Ten pomysł chodził za nim od dawna, tylko zawsze jakoś brakowało mu czasu, chęci, dobrej motywacji do podjęcia właściwych kroków. Nie chciał Zapałce przypisywać za dużo zasług, ale może ich taczkowe rajdy po siłowni, zakończone spektakularnym wyjebaniem się na zakręcie, poprzestawiało mu trochę trybików w głowie przy upadku. Może też gwiazdy czekały na ustawienie się we właściwej konfiguracji, by zesłać na jego drogę właściwie osoby, bez których niczego podobnego by nie osiągnął – Sorena z jego mocnymi argumentami profesjonalisty przemawiającymi za syrenimi projektami, Bashara z niezachwianą wiarą i bezgranicznym wsparciem dla swego wybranka, Virgila gotowego spełnić kreatywne wymogi przyjaciela. No i tego przepalonego bojlera, niech go szlag pierdolnie.
Vox spędził kolejny udany dzień na miauczeniu do mikrofonów i waleniu w cymbałki, więc wypadła im kolejna dobra okazja do opicia.
Dantego dwa razy do studia na wieczór nie trzeba było zapraszać. Jedna wiadomość od Zapałki, że siedzi, popija szkocką z chłopakami i zajebiście się cieszy, że obślizgłego śledzia z nimi nie ma, w zupełności wystarczyła, by syren z impetem wparował do nich, wcisnął się między Ignisa oraz Arietha na kanapie i zarzucił obcasy na stół. Tak czy inaczej, zamierzał pojawić się tego dnia ze specjalną nowiną, lecz gdzieś podskórnie czuł, że brykiet do niego napisze i możliwość zareagowania na jego wiadomość dodawała wszystkiemu więcej słodyczy.
— Tak się stęskniłeś, że może podrapać mnie po brzuszku chcesz jak ten swój breloczek?
— Weź, spierdalaj!
Śmiech i rozmowy wypełniły na dobre przestrzeń studia, szklanki stukały o blat wraz z butelkami piwa, Raam coś burczał, że pierdoli planszówki, Arieth rozkołysał się po cydrze i nadawał jak rasowy wykładowca, Seymour próbował nadążyć i przekładać na ludzki język dla Vi. Nawet nie wiedzieć kiedy poszło wystarczająco alkoholu, że wstanie okazało się nie takie łatwe, Dante stanął szerzej, starając się trzymać prosto. Zapałka coś marudził, żeby siadał i nie robił z siebie większego idioty. Syren trzepnął go w te zwęglone kulasy.
— Panowie — zaczął uroczyście, wznosząc swój kieliszek. Wcześniej był tam szampan, ale chyba ktoś w pewnym momencie wlał mu czystą. Znając życie Ignis, zdradliwa zepsuta żarówka. — To zaszczyt z wami się ujebać w trzy dupy, ale od najbliższego tygodnia robię przerwę na jakiś miesiąc.
— A ty co, chory, kurwa? — obruszył się błyskawicznie Raam, spoglądając na niego tak, jakby oceniał, ile przypraw będzie potrzebne, by go oczyścić. Dante lekko się wzdrygnął.
Ignis pokręcił z zażenowaniem głową.
— Karpia do reszty pojebało.
— Mówi pierwszy wśród debili — parsknął Dante. Koleżeńsko wymienili się środkowym palcem.
— Co ci się na ten rybi łeb rzuciło? — rzucił Seymour.
Zawadiacki uśmiech olśnił wszystkich.
— Vi, pokaż im.
Wilkołak wyplątał się z objęć swojego czarodzieja, sięgnął do rzuconej pod kanapę torby, wyciągnął podłużną tubę, z tuby plakat. Stanął przed ekipą, rozkładając zaprojektowaną przy przyjacielskich krzykach i w mękach słuchania marudzącego Dantego grafikę. Gdy oczy chłopaków zwrócone były na małe dzieło, syren z ciekawością popatrywał po twarzach, uśmiechał się na to lekkie zdziwienie i ciekawość objawiające się w postaci uniesionych brwiach i skupionych spojrzeniach.
— Pierwszy pokaz Selachiniusa! — zawołał podniośle, w różu szkiełek odbijały się radosne refleksy, błękit przepełniał podpity animusz. — Muszę jeszcze sporo rzeczy ogarnąć, więc z czasem będzie krucho.
Vi chciał go udusić za rysowanie takiej ilości wody, lecz sam musiał przyznać, że efekt był naprawdę dobry. Szeroka na cały plakat, niepowstrzymana fala zmierzała na odbiorcę, pieniąc się i burząc, a pomiędzy morskimi bałwanami grube, czarne obcasy stukały o wybieg. Ozdobione biżuterią z czerwonymi kamieniami dłonie przesuwały palcami w fali, jakby chciały ją zebrać niczym suknię balową, zaś reszta morza wręcz czule oplatała wąską talię. Oficjalna nazwa wraz z jego podpisem królowała na samej górze.
Tworzenie dawało mu ten szalony zastrzyk energii, którą czuł na ringu – tam walczył z przeciwnikiem, tutaj z granicami własnej kreatywności, a niewiele rzeczy potrafiło zmotywować go tak, jak wizja przekroczenia utartych norm, złamania zasad, odkrycia, gdzie go to zaprowadzi, nawet jeśli miałby się sparzyć. Gdy wreszcie ruszył, nie potrafił się zatrzymać, myśli już nie umiały zwolnić, zostało pytanie „co będzie lepsze?”, by uczynić to wszystko najlepszym, przekazującym uczucia w sposób, w jaki słowa nie mogły. Zapłonął czystą pasją do tego projektu, a zainteresowanie chłopaków działało jak kolejna podpałka zwiększająca płomienie.
Zerknął na Ignisa. Wręcz dosłowna podpałka.
— To oficjalne zaproszenie dla nas? — zapytał Raam.
— Jak ładnie poprosicie, to was faktycznie zaproszę.
Asura strzelił palcami. Wszystkimi.
— Ładnie to ja ci gębę mogę obić.
Żarty rozgorzały na nowo, ale Dante zerkał raz po raz na Zapałkę, zadziwiająco cichego i przyglądającego się uważnie plakatowi. Skrzyżował ramiona na piersi, przelotnie tylko drapał się po szyi, w ciągu minuty nie rzucił żadnym głupim tekstem, a to był jakiś rekord.
— No i co powiesz, Zapałka? — nie wytrzymał wreszcie syren, pochylając się nad nim. — Że jestem genialny, czy że jestem genialny?
Genashi zlustrował go pobłażliwym wzrokiem.
— Ciekawe to, halibucie przebrzydły, ciekawe. Ale z tego, co ja wiem, to na takim pokazie powinna być muzyka, a tobie przecież wieloryb ucho przygniótł i się chuja na nagłośnieniu znasz.
No tak, Zapałka myślał wyłącznie o interesujących go konkretach, czyli brzdąkaniu.
— Twoja stara, wystarczająco dobrze się znam i już mam wszystko zaplanowane.
W ogóle nie pomyślał jeszcze o muzyce ani sprzęcie do puszczania jej.
— Z głośniczkiem w ręku będziesz popierdalał wokół wybiegu?
— Sobie będę popierdalał, co mi zrobisz?
— Nie dopuszczę do jebanej profanacji — odparł całkiem poważnym tonem Zapałka. — Ktoś musi zadbać, żeby to jakoś brzmiało.
— Ty się trzymaj z dala od mojego pokazu z tymi swoimi spalonymi łapami.
— Masz miejsce już wynajęte? Jak tak, to mi je jutro pokażesz, omówimy szczegóły.
— A w dupę mnie pocałuj!
Włącznik pstryknął, zawieszone pod sufitem reflektory ożyły, zalewając ostrym, białym światłem wybieg, a pojedyncze listwy oświetleniowe przyczepione wokół sali ukazały rzędy krzeseł i pustkę reszty pomieszczenia.
— Jak coś mi tutaj rozjebiesz, to ja ciebie rozjebię — pogroził syren.
Narzekał, bo przecież nie mógł otwarcie przyznać, że w sumie to się cieszył, że Ignis postanowił tak się zaangażować w pomoc przy pokazie. To było jego małe, specjalne dzieło, z którym pieścił się długie tygodnie, w które włożył szczerze swoje serce, choć robił to głównie dla siebie i tej niewielkiej grupki mającej się zjawić. Ale przecież tak właśnie było z jego miłością, prawda? Nie znała ona umiaru, a on dawał z siebie wszystko, nawet więcej, bez względu na stawkę.
No i byłby w głębokiej dupie z dźwiękiem bez niego. Jednak o tym to ten matoł naprawdę nie musiał póki co słyszeć.
Wynajęta sala nie była zbyt obszerna, budynek nie prezentował się okazale, ale tyle wystarczyło. Każde niedociągnięcie w farbie na ścianie zakryje trochę mroku i kolorowych świateł, nieciekawe wejście rozjaśni się błękitem w dniu pokazu. Przeszli pod wybieg, Ignis wskoczył na niego, zerknął na tyły, gdzie przygotowywać się mieli modele.
— No i jak ty to sobie wyobrażasz, Karpiu? — zagadnął, oceniając wzrokiem raz jeszcze pomieszczenie.
Dante powędrował za spojrzeniem genashiego, ale ewidentnie muzyk widział albo słyszał coś, co syrenowi kompletnie przelatywało nad głową.
— Wiesz, właściwie ten pokaz to ma być taki kameralny — odparł. — Zaprosiłem jednego fotografa i znajomą dziennikarkę, by jakoś to uwiecznili dobrze, ale szczerze? Największą satysfakcję mam już z tego, że mogę to po prostu zrobić. Nie musi to za bardzo iść w świat. No bo to jest tak, jakby coś cię drapało od środka i męczyło nocami, cały czas by chciało coś robić, a ty…
— Dokładnie to chcesz robić — dokończył Zapałka, spoglądając na niego z lekkiego podwyższenia wybiegu. — Cały czas, nieprzerwanie, a nawet jak przerwiesz, to o tym myślisz. Cieszysz się, jak to przemówi do chociaż jednej osoby.
Otworzył usta, by coś dodać albo żachnąć się, ale zaskakująco nie miał jak się nie zgodzić. Dokładnie o to mu chodziło.
— Ty to jednak umiesz czasem gadać z sensem.
— Jakbyś słuchał mnie częściej, to byś zauważył, że ja zawsze gadam z sensem.
— Oj chyba Norbi ma inne zdanie.
Ignis wywrócił oczami.
— Nie wspomniałeś mi jeszcze, o czym właściwie pokaz będzie.
— O tym, co kocham najbardziej — powiedział bez wahania, szczerząc kły. — Basharze i wodzie. Dwie moje największe inspiracje. — Nie wyglądało jednak na to, by Zapałce to wystarczyło. Na wzmiankę o wodzie zdołał nawet się nie wzdrygnąć. Patrzył jakoś wyczekująco, ponaglająco, by syren wyrzucił z siebie więcej. Dante cmoknął, zamyślił się na moment. — Ja nie kocham… spokojnie. To jest tak, jakbym odkrył nowy żywioł do darzenia tym uczuciem. Dlatego, jak myślałem o muzyce, to chciałem jakieś mocniejsze brzmienie, które mogłoby to odtworzyć. Wszystko mniej więcej zaprojektowałem odważnie, wyzywająco, jak to ja, bez zastanawiania się, co wolno a co nie, co powinienem albo i nie, bo nie martwię się takimi rzeczami, gdy kocham.
Po tym genashi już skinął głową lekko, akceptując zamysł, rozumiejąc.
— Ile ludu będzie?
— Cholera wie. Zaprosiłem, kogo chciałem, a poza tym wydarzenie jest otwarte. Kto się zainteresuje, ten przyjdzie. Mi to tam rybka.
— Kurwa — mruknął, skacząc wzrokiem po sali, w której zaczynało brakować krzesełek.
Nie miał bladego pojęcia, kiedy to się wymknęło spod kontroli. W jednej chwili byli głównie najważniejsze dla niego osoby na sali, w drugiej nieznane towarzystwo zaczęło napływać, zerkając po niecodziennej grupie stojącej na prawo od wybiegu.
Wstępnie umówili się, że Ignis po prostu ogarnie dobre głośniki i będzie wszystkim sterował, zrobi jakąś składankę. Tylko jakoś tak zapomniał wspomnieć, że te głośniki to będzie cały jebany sprzęt Voxa razem z jego muzykami. Sam sobie był winny, że powiedział Zapałce, że ma wolną rękę w ogarnianiu pokazu od strony dźwiękowej. Powinien był się domyśleć, że frajer wyleci z czymś takim.
Szemranie widowni przybrało na sile, oczekiwanie zawisło w powietrzu, napięło w ten specjalny sposób atmosferę. Dante przeszedł bokiem, przelotnie uśmiechając się do osób, które śledziły go wzrokiem, znalazł się przy kończącym strojenie gitary Zapałce.
— Kameralnie, co? — rzucił zaczepnie genashi.
— Nie myśl sobie, że oni przyszli dla twojego krzywego pyska.
— Wątpię, żeby ich smród ryby tu sprowadził.
Syren odetchnął, zerknął na godzinę w telefonie. Półuśmiech stał się zadziorny, szkiełka błysnęły dumną iskrą.
— Dobra, będziemy zaczynać. Powodzenia w miauczeniu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz