— Cruinneirim?
Pramatka przerwała dokarmianie ptaków, odwróciła głowę, by popatrzeć na stojącego razem z nią w ogrodzie Raouna. Zmierzyła swojego podopiecznego wzrokiem z góry na dół. Uniosła nieco wyżej jedną brew.
— Czemu jesteś nim zaciekawiony? — zapytała.
— A, tak o — odpowiedział wymijająco Bóg Spirytyzmu.
Dwójka wymieniła się spojrzeniami, między nimi nastała cisza. Raoun uciekł wzrokiem, wiedział jednak, że tak łatwo się nie wywinie.
— Ach, dobra — rzucił zrezygnowany. — Widziałem ślady po nim w Riftreach.
Usłyszawszy te słowa, Pramatka otworzyła nieco szerzej oczy.
— Naprawdę? Czyli tam też był.
Uśmiechnęła się lekko, lecz przez jej twarz przemknęło coś w rodzaju smutku zmieszanego z nostalgią. Mimo że to było tylko chwilowe, maehrsaephski bóg zdołał zauważyć.
Zaraz po wyciągnięciu wniosków w kwestii Cruinneirima postanowił udać się do Ma'ehr Saephii, żeby porozmawiać z Pramatką. W końcu należała ona do piątki założycieli Międzywymiaru, więc na pewno znała się ze Złotoskrzydłym Wszechwiedzy. Może powie coś interesującego na jego temat lub chociaż coś, co rozwieje pewne drobne wątpliwości. Głównie chodziło o nić połączenia między Cheoryeonem a Cruinneirimem. Jeśli jasnowidz naprawdę nim był, to istniały tylko dwie odpowiedzi na to: albo ukrywał swoją prawdziwą tożsamość, albo stało się coś bardziej skomplikowanego.
Raoun mógł z łatwością odrzucić pierwszą opcję. Nie wierzył, że ten smarkacz byłby w stanie się ukrywać ze swoim złotoskrzydłym pochodzeniem przed innym białookim. Też jego energia powinna być mocniejsza, a Bóg Spirytyzmu czuł ją na tyle słabo, że z początku nawet nie skupił się na niej odpowiednio długo. Chyba że to była jakaś sztuczka z Riftreach... Ale nadal małe na to były szanse. Raoun bardziej się schylał ku drugiej opcji.
Druga opcja jednak wcale nie ułatwiała sprawy. Jeżeli Cheoryeon nie kłamał ze swoją reinkarnacją (a miał na nią dowody), to znaczyło to, że był Cruinneirimem, ale w swoim najwcześniejszym wcieleniu. Tylko co w takim razie się stało? Jak do tego doszło?
— W sumie to dlatego się nim zainteresowałem — zaczął, ostrożnie ważąc każde swoje słowo. — Trochę czasu spędziłem już w Riftreach i gdy się o nim dowiedziałem, to pomyślałem, że może chciałbym go spotkać? Wiesz, poza tobą nie znam żadnego innego Złotoskrzydłego, a już udało mi się poznać białookiego z innego świata, więc można by dalej poszerzać horyzonty.
Pramatka odczekała, aż mały ptaszek pochwyci z jej dłoni ostatnie ziarno i odleci, po czym podeszła bliżej do swojego podopiecznego.
— Nie zamierzasz zmienić frontów, co? — rzuciła, krzyżując ręce na piersi.
— Nie, co ty! — zaprzeczył żywiołowo, machając rękami w geście obronnym. — Zawsze będę po twojej stronie!
Widząc jego zachowanie, Złotoskrzydła roześmiała się, a następnie poklepała Boga Spirytyzmu po ramieniu, zapewniając go w ten sposób, że tylko żartowała. Tamten odetchnął cicho z ulgą.
— To... — sekundę się wahał — czy mogłabyś mi trochę o nim opowiedzieć?
W reakcji na pytanie Pramatka spuściła na niego wzrok. Twarz nagle spochmurniała, podobnie jak niebo. Promienie słoneczne częściowo zostały zablokowane, przez co bogini wyglądała na jeszcze smutniejszą. Wolnym ruchem wystawiła rękę, stworzyła w niej garść ziarna. Na gładkiej, nieskazitelnej skórze wylądował mały ptak, który w dłoni Złotoskrzydłej wydawał się jeszcze mniejszy.
— Był niewiele młodszy ode mnie — zaczęła spokojnie, zapatrzona w brązowo-szare piórka.
— Niewiele, czyli tak z tysiąc lat? — zapytał Raoun, dumając. — Czy może dziesięć tysięcy?
Kobieta skarciła go spojrzeniem, lecz nic w tej kwestii nie powiedziała. Po prostu kontynuowała:
— Nasze klany nie są jakoś specjalnie zaprzyjaźnione. Ci od Wszechwiedzy z reguły wolą obserwować światy, nie wpływając na nie w żaden sposób, więc nie lubią, jak my z Kreacjonizmu przychodzimy i zaczynamy stawiać nasze twory. Cruinneirima spotkałam przypadkiem, ale szybko się zaprzyjaźniliśmy. Nie był wcale przemądrzały ani nie przechwalał się swoją mocą... poza niektórymi momentami, ale to tak dla żartu. Pamiętam, jak...
— Dobra, nie interesują mnie czasy dinozaurów, zapodaj coś bliższego — przerwał jej Raoun.
— Mam cię wyrzucić? — Głos miała prawie melodyjny.
— Nie, przepraszam.
Do ptaszka dołączył inny, a po nim kolejne trzy. W piątkę zaczęły skubać ziarno; gdy prawie kończyły, na dłoni pojawiła się kolejna porcja.
Pramatka milczała, obserwując, jak małe dzióbki wyłapują poszczególne ziarenka. Raoun stał przy niej w ciszy, nie mając odwagi ponownie się odezwać. Albo nie chodziło tu o odwagę. Po prostu nie chciał jej przeszkadzać. Ani więcej popędzać.
— Chciałabym cię zapoznać z Cruinneirimem — powiedziała bogini. — Miał dosyć specyficzny charakter, ale był bardzo dobrym towarzyszem. I też mógłby pomagać ci z różnymi sprawami, czy to praca, czy inne rzeczy związane ze światem Riftreach. W końcu był z klanu Wszechwiedzy.
Bóg Spirytyzmu mimowolnie pomyślał o Cheoryeonie. Specyficzność się tutaj zgadzała, ale jeszcze nie potrafił powiedzieć, że chłopak był dobrym towarzyszem. Jak na razie więcej się sprzeczał i wykłócał, do tego za każdym razem kłapał jęzorem, jaki to on był niesamowitym jasnowidzem, z wielką mocą, bla, bla. Aż tak bardzo chciał wszystkim to wmówić.
Być może nawet sobie...
— Czemu użyłaś czasu przeszłego? — zapytał powoli, z niepewnością w głosie.
Potrafił bez problemu przewidzieć słowa Złotoskrzydłej, nie potrzebował żadnych jasnowidzących mocy, jednakże zapytał.
Przez pierwsze kilka sekund nie otrzymał odpowiedzi. Pramatka stała nieruchomo, spojrzenie miała skierowane na ptaki, choć w rzeczywistości trochę nieobecne. Wiatr lekko zawiał, przygarnął więcej chmur.
— Zdradzę ci sekret, ale Złotoskrzydli tak naprawdę nie są całkiem nieśmiertelni — zaczęła — a brak ograniczeń naszej mocy nie zawsze jest zaletą.
Jeden z ptaków zeskoczył z dłoni i odfrunął. Pozostały cztery.
— Ci z Klanu Kreacjonizmu potrafią stworzyć coś, co będzie zdolne ich pokonać — mówiła dalej. — A ci z Klanu Wszechwiedzy zawsze znajdą sposób, by pozbyć się kogoś nawet tak nietykalnego, jak oni sami.
Kolejny ptak odleciał. Pozostały trzy.
Pramatka otworzyła usta, by coś powiedzieć, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Powoli złączyła ze sobą wargi, nieustannie obserwując ptaki. Wzięła głęboki wdech.
— Cruinneirim odszedł.
Raoun zamrugał.
Czyli naprawdę nie żył?
— Odszedł?
— Tak. — Przytaknęła. — Niedawno. Kilkaset lat temu. Próbowałam odnaleźć jego energię, ale nie wiem nawet, gdzie umarł.
Usłyszawszy ostatnie zdanie, Bóg Spirytyzmu uniósł jedną brew.
— Odnaleźć energię?
— Dzięki niej mogłabym go przywrócić do życia. Energia Złotoskrzydłych jest bardzo silna, więc po śmierci można ją zebrać. Z reguły.
— Rozumiem.
Raoun popadł w zamyślenie. Istniała szansa, że energia Cruinneirima przetrwała i jakimś cudem doprowadziła do odrodzenia w śmiertelniczym ciele. Zważywszy na obecność właściwych Zaświatów w Riftreach oraz ich tajemne techniki, ta energia z czasem mogłaby zostać przekształcona w funkcjonującą duszę. Byłaby ona podobna do innych, też przechodziłaby przez proces reinkarnacji, ale miałaby boskie... nawet nie boskie, tylko złotoskrzydłe pochodzenie, więc przejawiałaby się cząstka mocy.
Otworzył szeroko oczy.
— Dobra, dzięki — rzucił krótko. — To ja już będę leciał.
Dopiero wtedy Pramatka spojrzała na niego.
— Już? — zdziwiła się. — To wszystko?
— Tak. Przypomniałem sobie coś, więc już idę.
Pożegnał się ze Złotą Boginią, następnie złapał za swój klucz do Międzywymiaru i zniknął.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz