TW: myśli samobójcze, sugerowane samookaleczanie (?).
Brak umiejętności radzenia sobie z własnymi myślami i emocjami nie było jedynym słabym punktem George'a. Mimo nieskończenie wielu nocnych wycieczek chłopakowi ciężko przychodziło samodzielne znajdowanie drogi powrotnej. W związku z tym po wysiadce z przepełnionego autobusu (na najprawdopodobniej nieodpowiednim przystanku), rozejrzał się i doszedł do wniosku, że minęło zbyt długo odkąd używał komunikacji miejskiej Stellaire. Oprócz tego poczuł na skórze twarzy kroplę wody, co oznaczało, że czas jaki mógł spędzić na zewnątrz bez ochrony przed deszczem był ograniczony.
George przemierzał więc ulice, którymi wydawało mu się, że dojdzie w końcu do domu. Po pewnym czasie otaczające go kamienice zaczęły przyjmować bardziej znane kształty, a gdy spojrzał w głąb jednej z uliczek, zobaczył most, na którym niedawno spotkał po raz pierwszy swojego nowego znajomego. Chłopak poczuł pewien dyskomfort i wstyd, jednak starał się pocieszyć tym, że znalazł go wtedy akurat Song An, a nie ktokolwiek inny. Cieszył się, że ten wydawał się nie wiedzieć, w jakim celu George przybył na to właśnie miejsce.
W momencie, w którym wstąpił na most, jego kroki stały się mniej pewne, wolniejsze. W końcu stanął pośrodku niego, zapominając o lejącej się z nieba wodzie. Zbliżył się do barierki i wyjrzał za nią. Ciemność czeluści przyciągała go, szepcząc miłe obietnice o spoczynku, jakiego nie było mu dane doświadczyć. George patrzył, jak "jego" ręce sięgają w stronę mokrej poręczy, nie do końca czując stopień powiązania, jaki powinien czuć z własnymi kończynami. Wieczór nie należał do wyjątkowo ciepłych, a "jego" przemoknięte ubrania nie pomagały wiele w walce z chłodem, który krążył po "jego" całym ciele. Odczuwał to samo, co zawsze; wstyd, niepokój, niepewności, ale też pewną obojętność, ponieważ nie czuł tego wszystkiego bezpośrednio, a z boku, jako obserwator.
W końcu jego dłonie zetknęły się z metalem, którego zimno spowodowało kłujący, uziemiający ból. Nastolatek zacisnął palce na barierce i wypuścił powietrze z płuc, które w nich więził. Przez chwilę trzymał ręce na poręczy, oddychając głęboko. W końcu puścił ją. Jeszcze przez chwilę stał w miejscu, po czym oderwał wzrok od ciemności znajdującej się pod mostem. Niepewnym krokiem ruszył dalej, jednak po jakimś czasie przyspieszył, by szybciej dostać się do domu, co w końcu mu się udało.
— George! — do uszu chłopaka dobiegł głos jego matki.
— Wiem, następnym razem wrócę wcześniej — powiedział George, ściągając przemoczone przez deszcz buty.
— Właściwie to... chciałam po prostu zapytać, co robiłeś — w słowach Anny wyczuć można było niepewność. Chłopak złapał z nią kontakt wzrokowy. Wprawdzie jedyne, czego pragnął to położyć się po pełnym emocji dniu, ale nie mógł odmówić jej rozmowy. W związku z tym opowiedział jej o swoim nowym znajomym (którego oczywiście poznał w szkole, w której nigdy nie miał żadnego problemu z rówieśnikami), a także miejscach, które miał okazję tego dnia odwiedzić (pomijając jedno), po czym w końcu udało mu się pójść spać.
Początek następnego dnia przebiegł schematycznie i po krótkim czasie chłopak znalazł się przed bramami szkoły, gdzie postanowił czekać na Song Ana. Z każdą chwilą narastała jego niepewność co do tego, czy właściwie się zjawi. Nie byłby to pierwszy raz, kiedy ktoś by go wystawił. Na szczęście w końcu ujrzał jasnowłosego młodzieńca, który entuzjastycznie go witał, a przy tym zawiadamiał też wszystkich innych obecnych uczniów o ich znajomości. Ku niezadowoleniu George'a, dwójka znalazła się przez chwilę w centrum uwagi otaczających ich licealistów. Chłopak czuł się w tej sytuacji bardzo niekomfortowo, ale zdążył już zaakceptować, że subtelność nie do końca należy do specjalności Song Ana.
— Hej, Song An — przywitał się niepewnie, chociaż starał się nie wyrazić tego, jak bardzo chciał zapaść się pod ziemię. Zapytał następnie o list od rodziców.
— Oczywiście, że tak! Chcesz zobaczyć? — Song An wyciągnął z rękawa zwój, co George'owi wydawało się niecodziennym sposobem przechowywania listów. Po obejrzeniu go stwierdził jednak, że to najmniej dziwna cecha trzymanego przez niego przedmiotu. Pierwszą sprawą było samo to, że list nie był w kopercie, a w formie zwoju, związanego ozdobną wstążką. Chłopak odwiązał ją i ukazał mu się tekst pisany pismem tak starannym i pięknym, że wydawało mu się, że przedmiot ten powinien być w muzeum. George nie czytał całego listu, ale pozwolił sobie spojrzeć na sam koniec, gdzie widniały dwie parafki złożone tym samym pismem. Szesnastolatek uśmiechnął się.
— Postarałeś się — powiedział — znaczy, twoi rodzice się postarali — poprawił się niezręcznie, unikając wzroku Song Ana. Zamiast patrzeć na towarzysza, próbował sprawić, by list wrócił do formy zwoju. Niestety, nie był w stanie zawiązać wstążki tak, by wyglądała jak wcześniej.
— Oczywiście, moi rodzice, których mam, chcieli zrobić dobre pierwsze wrażenie — wyjaśnił szczęśliwie młodzieniec, kiedy George oddawał mu pismo.
— Jasne... um, pokażę ci gdzie z tym iść — chłopak zaprowadził znajomego do dyrektora, gdzie niestety musiał już radzić sobie sam, ponieważ George zmuszony był iść na pierwszą lekcję tego dnia. Na szczęście była to godzina wychowawcza, co cieszyło szesnastolatka. Wiedział już, że jak zawsze podczas następnych czterdziestu pięciu minut będzie zajmował się rozwijaniem swoich umiejętności ignorowania wychowawczyni. Co jakiś czas spoglądał w stronę drzwi, które po jakimś czasie otworzyły się, a przeszedł przez nie Song An wraz z dyrektorem szkoły. Pracownicy szkoły szybko załatwili pomiędzy sobą parę formalności, po czym w sali zostali tylko uczniowie i ich nauczycielka. Jasnowłosy rozglądał się po sali z podziwem.
— Przepraszam, że zaczęliśmy bez Ciebie, Song An. Może chciałbyś opowiedzieć kolegom parę słów o sobie? — zaproponowała kobieta.
— Em! Nazywam się Song An i jestem człowiekiem, tak jak wy! Mam rodziców, lubię makaron i będę z wami chodził do szkoły — George poczuł lekkie zażenowanie, kiedy usłyszał jak jego rówieśnicy szeptają między sobą.
— Miło nam cię poznać. Kochani, ustawcie krzesła w kółko! Przedstawicie się po kolei Song Anowi — kiedy uczniowie skończyli narzekać na postawione im zadanie, rozległ się głośny dźwięk przemeblowywania sali. W końcu piski przesuwanych stołów ucichły, a każdy uczeń zajął swoje miejsce. Nauczycielka wskazała pierwszą ofiarę, która zmuszona była do zdradzenia nowemu koledze swojego imienia i paru faktów o sobie. George bawił się nerwowo rękawami swojej bluzy, aż w końcu przyszła kolej na niego.
— Um... właściwie to my się już znamy — powiedział niepewnie.
— Tak? Jak się poznaliście? — zapytała niewinnie nauczycielka, nie wiedząc jak niezręczne było to dla niego pytanie. Szesnastolatek miał już skłamać, kiedy odezwał się Song An.
— Na moście! George zapomniał, po jakiej stronie barierki się chodzi! Ale na szczęście byłem tam ja — odpowiedział z dumą białowłosy. Szepty uczniów zamarły na chwilę, kiedy usłyszeli te słowa, a George najpierw patrzył na Song Ana w panice, a potem wbił wzrok w podłogę, by uniknąć ciekawskich i oceniających spojrzeń rówieśników. Modlił się, żeby cisza, jaka zapanowała w sali skończyła się jak najszybciej.
— Dobrze... kto jest następny? — nauczycielka starała się pozbyć niezręczności, jaką zapewnił całej klasie Song An. Mimo tego, że odwróciła uwagę reszty uczniów od George'a, ten spędził resztę lekcji intensywnie obserwując swoje drżące dłonie.
W końcu zabrzmiał dzwonek i skończyła się godzina wychowawcza. Uczniowie z niecierpliwością ruszyli na przerwę, a szesnastolatek znalazł w tłumie Song Ana, po czym zaprowadził go na ławkę znajdującą się przed jedną ze szkolnych sal. Wytłumaczył mu, jak wyglądają lekcje języka novendyjskiego, bo niestety taka właśnie na nich czekała. Kiedy odpowiedział na wszystkie pytania, jakie miał towarzysz, zebrał się na rozmowę o wcześniejszym incydencie.
— Song An... mógłbyś nie mówić innym, jak się poznaliśmy? To trochę... wstydliwe dla mnie — poprosił cicho George, a gdy spojrzał na swojego znajomego, zauważył w nim zdumienie i skonfundowanie.
— Dlaczego? Przecież każdemu zdarza się o czymś zapomnieć! Patrz, ja dzisiaj założyłem dwie inne skarpetki! Zauważyłem to dopiero w drodze — mówiąc to, Song An podniósł najpierw jedną nogę, a później drugą, by pokazać towarzyszowi niepasujące do siebie kolorem tkaniny.
— Po prostu... nie chcę, żeby ludzie się zastanawiali, czemu tam byłem
— A dlaczego tam byłeś? — na szczęście od odpowiadania na to niewinne, ale kłopotliwe pytanie uratował chłopaka dzwonek, który zasygnalizował dwójce początek lekcji.
Przebieg następnych lekcji był spokojny. Song An uważnie notował wszystko, co znalazło się na tablicy, podczas gdy George patrzył w okno, rysował w zeszycie szlaczki, koty i smutne minki. Ten schemat utrzymywał się aż do ostatnich zajęć, które odbywały się tamtego dnia: historii.
Dla szesnastolatka ta lekcja była tak samo nudna jak każdy inny przedmiot humanistyczny. Mimo że kobieta, która prowadziła zajęcia, była bardzo wymagająca, chłopak zwyczajnie nie był w stanie skupić się na tym, co właściwie mówiła. Inaczej było w przypadku Song Ana, który siedział w ławce ze zmarszczonymi brwiami. Był na tyle zaintrygowany tematem, że rozproszony nie zauważył nawet, kiedy George naszkicował w rogu jego notesu kotka w szatach, posiadającego długie, białe włosy.
— Przepraszam panią, ale... — szesnastolatek spojrzał na nagle odzywającego się towarzysza z zaciekawieniem — nie tak było — po raz kolejny tego dnia białowłosy zwrócił na siebie uwagę całej klasy.
— Tak? W takim razie może chcesz poprowadzić za mnie lekcję? — zapytała prześmiewczo nauczycielka, jednak jej ton nie został wychwycony przez Song Ana.
— Z wielką chęcią! — odpowiedział wesoło, po czym przeszedł na środek sali. Historie, które zaczął opowiadać, były czymś nowym dla George'a... co nie było dziwne, ponieważ przez swój brak zainteresowania przedmiotem, miał o nim zerowe pojęcie. Nowością były też jednak dla wszystkich innych osób, które znajdowały się w sali.
— Stop, wystarczy. Dziecko, jakie ty głupoty opowiadasz... i to przy wszystkich, powinieneś się wstydzić! — nauczycielka bezwzględnie karciła Song Ana przy wszystkich.
— Ale...
— Nie ma ale, zostań po lekcji to pogadamy. Siadaj — rozkazała, a białowłosy, zdezorientowany zachowaniem kobiety, wrócił na swoje miejsce. Spojrzał w stronę George'a, który uśmiechnął się do niego pocieszająco. Obok kotka, podejrzanie podobnego do swojego znajomego, napisał: "nie martw się". Do napisu dołączył też krzywą, wesołą twarz.
W końcu lekcja dobiegła końca, a uczniowie zaczęli pakować swoje przybory, gotowi do opuszczenia szkoły.
— Song An, musimy porozmawiać — przypomniała nauczycielka. Kiedy w sali została sama z Song Anem i George'm, wyprosiła szesnastolatka.
— Poczekam na ciebie przed szkołą — powiedział chłopak, na co towarzysz zgodził się z uśmiechem. W związku z tym George wybrał się w stronę drzwi, a później do wyjścia ze szkoły, przed którym stali też niestety inni uczniowie. Oparł się o ścianę budynku, wyciągnął telefon z kieszeni i starał się ignorować rozmowy kolegów z klasy.
— Szkoda, że go ktoś nie popchnął
— Zamknij się, on cię słyszy
— I co? I tak nie ma tu tej pedalskiej wiedźmy — ciężko było mu stwierdzić, co zabolało bardziej: potwierdzenie tego, że według innych naprawdę powinien zniknąć, czy to, że wciągnął w to wszystko też Song Ana. Chłopak poczuł ochotę rozerwania z powrotem wszystkich ran, które zdążyły się zagoić. Zamknął szczypiące oczy. Nie mógł pozwolić sobie w tamtym momencie na płacz, chociaż niczego nie pragnął bardziej. Minuty czekania na znajomego rozciągały się dla niego w nieskończoność.
Nagle poczuł, jak przez ubrania razi go delikatnie prąd. Wystraszony spojrzał w bok, gdzie zobaczył Song Ana, który widocznie musiał dotknąć go, by zwrócić na siebie jego uwagę. Szybko odwrócił wzrok, by nie pokazywać towarzyszowi łez, które bardzo chciały uwolnić się z jego oczu.
— George? Słuchasz? Nie uwierzysz, co powiedziała mi... pani?... Jak nazywa się pani od historii? — zaczął, ale szesnastolatek nie był w stanie go wysłuchać.
— Song An, jestem... bardzo zmęczony
— Oh! W takim razie musisz odpocząć! Ludzie w twoim wieku potrzebują dużo snu! Przecież to mówiła dzisiaj... jak nazywa się pani od biologii? — George zaczął iść w kierunku bram szkoły.
— Pójdę odpocząć, okej? Mamy jutro na ósmą, um... do zobaczenia?
— Do zobaczenia jutro, George! Nie mogę się doczekać! — po pożegnaniu George skierował się prosto do domu. Od środka rozsadzały go emocje, których umiał pozbywać się tylko w jeden sposób.
W końcu udało mu się dotrzeć do pustego mieszkania. Od razu po zdjęciu butów przeszedł drogę do swojego ciemnego pokoju. Panujący w nim mrok był prawie tak znajomy, jak zadany samemu sobie ból. George potrzebował czegoś znajomego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz