Zdecydowanie sądził, że Raoun zmyśla z tymi wszystkimi swoimi opowieściami o własnej mocy i chwale, o tym, że śmiertelnicy go wielbili i że był uznany w swoim świecie. Czy każdy z bogów tak nie robił? Chełpił się tym, że śmiertelnicy nie widzą poza nim świata i wychwalają jego imię, oraz niesamowite dokonania? Bashar żył już zbyt długo, by bogactwo wywierało na nim wrażenie, skoro on sam więcej razy zlecał budowę pałacu czy fortecy, niż kupował jakiekolwiek mieszkanie we współczesnym świecie.
Niemniej jednak mieszkanie Raouna pochwalił – wydawało mu się wygodnie i gustownie urządzone, do tego kuchnia robiła wrażenie. Demon zastanawiał się, jak często Raoun sam bierze się do ugotowania czegoś, a na ile sprawdza, jak interesujące są menu okolicznych restauracji.
Bashar stukał opuszkami w wyniki pacjentki, lecz nie był przekonany co do diagnozy. Często bywało tak, że skoro pacjent miał absolutnie przedziwne objawy, odsyłano go na onkologię, bo przecież obecność utkań wrażych komórek musiała sprawić, że ciało dawało jakieś trudne do interpretacji objawy i ciężko było je zdiagnozować. Ale tym razem reszta diagnostyki przeszła samą siebie, bo Bashar zdecydowanie zaklasyfikowałby pacjentkę w stronę problemów neurologicznych, nie zaś tych związanych z onkologią.
Problem był tylko taki, że Paul przyjrzał się jej już i stwierdził, że ze swej strony nic nie może zrobić i że halucynacje nie są jego domeną, przynajmniej nie w tym przypadku.
Bashar stukał i stukał, nie wymyślił jednak niczego, ponad dodatkowy rezonans głowy i kręgosłupa, lecz oba te badania robił Newron, ledwie parę dni temu. Nie wykazały niczego niepokojącego i wydawało się, że przypadłość pacjentki wzięła się z powietrza. Co mogło kobiecie dolegać?
Nie powinien pokazywać wyników Raounowi, bo w końcu bóg nie był częścią ekipy zajmującą się stanem zdrowia kobiety – tajemnica lekarska wciąż obowiązywała i nie można było swobodnie dzielić się informacjami o pacjencie. Sam Bashar widział kiedyś przypadek, gdy córka jednej z pacjentek miała problem z dostaniem się do dokumentacji medycznej, zaś prowadzący starszą kobietę lekarz wił się jak piskorz, starając się dopełnić życzeń matki i nie stresować córki grobowymi wieściami, a także zaspokoić ciekawość córki, naturalnie troszczącej się o zdrowie matki. Z tej sytuacji nie było optymalnego wyjścia, a przynajmniej nie było go, gdy ktoś starał się dopełnić wszystkich oficjalnych praw i wytycznych.
Z jednej strony demon rozumiał tego typu obostrzenia, chroniące wolę pacjenta i jego prywatność, z drugiej zaś wiedział, że im bardziej publiczne były wyniki, tym większe prawdopodobieństwo, że zdolny lekarz rzuci na nie okiem i przyjdzie z jakąś interesującą, trafną diagnozą. Bashar westchnął.
— Jakieś pomysły?
— Żadnych — odparł Raoun.
Siedzieli w gabinecie Bashara, który, choć mniejszy od pokoju socjalnego czy gabinetu doktora Noira, to jednak siła przyzwyczajenia zwyciężyła i teraz obaj mężczyźni zajmowali się wynikami, dzielnie wspierani przez skupione spojrzenie pani Kościowskiej.
Raoun zmarszczył brwi, wrócił do początku kartoteki, zaczął czytać od początku. Bóg co prawda był oficjalnie transplantologiem, ale nie było tak, że jego ekspertyza ograniczała się tylko do przeszczepiania kolejnych organów.
— W sumie to dlaczego właśnie ty ją dostałeś? — spytał w końcu, podnosząc wzrok znad stron. — Skoro to nie zaburzenia neurologiczne, to prędzej stawiałbym na psychiatrię…
Bashar westchnął.
— W przeciągu paru ostatnich miesięcy miałem zbyt wielu pacjentów z bardzo złymi rokowaniami, którzy jakoś tak cudownie ozdrowieli po tym, jak przeprowadziłem na nich operację i pomagał mi w tym jakiś przypadkowy rezydent.
— Ha, teamwork! — Raoun wyszczerzył zęby, ale zaraz się zreflektował. — Czekaj, i ty teraz zbierasz wszystkie laury za naszą wspólną pracę?
— Na to wygląda. — Drugi lekarz posłał mu lekki uśmiech.
— Hmpf, to niesprawiedliwe.
— I obciążające — dodał Bashar. — Zabiera mi za dużo czasu.
— Nie narzekaj, dopiero wróciłeś z urlopu!
— Nie znaczy, że mam się tu zaharować.
— Dziwne słowa w ustach gościa, który bierze tyle dyżurów, że łamie prawo pracy.
— Już nie, ile można — odparł onkolog, poprawiając się na siedzisku i wracając spojrzeniem do kartek z wynikami. — Nie przyszło ci do głowy coś nowego?
— Daj się zastanowić, hm… — Raoun wrócił do kontemplowania kolumn z cyferkami, wyników badania krwi, obrazu z rezonansu i długiego opisu wyników pióra doktora Newrona, z którego niestety nie wynikało nic szczególnego.
— Ona się głównie skarży na halucynacje wizualne — podjął po chwili Raoun. — Ktoś badał jej oczy?
— Na razie jeszcze nie.
— To na co czekamy?
— Na jakieś głębsze uzasadnienie i to, jakie konkretnie to mają być badania. To plutonowa naszych sił powietrznych, więc oczy ma na pewno regularnie badane.
— A nie mamy tych wyników bo…?
— Wojsko, militaria i te sprawy. Ale sądzę, że je dostaniemy, jeśli napiszę prośbę o nie.
— Dobra, hm… — Raoun zawiesił głos, zastanowił się jeszcze. — Ale jest szansa, że to nie oczy, skoro ma je badane, mogliby przecież coś wykryć. A historia choroby w rodzinie? Ktoś na coś takiego cierpiał?
— Nic z tych rzeczy. Tylko u matki rozwinęły się guzy na rdzeniu nadnerczy, ale udało się je usunąć.
— Ach, to pewnie też dlatego ją dostałeś.
— Może. Ale nasza pacjentka ma czyste zarówno rdzenie nadnerczy, jak i same nerki.
— Poza tym czy problemy z nimi dawałyby halucynacje?
Bashar rzucił mu powątpiewające spojrzenie.
— Jestem w stanie wymyślić co najmniej dziesięć innych objawów, które pojawiłyby się dużo szybciej i jednoznacznie wskazywały na przypadłość.
— No właśnie.
Cisza zapadła w gabinecie. Raoun po raz trzeci wrócił do początku kartoteki.
— A nie jest tak, że robi się jej gorzej na jakichś treningach, manewrach i innych takich? Co oni tam w lotnictwie w ogóle robią?
— Latają na miotłach, ale szczegóły tych manewrów są objęte tajemnicą wojskową.
— No jasne. — Raoun wywrócił oczami.
— Ale Paul już się pytał, czy jest jakaś korelacja między jednym i drugim, i stwierdził, że niespecjalnie. Jej halucynacje czasem pojawiają się po treningu, ale mówiła też, że dostaje ich regularnie w metrze i raz jak była w oranżerii.
— W oranżerii?
— Też myślałem, że to kwestia rosnących tam kwiatów, ale to było jednorazowe wydarzenie, nikomu innemu nic nie było, a jej przypadłość wywołują też widać inne czynniki…
Raoun odłożył w końcu dokumentację medyczną, odchylił się na fotelu, zaczął kręcić na nim to w jedną, to w drugą stronę.
— I że to ma niby mieć jakąś onkologiczną podstawę?
— Nie wiem. Rozważałem jeszcze płuca.
— Płuca? — Raoun rzucił mu spojrzenie, znieruchomiał na krześle.
— Zmiany ciśnienia przy locie na miotle, zmiany ciśnienia w tunelu metra, zmiana wilgotności powietrza w oranżerii. — Bashar wzruszył ramionami. — Pomyślałem o tym, że skoro wszystko to wpływa na sprawność płuc w wymianie gazowej, to może tu jest coś na rzeczy. Nasza pacjentka może mieć halucynacje z powodu niedotlenienia.
— A czy oni w wojsku to nie mają regularnie robionej spirometrii i tym podobnych?
— Mają — odparł demon. — Więc można zakładać, że jakby coś było…
— …to już by to wykryli.
Nim wojsko przeprocesowało dokumenty i obaj lekarze dostali w końcu dostęp do reszty dokumentacji medycznej, minęło kilka dni, Bashar zaś postarał się, by tajemnymi ścieżkami szpitalnej biurokracji doprowadzić do oficjalnej zgody na wgląd doktora Noira do wyników plutonowej. Kolejną naradę wojenną postanowili odbyć tym razem w gabinecie Raouna, przekładając całkiem pokaźne stosy kartek, zdjęć i druków.
— Wszystko w normie — mruknął Raoun, popatrując na wypis od okulisty.
Plutonowa odznaczała się sokolim wzrokiem, co biorąc pod uwagę jej stanowisko w magicznych siłach lotniczych Novendii, było cechą kluczową. Żadnych problemów z płucami, kobieta była w stanie jednym dmuchnięciem napełnić cały balon, testy wytrzymałościowe też w porządku, no i cóż… Wydawało się, że halucynacje faktycznie biorą się z niczego.
Bóg podniósł spojrzenie znad kartek.
— Nie możesz po prostu wrobić jej w zarżnięcie jakiejś kozy i tak sprawdzić, co jej dolega?
— Moje cyrografy nie dają mi możliwości wykonania diagnostyki — odparł Bashar.
Raoun prychnął.
— Ograniczone te twoje moce.
— Jak twoje pomysły dzisiaj.
— Ej! Mów za siebie!
W gabinecie zapadła cisza, gdy obaj znów pogrążyli się w myślach, po raz kolejny przechodząc nimi te same ścieżki, dochodząc do tych samych wniosków. Przecież nie ma zbrodni doskonałej.
— Wiesz co? — spytał w końcu Raoun. — To musi być połączenie kilku rzeczy, nie ma innej opcji. Spójrz, jak robili jej spirometrię, badania oczu i krwi, to one wszystkie były prowadzone w normalnych, bezstresowych warunkach. Bez latania na miotle, bez zmian ciśnienia czy wilgotności i innych takich.
— Co sugerujesz?
— Tomografię płuc. Jeśli coś ma wyjść, to właśnie na tym.
Nacieki przypominały bryzgi atramentu zostawione przez nieostrożnego ucznia. Niewielkie kropeczki zmienionych nowotworowo komórek czaiły się w przypadkowych miejscach płuc, ani myśląc zebrać się w większe skupiska. Były na tyle małe, że nieostrożny technik mógłby przeoczyć je na rentgenie albo USG, sprawiając, że nic ciekawego by z tego badania nie wyszło. Do tego jeszcze doszło bardziej wnikliwe badanie oczu, niż tylko odczytywanie literek z umieszczonej daleko planszy i voilà – na siatkówce też udało się znaleźć jakieś zmiany, które, nieleczone, doprowadziłyby po pewnym czasie do utraty wzroku.
— …i właśnie w ten sposób udało nam się stwierdzić, że pacjentka cierpi na niezwykle rzadki zespół von Hippel-Lindau – dziedziczną chorobę genetyczną charakteryzującą się powstawaniem niewielkich skupisk komórek nowotworowych rozsianych w ciele. U matki pacjentki występowały one w rdzeniu nadnerczy, dla odmiany u niej samej pojawiły się w formie guzków zlokalizowanych na siatkówce oka oraz skupisk haemangioma obecnych w tkance naczyniowej płuc — podsumował Raoun, odwracając się od prezentacji i kończąc swój wywód. — Zmiany ciśnienia wywołane lataniem na miotle, przebywaniem na stacji metra i w oranżerii prowadziły do zachwiania równowagi przy wymianie gazowej, obniżając stężenie tlenu we krwi, a w efekcie – powodując halucynacje wywołane niedotlenieniem mózgu.
Obecni na sali lekarze kiwali z podziwem głowami, niektórzy szeptali coś do swoich sąsiadów, zapanowało ogólne poruszenie.
— Mają państwo jakieś pytania?
Nieco pytań się znalazło, ta odprawa okazała się naprawdę ciekawa. Bashar siedział wygodnie w fotelu, biernie obserwując poczynania doktora Noira, gdy ten sprawnie radził sobie z odpowiedziami, nie kierując nawet tych typowo onkologicznych pytań w jego stronę. Demon gratulował sobie w myślach przeniesienia całej „sławy” na Raouna, licząc na to, że ordynator może zauważy, że w załodze ma więcej zdolnych lekarzy i nie będzie przykładał plastra z Bashara na każdą szpitalną bolączkę. Wydawałoby się, że wszystko idzie zgodnie z planem, że całość przybierze korzystny dla wszystkich obrót, lecz wtedy zbłąkany promień światła wdarł się do sali. Ktoś wszedł, dyskretnie i cicho, starając się nie zwracać na siebie uwagi. Bashar zmarszczył brwi, przebiegł wzrokiem w stronę intruza.
Kobieta z HR.
Demon poruszył się na swym siedzisku, wyczuwając kłopoty, i oczywiście, że nadeszły w okamgnieniu.
— Doskonały wykład, panie doktorze — odezwała się, z wprawą wślizgując się ze swoją wypowiedzią w tę niewielką ciszę między kolejnymi osobami. — Widzę, że doprawdy jest pan obdarzony wielkim talentem dydaktycznym.
— To tylko jedna z wielu moich zalet — odparł Raoun, zupełnie nie zwracając uwagi na kręcącego głową Bashara.
— Do tego przedstawił pan diagnostykę pacjenta…
— Pacjentki.
— …w tak zajmujący sposób, jakby to była powieść kryminalna!
— Nawet pani tego… — próbował odezwać się Bashar.
— Hm, talent do opowiadania zajmujących historii również posiadam — odparł doktor Noir.
A potem stało się to, czego Bashar się obawiał. Pracowniczka HR znów podniosła temat kanału na AllTube, teraz jednak miała po swojej stronie resztę lekarzy, którym podobała się prezentacja Raouna i którzy stwierdzili, że w sumie filmiki medyczne to nie byłby taki zły pomysł. Raoun próbował się z tego jakoś wycofać, podał parę logicznych argumentów, lecz kiedy ostatnio logika przekonała HR do czegokolwiek?
— Przecież nie zrobiłbym tego bez pomocy doktora Karima — powiedział w końcu, wskazując dłonią Bashara.
— Bez przesady… — wtrącił onkolog.
— Nie bądź taki skromny, Bashar — zwrócił się do niego Raoun. — Teamwork na dobre i na złe, co?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz