Gdyby ktoś powiedział kiedyś Octavii, że odegra tak znakomitą rolę przed wyjątkowo nietypową publicznością, wyśmiałaby taką osobę. Co prawda zajmowała się w życiu aktorstwem, o ile można nazwać tak zawodowe straszenie zamkniętych w escape roomie osób, jednak nic nie byłoby w stanie przygotować jej na sytuację, w której się właśnie znalazła. Cholera jasna, w końcu jak mogła przewidzieć, że dobre uczynki i ukrywanie się w schowku tak szybko przerodzą się w ucieczkę ze szpitala w towarzystwie dwójki zupełnie obcych mężczyzn? Dziewczyna raz w życiu chce zrobić coś miłego dla swojej przyjaciółki, a jak zwykle wszystko kończy się problemami i pogonią. Octavia szczerze nienawidziła ilości panujących w tym nieszczęsnym wymiarze zasad. W końcu dlaczego pacjentom przysługiwało tyle krwi, ile tylko potrzebowali, ale zabranie kilku woreczków dla równie potrzebującego kanibala uznawano za przestępstwo? Ona też musiała coś jeść! To przecież niedorzeczne, że żądze jednej grupy stawiano ponad resztę. W czym więc leżał problem? To było pytanie retoryczne, Octavia doskonale znała odpowiedź. Kapitalizm. Tak przeczytała na jednym forum internetowym. Że jeśli nie wiesz, kogo winić, to zawsze należy winić kapitalizm. I dokładnie tym kierowała się w życiu, chociaż szczerze nie miała pojęcia, kim był ten cały Kapitalizm i dlaczego wszyscy aż tak go nienawidzili. Najwidoczniej sobie zasłużył, do diabła z tym typem. Dziad jeden.
Z tą myślą w głowie oraz męskimi dłońmi zaciśniętymi wokół jej ciała, Octavia przedzierała się przez korytarze pełne szpitalnego personelu. Dziewczyna nie przyglądała się ich twarzom, skupiając wszystkie swoje trzy szare komórki na odgrywaniu narzuconej jej roli. Zdołała zauważyć jednak, że na sam widok jednego z mężczyzn, tego, który rozpoczął całą scenkę, wszyscy schodzili im z drogi. Musiał być ważną szychą, fajnie. Tylko dlaczego do cholery próbował jej pomóc? Czy nie powinien raczej zaprowadzić jej prosto do ochrony i z zadowoleniem zbierać pochwały za ujęcie złodziejki?
— Niech pani się nie martwi, jest pani w dobrych rękach! — Spojrzenie jego białych oczu niezwykle ją intrygowało. Nigdy takich nie widziała.
— Panie doktorze, dziękuję! — Jęknęła, zataczając się w lewą stronę, zderzając się tym samym z drugim z mężczyzn. Ten z kolei wyglądał, jakby znalazł się w podobnej sytuacji, co Octavia i kompletnie nie miał pojęcia, co robi.
Korytarz wydawał się nie mieć końca, będąc jedynie wieczną plątaniną białych ścian, które powoli doprowadzały Octavię do szaleństwa. Do reszty by zwariowała, gdyby musiała tu pracować, nic dziwnego, że lekarze wymyślają sobie jakieś dziwne zasady. Ponadto klejące się od cudzej krwi ubranie coraz bardziej jej przeszkadzało, wprawiało w ogromny dyskomfort, a to nie zdarzało się zbyt często. Martwiła się też o Mykkę, która zestresowana ukryła się w kieszeni jej płaszcza. Octavia nie miała pojęcia, czy krew jest toksyczna dla szczurów, Cheorat nigdy jej o tym nie powiedział. Anielica w duchu modliła się (o ironio), że Mykka nie była na tyle ciekawska, żeby dotknąć lub niedajboże (serio, co jej dzisiaj??) polizać coraz to większej, czerwonej plamy.
— Niech się pani nie martwi, to już ostatnia prosta! — Wyglądający na lekarza mężczyzna ponownie się do niej odezwał, a jego słowa sprawiły, że Octavia odetchnęła z ulgą.
— To cudownie, UGHHH AAAA, nie wytrzymałabym już dłużej.
Drzwi szpitala otworzyły się hukiem, a oślepiona słońcem Octavia aż syknęła. Nie pamiętała, żeby promienie były dzisiaj aż tak jasne. Gdy przyzwyczaiła się do krajobrazu na zewnątrz, zdała sobie sprawę, że znaleźli się na parkingu. Dziewczyna niemal natychmiast wyrwała się z uścisku nieznajomych, poprawiając zsuwający się z ramion płaszcz. Odsunęła się na bezpieczną odległość, z uwagą lustrując swoich nowych towarzyszy. W końcu nadal nie wiedziała, dlaczego jej pomogli, a przede wszystkim kim w ogóle byli. Nie zdążyła ich jednak o to zapytać. Do uszu całej trójki dobiegł jakże znajomy odgłos przyspieszonych kroków, tym razem wzbogacony dodatkowo o syrenę alarmową. Czyżby personel raz jeszcze przejrzał ich plany? Nieźle ich tu szkolą, skoro tak szybko byli w stanie połapać się w ich oszustwie. Serio, szacunek, nie spodziewała się. Octavia już szykowała się do ucieczki, jednak coś w ostatniej chwili ją powstrzymało. Raz jeszcze odezwała się w niej ta głupia, anielska empatia. Skoro mężczyźni wyciągnęli ku niej pomocną dłoń, to teraz nie mogła tak po prostu ich zostawić. Znaczy absolutnie mogła to zrobić, ale z jakiegoś powodu czuła, że nie powinna. Jak ona mogła kiedyś tak żyć, martwienie się o innych jest takie męczące. W każdym razie Octavia rozejrzała się w poszukiwaniu dogodnej dla całej trójki drogi ucieczki. Jej oczy zatrzymały się na jednym, stojącym w szeregu podobnych sobie pojeździe. Bingo. O ile tylko w stacyjce będą kluczyki.
— Ukradnijmy karetkę.
— Co?
— No przecież mówię. Ukradnijmy karetkę. Ioioioio? — Wskazała palcem na najbliższy im pojazd.
Mężczyźni nie odpowiedzieli od razu, ewidentnie rozważając, czy wejście do skradzionego auta z pokrytą cudzą krwią, nieznajomą dziewczyną było dobrym pomysłem. Oczywiście, że było. Kroki stawały się coraz głośniejsze, a syrena nie przestawała wyć, z całą pewnością zwracając uwagę wszystkich w okolicy szpitala. Octavia nie czekała dłużej, idąc w stronę samochodu. Wyjedzie stąd w karetce sama lub z nimi.
— Bashar mnie zabije. — Wyższy z mężczyzn westchnął ciężko, jednak ostatecznie ruszył za nią.
Jaki znowu Bashan?????? Nie pisała się na kolejnego pasażera.
— Dobra, ale daj mi najpierw kogoś opętać. — Brunet rzucił jej wyjątkowo poważne spojrzenie.
— Co? — Octavia myślała, że źle coś usłyszała, ale po chwili namysłu jedynie machnęła ręką. — A zresztą, baw się dobrze. Powodzenia? Jak zdążysz przed odjazdem, to rób co chcesz.
Octavia weszła do karetki i z dumą usiadła na miejscu kierowcy. Na całe szczęście ktoś zapomniał wyjąć kluczyków ze stacyjki, cudownie. Teraz muszą tylko z blondynem poczekać na tego drugiego aż sobie kogoś opęta. Normalna sprawa, wcale nie jest to dziwne. Ciekawe, czy byłby w stanie ją tego nauczyć. Nie musieli długo czekać, nim drzwi karetki ponownie się otworzyły, a do środka wszedł zupełnie obcy mężczyzna. Octavia zmarszczyła brwi, obserwując go przez lusterko wsteczne. Nie miała pewności, że to naprawdę on, ale szczerze nie chciało jej się tego sprawdzać. Jeśli jakiś losowy człowiek właśnie wpakował się z nią do karetki, to szczerze życzyła mu powodzenia.
— Dobra, jestem.
— Wcześniej byłeś jakiś ładniejszy. Ale niech ci będzie, jak kto woli.
Dziewczyna przekręciła kluczyk w stacyjce i z piskiem opon ruszyła w stronę bramy parkingowej.
— Lepiej zapnijcie pasy.
— Czekaj, czy ty w ogóle masz prawo jazdy? — Blondyn z przerażeniem w oczach patrzył na wykonywane przez Octavię manewry.
— Oczywiście, że nie. Za kogo ty mnie masz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz