26 lipca 2025

(...) But once a man has faced the unknown, that terror becomes the known

Wielki Pierścień wreszcie się przebudził.
Przez pokolenia był tylko milczącym monumentem, kamiennym kolosem wzniesionym przez zapomnianych przodków na neutralnym gruncie, dokładnie na granicy między Zjednoczonymi Ziemiami Północnej Vespy a dżunglami Kwezalxolotlu. Teraz, po raz pierwszy od niezliczonych cykli księżyca, tętnił życiem. Gładka, obsydianowa powierzchnia wrót pulsowała szmaragdowym i złotym światłem, a powietrze wibrowało od potęgi, która była jednocześnie prastara i nowa. Był to owoc niemożliwego sojuszu: precyzyjnej technologii i nadludzkiej siły Vespan, połączonych z organiczną technomagią i rytualną mocą kapłanów z Kwezalxolotlu.
Przed lśniącą taflą portalu stała niewielka, lecz symboliczna delegacja. Po jednej stronie Człowiek ze Stali, symbol nadziei i potęgi vespańskich metropolii, w swoim ikonicznym, niebiesko-czerwonym stroju, z wielkim S na piersi. Obok niego stał Jednooki Jack, legendarny rewolwerowiec z Dzikich Ziem, którego twarz była mapą dróg i pojedynków, a pewna dłoń spoczywała luźno niedaleko rękojeści wysłużonego rewolweru. Z nimi była Szara Niedźwiedzica, sędziwa szamanka Tonalli, a jej spokojne, zwierzęce oczy zdawały się widzieć więcej niż tylko świat materialny. Jej Duchowy Patron, potężny niedźwiedź grizzly, był niewidzialny dla większości, lecz jego przytłaczająca obecność niemal namacalnie ciążyła w powietrzu.
Po drugiej stronie stali dwaj kapłani-wojownicy, błogosławieni przez bezlitosnego boga-jaguara, Tezcatlipōca. Ich symbiotyczne pancerze przypominały futro drapieżnika, zdawały się równie napięte, gotowe do walki, jak ich nosiciele. W dłoniach mężczyzn tkwiły groźne, bliźniacze macuahuitl, lśniące trującą bioluminescencją.
— A więc to jest to — mruknął Jednooki Jack, przeciągając kciukiem po skórzanym pasie. Splunął ciemną od tytoniu plwociną. — Brama do niebios albo do piekieł.
— To brama do przyszłości, Jack — odparł Człowiek ze Stali tym spokojnym, pewnym głosem. — Nowy rozdział dla nas wszystkich.
Jeden z kapłanów Tezcatlipōca uderzył końcem broni o ziemię, a głuchy dźwięk miał w sobie ostateczność podjętej wspólnie decyzji.
— Tezcatlipōca widział w wizjach krew i ogień, ale także wodę i nowe życie. Cokolwiek leży po drugiej stronie, wolą bogów jest, byśmy to ujrzeli.
Szara Niedźwiedzica skinęła powoli głową.
— Duchy są niespokojne. Czują… echo. Echo wielu serc.
Człowiek ze Stali spojrzał na pozostałych.
— Jesteśmy gotowi.
Zgodnie z umową, jako pierwsi przekroczyli próg, gotowi na wszystko, co mogło się tam czaić. Czy świat po drugiej stronie będzie przyjazny? Czy będzie zamieszkany? Czy cokolwiek tam w ogóle jest? A może wkraczają właśnie w śmiercionośną pustkę, by już nigdy nie powrócić? Światło portalu otuliło ich, przez chwilę czuli tylko bezczas i bezkres, a potem wszystko wróciło z gwałtowną siłą.
Uderzył w nich ryk fal i zapach soli zmieszany z wonią mokrej skały. Pod stopami nie poczuli piasku, lecz ostrą, niestabilną krawędź czarnego, wulkanicznego kamienia. Stali na poszarpanej, jałowej wyspie, wyglądającej, jakby jakaś nienazwana siła przed chwilą wydarła ją z dna oceanu. Wokół nich syczały kałuże wrzącej wody, a z poranionej skały co i rusz prychały gejzery. Morze pozostawało gniewne i wzburzone, fale wciąż łomotały o skały, burzyły się, szczerząc to czernią głębin, to zbitą pianą.
Ale to nie chaos natury zaparł im dech w piersiach. Wokół nich, na wzburzonych wodach, unosiła się flota, jakiej nigdy nie widzieli – dwa gargantuiczne pancerniki obserwowały ich uważnie, lśniące magią działa gotowe, by w każdej chwili splunąć destruktywną magią. Powietrze drżało od terkotania śmigieł helikopterów, Jack aż podrapał się w kark, czując na sobie to znajome spojrzenie wycelowanej w niego lufy broni, lecz zwielokrotnione do jakiegoś absurdalnego poziomu.
— Jakieś pomysły? — spytał, powoli unosząc dłonie w geście poddania się.
Wtem Szara Niedźwiedzica wystąpiła przed wszystkich, a jej spokojne spojrzenie przeniosło się od jednego pancernika do drugiego. Kobieta sięgnęła do swej skórzanej torby, wydobyła z niej długą, drewnianą fajkę, ozdobioną orlimi piórami. Uniosła ją w geście pozdrowienia w stronę zbliżającej się łodzi i potężnej armady.
— Może — zawołała, a jej głos w jakiś sposób przebił się przez ryk fal i warkot maszyn. — Zanim zaczniemy się do siebie mierzyć, wypalimy razem fajkę pokoju?



I oto Wasz prezent z okazji urodzin Riftreacha – nowy odłamek i istniejące na nim dwa nowe kraje: Zjednoczone Ziemie Północnej Vespy, pełne kowbojów, poszukiwaczy złota, rdzennych mieszkańców, szamanów i mitów, a także superbohaterów, superzłoczyńców, wielkich korporacji i ludzi goniących za swymi marzeniami. Po drugiej stronie mamy Kwezalxolotl, państwo, gdzie osiągnięcia biotechnologii urastają do rangi prawdziwej magii, a bogowie maczają palce w ludzkich życiach aż po same łokcie. Łapcie nowe kraje, korzystajcie z nich ile tylko dusza zapragnie i mamy nadzieję, że ich pojawienie się sprawi, że pojawi się Wam w głowach mnóstwo nowych pomysłów <3

Druga połówka cytatu w tytule: Antoine de Saint-Exupéry

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz