22 maja 2024

Od George'a do Song Ana (I)

TW: samookaleczanie, myśli samobójcze
W przypadku, w którym drobnoustroje dostaną się do ran, a następnie zaczną się namnażać w organizmie, mamy do czynienia z infekcją. Taki stan rozwija się stopniowo. Objawami początkowymi mogą być nadwrażliwość, ból, zaczerwienienie. Zauważalny może być również zwiększony wysięk. Symptomy te w następnych stadiach zakażenia ulegają pogorszeniu. Brak reakcji na pojawienie się niepokojących oznak infekcji może skończyć się tragicznie, nie tylko dla samego miejsca zakażenia i tkanek z nim sąsiadujących, ale dla całego ciała, ponieważ może dojść do infekcji ogólnoustrojowej i uszkodzenia narządów. Żeby zapobiec zakażeniu, należy wprowadzić odpowiednią pielęgnację ran. Pierwszym krokiem, jaki powinien zostać wykonany po zranieniu, jest przepłukanie miejsca zranienia solą fizjologiczną (lub wodą). Chociaż to działanie jest wystarczające w przypadku małych, płytkich skaleczeń, kiedy mamy do czynienia z głębszą raną, potrzebne mogą być też środki antyseptyczne.
George stał w ciasnej łazience, ze wzrokiem wbitym w odpływ umywalki, w który spływała mieszanina krwi i wody. Paręnaście minut, które zmuszony był czekać, by jego rany przestały krwawić, wydłużały się dla niego w wieczność. Wcześniej rzadko zdarzało się, by żałował samookaleczania czy prób samobójczych. Wyjątkowo, George żałował wszystkiego. 
W końcu w zlewie przestała pojawiać się czerwona ciecz. Dłonie chłopaka zacisnęły się na brzegu ceramicznego naczynia, a wzrok powędrował w stronę lustra. Napotkał w nim zmęczonego, wychudzonego nastolatka ze łzami spływającymi po policzkach. Gdyby patrzył wtedy w oczy kogoś innego, naturalnie odczuwałby współczucie i chęć pomocy, jednak nie był w stanie objąć siebie tymi samymi uczuciami.  Cisza, przerywana jedynie okazjonalnym kapnięciem kropli wody, przytłaczała go, utrudniając proces myślowy. Ostatecznie, doszedł do pewnego wniosku. George był na siebie zły. 
Gniew sprawił, że odbił się od umywalki i bezmyślnie uderzył w nią poranionymi rękoma. Ból, który doszedł do niego po paru sekundach, był na tyle mocny, że George oparł się ponownie o zlew. Z oczu mimowolnie spadło mu parę łez, a gdy rozmazany wzrok skierował w stronę ran, zobaczył ponownie sączącą się z nich krew. Obserwował, jak czerwona kropla spływa w stronę jego śródręcza i westchnął. Kiedy płyn dotarł do krawędzi umywalki, drżącą dłoń wyciągnął w stronę kranu, by ponownie odkręcić uspokajająco szumiącą wodę. 
George nienawidził tego, jak łatwo było innym doprowadzić go do tego stanu. Wrażliwość była jego największą wadą.









Wraz z ostatnim krokiem, jaki chłopak musiał postawić, by znaleźć się na dachu, rozpłynął się jego niepokój. Ciężko byłoby mu wyjaśnić matce, co konkretnie chciał osiągnąć przez wspinanie się na sklep, w razie gdyby został na tym akcie przyłapany, a potem przyprowadzony do domu przez strażnika prawa dowolnego rodzaju. Cóż, jeśli właściciel budynku miałby coś przeciwko szukającym spokoju nastolatkom wchodzącym na należący do niego dach, nie zamontowałby drabiny prowadzącej w to właśnie miejsce.
George położył się na środku dostępnej dla niego powierzchni. Oddychał głęboko i wpatrywał się w przesuwające się powoli po niebie chmury. Trzy z nich ułożyły się w kształt uśmiechniętej twarzy, co przyciągnęło jego uwagę. W myślach chłopaka pojawił się Song An, a w sercu żal.  Chłopak chciał być dobrym przyjacielem. Czuł, że tego dnia zawiódł go, chociaż wiedział, że jego znajomy najpewniej wcale tak tego nie odczuł. W każdym razie postanowił starać się, żeby spędzać z nim tyle czasu, ile ten tylko zapragnie, a także dopytać go o jego spotkanie z nauczycielką.
George był zmęczony. Do samego sklepu dotarł na chwiejnych nogach. Mimo mało wygodnego podłoża, kusił go sen. Uległ i postanowił zamknąć oczy, tylko na parę niewinnych minut.
Obudził się po paru godzinach, kiedy nie mógł już obserwować chmur, a jedynie nienaturalnie jasne niebo nad Stellaire. Noc była wietrzna i niekomfortowo zimna. W chłopaku rósł niepokój. Miał nadzieję, że wcale nie było aż tak późno, jak myślał. Bał się reakcji matki na jego nieobecność. Zdawał sobie sprawę z faktu, że kobieta martwi się o niego bardziej, niż daje po sobie poznać. George postanowił więc wrócić do domu jak najszybciej, jednak gdy zaczął się podnosić, zauważył leżący na jego klatce piersiowej kłębek futra.
— Miau — wysoki dźwięk wydany przez zwierzę bezzwłocznie wyjawiło jego tożsamość. Bezdomny kociak cudem znalazł się na dachu i stwierdził, że George wyglądał wygodnie. 
— Przepraszam — powiedział chłopak, powracając do leżącej pozycji — nie wiedziałem, że tu jesteś — patrzył na układającego się na nim ponownie szylkretowego kotka. Na pewno był młody, chociaż George nie był dokładnie pewny co do jego wieku. Jedno było wiadome: zwierzak był na tyle lekki, że szesnastolatek ledwo czuł jego obecność. 
— Dasz mi wrócić do domu? Trochę tu zimno — wyciągnął dłoń, by pogłaskać kociaka. Kot nie tylko zaakceptował mizianie, ale też zaczął mruczeć i wtulać się w rękę George'a, na którego twarzy pojawił się lekki uśmiech. Spokojnie głaskał zwierzę, jakby wcale nie czuł jak odmarzają mu kończyny.
— Czemu jesteś tu sam? — kot wyglądał na w miarę zadbanego, a jego miłość do ludzi zdradzała George'owi, że nie jest to jego pierwsze spotkanie z człowiekiem. Zastanawiał się, czy nie został on porzucony. Szesnastolatek służył jako posłanie jeszcze przez parę minut. Najpewniej kociak wybrał położenie się na nim ze względu na to, że mógł zaoferować mu jakiekolwiek ciepło.
— Przepraszam, muszę iść, mama mnie zabije — w końcu zmuszony został do zdjęcia z siebie kociaka. Wstał i zrobił parę kroków w stronę drabiny, jednak zauważył, że kot stara się dotrzymać mu kroku. 
— Miau! — miauczenie zwierzaka, który biegł przy jego nogach rozczulało go. Chłopak kucnął, żeby ponownie go pogłaskać.
— Jesteś taki uroczy — kociak uderzył łebkiem w dłoń George'a — chciałbym po prostu cię wziąć do domu — parę sekund po powiedzeniu tego, do chłopaka dotarła pewna rzecz. W teorii nic nie przeszkadzało mu w zabraniu kociaka ze sobą. Oczywiście decyzja o adopcji należała do jego matki, jednak George wierzył, że uda mu się dać kociakowi chociaż tymczasowy dom, w którym przetrwa lodowatą noc. Podniósł więc go i ostrożnie zszedł z dachu, po czym skierował się do domu. Zwierzaka trzymał blisko siebie, by chronić go przed niską temperaturą. Na szczęście udało mu się nie zgubić po drodze i w miarę szybko dotarł do mieszkania, w którym czekała na niego ogarnięta paniką matka.
— George! Dzwoniłam do ciebie! Myślałam, że nie żyjesz — chłopak wyjął telefon z kieszeni. Był oczywiście rozładowany. 
— Przepraszam, rozładował się, um... Znalazłem kota — George położył urządzenie na blacie, a zwierzę odsunął od swojego torsu, kiedy zauważył, że kobieta ma zamiar go przytulić.
— George... — nastolatek czekał chwilę z nadzieją, że usłyszy więcej słów, jednak nic takiego się nie stało. Zrozumiał, że Anna nie była w dobrym stanie, a także że była to jego wina. Ściskała go tak, jakby miała go już nigdy nie zobaczyć. 
— Przepraszam — objął ją.
— Myślałam, że nie wrócisz, że coś ci się stało — wyszlochała — myślałam, że to moja wina — George wolną ręką kreślił okręgi na jej plecach.
— Wszystko jest okej, przepraszam — mówił spokojnie, próbując ignorować budujący się w nim żal — mamo, nic mi się nie stało... po prostu mi się przysnęło
— Przysnęło? George, jest tak zimno...
— Wiem, dlatego... — chłopak oddalił się od matki, która dopiero wtedy pierwszy raz zwróciła uwagę na kota, którego trzymał. Zauważył na swojej bluzie mokre plamy łez.
— Dlatego go wziąłem. Chyba ktoś go porzucił, bo kocha ludzi — wyjaśnił, patrząc na zwierzaka, który rozglądał się po pomieszczeniu. Po chwili ciszy jego wzrok wrócił do kobiety.
— George, proszę, obiecaj mi że mnie nie zostawisz samej — chłopak widział na twarzy Anny uzasadniony strach. Wiedział, jak bardzo przeraża ją koncept utraty syna, jednak nie potrafił zrozumieć dlaczego. George uważał, że swoimi narodzinami zrujnował jej życie. Oprócz tego czuł się bezużyteczny. Mając szesnaście lat mógłby pomagać matce, znaleźć jakąś podłą pracę dorywczą i dołożyć się do domowego budżetu. Zamiast tego codziennie chował się w swoim ciemnym pokoju i myślał o tym, jak mógłby uwolnić matkę od obowiązku opieki nad nim. Przywiązanie, jakie okazywała mu kobieta było dla niego czymś nielogicznym, a mimo to coraz częściej zdarzało jej się je okazywać. 
— Mamo, oczywiście że cię nie zostawię, co to w ogóle znaczy? — mówiąc to nie był w stanie utrzymać kontaktu wzrokowego z kobietą.
— Nie wiem, ale... potrzebuję cię — nie chciała stracić jedynej osoby w jej życiu, która dała jej tyle szans, ile tylko potrzebowała. Wszystko, co chłopak uważał za wady w jego charakterze, pomagało Annie. Sumienie George'a gniotło poczucie winy. Wrażliwość była jego największą zaletą.
— Przepraszam za dzisiaj, obiecuję że to się nie powtórzy — w pewien sposób sam miał nadzieję, że mówił prawdę. 
— Miau — uwagę dwójki przyciągnął kot, któremu widocznie znudziło się oglądanie dramatu rodzinnego. Kobieta wyciągnęła do niego rękę, a zwierzak po obwąchaniu jej stwierdził, że chętnie zostałby przez nią pogłaskany. Tak się więc stało.
— Już cię kocha — na twarzy George'a zawitał uśmiech. Po chwili usłyszał od swojej matki wzdechnięcie.
— George... on jest zbyt słodki, żeby z nami nie został...

mik nie odpisuj na to to jest część pierwsza (sorki nie chciałem mieć kolejnego 0 w podsumowaniu)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz