Cisza w posiadłości w Thornhaven miała swoją własną wagę. Była gęsta niczym smoła, ciężka od ołowianego kurzu osiadającego na zakrytych prześcieradłami meblach i chłodna, jak kamienne posadzki, po których od lat nie stąpały żadne stopy. Tego wieczora cisza była jednak inna, nabrzmiała radością i oczekiwaniem. 
Obaj siedzieli w jedynym otwartym, używanym salonie. Seymour zagłębiał się w lekturze, Nicholas zaś, choć też próbował towarzyszyć w tym bratu, nie mógł usiedzieć spokojnie i co rusz odrywał się od tekstu, by wyczekująco spojrzeć w stronę prowadzącego w głąb posiadłości korytarza.
— Jarvis? — odezwał się głośno. — Długo jeszcze?
Odpowiedziało mu zawahanie, lekkie westchnienie antycznego ducha opiekuńczego całej posiadłości.
— Młody panicz jest bardzo niecierpliwy — powiedział oględnie Jarvis.
— No ale ja chcę wiedzieć, ile jeszcze tata będzie w Kuźni.
— Proces tworzenia jest niezwykle skomplikowany… 
— Ale tata umie przecież wszystko — zaperzył się Nicholas. — Ile będzie jeszcze robił te skomplikowane rzeczy?
Jarvis spróbował bąknąć jakąś neutralną, niczego nie wnoszącą odpowiedź, lecz mimo to Nico wpadał w coraz bardziej marudny nastrój. Seymour zerknął na brata znad książki.
— Wiesz co, póki taty nie ma, to pójdziemy sobie zobaczyć coś super — powiedział, zamykając opasłe tomiszcze i rzucając je na stolik obok. — A ty, Jarvis, obiecaj, że na nas nie nakablujesz.
— Paniczu, ale przecież…
— Nie zrobimy niczego złego! Tylko sobie popatrzymy.
Cel został osiągnięty, Nico od razu się ożywił, zeskoczył z fotela i momentalnie leciał już za Seymourem, gotów zobaczyć coś super.
— Co mi pokażesz?
— Niespodzianka — odparł Seymour, uśmiechając się łobuzersko.
— No weź powiedz!
— Dojdziemy to zobaczysz.
— Seymour!
Prośby nic nie dały, zresztą obaj chłopcy szybko dotarli na miejsce. Seymour przystanął pod drzwiami, powoli położył dłoń na klamce, rzucił Nico porozumiewawcze spojrzenie. Najmłodszy z Silverthornów już przestępował niecierpliwie z nogi na nogę, więc gdy tylko Seymour nacisnął klamkę i uchylił drzwi, Nico momentalnie wsadził głowę do pomieszczenia.
— Nic nie widzę — powiedział, a potem kichnął, gdy zebrany wewnątrz kurz załaskotał ten zadarty nos. 
— Posuń się, zaraz zaświecę.
Obaj wturlali się w ciemność, magia Seymoura sięgnęła zaklętych kinkietów, zbudziła uśpioną w nich magię i pokój wypełnił się poświatą.
— Wooow… — powiedział Nico, rozdziawiając buzię i popatrując po otaczających go kształtach. — Co to jest?
— Golemy — odparł Seymour, podchodząc do pierwszego z brzegu, okrytego prześcieradłem masywu. — Wszystkie te, które kiedyś broniły posiadłości przed intruzami, ale tata postawił barierę i teraz golemy mogą spać. 
— Ale czad!
Prześcieradło poleciało w dół w obłoku kurzu. Gdy seria kichnięć ucichła, Nico popatrzył na golema, podszedł, ostrożnie dotknął metalowego ramienia.
— Co on robił?
Seymour zająknął się, zamyślił na moment tak krótki, że Nico niczego nie zauważył.
— Łapał złodziei za kostki, a potem przerzucał ich przez płot — odparł z całą stanowczością starszego brata. 
— Suuper! A tamten? — Nico przebiegł do innego golema, zajrzał pod prześcieradło.
— Tamten… krył się w ciemności, a potem wyskakiwał na intruzów z głośnym „Buu!”
— A ten?
— A ten… on tego… On się zmieniał w nietoperza! I latał intruzom nad głowami!
— Jest mega!
I tak biegali, od golema do golema, od historii do historii – Nico zadawał pytania, Seymour zaś wspinał się na wyżyny kreatywności, opisując niesamowite, kompletnie wymyślone zdolności zupełnie zwyczajnych golemów sprzątających.
— Nie boisz się ich? — spytał nagle Seymour, gdy Nico z zachwytem przyglądał się kolejnemu, metalowemu tworowi.
— Ja? Golemów? Ale czemu? Przecież śpią… — powiedział, lecz z każdym słowem pewność siebie ulatywała z jego głosu.
— Bo wiesz… — odezwał się konspiracyjnym szeptem Seymour, podchodząc nieco bliżej. — One śpią tylko z pozoru. Tak naprawdę to czekają, aż ktoś zburzy ich spokój. I dzisiaj jest Halloween, więc jeśli będziesz bardzo, bardzo cicho, to usłyszysz, jak szepczą.
Nico popatrzył na niego okrągłymi zdumieniem oczami, zamilkł, wsłuchał się w panującą w pomieszczeniu ciszę, wzrok szukał czegoś wśród nieruchomych golemów. 
Wtem jedna z postaci poruszyła się.
Nicolas pisnął, momentalnie skrył się za plecami Seymoura. Ten wybuchnął gromkim śmiechem, zadowolony z wybryku. Nico prychnął, wydął wargi.
— No wiesz co? 
— Co to za Silverthorn, co się golemów boi — zaśmiał się Seymour, nim złapał brata za rękę, pociągnął w stronę drzwi. — Chodź, pokażę ci coś jeszcze.
— Nowe golemy?
— Nie — odparł chłopak. — Znalazłem super straszną książkę i wiem, że będzie ci się podobała.
Dwóch paniczów pobiegło na korytarz, niefrasobliwie zostawiając Jarvisowi pościągane prześcieradła i zapalone kinkiety, a następnie posiadłość rozbrzmiała śmiechami i tupotem drobnych stóp, gdy obaj bracia mknęli w stronę biblioteki. Wpadli do środka, do tej gigantycznej przestrzeni pełnej wiedzy i historii, bezcennych tomów, które dla nich były czymś normalnym. Nico momentalnie wpakował się na jeden z foteli, zagadnął jakąś poduchę i odezwał się do Jarvisa.
— Jarvis! Weź zapal nam kominek.
Genius loci westchnął.
— Jak sobie młody panicz życzy. 
Tymczasem zaś Seymour zniknął między półkami, wrócił zaraz z wielkim tomiszczem oprawionym w podejrzanie ciemną skórę.
— To nie jest książka odpowiednia dla dzieci w młodego panicza wieku — zganił go Jarvis, ale gdzie żeby Seymour go posłuchał. 
— Nie psuj zabawy, Jarvis.
— Chciałbym uniknąć sytuacji, w której młody panicz będzie się całą noc wiercił, nie mogąc spać ze strachu.
— Ja się niczego nie boję! — zaprotestował Nico.
— Nawet w Halloween? — zaczepił go Seymour, szczerząc zęby w podejrzanym uśmiechu, zarabiając od Nicolasa kolejne naburmuszone spojrzenie.
— Jestem już prawie dorosły!
— I prawie sięgasz do słoika z ciastkami.
— Hej!
Seymour roześmiał się, wpakował na fotel razem z Nicolasem, i zaraz rozłożył ciężką książkę na ich chudych kolanach. 
— Ta jest dobra — powiedział, przewracając strony w poszukiwaniu jednej z historii. — O jeźdźcu bez głowy!
Nico wcale nie skulił się na fotelu i wcale nie wtulił mocniej w ramię Seymoura. 
— To czytaj. 
Seymour przybrał swój najbardziej tajemniczy, niepokojący głos.
— Dawno, dawno temu, w niewielkiej wiosce Sleepy Hollow, miała miejsce seria straszliwych zbrodni — zaczął, otaczając Nicolasa ramieniem. — Nienazwany sprawca mordował przypadkowych ludzi, a tym, co łączyło wszystkie ofiary było to, że ten okrutny morderca… odcinał im głowy!
Nicolas skulił się mocniej, a historia potoczyła się wraz z głowami i posępnym tętentem kopyt, gdy krok po kroku główni bohaterowie odkrywali kolejne warstwy spowijającej wioskę tajemnicy. Głos Seymoura naśladował skrzekliwy głos wiedźmy, rzeczowy ton instygatora i nosowy tembr właściciela młyna. W końcu historia osiągnęła punkt kulminacyjny, pojawił się jeździec, pojawiła się i jego głowa, wydarzenia przyspieszyły, a potem było już zakończenie, szczęśliwe dla jednych, tragiczne dla innych. 
Spokojny oddech Nicolasa łaskotał go w obojczyk i Seymour sam ziewnął, popatrzył w kominek, potem na zdobiący go zegarek. Chłopiec westchnął, widząc późną godzinę, a potem ułożył się wygodniej, oparł o brata i zasnął, zmęczony po dniu pełnym nauki, wygłupów i strasznych historii. 
Oto przeminęło kolejne Halloween, której ojciec obiecał z nimi spędzić.
Ogień dogasał już w kominku, gdy drzwi biblioteki ponownie się otwarły, wpuszczając do środka nową postać. Wiecznie poważną twarz Cedrica pokrywały smugi sadzy, nienaganne zazwyczaj odzienie było przepocone i wygniecione, a uważne spojrzenie straciło swój blask, gdy cienie kładły się pod oczami. 
— Jarvis, możesz zgasić już kominek.
Złote światło ojcowskich tatuaży było jedynym, co rozświetlało uśpioną bibliotekę, gdy Cedric zgarniał swoich śpiących synów w ramiona, by zanieść obu do sypialni. Mężczyzna westchnął ciężko, wiedząc, że znów ich zawiódł, w sercu mając nadzieję, że gdy minie czas i obaj już dorosną, zrozumieją, że wszystko, co robił, robił tylko dla nich. 
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz