24 marca 2024

Od Virgila do Ilary

Rozpracowywanie zagadek to bardziej była działka jego brata, wiecznie ciekawskiego, zaintrygowanego małymi druczkami pomijanymi przez większość ludzi, skupionego na szczegółach, które, choć wydawały się nieistotne, tak naprawdę były kluczem do rozwiązania niektórych spraw sądowych. Valerius miał nawet etap w swoim dzieciństwie, gdy bardzo stanowczo obwieszczał, że zostanie prywatnym detektywem i będzie badał sprawy niewyjaśnionych zbrodni. Minęło mu to po dwóch miesiącach, gdy odkrył, że to sędzia na sali rozpraw ma prawo do użycia młotka, a detektyw nie może rozsądzać ani atakować ludzi, ale Vi dał radę razem z rodzicami zorganizować małą zabawę dla najmłodszego z Moerisów pod tytułem „gdzie podziała się maselniczka babci Heloizy?”. Odegrali przed nim cały cyrk, że ktoś musiał ukraść bezcenną, porcelanową maselniczkę, bo nie ma jej w komodzie, lecz gorliwe wysiłki Valeriusa w poszukiwaniu rodzinnego skarbu nie przyniosły zamierzonych efektów. Uznał, że skoro on nie jest w stanie sobie z tym sam poradzić, musi znaleźć eksperta od zaginionych maselniczek, który mu w tym pomoże.
Wspomnienie było może trochę dziwne i luźno związane z sytuacją, w której Virgil się znalazł, ale podsunęło mu jakąś odpowiedź na pytanie Ilary.
— Poszedłbym do tego muzeum raz jeszcze, jeśli mam być szczery, jednak obawiam się, że w czasie godzin otwarcia nic więcej nie wskóramy, poza wkurzeniem znowu pracowników, ale szlajanie się tam po nocy i robienie tego w dodatku nielegalnie też nie do końca mi się podoba. Nie jesteśmy chyba jeszcze aż tak zdesperowani i ubodzy w poszlaki, żeby właśnie to robić.
Kobieta pokiwała głową, bez wahania dopisując do pomysłu z włamaniem się „może później?”, po czym spojrzała bystro na wilkołaka, czekając na dalszy ciąg jego wypowiedzi. Wiedział, co chce powiedzieć, ale potrzebował chwili, żeby pogodzić się na nowo ze swoją obecną sytuacją, bo właśnie zamierzał, tak już oficjalnie i w pełni, zaangażować się w tę sprawę kradzieży. Dawanie propozycji na tablicę to było jedno, ale podjęcie konkretnych działań – już drugie. Był nadal zaskoczony, że Ilara podeszła do wszystkiego z takim entuzjazmem i doszedł do wniosku, że część jej nastawienia musiała spłynąć po prostu na niego.
I może troszkę jego własna ciekawość nie dawała mu spokoju. Ale tylko troszkę. Ociupinkę.
— Obstaję przy swoim pomyśle znalezienia jakichś wydarzeń artystycznych i poradzenia się kogoś, kto może miał dostęp do dodatkowych informacji o skradzionych dziełach. Może pomogłoby to z motywem? — zaproponował, oglądając, jak Ilara obraca markerem w dłoni.
— Tak, podoba mi się ten pomysł — orzekła decydującym tonem, charakterystycznym dla kogoś, kto jest przyzwyczajony do posiadania ostatniego słowa i Vi poczuł znów tę ulgę, że siedzi w tym wszystkim z kimś całkiem ogarniętym, mającym pojęcie, jak nie zagubić się w amatorskim śledztwie.
Ilara zagoniła go od razu do komputera w bibliotece, tłumacząc, że powinno im zależeć na znalezieniu eventu, który miał mieć miejsce w bardzo niedalekiej przyszłości, w końcu złodziej może poczuł się pewnie po swojej ostatniej kradzieży i będzie chciał uderzyć niedługo ponownie, a w takiej sytuacji nawet dzień zwłoki mógł ich zaskoczyć, gdyby okazało się, że największa wystawa XIX wiecznych dzieł z Solmarii ma się odbyć następnego wieczora. Więc Vi zaczął posłusznie klikać, z odmętów pamięci wyciągając wiedzę o przeróżnych wydarzeniach, których nazwy obiły mu się o uszy w ciągu ostatnich lat i bardzo się starał nie rozproszyć odkryciem nadchodzącej wystawy rzeźb z Senkawy.
— Virgil.
Podskoczył na swoim krześle i pospiesznie przełączył kartę na jakąś stronę z listą galerii sztuki w stolicy, jakby zaraz miał podpaść Ilarze za lenienie się. Ta jednak nawet nie zerknęła na ekran jego monitora, znajdujący się tuż obok, wbiła tylko spojrzenie w wilkołaka. W brązowych oczach podskakiwała iskra samozadowolenia.
— Zobacz, co znalazłam — odparła, przekręcając nieco w jego stronę własny monitor.
Virgil wyciągnął nieco szyję, przeleciał wzrokiem tekst.
— Wygląda obiecująco, ale Ilara… — Obiekcje malowały się na wilczej twarzy. — To jest chyba jakieś miejsce dla szych, śmietanki novendyjskich koneserów sztuki.
Strona promowała nie pierwszą z brzegu aukcję obrazów, ba, całą opływającą w luksus imprezę. Odbywała się ona dwa razy do roku, na zimę oraz lato, goście zaś zjeżdżali do Stellaire z każdego poznanego odłamka, wioząc za kontach pokaźne sumy, gotowi przeznaczyć je na prace wybitnych artystów, a także obrzydliwie drogi alkohol trzymany w zaklętych, wiecznie zimnych wiaderkach. Z pewnością część osób była jedynie zainteresowana wydaniem góry pieniędzy na dzieło, tylko ze względu na odcień trawy, który pasował im do dywanu w salonie, ale pośród nich musieli się również znaleźć specjaliści, mający trochę większą wiedzę z zakresu sztuki.
— Właśnie — powiedziała, przejeżdżając na górę strony. Według widniejącego tam baneru ta nadchodząca odsłona wydarzenia miała być poświęcona Solmarii. — A jeśli ktoś ma nam pomóc, to tylko najwyższą rangą eksperci. Przecież nie skradziono obrazów byle kogo.
— I chcesz się tam dostać…?
— Kupując bilety.
Milczał przez chwilę. Ilara właśnie buszowała po stronie w celu znalezienia właściwej zakładki.
— Te super drogie bilety? — zauważył niepewnie.
— Tak, nie martw się, zapłacę za ciebie. — Machnęła ręką.
— Och. W porządku.
Zatem nie tylko zwerbowała go całkiem niezła w uciekaniu ochroniarzom muzeum młoda kobieta, ale do tego przedstawicielka klasy bogaczy, jak nie lepiej. Dobrze wiedzieć.
Albo właśnie przelewała na konto organizatorów resztki swoich oszczędności, byle tylko znaleźć jakąś poszlakę. Znał Ilarę zaledwie chwilę, ale brzmiało to jak coś, co byłaby skora zrobić.
— Musimy tylko jeszcze jakoś się wpasować w ten tłum elegancików — mruknęła pod nosem, szybko finalizując transakcję.
Dobranie ubioru na wieczorowe wyjście? Virgil uśmiechnął się. Różowe szkiełka praktycznie od razu przyszły mu na myśl.
— Chyba wiem, kto może się tym zająć.


Aukcja nie była na całe szczęście zaplanowana na kolejny dzień, a nawet tydzień. Dopiero za miesiąc artystyczna brygada milionerów miała się zjawić na ulicach Stellaire, ale Virgil z Ilarą wcale nie zamierzali próżnować przez ten czas. Chociaż efekty ich działań nie były szczególnie owocne.
Odwiedzili dziesięć galerii, dwa wernisaże, jedno bardzo szemrane spotkanie podpitych romantyków, którzy wyświetlali obrazy na białej ścianie z ledwo działającego projektora, w międzyczasie przekopywali się przez artykuły w internecie i strony z teoriami spiskowymi, a i tak na koniec miesiąca największym ich osiągnięciem było chyba spotkanie Dantego, upicie się z nim, wywołanie bójki, a za jakiś czas usłyszenie od syrena, że na stanie w zakładzie nic nie ma z odpowiednich dla nich strojów, ale już znalazł im coś w wypożyczalni.
Wyglądali… Cóż, jak z cholernego filmu kryminalnego.
Czarne, schludne garnitury, ulizane włosy (a przynajmniej na tyle, na ile Vi był w stanie swoje ulizać), nie wyróżniali się za bardzo z tłumu, ale też od niego nie odstawali. Ostatnio dość często lądował w tego typu ubraniach i chyba zaczynał się trochę przyzwyczajać.
Po okazaniu biletów ruszyli niewielkim korytarzem w głąb wiekowego budynku, powoli przybliżając się grubej, czerwonej kotary, zza której dobiegała skoczna muzyka klasyczna i głośne rozmowy gości.
Vi nachylił się nieznacznie w stronę Ilary.
— Czy powinniśmy mieć jakieś… no wiesz, hasło, jak zauważymy coś podejrzanego, żeby nie mówić do siebie „ej, patrz, ten typ jest dziwny”.
— Na przykład?
Tak daleko jego wyobraźnia nie zawędrowała.
— Może… — Vi odsunął jedną ręką kotarę, westchnął. Coś, co będzie brzmieć równocześnie naturalnie na aukcji oraz charakterystycznie, żeby siebie zrozumieli. — „Dzięcioł na obrazie”?
Zebrał skinięcie od kobiety, po czym ta, nie zrobiwszy nawet kroku w głąb sali, wskazała mu coś podbródkiem.
— Dzięcioł na obrazie.
Obejrzał się jak ten ostatni kretyn na wiszące na ścianach dzieła i dopiero po chwili dotarło do niego, że Ilara pokazuje na nieprzyjemnego w obejściu pracownika muzeum. Zdecydowanie mógł wymyślić lepsze hasło, ale ważne, że w miarę skutecznie podziałało.
— To poszło szybko — skwitował.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz