— Proszę pani… muszę siusiu…
— Julietto, wytrzymaj jeszcze chwilkę — szepnęła nauczycielka, schylając się do dziewczynki. — Zaraz kończymy, pójdziemy wszyscy razem, dobrze?
Dzieci snuły się za przewodnikiem niczym kolorowy, szemrzący ogonek, trochę słuchając jego słów, ale głównie przylepiając zadarte nosy do szkła gablotek albo pokazując palcem co dziwniejsze eksponaty, mówiąc do kolegi „patrz, to ty!”. Jedna z ostatnich sal Muzeum Historii Naturalnej testowała wytrzymałość zarówno przewodnika, jak i dziecięcych pęcherzy.
— Tutaj, moi mili, mamy sejsmografy z początku XIX wieku — powiedział przewodnik, starszy jegomość w wełnianej kamizelce, wskazując zamknięte za szkłem mechanizmy. Metalowe ramiona urządzeń wyglądały jak dziwaczne insekty uwięzione w bezruchu, gotowe, by znów ożyć. — Kto wie, co to są sejsmografy?
Już tylko klasowy nerd utrzymywał jakiekolwiek skupienie.
— To urządzenia do pomiaru trzęsień ziemi! — odparł rezolutnie.
— Bardzo dobrze — pochwalił go przewodnik. — Kiedy ziemia drży, nawet nieznacznie, igła zostawia ślad na taśmie papieru — wskazał palcem delikatne zygzaki pojawiające się na zwiniętym rulonie wewnątrz jednej z maszyn. — Im silniejsze trzęsienie, tym większe wychylenie.
W kącie grupy Julietta przytupywała nogą, kręcąc się niespokojnie. Pociągnęła panią nauczycielkę za rękaw.
— Ale ja już nie mogę… — jęknęła, kręcąc się jak bączek.
Tymczasem przewodnik mówił dalej, nieświadomy dziecięcego dramatu:
— Widzicie, te starsze modele były całkowicie mechaniczne. Z czasem sejsmografy przeszły rewolucję i teraz używa się wersji cyfrowych, czułych na najmniejsze ruchy płyt tektonicznych odłamka. Ale zasada działania pozostała ta sama: ciężarek zawieszony na sprężynie reaguje z opóźnieniem na wstrząs, dzięki czemu ruch zostaje zarejestrowany.
— Czyli to działa nawet jak się ktoś potknie? — zapytał mały Harry z tyłu.
Przewodnik uśmiechnął się.
— Czasem tak. Ale żeby sejsmograf zareagował wyraźnie, musiałoby się wydarzyć coś większego. Choć w Auranthii aktywność sejsmiczna praktycznie nie występuje, bo wszystkie kraje znajdują się na jednej płycie tektonicznej — dodał, rozkładając ręce. — Te maszyny od lat tylko milczą albo szepczą. Ale gdyby coś się miało wydarzyć… one pierwsze by o tym wiedziały.
Wtem wszystkie sejsmografy eksplodowały dźwiękiem i ruchem. Metal zgrzytnął, sprężyny jęknęły, a igły wyrwały się do tańca — dzikiego, chaotycznego, gorączkowego. Papier rwał się pod nimi, czerniał nadciągającą katastrofą, ostrzeżeniem przed niemożliwym, które właśnie stawało się realne.
W sali zapadła cisza. Przewodnik zbladł.
Julietta zapomniała, że chciało jej się siusiu.
— Nadajemy na żywo z portu w Stellaire. — Głos reporterki brzmiał poważnie, ale wyćwiczony spokój medialny nie potrafił ukryć napięcia czającego się w spojrzeniu. — Minęły zaledwie trzy godziny od niezwykłego trzęsienia ziemi, którego epicentrum, jak potwierdzają służby geologiczne, znajdowało się głęboko pod dnem morza, zaledwie kilkadziesiąt kilometrów od naszej linii brzegowej.
Za nią, na tle wzburzonego nieba, rozciągał się obraz portowego zniszczenia — wywrócone łodzie, rozbite kontenery, oceaniczne śmieci rozwłóczone po nabrzeżu, popękany asfalt i przebiegające gdzieś w tle grupy ratowników, te krzyczące plamy koloru na tle twardej szarości gniewnego oceanu.
— Gdyby nie natychmiastowa reakcja Gwardii Morskiej oraz magów z Kolegium Hydromancji, fala tsunami zmiotłaby zachodnie dzielnice miasta. Na szczęście wspólnym wysiłkiem udało się zatrzymać ścianę wody — mówiła dalej reporterka, próbując przekrzyczeć wzmagający się wiatr. — Rząd nie podał jeszcze oficjalnych informacji, co mogło spowodować tak potężne trzęsienie. Wiadomo jednak, że w stronę epicentrum wysłano flotę wojskową, w tym dwa okręty bojowe klasy Leviathan, Drachenfaust oraz L’Égide d’Or. Służby odmawiają komentarza, ale nasze źródła potwierdzają, że w akcji biorą udział również specjalne oddziały do walki z efektami dzikiej magii wraz z antymagami.
Reporterka zrobiła pauzę, przycisnęła słuchawkę do ucha, nasłuchując chwilę. Jej brwi się ściągnęły, po czym podniosła głos, mówiąc z nagłą intensywnością:
— Jak informują nasze źródła, jednostki wysłane na rekonesans mają rozkaz nie tylko zbadać przyczynę, ale również – w razie potrzeby – ją zneutralizować. Co to dokładnie oznacza? Co takiego się stało, że wywołało tak ostrą odpowiedź wojska? Tego na razie nie wiemy.
I wtedy, jakby w odpowiedzi na jej słowa, zza mgły wynurzył się potężny, ciemny kształt. Płynął majestatycznie, za nic mając sobie gwałtowne fale i zacinający deszcz, jakby furia natury była dla niego tylko drobną niedogodnością. Kadłub okrętu lśnił deszczem i runami ochronnymi, pancerz przypominał twarde łuski, a wieżyczki dział były niczym rozwarte, smocze łby, gotowe do spopielenia wszystkiego, co mogło stanąć mu na drodze.
Reporterka obróciła się lekko, by objąć go kadrem kamery.
— To właśnie Drachenfaust. Płynie w stronę epicentrum. Tam, gdzie coś – lub ktoś – musiał się obudzić.
Kochani! Czy Wy to widzicie?! To już dwa lata naszej wspólnej przygody! Czasem aż trudno uwierzyć, że to wszystko trwa już tyle czasu — a jednak! Dwa lata pisania, tworzenia, rozmów i śmieszkowania na Discordzie, a także przeżywania rozpierdolu razem z naszymi ukochanymi postaciami. Dwa lata Riftreacha.
W zeszłym roku zdmuchiwaliśmy pierwszą świeczkę i z hukiem ogłosiliśmy pojawienie się nowego odłamka. W tym roku… werble proszę… mamy dla Was kolejną niespodziankę (albo i dwie), bo przecież nie możemy przejść obojętnie obok tak ważnej daty!
Ale zanim zdradzimy szczegóły (tak, wiemy, jesteśmy okrutne), chcemy po prostu podziękować. Za to, że z nami jesteście. Za każde napisane opko, każdy komentarz, za wszystkie memy, playlisty, bekę w tabelkach i wszystko, co sprawia, że ten blog jest tak wyjątkowy. To właśnie dzięki Wam Riftreach żyje, oddycha i rozwija się w najlepszą możliwą stronę.
Nie wiemy, dokąd zaprowadzi nas trzeci rok — ale wiemy jedno: będzie pięknie. Bo tworzymy to miejsce razem, z miłością, humorem i ogromem pasji. I niech tak zostanie.
Połówka cytatu w tytule: Antoine de Saint-Exupéry
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz