03 marca 2024

Od Cheoryeona do Octavii

Podszedł do kasy, wyłożył na ladę stos zupek instant. Wyraźnie zmęczona już pracą kasjerka zaczęła po kolei wszystkie kasować, po drodze proponując różne produkty; prawie poleciła piwo, lecz spojrzała na chłopaka i w ostatniej chwili się powstrzymała.
Cheoryeon odgarnął kosmyk grzywki, odruchowo potarł powiekę, lecz dość szybko pożałował. Oczy go bolały od zbyt długiego gapienia się w ekran tabletu graficznego – w kwestii pracy ostatnie kilka dni miał dość intensywne. Olivia się pochorowała, a Louis wziął wolne ze względu na sprawy rodzinne, więc on i Eddie musieli przejąć ich projekty. Oczywiście, jemu się to totalnie nie podobało. Na grupowym Teatalku próbował udowodnić Olivii, że choroba akurat nie zwalniała jej z rysowania, ale tamta napisała, że wraca do rodzinnego domu, a w wodzie tablety nie działają (dodać na końcu emotkę osoby wzruszającej ramionami). Cholerna syrena, pewnie zmyśliła wymówkę, Cheoryeon to wiedział bez używania swoich jasnowidzących zdolności!
A skoro mowa o jego mocach, to dzisiaj nie mógł nawet otworzyć Pokoju Jasnowidza. Nie tylko miał sporo roboty jako grafik, ale bolące oczy nie potrafiły mu się skupić na wizjach. Te samoistne to jeszcze pal sześć, ale wywoływanie ich było inną bajką. Gdy zrobił próbę w postaci ogólnego czytania, po krótkim czasie musiał sobie zarządzić przerwę. Też nie był w stanie dostrzec odpowiedniej ilości detali. Zdołał zobaczyć tylko kilka losowych zdarzeń i dwie osoby kłócące się z nim o jakiegoś boga czy coś w tym stylu. Czyli nic konkretnego.
Chyba powinien w drodze powrotnej wstąpić do apteki, kupić sobie jakieś krople. I może nawet poprosi o fakturę, bo to był przecież wydatek związany z pracą.
Schował skasowane zupki do reklamówki. Słysząc cenę od sprzedawczyni, sięgnął do kieszeni swojej benjohnowej kurtki po portfel, gdy nagle usłyszał za sobą:
— Dobry wieczór, zapłacę za niego.
Odwrócił głowę, żeby zobaczyć, kto tu coś knuł za jego plecami, no bo przecież nikt normalny nie zapłaciłby za jego zakupy.
I prawie wypuścił z rąk portfel.
Spojrzał z przerażeniem na Octavię, która nie dała mu nawet czasu na jakąkolwiek reakcję. Przyłożyła swoją kartę do terminalu, po rozlegnięciu się pozytywnego dźwięku zaakceptowania zapłaty zgarnęła siatkę i, nie czekając na paragon, zaciągnęła jasnowidza poza sklep.
Oczywiście nie obyło się bez darcia mordy ze strony Cheoryeona, który na wyjściu został obdarzony spojrzeniami przez zdziwionych klientów i kasjerkę.
Czy Octavia, na wszystkich istniejących bogów, nie mogła mu dać spokoju?! Przecież pomógł jej, tak? Pokazał, jak się tresuje szczury, prawda?? Pewnie już ta jej cała Mykka podała łapę, więc czego ona jeszcze od niego chciała?! Ach, TAK, RACJA, bo teraz Wielooka pewnie chciała więcej, podawanie łapy to było przecież za mało, musiała stworzyć godną konkurentkę dla Kamyka w inteligencji, NIE MOGŁA DAĆ MU SPOKOJU, POŻYĆ TROCHĘ DŁUŻEJ, ON TU KIEDYŚ ZEJDZIE NA ZAWAŁ I TYLE BĘDZIE Z JEGO FAJNEGO WCIELENIA!
Zdziwił się jednak jeszcze bardziej, kiedy usłyszał z ust dziewczyny słowo „dziękuję”. A może się przesłyszał? Może miał zwidy, to znaczy przesłuchy? Może miał super duper wywalone w kosmos, praktycznie boskie oczy, ale dla równowagi pożałowano mu słuchu? Bo czemu tak przerażający i potężny byt jak stojąca przed nim dziewczyna o zbyt normalnie brzmiącym imieniu miałaby mu dziękować?!
Ale gdy została mu zaprezentowana nowo wyuczona sztuczka Mykki, a Octavia dodała kolejne słowa, w których można było się już całkiem pogubić, Cheoryeon nieco opanował emocje. Stanął prosto, zmierzył dokładnie wzrokiem czarnowłosą, która akurat oddała mu jego zakupy.
Czyli to wszystko było szczere? Naprawdę mu dziękowała? Czuł się... cóż, dziwnie. Niecodziennie. Nie dlatego, że nieczęsto coś takiego słyszał. Bardziej, że usłyszał to właśnie od niej. Może jednak Octavia nie była taka przerażająca, za jaką ją wcześniej uważał? Albo po prostu chciała przyćmić jego intuicję, a potem zaatakować, gdy będzie się tego najmniej spodziewał... Dobra, od razu tak dramatyzować to nie musiał. Czy w takim razie powinien dać jej jeszcze jedną szansę?
Stał na uboczu w ciszy, przygryzł dolną wargę. Wziął głęboki wdech, spuścił wzrok na swoją siatkę. Kilka sekund później spojrzał na Octavię.
Wtem odchrząknął głośno.
— Masz szczęście, ponieważ trafiłaś na prawdziwego znawcę szczurów! — Wskazał siebie dumnie ręką.
Usłyszawszy te słowa, dziewczyna popatrzyła na niego (tamten odruchowo uciekł wzrokiem). Uniosła wysoko brwi, otworzyła szeroko oczy, w których pojawił się pewien błysk.
— Czyli powiesz mi, co wiesz o szczurach? — zapytała głosem pełnym nadziei.
— Tak.
Zgodził się, ponieważ... Ponieważ... Dobra, ponieważ pomyślał sobie, że jeśli to zrobi i wszystko dobrze pójdzie, to będzie miał po swojej stronie potężny byt. A zdecydowanie wolał to, niż zrobić z niej najgorszego wroga. Przecież Cheoryeon nie był w stanie się obronić! Nawet nie miał jak uciekać przed nią! Choćby mu nagle skrzydła wyrosły, Octavia miała ich o wiele więcej i by bez najmniejszego problemu go dogoniła! Więc zdecydowanie wolał ją zadowolić, a kto wie, może dziewczyna uzna, że Cheory fajny ziomek, do pogadania, do tresury szczura i nic mu złego nie zrobi? Albo lepiej, jakby kiedykolwiek coś by mu zagrażało (odpukać), mogłaby go ochronić, bo miałby w jej oczach jakąś wartość. Nie jechał czasem za daleko, nie? A tam, pomarzyć sobie zawsze można.
I tak właśnie zaczęło się...
Cokolwiek się w sumie zaczęło.
Technicznie Cheoryeon chciał iść do domu i kiedy indziej się spotkać z Octavią, żeby ją oświecać wiedzą na temat szczurów, lecz dziewczyna była zbyt, zbyt podekscytowana. Nie pozwoliła mu wrócić do domu, a wciąż trochę bojący się jej chłopak nie potrafił się wykłócać. A dobra, i tak nie miał niczego do zrobienia na teraz. Zarwie jeszcze jedną nockę, co za problem. Durne projekty, niech Olivia i Louis wrócą do roboty, bo zaraz on sobie machnie dwa tygodnie wolnego i co wtedy?
Udali się do najbliższego parku, usiedli na wolnej ławce... a wybór mieli niezły, bo było zimno, więc niewiele osób zajmowało sobie ławeczki na miejskim łonie natury. Cheoryeon zapiął niemal pod szyję kurtkę, poprawił kaptur czarnej bluzy.
Kamyka przy nim nie było – został w domu, lecz Octavii aż tak bardzo to nie przeszkadzało. Żeby uniknąć wędrówki po niego, a także rozpowszechniania swojego adresu zamieszkania, udało mu się wmówić znajomej, że jego szczur niedawno był karmiony, a po takim solidnym posiłku szedł spać i chłopak nie chciał go wybudzać. To znaczy, aż tak bardzo nie skłamał, ponieważ Kamyk lubił po jedzeniu sobie odpocząć. Ale wiadomo. Na szczęście czarnowłosa zrozumiała jego słowa.
Na początku podzielił się z dziewczyną wszystkimi podstawami: czego szczury najbardziej potrzebowały do życia, co jadły, jak się je pielęgnowało, co powinno się znaleźć w klatce i inne tego typu bajery. Co go zaciekawiło, to słuchaczka w pełni poświęcała mu swoją uwagę, na boku tylko głaszcząc w rękach Mykkę. Cheoryeon czasami pożyczał szczurzycę, żeby zwizualizować parę rzeczy, przy okazji też przyzwyczajał ją do kontaktu z kimś innym niż jej właścicielka.
Po jakimś czasie dwójka siedziała sobie, bardziej odpoczywając, niż robiąc cokolwiek innego. Octavia wyprostowała nogi, przytuliła do piersi Mykkę, a następnie zbliżyła ją do swojej twarzy. Czubki nosów ich obu zetknęły się ze sobą.
— Dziękuję, Cheorat, za te informacje. — Spojrzała na jasnowidza.
Chłopak zmrużył nieco podkrążone i bolące oczy, słysząc kolejną już przeróbkę imienia, ale nie odważył się na poprawienie Octavii.
— Kocham szczury tak bardzo — mówiła dalej — a teraz jeszcze bardziej się cieszę, ponieważ będę mogła porządnie zaopiekować się moją Mykką.
Cheoryeon pokiwał głową. Tak ogólnie to już był o wiele spokojniejszy, niż dwie godziny temu w sklepie.
— Ja też je kocham — odparł. — Są zaczepiste. Zwłaszcza jak się je tak trzyma w ręce albo głaska i w ogóle.
Gdyby ktoś Cheoryeonowi sprzed tygodnia powiedział, że za kilka dni będzie siedział i swobodnie rozmawiał z osobą, której na początku panicznie się bał, z pewnością zaśmiałby się i nazwałby tego kogoś wariatem. Teraz jednak miał na ten temat inne zdanie. A połączyła ich miłość do szczurów – dość zabawne.
Octavia położyła na swoich kolanach Mykkę, zaczęła głaskać ją palcem po główce. Chwilę siedziała w ciszy, po czym z lekkim, acz trochę niespodziewanym smutkiem w głosie powiedziała:
— Szkoda tylko, że tak szybko odchodzą.
Jasnowidz pokiwał głową, wsunął dłonie do kieszeni.
— Ta, gdyby tak się mogły respawnować i być z nami na dłużej...
Gdy się było długowieczną istotą (tak, Cheoryeon też wliczał siebie do tej kategorii, bo co, bo pamiętał swoje poprzednie wcielenia, więc można było sobie dodać lata doświadczenia, wiadomo, o co chodzi, okej, dobra), relacje z krótko żyjącymi stworzeniami przemijały jeszcze szybciej niż w oczach zwykłej osoby o przeciętnej długości życia. Chłopak unikał tematu odejścia Kamyka, które w końcu nastąpi. Wolał cieszyć się tym, że jeszcze go przy sobie miał.
— Czytałam, że umierają po dwóch latach — rzuciła Octavia.
— Ta... — wtem zamilkł. — Czej, co? — Popatrzył na dziewczynę, uniósł brew.
— Co?
— Ale Kamyk ma już sześć lat.
Dwójka wymieniła się spojrzeniami.
— Jak to, sześć lat?! — Octavia aż zerwała się do pionu, a Mykka w ostatniej chwili zeskoczyła z jej nóg na ławkę. — To szczury mogą tyle żyć?!
— Nie wiem?! — Cheoryeon podświadomie odsunął się na drugi koniec ławki. — Na to wygląda?!
Pospiesznie zamrugał parę razy, ignorując irytujący stan oczu.
Chwila, nie, serio, ile żyły szczury??? Wiedział, że, em, pewnie krótko, ale aż tak?! Tylko dwa lata?! To jak Kamyk...? Jakim cudem...? Nie, moment... Jak?! To nie miało sensu?!
Nie rozumiał totalnie zaistniałej sytuacji, w głowie miał kompletną pustkę. Otworzył usta, by coś powiedzieć, nie wiedział jednak, co, więc ostatecznie je z powrotem zamknął. Czynność tę powtórzył jeszcze dwukrotnie, nim obserwująca go cały ten czas w szoku Octavia przestąpiła twardo z nogi na nogę, a następnie, jeszcze bardziej go wybijając z tropu, fuknęła:
— Czyli Internet mnie oszukał!
— NA PEWNO! — zawołał dość nerwowo Cheoryeon. — Nie można ufać temu, co oni tam piszą!
Na razie postanowił odrzucić kwestię Kamyka na bok. Wolał zastanowić się nad tym sam, ewentualnie z siostrą, ale na pewno bez Octavii. Tylko chyba właśnie się wkopał, bo zaistniało ryzyko, że Octavia sobie pomyśli, że jej Mykka też będzie tyle żyć. No dobra, o tym pomartwi się za dwa lata. A może normalnie szczury dłużej żyły? Już sam nie wiedział.
— Chcesz nauczyć Mykkę jeszcze kilku innych sztuczek? — zapytał, próbując choć odrobinę skierować temat na inny tor.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz