07 maja 2024

Od Maeve do Ignisa

Żal, z którym Ignis oddawał jej kudłatą kupkę nieszczęścia, nie umknął uwadze wróżki. Uśmiechnęła się lekko, rozczulona tymi emocjami, które zdołały rozkwitnąć podczas zaledwie krótkiego spaceru od tego nieszczęsnego śmietnika do jej domu. Właściwie, to planowała wziąć zwierzaka od Ignisa od razu, jak tylko upewniła się, że nie ma żadnych innych bezdomnych kociąt. Nie chciała go obarczać, bo może wcale nie miał ochoty nieść jakiegoś bezdomnego zwierzaka? Zrezygnowała jednak z tego w chwili, gdy zobaczyła, jak genashi delikatnie układa zawiniątko pod swoją kurtką, aby dodatkowo je ogrzać. Ona sama nie mogłaby zagwarantować tej rudej kulce lepszych warunków. 
Choć padała na twarz, a incydent z utratą pamięci zdecydowanie nie należał do przyjemnych i teraz jeszcze musiała przygotować wszystko dla nowego mieszkańca domu na drzewie, to jednak próg mieszkania przekroczyła z uśmiechem. Ostrożnie odłożyła zagrzane zawiniątko na podłogę, by rozłożyć kennelową, w której miał spędzić noc nowy lokator. Włożyła do środka miseczki z wodą i jedzeniem, a także miękki kocyk i puchate legowisko w formie puchatej norki, gdyby kotek czuł się niepewnie i czuł potrzebę, aby trochę bardziej się schować. Gdy wszystko było gotowe, wsadziła kotka do środka i na paluszkach poszła na górę. Szybki prysznic i spać, szybki prysznic i spać… 
Kolejnego dnia z samego rana zabrała kotka do kliniki. Na szczęście, prócz typowych dla takich znajdek przypadłości, jakimi są pchły i wygłodzenie, nic mu nie dolegało. Nie zastanawiając się do końca nad tym, co robi, Maeve zaraz po powrocie do domu wyciągnęła telefon i napisała do Ignisa, że z kociakiem, którego tak dzielnie transportował, jest wszystko w porządku i maluch jest zdrowy. I to był dopiero początek serii wiadomości o małej znajdce, którą wysłała genashiemu. Później były zdjęcia i krótkie filmiki. Kotek bawiący się piłeczką o wyglądzie kłębka wełny. Maleńkie odciski łapek we wszystkich kolorach tęczy, gdy kotek wlazł w paletę z farbami i zaznaczył wszystkie swoje ścieżki podczas zwiedzania domu. Kotek śpiący słodko na kanapie, wtulony w dużego psa, którym Maeve zajmowała się od jakiegoś czasu i już niebawem miał trafić do nowego domu. Wróżka na początku czuła się w obowiązku, aby dać znać Ignisowi, co dzieje się ze zwierzakiem, w którego znalezieniu miał udział, jednak później reakcje muzyka zachęcały ją do kolejnych relacji z życia malca. Aż w końcu nadszedł moment, kiedy trzeba było podjąć bardzo ważną decyzję. Wysłała więc Ignisowi zdjęcie rudej, puchatej mordki o dzikich oczkach, które zrobiła w trakcie zabawy wędką i wysłała do genashiego z podpisem: Jak damy mu na imię?
I w ten sposób rudy kociak, który, gdy tylko przełamał strach, okazał się rozpieranym energią nicponiem, został Płomyczkiem. Płomyczek jadł za dwóch, bawił się za pięcioro kociąt i rósł jak na drożdżach, co nie umknęło też Ignisowi, którego Maeve zaprosiła, by mógł pobawić się trochę z kotkiem, a nie tylko oglądać go na zdjęciach. Nie dało się ukryć, że zwierzaki przejmują niektóre cechy swoich właścicieli, nawet tych tymczasowych, bo Płomyczek bardzo polubił Ignisa i praktycznie nie odstępował go na krok, gdy tylko genashi pojawiał się w domu na drzewie. 
Maeve odkąd tylko usłyszała po raz pierwszy Vox Metallikę, chciała poznać Ignisa. Spowodowane to było niezwykłą umiejętnością, jaką miał wokalista zespołu i która była jej tak bardzo bliska. Było to coś, czego nikt inny na tym odłamku nie mógłby zrozumieć i przez to tak bardzo interesowała się genashim, którego, jak się okazało, znał Dante. Później spotkanie na przyjęciu, krótka pogawędka i gra, w której ich tak podobne umiejętności grały pierwsze skrzypce. Spacer, podczas którego znaleźli Płomyka, który właśnie rozkładał na części pierwsze nową zabawkę, a Maeve przyglądała mu się w zadumie. I kolejne spotkania, czy to pod pretekstem zabawy z kociakiem, czy w studio, do którego została zaproszona raz czy dwa i mogła w końcu poznać Ioannisa i resztę zespołu, a także Virgila, z którym z kolei mogła porozmawiać o grafice i jak się okazało niedługo później, innej dziedzinie sztuki, jaką było rzeźbiarstwo. Nieszczęsne walentynki, które wspominała miło, jednak na myśl o swojej wtopie miała ochotę skryć się ze wstydu pod najcięższym kamieniem i już nigdy spod niego nie wychodzić. Emocje i uczucia, tak subtelne i ledwo dostrzegalne, a później nieszczęsne kwiaty sprawiły, że najwyraźniej wyciągnęła nieco błędne wnioski, niepotrzebnie ubrała w materię swoje własne uczucia i emocje, nadając im jednoznaczny kształt. Nie mogła się zdecydować, czy żałowała, że dała Ignisowi tę kartkę czy też wręcz przeciwnie, cieszy się z tego. Miała mętlik w głowie, który jedynie powiększył się po urodzinach. Genashi trafił idealnie z wyborem prezentu, a spotkanie z Edwardem i inspirujące rozmowy z nim miały na zawsze utkwić jej w głowie. Bardziej jednak utkwiła piosenka, której utrwalona forma w postaci obrazu zdobiła teraz jej salon. Spojrzenie wróżki często uciekało w jego stronę, a ilekroć na niego patrzyła, w myślach słyszała dźwięk poruszającej serca gitary i miękki głos genashiego. I słowa, które chciałaby traktować jako oczywiste, choć bezpieczniej było uznać je za zagadkę. Bez wątpienia pragnienie znalezienia kogoś, kto by ją zrozumiał i przy kim nie czułaby się czasem tak wyobcowana, zmieniło się w prawdziwą sympatię. Ta z kolei zaczęła rozkwitać w stronę nieco szybszego bicia serca i wyobrażeń, w których dotychczas była sama, a teraz dzieliła je z kimś innym. I choć czasem była przekonana, że Ignis czuje podobnie, to jednak dystans, który trzymał, sugerował coś zupełnie innego.
Z cichym westchnieniem pogłaskała łepek Płomyka, któremu znudziło się już rozpruwanie zabawki na części pierwsze i ułożył się na kolanach wróżki, mrucząc z zadowoleniem. Był już dość duży, by oddać go do adopcji i już dawno temu powinna umieścić w sieci ogłoszenia, że szuka dla niego domu. Każdego dnia odkładała to jednak na potem, wymawiając się, że teraz nie ma czasu. I tak upływały kolejne dni, w których coraz bardziej uświadamiała sobie, że ta ruda kulka znaczy dla niej znacznie więcej niż jakiekolwiek dotychczas zwierzę, którym się opiekowała. Nie chciała go oddawać. Może… naprawdę powinna go zatrzymać?
– To co. Zamieszkasz ze mną na stałe? – zapytała, a Płomyk uniósł łepek i spojrzał na nią. Jego oczy wyrażały nic innego, jak tylko: chyba na głowę upadłaś, jeśli sądzisz, że mogło być inaczej. I w ten sposób decyzja została podjęta. I, oczywiście, nie miało to nic wspólnego z Ignisem.
Nie miała pojęcia, do czego właściwie dąży ta znajomość, a mnogość sprzeczności przyprawiała ją o ból głowy, jednak to nie przeszkodziło jej umówić się z Ignisem na kolejne spotkanie. Tak, jak wcześniej odwiedzali zwierzakowe kawiarnie, z tymi kocimi na czele, gdzie wszystkie mruczki pakowały się na genashiego, tak tym razem zaproponowała małą odmianę. Choć uwielbiała lokale ze zwierzakami, to jednak chciała mu pokazać ten swój ulubiony, przepełniony roślinnością z każdego zakątka tego odłamka, a także kilku innych. Nie było może uroczych nosków, miękkich uszek i puchatych łapek, ale za to była cudowna, cicha atmosfera, mnóstwo świeżo pachnącej zieleni i cała paleta barw wyjątkowych kwiatów. Nawet drzwi kawiarni i to, co przed nią, kusiło i zachęcało do tego, by zajrzeć do środka, bo wnętrze jest jeszcze piękniejsze.
Sięgnęła po telefon, który chwilę temu wibrował w jej kieszeni. Co prawda, był jeszcze czas, ale pomyślała, że może to wiadomość od Ignisa, że spóźni się, albo (co gorsza) nie może jednak przyjść. Sapnęła cicho, widząc, że to Sapphire, która po raz kolejny próbowała jej udowadniać, że to randka, a nie zwykłe towarzyskie spotkania.
– Auroro! – Usłyszała głos gdzieś obok siebie, ale nie zwróciła na to uwagi. W końcu to nie było jej imię…
Podniosła głowę dopiero, gdy poczuła czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Spojrzała w przystojną twarz mężczyzny, który uśmiechał się do niej i stał zdecydowanie za blisko. Skrzydła wtuliła się w plecy, wróżka cofnęła o krok.
– Pomyliłeś mnie z kimś – powiedziała jeszcze spokojnie, choć twarz napięła się, gdy mężczyzna nie odstąpił, a wręcz przeciwnie, przysunął się jeszcze trochę.
– Nie pomyliłbym cię z nikim innym. Podobały ci się kwiaty? Twoje ulubione. Mają na tym odłamku bardzo uroczy zwyczaj… – Uśmiechnął się łagodnie, choć to wcale nie zmniejszyło poczucia zagrożenia, jakie odczuła. – Przecież to ja, Callon. – dodał nieco niecierpliwie, wciąż widząc niepokój w oczach swojej dawnej narzeczonej. Dłoń mężczyzny nieco mocniej zacisnęła się na ramieniu dziewczyny, jakby to miało wywołać jakiekolwiek zrozumienie. A jednak, Maeve była przekonana, że widzi go po raz pierwszy w życiu. Nie był to jeden z ataków, nie mógł być, skoro wiedziała, że ma na imię Maeve, że czeka na Ignisa i że ten człowiek to zdecydowanie nikt jej bliski. Czuła od niego narastającą frustrację. Nie podobało jej się to.
– Nie znam cię, puść mnie! – Szarpnęła się. Wróż puścił ją, choć nie odsunął się. 
– To niemożliwe, że nie pamiętasz! Auroro, posłuchaj, grozi ci… – Nie słuchała go. Zamiast tego rozejrzała się rozpaczliwie, wciąż kątem oka obserwując mężczyznę. Nie chciała go spuszczać z oczu, bojąc się tego, co wariat może zrobić, a jednak miała nadzieję na znalezienie wybawienia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz