Jej życie miało swoje wzloty i upadki, lecz Hotaru uważała, że wzlotów jest jednak więcej, a los nie pozostawia jej bez opieki, w kluczowych momentach stawiając na jej drodze ważne i dobre osoby, skłonne wyciągnąć do niej pomocną dłoń, gdy nie miała dość sił i odwagi, by o ową pomoc poprosić. Tak było na samym początku, gdy jedynym, co miała, była pojedyncza walizka, nieco oszczędności i brak jakiejkolwiek innej drogi – wtedy praca u państwa Fujiwara, pary senkawańskich przedsiębiorców, właścicieli pięknej rezydencji utrzymanej w tradycyjnym stylu, wymagającej wprawnej dłoni, by zaopiekować się lakierowanym drewnem i wygodnymi matami tatami, była dla niej niczym bezpieczny port. Fragment domu, opuszczonego w pośpiechu i wbrew woli, wprowadzający spokój w chaos nieprzewidzianej podróży i element czegoś znajomego w egzotycznej dżungli odmiennego kraju. Gdy okazało się, że cicha, młoda dziewczyna bez planu na przyszłość jest sumienną i dobrą pracowniczką, stosunki z państwem Fujiwara nieco się ociepliły, dystans między nimi zmniejszył, a rozmowy przestały dotyczyć tego, czy Hotaru pamiętała, żeby wytrzeć papierowe klosze lamp albo czy wywietrzyła zimującą w szafach pościel. Państwo niezobowiązująco pytali o to, jak dziewczynie żyje się w Stellaire, czy nie tęskni czasem za domem, a gdy usłyszeli jej odpowiedzi, podzielili się wiedzą i doświadczeniem właściwym osobom, które już długo żyją poza ojczyzną i przeszły już przez problemy i pułapki wiążące się z takim stanem rzeczy. W ten sposób Hotaru udało się zaradzić swej głównej bolączce, jaką była słaba znajomość języka i brak funduszy na naukę, gdy za poradą Fujiwarów zapisała się na darmowy kurs organizowany przez ambasadę, następnie zaś coraz lepiej nawigowała po zdradliwych wodach różnic kulturowych i nieporozumień, czyhających na nią na każdym kroku.