — spytał Isidoro. — Że wydarzyło się coś po prostu najgorszego?
Elias przytaknął, zamyśliwszy się.
— I na dodatek byłem wtedy sam, ale to było lata temu, czasy młodości — uśmiechnął się lekko. — Wędrowałem po opuszczonych ruinach i wtedy wpadłem w pułapkę w postaci pola antymagii. — Pokręcił głową. — Wtedy zdałem sobie sprawę, że wystarczy pozbawić mnie magii, bym stał się całkowicie bezbronny i bezużyteczny.
Isidoro skinął głową ze zrozumieniem. Jego pobyt w polu antymagii też plasował się bardzo wysoko na liście doświadczeń, których nigdy nie chciałby powtórzyć w swoim życiu. I to pomimo, że jego własny dar magii objawił mu się dość niedawno, teoretycznie potrafił bez niego żyć, a i jego charakter był mało bojowy, będąc raczej wsparciem i źródłem informacji, niż mocą, dzięki której był w stanie przywołać światło, odepchnąć przeciwnika, bądź ochronić się przed kaprysami pogody.
— W sumie wychodzi na to — kontynuował Elias — że masz trochę doświadczenia, ale nie do końca identyczne z tym, co teraz mamy do zrobienia. Jak sobie radzisz?
— Dobrze — odparł Isidoro. — Chociaż trochę przytłacza mnie rozmiar tego kompleksu. Wcześniej, jeśli gdzieś się wybierałem, a i tak te miejsca można policzyć na palcach jednej ręki, całość dało się przejść w rozsądnym czasie. Nawet największy pałac nie jest tak olbrzymi, jak te tunele. Tutaj możemy wędrować całymi tygodniami.
— To jest realny problem — przyznał Elias. — Ale nie taki, któremu nie da się zaradzić albo taki, którego nie potrafimy wytłumaczyć.
— Czy kiedykolwiek natknąłeś się na coś, czego do dziś nie potrafisz wytłumaczyć?
— Wiele razy — odparł od razu Elias. — Jak chociażby cokolwiek co pochodzi sprzed Rozdarcia jest dla mnie jedną wielką tajemnicą.
— To chyba wspólne zdanie wszystkich czarodziejów.
— Przynajmniej nie jestem w tym sam — powiedział Elias, a potem wrócił do wcześniejszego tematu. — Co najbardziej zapadło ci w pamięć, gdy eksplorowałeś tamten opuszczony pałac?
Isidoro zająknął się lekko.
— To była tylko metafora z tym pałacem. Tak naprawdę, cóż, wyprawiłem się na poszukiwanie grobowca i to z tej wyprawy pochodzi niemal całe moje doświadczenie związane z tego typu rzeczami.
— Grobowce to na dobrą sprawę osobna kategoria ruin — powiedział Elias, podpierając podbródek dłonią.
— Tamten zupełnie nie był zrujnowany.
Elf zmrużył nieznacznie oczy.
— Intuicja mówi mi, że za tym stoi jakaś dłuższa historia.
Isidoro uśmiechnął się do siebie, wracając wspomnieniami do bodaj najbardziej przerażających momentów swojego życia, które obróciły się w końcu w najlepsze, co mogło go spotkać. Nie pierwszy raz i nie ostatni, los wskazywał mu ciernistą ścieżkę, by w końcu doprowadzić tam, gdzie Isidoro miał się znaleźć.
— To było w Sallandirze, zanim jeszcze podniosła się mgła i kraj połączył się z Bharatem. Trafiłem tam przez dziki portal — przyznał, oglądając, jak błękitne oczy Eliasa rozszerzają się lekko, lśniąc zainteresowaniem. — Ale los mi sprzyjał, bo od razu trafiłem pod opiekę tamtejszego księcia i arcymaga, Serafina. Zainteresowała go moja umiejętność jasnowidzenia. Okazuje się, że to rzadki dar w Sallandirze, a i jego manifestacja jest dość uboga.
— I jak zainteresowanie arcymaga ma się do wyprawy do grobowca? Arcymag i książę… to nie brzmi jak osoba wyprawiająca się na takie poszukiwania.
Isidoro uśmiechnął się, pokręcił głową.
— Serafin jest tym rodzajem księcia i arcymaga, który wyprawia się, gdzie mu się tylko podoba, a jeśli ktoś ma z tym problem, powinien radzić sobie z nim na własną rękę, bo naprawdę nie chce, żeby rękę przykładał do tego Serafin.
Elias gwizdnął przez zęby.
— Ciekawa postać. Ale wróćmy do tego grobowca.
Isidoro podjął swoją opowieść:
— Cóż, to był w Sallandirze moment dużych niepokojów i destabilizacji, nie tylko politycznej. Wkrótce po moim przybyciu runęła jedna z Wież Magii – pradawnych konstrukcji odpowiadających za równowagę magii – co doprowadziło do tego, że pojawiły się anomalie magiczne na skalę całego kraju. Odbudowa nie była możliwa, przynajmniej nie tak szybko, więc Serafin postanowił zaryzykować i odnaleźć grobowiec Saladyna, pierwszego króla Sallandiry. Według legend w jego wnętrzu miała znajdować się wiedza oraz moc zdolna odbudować Wieżę.
— Widzę, że zacząłeś swoje przygody od zadania naprawdę dużego kalibru.
— Tak, to było… przytłaczające. Ale dzięki mojemu widzeniu przyszłości i temu, że Serafin… — szukał przez chwilę słów — że Serafin jest po prostu Serafinem, udało nam się odnaleźć ten grobowiec i do niego wejść.
— Domyślam się, że musiał być pełen niesamowitości.
— Tak, chociaż inaczej, niż to mówiły legendy — przyznał Isidoro. — Mówiono, że Saladyn zabrał ze sobą do grobowca wszystko to, co było dla niego najcenniejsze, więc Serafin spodziewał się, że cały kompleks będzie po sufit wypełniony najniezwyklejszymi artefaktami i zwojami pełnymi wiedzy. Saladyn nie tylko zjednoczył Sallandirę, ale stworzył też konstrukcje, owe Wieże Magii, dzięki którym kraj naprawdę rozkwitł. Jednak nie znaleźliśmy tam żadnych tego typu skarbów.
— Nie było żadnych zwojów? — Głos Eliasa zabrzmiał autentycznym rozczarowaniem.
— Było to, co było dla Saladyna najważniejsze. A tym była Sallandira oraz czas, który spędził ze swym najlepszym przyjacielem, Prialanem. Grobowiec wypełniony był więc niezliczonymi freskami przedstawiającymi różne miejsca w Sallandirze, od bezkresnych piasków pustyni, przez urokliwe oazy, aż po tętniące życiem miasta. Były też freski z nim i Prialanem – jak grali razem w szachy, wylegiwali się w ogrodzie albo czytali poezję.
Elias nie odezwał się od razu.
— To interesujące podejście, wypełnić grobowiec właśnie tym, jednak… Co z tymi Wieżami Magii? Znaleźliście w końcu wiedzę i moc, która miała pomóc je odbudować?
— To raczej wiedza i moc odnalazła nas.
Czarodziej uniósł brew.
— Co takiego?
— Otwarcie grobowca sprawiło, że Prialan się przebudził — uściślił Isidoro, a widząc, że to nadal nic nie wyjaśnia, kontynuował: — Prialan to sfinks. Zapadł w sen i obrócił się w kamień, gdy król Saladyn odszedł, lecz naruszenie grobowca sprawiło, że natychmiast przybył, by rozprawić się z rabusiami. Ale nim rozdarł nas obu na strzępy, udało nam się go przekonać, by pomógł nam ocalić Sallandirę.
— To brzmi trochę jak fabuła książki.
Isidoro uśmiechnął się słabo.
— Dalej nie mogę uwierzyć w to, że udało nam się to przeżyć. Atakujący sfinks to przerażający obraz, a atakujący Prialan to jak nadciągająca klęska żywiołowa. Współpraca potem też była miejscami trudna.
— Ale zgodził się odbudować Wieżę?
— Tak, na to przystał bardzo szybko, lecz potem chciał wrócić na swój postument i ponownie zapaść w sen. Serafin wolał jednak, by Prialan został i podzielił się swoją wiedzą. Nie rozumiał, co takiego fascynującego może być w byciu zamienionym w kamień, Prialan zaś był nieugięty.
Elias pokręcił głową, a mapa, ołówek i czekająca ich droga odeszły na dalszy plan, gdy siedzieli ramię przy ramieniu na zbyt małym, niewygodnym fragmencie skały, lecz żadnemu z nich to nie przeszkadzało.
— I na czym w końcu stanęło?
— Serafin dopiął swego. Albo raczej Prialan zobaczył w nim w końcu coś, co go przekonało — przyznał Isidoro. — Król Saladyn był niezwykły z wielu powodów, a jednym z nich było właśnie to, że to sfinks był jego przyjacielem i towarzyszył mu do końca jego dni. Widzisz, sfinksy to potężne istoty o niesamowitej wiedzy i pamięci, które mogą żyć przez milenia. Do przeżycia nie potrzebują właściwie niczego, a tym, co je najbardziej fascynuje, są wszelkiego rodzaju zagadki. Potrafią spędzić na głowieniu się nad nimi całe dziesięciolecia, kompletnie tracąc poczucie upływającego czasu. W takiej perspektywie życie człowieka jest tak krótkie i ulotne, że wystarczy mrugnąć, by w całości przeminęło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz