25 maja 2024

Od Bashara – Vampyr

— Nie uwierzysz, co ten spalony brykiet znowu wymyślił — podjął Dante, sięgając po kieliszek wina.
Siedzieli w domowym zaciszu, a relatywnie wczesny, piątkowy wieczór, zamierzali strawić wyłącznie na odpoczynku, rozmowie i dobrym jedzeniu, zapominając o trudach długiego tygodnia. Dante sfinalizował właśnie jakieś zamówienia, pożegnał zadowolonych klientów, mógł odłożyć część projektów do teczki. Bashar ukończył kolejny podnoszący kompetencje kurs, zdany egzamin odszedł w niepamięć, dyplom miał do odbioru w przyszłym tygodniu. Wszystkie te sprawy zostały gdzieś za drzwiami, w zakładzie i w szpitalu, nie miały wstępu do spokojnej, bezpiecznej przystani, którą było ich mieszkanie.
— Zamieniam się w słuch — odparł Bashar, powoli kończąc swoją porcję lazanii.
— Wiesz, Zapałka ze swoją miauczącą bandą mieli jakiś czas temu przeboje z robieniem piosenki do gry – wyobraź sobie, pięciu muzyków, takich niby zdolnych, fajnych, popularnych, a jeden utwór ich poskładał.
— Długo nad nim pracowali?
— Na tyle długo, że Norbi, złoty człowiek, nieźle się już wkurwił, pewnie ganiał Ignisa ze spryskiwaczem do kwiatków.
— Nie przypominam sobie żadnej opowiadanej przez ciebie historii, w której Norbert by się nie zdenerwował.
Dante parsknął śmiechem.
— A to taki cierpliwy człowiek. — Syren zainteresował się kolejną porcją w brytfance, nałożył sobie słuszny kawałek. — Ale wracając do tego zepsutego boilera. Więc jak się pierdolili z tą piosenką, to jeden z drugim szukał inspiracji w soundtrackach z innych gier, dopasowaniu konkretnych utworów do miejsc w świecie, wydarzeń, scen, takie tam… W każdym razie ten debil skończył z pudłem gier, w które na dobrą sprawę praktycznie nie grał, pewnie poległ w samouczku, jak skończony frajer, i teraz nie ma co z nimi zrobić.
Bashar uniósł brew.
— Wspominałeś, że to raczej zamożny człowiek i nie przejmuje się rzeczami materialnym, jeśli nie dotyczą muzyki. Nie zamierza tych gier rozdać?
— Właśnie to robi. Sporo trafiło do jakichś miejsc dla dzieciaków, no ale nie jest tak, że wszystkie gry są takie dobre dla dzieci. I te Ignis postanowił rozdać po znajomych.
— Czy ciebie też postanowił czymś obdarzyć?
— A żebyś wiedział! — Dante błysnął kłami w uśmiechu. — Dostałem grę o wampirze i doktorze.
— Ciekawa para bohaterów — odparł Bashar, odwzajemniwszy uśmiech.
— No, nie para bohaterów, tylko jeden i ten sam bohater. To jest o wampirze, który stał się lekarzem, czy tam na odwrót. Nie wiem, Zapałka coś tam miauczał, ale go nie słuchałem. — Syren wzruszył ramionami, a widząc rozbawienie Bashara, kontynuował. — Spoilerów nie chciałem, tak? Żeby fabułą się cieszyć. No, nie ważne – Zapałka poleca muzykę, a że to jest jedyne, na czym się choć trochę zna, to uznałem, że czemu nie, możemy zerknąć.
— Chciałbyś zagrać po kolacji? Lekarz-wampir... brzmi zachęcająco.
— Jeśli nie masz dość szpitalnych rzeczy, to pewnie.

Przemeblowanie związane ze stopniową przeprowadzką Dantego do mieszkania Bashara obejmowało nieco więcej, niż nową wannę, miejsce na rybki, maszynę do szycia i przeboje ze składzikiem. Bashar doszedł do wniosku, że laptop, z którego korzystał, by oglądać filmy, to trochę za mało, by wygodnie obejrzeć coś we dwójkę, a że demon nie godził się na półśrodki, to w miejscu dekoracyjnego lustra zdobiącego do tej pory salon, pojawił się rozległy ekran telewizora. Zaraz obok, przy tym wygodnym biurku, w którym Bashar trzymał zapasowy bloczek recept, skierowań i cyrografów, przycupnął komputer stacjonarny, który można było wygodnie połączyć z telewizorem, a także z kontrolerem. Trochę klikania, trochę czekania, aż gra się zainstaluje, w międzyczasie Dante zadbał o sprzątnięcie po kolacji, a potem można było usiąść na kanapie – Dante z kieliszkiem wina i do połowy opróżnioną butelką, Bashar z kontrolerem i skupionym wyrazem twarzy.
Muzyka popłynęła z głośników, pojawiła się cutscenka, Bashar uniósł brew, widząc zataczającego się jegomościa.
— To jakaś alternatywna historia w zmyślonym świecie, tak?
Dante sięgnął po pudełko z grą, rzucił okiem na tekst z tyłu.
— Jakaś Wielka Brytania po Wielkiej Wojnie i pandemii hiszpanki?
— Sporo wielkich wydarzeń historycznych — mruknął Bashar, przebiegając wzrokiem rozmazany ekran i otoczenie, widziane oczami głównego bohatera. — Coś więcej o tym kraju?
— Hm… Brak magii, odmiennych ras i portali. — Dante podniósł na niego wzrok. — Beznadziejny ten świat, strasznie nudny.
— Widać autorzy gry postanowili postawić na przygnębiającą atmosferę… — Bashar urwał, zmarszczył brwi. — Tam ktoś stoi.
Postać wyczołgała się z trudem z jakiegoś dołu, a rozmyte gorączką, zmęczeniem i artystycznymi smugami szarości kształty, spoczywające nieruchomo na jego dnie, przypominały, jak mordercze żniwo zbierają wojna i zaraza. Lecz wtem jakaś sylwetka zamajaczyła czerwienią, wołając nagłą melodią popychającą do działania, obiecującą rozwiązanie i wytchnienie.
— Nie podoba mi się to — mruknął Bashar, widząc, jak na ekranie pojawia się polecenie wciśnięcia guzika kontrolera przy postaci. — Nie mogę zrobić nic innego. Ta gra mnie do czegoś zmusza i na dodatek nie wiem, do czego. Choć się domyślam.
— Samouczek taki? — rzucił Dante, dolewając wina do kieliszka.
Muzyka wybrzmiała agresywnym crescendo, postać rzuciła się na krwawą czerwień kształtu, i już po chwili rzeczywistość nabrała barwy i ostrości, tylko po to, by główny bohater osunął się w rozpaczy na kolana, widząc zbroczone krwią dłonie i stygnące ciało przelewające się mu przez ręce.
— Podobno jesteśmy lekarzem, a historię zaczynamy od morderstwa — Bashar westchnął. — No nic, to dopiero pierwsze trzy minuty. Zobaczymy, czym gra zaskoczy nas w dalszej części.
W dalszej części gra zaskoczyła koniecznością ucieczki – dół znajdował się w mieście, miasto nie było wymarłe, gdzieś kręcili się ludzie, ktoś zobaczył wampira z ofiarą, kto inny zawołał o pomoc. Ledwie moment wystarczył, by pościg rzucił się za mordercą, zmuszając ledwie trzymającego się na nogach mężczyznę do szaleńczej gonitwy wśród jakichś magazynów, fabryk i zagraconych pomieszczeń. Na każdym rogu jakiś patrol, a jedyne, co ratowało, to szybkość i łut szczęścia.
— Widzisz frajera z pukawką? Bierz go, Bashar, przecież w ciebie strzela.
— Jestem lekarzem, nie będę mordował więcej ludzi — odparł Bashar, marszcząc w skupieniu brwi, robiąc dokładnie przeciwną rzecz, niż gra próbowała mu zasugerować.
Nie przećwiczył zwykłego ataku, nie zaczaił się na ofiarę, blokowanie przydało mu się raz, gdy przeciwnik wypadł na niego z jakiegoś bocznego pomieszczenia, lecz żadnych więcej bojowych zdolności Bashar nie zamierzał używać. Jeszcze kawałek, wampir dopadł własnego domu, w ostatniej chwili kryjąc się przed morderczym działaniem wschodzącego słońca. Bashar westchnął, odchylił się na kanapie, wyciągając mocniej nogi i poluźniając uchwyt na kontrolerze, gdy zagrożenie minęło i przyszedł czas na zagłębienie się w fabułę i mechanikę gry.
— Dobrze, czekaj, bo się gubię — Dante przerwał czytanie jakiejś notatki, wyświetlonej przez Bashara na ekranie. — Czyli jesteśmy doktorkiem, wracamy z frontu i nagle budzimy się w dole pełnym trupów jako wampir? I w mieście szaleje jakaś zaraza, która zmienia ludzi w wampiry?
— Mniej więcej — odparł Bashar, systematycznie przeszukując mieszkanie głównego bohatera.
— Nie wiemy, kto nas tak urządził, i na dodatek pierwsze, co zrobiliśmy, to zamordowaliśmy własną siostrę?
— Dokładnie tak — Bashar skończył z ostatnią skrzynką.
Dante prychnął.
— Nie ma bata, trzeba tego chuja znaleźć i mu solidnie wpierdolić.
— W tym momencie zemsta nie jest naszym prawem, tylko obowiązkiem — dodał lekarz, westchnął. — Szkoda, że nasz pan doktor tak nie uważa.
Przytłoczony rozpaczą i wydarzeniami, mężczyzna właśnie leżał na swym łóżku, trzymając w dłoni odbezpieczony pistolet.
— Dopiero co czytał, że z pistoletu nie da się zabić wampira! — wykrzyknął Dante, wskazując dłonią w stronę ekranu.
— Myślę, że nasz bohater nie ukończył żadnej szanowanej uczelni, tylko jakąś pomniejszą szkółkę dla felczerów — mruknął Bashar. — Jedyne, co osiągniemy, to podarta i brudna koszula.
Padł strzał, po paru godzinach główny bohater zbudził się w podartej, usmarowanej krwią koszuli.
— Mówiłem — podsumował go lekarz. — Dopóki ja trzymam ten kontroler, nie będziemy poddawać się rozpaczy i postępować irracjonalnie. Dobrze, gdzie tu jest jakiś dziennik i mapa…
Bashar przestudiował szybko najważniejsze informacje, Dante w tym czasie zajął się resztą wina, rozsiadł wygodniej na kanapie.
— Wyglądamy jak pół dupy zza krzaka — burknął, gdy wampir kręcił się akurat przy jakimś lustrze.
— Prawda, nasz wygląd nie licuje z piastowanym stanowiskiem, ale nie widzę tu żadnej możliwości, żeby się odświeżyć. Będziemy musieli wyjść z domu tak, jak stoimy.
— Z tą zajebistą, krwawą plamą na środku klaty?
— Może ludzie w tym świecie są równie błyskotliwi, co my, i pomyślą, że to sok.
Dante parsknął w kieliszek, Bashar uśmiechnął się kątem ust, skierował bohatera mglistymi uliczkami poszarzałego smutkiem i zarazą miasta. Przypominało Basharowi tę portową część Stellaire, ale jakieś sto lat temu, jeśli nie lepiej. Kręcił się wśród ludzi pracy, z wypchniętymi na kolanach, wielokrotnie łatanymi spodniami na szelkach, z przetartymi koszulami i wymiętymi czapkami kryjącymi zmęczone spojrzenia. Mieli do powiedzenia to czy tamto, Bashar skupił się na wypytaniu o ogólną sytuację i ostatnie wydarzenia.
— Dużo wampirzymy, mało doktorkujemy — podsumował Dante, gdy fabuła przebiegła dalej, a gra postawiła Bashara przed przeciwnikami, których nie miał skrupułów atakować.
— Zastanawiam się właśnie, kiedy zrobimy użytek ze swojego wykształcenia… O, piła do kości!
Bashar wyraźnie się ożywił, gdy jeden ze zmutowanych wampirzą zarazą przeciwników okazał się być w posiadaniu nie tylko jakichś przypadkowych śmieci w rodzaju uchwytu do czegoś, ale i narzędzia chirurgicznego z prawdziwego zdarzenia. Lekarz bez zastanowienia wymienił główną broń, na próbę wykonał kilka ataków.
— Szybsza niż ten kijek, który mamy.
— Najszybsze to są pięści.
Parę nowych miejsc i przeciwników, Dante zainteresował się w końcu tym zielonym paskiem w rogu ekranu, zmarszczył brwi.
— Bashar, jesteś ranny.
— Zaraz się zregeneruje.
— Ale tam jest taka kreska i nad nią się nie regeneruje.
— To trwałe obrażenia, niektórzy przeciwnicy potrafią takie zadać — odparł Bashar, nie odrywając wzroku od ekranu ani dłoni od kontrolera. — Zregeneruje je sen, krew albo przyjęcie leków.
Jeden z prymitywnych, wampirzych pomiotów, oderwał się od buszowania w stosie odpadków, rzucił wprost pod piłę do kości. Poprawnie wyprowadzona sekwencja ciosów i mężczyzna już chwiał się na nogach, a przy jego postaci pojawiła się ikonka wyszczerzonych kłów i podpowiedź, który guzik trzeba teraz wcisnąć, by napić się krwi.
— Gryź go, Bashar, akurat zbiłeś mu obronę.
Lekarz rzucił mu spojrzenie.
— To niehigieniczne — powiedział stanowczym tonem, kolejnym ciosem posłał przeciwnika na ziemię. — Kontakt z krwią osoby w takim stanie to proszenie się o nieszczęście.
Wampirzy pomiot padł, Bashar udał się dalej, w głąb jakichś opuszczonych pomieszczeń rozpadającego się budynku. Zapomniane, częściowo połamane szafki, zabłysły złocistym blaskiem miejsca do przeszukania.
— W skrzynce została jeszcze kodeina — podpowiedział mu Dante.
— Wiem.
Bashar nie wykonał ruchu, by wrócić się po pozostawione zasoby, zamiast tego przeszedł do kolejnego pomieszczenia.
— To dlaczego jej nie wziąłeś? Przecież masz miejsce w ekwipunku.
— Nie będę zabierał leków z nieznanych źródeł.
Dante obdarzył go rozbawionym uśmiechem.
— Bashar?
— Hm?
Lekarz już czytał jakąś kolejną notatkę.
— Ale ty wiesz, że to jest gra?
— Wiem. — Notatka wylądowała w dzienniku, Bashar odwrócił się do Dantego. — A ja zamierzam w nią grać tak, jak mi się podoba.
Syren pokręcił ze zrezygnowaniem głową, pocałował skroń lekarza i oparł się mocniej o smukłe ramię.
Kolejni przeciwnicy, kolejne rozmowy, i los w końcu uśmiechnął się do wampira, bo oto udało się trafić na innego lekarza, skłonnego do pomocy i niepanikującego na wieść o czynach i stanie głównego bohatera.
— I już nie wyglądamy jak pół dupy zza krzaka — powiedział z zadowoleniem Dante, gdy wampir w końcu się odświeżył i zmienił ubrania z usmarowanej koszuli i podartych spodni na całkiem porządnie wykonany płaszcz.
— I mamy jakiś sensowny cel — dodał Bashar, przechadzając się żwawym krokiem po korytarzach szpitala, w którym główny bohater właśnie zaczął pracę. — Zacznę od wywiadu z personelem i pacjentami.
Dante przymknął oczy, odpływając mu trochę na ramieniu, gdy Bashar skrupulatnie przechodził przez wszystkie opcje dialogowe każdej postaci, którą dało się zaczepić w tym szpitalu, a potem starannie przetrząsał szafki w poszukiwaniu leków ze sprawdzonego źródła.
— Nie wiem, kto ten szpital organizował — odezwał się nagle, wyrywając Dantego z błogiego zamyślenia.
— Ty byś to lepiej zrobił?
— Oczywiście. — W tonie Bashara nie było zawahania. — Siostry narzekają na brak miejsca, a tymczasem na piętrze jest mnóstwo wolnej przestrzeni i spokojnie dałoby się tam przenieść wszystkich tych, których zmuszono do koczowania w namiotach. Poza tym prócz personelu medycznego powinny tu być osoby zajmujące się sprzątaniem i odkażaniem wszystkiego. Nie muszą mieć specjalistycznego wykształcenia, na tym etapie przyda się każda para rąk. — Wampir przystanął, Bashar wskazał kontrolerem w stronę ekranu. W spoczywającej na jakiejś przypadkowej szafce, metalowej nerce, tkwiły jakieś zakrwawione narzędzia chirurgiczne. — Popatrz na to. Jeśli nie trzeba się zająć konającym pacjentem, to powinno być od razu umyte i zdezynfekowane.
— To wszystko przez ten brak magii i portali — rzucił Dante. — Nie do życia jest to miasto.
— Nie do życia.
Bashar zagłębił się w dziennik, przez dłuższy czas w skupieniu wpatrywał się w umieszczone w nim portrety zapoznanych osób, usta zaciskały się w wąską kreskę, a brwi ściągały w wyrazie głębokiego namysłu.
— Bashar? — spytał po chwili Dante. — Co się dzieje?
— Dotarliśmy do doktorkowej części — odparł, odchylając się w końcu na kanapie, odkładając kontroler na bok. — Będzie ciężko.
— To znaczy? Nie wystarczy komuś naklepać?
— To też będziemy robić, ale musimy być ostrożni.
Bashar pozwolił muzyce płynąć spokojnie. Utrzymane w ciemnych kolorach tło dziennika, wraz z krwawymi akcentami i kładącym się za oknem mrokiem, pogłębiało tylko opresyjny nastrój ogarniętego zarazą, pozbawionego magii Londynu.
— Każda dzielnica tego miasta ma swych kluczowych ludzi, których praca utrzymuje to miasto na powierzchni. To filary — zaczął Bashar. — Wokół nich zbierają się pozostałe osoby, które pełnią w mieście przeróżne, ważne role – pielęgniarki, kapłani, handlarze, inni…
— Dobra, ale co my mamy z nimi zrobić?
— Chronić — odparł demon.
— No to ten… bierzemy piłę do kości i lecimy?
— Nie w ten sposób — Bashar pokręcił głową. — Wszyscy oni pracują, podróżują po niebezpiecznym mieście, przemęczają się, łapią jakieś choroby, które obniżają ich zdrowie. Naszym zadaniem jest utrzymać ich w dobrej kondycji i reagować na wszystkie problemy, jakie mogą mieć.
— Czyli co, musimy im po prostu rozdawać leki?
— Mniej więcej. Tylko że pod moją opieką są cztery dzielnice, w każdej co najmniej piętnaście osób. Spójrz tutaj. — Bashar przewinął dziennik, skupił się na jednej z postaci. Żółta ikonka oznaczała zmęczenie. — Ten potrzebuje leku na zmęczenie, inaczej następnego dnia będzie czuł się jeszcze gorzej. Jeśli stan zdrowia wszystkich osób w dzielnicy spadnie poniżej określonego pułapu, pojawi się więcej wampirzych pomiotów i nie będzie się dało swobodnie poruszać.
— To będziesz miał taki sam zapierdol, jak w szpitalu — Dante skrzywił się, zerknął z powrotem w ekran. — O, tamten cierpi na ból głowy. Od bólu głowy się przecież nie umiera, niech zaciśnie zęby i da ci odpocząć.
— W zależności od przyczyny, ból głowy może być zabójczy — odparł Bashar. — Bardziej martwi mnie to, że nie potrafię stworzyć leku na to.
— Jeszcze nie wymyślili?
— To ja nie odblokowałem receptury. — Mężczyzna prychnął gniewnie. — A podobno skończyliśmy jakąś uczelnię, mamy dyplom, jeszcze jakieś publikacje na koncie… Opium i morfina w kieszeni, a zwykłego leku przeciwbólowego nie jesteśmy w stanie zrobić.
— Ludzie tutaj po prostu nie są bardzo mądrzy — skwitował Dante. — No ale dobra. To jak zamierzasz ogarnąć wszystkich tych pacjentów?
— Mój sen sprawia, że choroby postępują. Spróbuję po prostu nie spać, a w międzyczasie zdobyć tyle składników z pewnych źródeł, żeby przygotować kurację dla każdego — odparł Bashar, jakby to była jedyna możliwa ścieżka.
— Bashar, sen regeneruje ci te takie trwałe obrażenia, czy cokolwiek. Znaczy, jest jeszcze krew i leki, ale jak krwi nie chcesz, a leków potrzebujesz dla pacjentów…
— To nie mogę dać się trafić. Proste.
— A punkty doświadczenia i umiejętności?
— Muszę sobie jakoś poradzić.
Dante westchnął.
— Czyli musimy się naprawdę zajebiście napierdalać.
— Otóż to, Słońce.
Rozmowy z personelem i pacjentami zaowocowały licznymi zadaniami, które pojawiły się w dzienniku. Mapa momentalnie zapełniła się pulsującymi czerwienią znacznikami, wołającymi lekarza do przeróżnych przypadków wymagających a to konsultacji, a to sprawnego użycia piły do kości. Bashar starannie lawirował, omijając snujące się po ulicach, ludzkie patrole, by zaskoczyć niczego niespodziewające się, wampirze pomioty, a potem dotrzeć do kluczowych miejsc. Jedna z nich zaprowadziła go do kanałów, a ta wielka przestrzeń, głęboko w ich trzewiach, wyglądała bardzo podejrzanie…
— Kurwa, wilkołak! — wykrzyknął Dante, widząc wielką, włochatą bestię, szczerzącą zęby na wampira, groźnie wymachującą uzbrojonymi w pazury łapskami.
— Na to wygląda — odparł Bashar, sprawnie unikając chaotycznej szarży.
Syren wydął usta.
— Niby magii i innych ras nie ma, ale wilkołak do naklepania jest.
— Też mnie to zastanawia.
Wampir znów uskoczył.
— Zaraza powoduje też pojawianie się wilkołaków?
— Nie mam pojęcia.
Wampir wykonał kolejny unik, wilkołak raz po raz szarżował przez całą szerokość kawerny.
— Bashar?
— Hm?
— Co to jest za numerek, co tam masz koło siebie?
— Poziom postaci — odparł lekarz, w skupieniu usuwając się z drogi kolejnej szarży.
— To czemu ty masz pięć, a wilkołak piętnaście? On jest za silny!
— Myślę, że to przez to, że nie mordowałem niewinnych ludzi. Nie otrzymałem wystarczająco dużo punktów doświadczenia, nie mam tyle siły, ile trzeba. — Bashar pochylił się na kanapie, twarz przybrała wyraz absolutnego skupienia. — Ale mnie to nie powstrzyma. To stworzenie zagraża moim pacjentom, więc po prostu je zniszczę.
Kolejny unik, lecz tym razem wampir nie przypadł do przeciwległej ściany. Nie, gdy tylko wilkołak skończył swoją szarżę, na moment zamierając, odwrócony plecami do swego przeciwnika, piłą do kości zaatakowała, wryła się wprost w gęste futro. Pasek życia przeciwnika skrócił się o włos.
— To trochę potrwa — westchnął Bashar.
— Nie ważne – ja wiem, że go na pewno rozpierdolisz.
Wilkołak znów oberwał piłą w najmniej szlachetną część ciała, potem w bark, gdzieś w ramię, w nogę. Bashar siedział w całkowitym skupieniu, nie odrywając wzroku od ekranu, precyzyjnie przebiegając palcami po guzikach kontrolera, wyprowadzając skuteczne sekwencje ataków i uskakując z bezpiecznym zapasem czasu. Mógłby może przedłużyć sekwencję o jeszcze jeden atak, skrócić potyczkę i sprawić, że wilkołak padnie szybciej, lecz Bashar był cierpliwy, nie zamierzał ryzykować, byle tylko przyspieszyć sprawy. Walka niczym operacja – krok po kroku trzeba było wykonać procedury, przyspieszanie zdałoby się na nic.
W końcu stwór zawył po raz ostatni i osunął się na splamioną krwią posadzkę kanałów. Bashar westchnął głęboko, odchylił się na kanapie.
— Potrzebuję przerwy — mruknął, pozwalając kontrolerowi spocząć luźno w dłoniach.
— Kończymy? — spytał Dante.
— Nie, dopóki nie znajdziemy tej nieszczęsnej receptury na ból głowy — odparł demon, przymykając oczy. — Moi pacjenci czekają, nie mogę ich zawieść.
— Bashar, to jest gra. Zapiszemy i odpoczniesz.
— Nie.
Bashar chwycił ponownie kontroler, zmusił wampira, by przeszukał truchło wilkołaka i zebrał parę skrytych tu i tam drobiazgów. Misję udało się wykonać, ludzie byli szczęśliwi, zagrożenie opanowano. Wampir wrócił do swojego szpitala, znów zatracił się w rozmowach z personelem i pacjentami.
— Wiesz co, jest ten gość od kostnicy i trupów — zaczął Dante. — On ma różne leki. Może będzie miał też jakieś przepisy na pigułki, co?
Bashar rzucił mu spojrzenie.
— Mam iść do człowieka, który sam przyznał, że nigdy nie zdobył żadnego dyplomu i jest tu na dobrą sprawę przez przypadek…
— Ja tylko dzielę się pomysłami, tak? — odparł syren, uśmiechając się lekko.
— …żeby posiąść banalną wiedzę o tworzeniu leków przeciwbólowych?
— Nigdy nic nie wiadomo? — Dante popatrywał to na Bashara, to na ekran gry.
Bashar westchnął ciężko.
— Biorąc pod uwagę to, jak zdolni i błyskotliwi jesteśmy, może to być jakiś trop — stwierdził w końcu, opuszczając tereny szpitala i udając się do tego odosobnionego namiotu, gdzie imigrant z fantastycznego Bharatu zajmował się tymi, których nie udało się wyrwać ze szponów Żniwiarzy.
Niestety jednak, mężczyzna nie dysponował żadnymi recepturami mówiącymi o tym, jak przygotować potrzebne leki. Bashar prychnął, zmarszczył brwi.
— Na tym etapie kończą mi się już pomysły, jak zdobyć ten przepis — powiedział gniewnie.
— Bashar? — Dante zaczął ostrożnie. — Ale ta gra… Ona ci się w ogóle podoba, czy nie?
Lekarz opuścił kontroler, spojrzał na niego.
— Oczywiście, że mi się podoba. Czemu myślisz, że nie?
— Nie mówiłeś żadnych dobrych rzeczy o tej grze…
Bashar parsknął śmiechem.
— To, że niczego dobrego nie mówiłem, nie oznacza, że mi się nie podoba — wyjaśnił, odrywając się od gry. — Ale masz rację, nietrudno byłoby pomyśleć, że mi się nie podobało.
— To w takim razie… Jest coś, co faktycznie było fajne?
— Naturalnie. Zacznijmy od muzyki — powiedział Bashar. — Przekaż swojemu koledze, że faktycznie, jego polecenia w kwestii ścieżki dźwiękowej naprawdę się przydały.
— Czyli ten spalony brykiet jednak się do czegoś przydał.
— Poza tym, wiesz, to, że narzekam na przedstawienie świata, wcale nie oznacza, że mnie ono nie bawi. Gra jest trudna, ale w dobry sposób, jeśli chce się ją przejść w taki sposób, jaki wybrałem — odparł, obdarzając Dantego lekkim uśmiechem. — Cieszę się, że jest taka możliwość.
— Bez mordowania ludzi?
— Tak — Bashar wrócił do ekranu i kontrolera. — Żeby zachowywać się tak, jak bym tego chciał.
— I nie zbierając leków z nieznanych źródeł?
— Otóż to. — Wampir podjął swą wędrówkę, znów wyruszył w noc, by ścigać zagrożenia i dbać o swych pacjentów. — A że cel staje się przez to trudny do osiągnięcia, to tylko lepiej.
— Bashar?
— Hm?
— Ty zawsze lubisz, jak jest pod górkę?
Demon uśmiechnął się w podejrzany sposób.
— Gdzie zabawa, jeśli cel jest zbyt prosty do zdobycia?



Opowiadanie jest sponsorowane przez Queen of Rats i jej wytrwałe streamowanie gry Vampyr <3 a także śmieszki i rozpierdol tych, którzy ów stream oglądali

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz