03 marca 2024

Od Cheoryeona – Sklep zoologiczny (część 2)


Stanął na chodniku, chwilę przyzwyczajał słuch do typowego miejskiego harmideru. Rozejrzał się, wziął głęboki wdech.
Naprawdę brakowało mu zwierzaka w życiu. Nadal pamiętał koty, które mieli jego rodzice z tego wcielenia. Pierwszy nazywał się Tubu i był białym włochaczem; starym już, kiedy bliźniaki przyszły na świat. Nie interesował się zbytnio niczym, nie miał energii ani nastroju na zabawy i zawsze wyglądał na zawiedzionego wszystkim, lecz był kochany. Nigdy nie podrapał dzieciaków, bez obiekcji dawał się wygłaskać, a dobrze wychowane rodzeństwo wiedziało, kiedy dać mu odpocząć. Tubu niestety odszedł, gdy Cheoryeon i Suyeon mieli po sześć lat.
Rodzice niedługo potem przynieśli do domu kilkumiesięczną rudą kotkę, którą dzieci jednomyślnie nazwały Kimchi. Jak większość rudych kotów była rozbrykana, głupkowata i miała swoje humorki, a także nieraz podrapała swoich opiekunów, lecz tak samo, jak Tubu otrzymywała solidne dawki miłości. Cheoryeon uwielbiał po szkole ucinać z nią wspólne drzemki.
Niestety z Kimchi również musieli się pożegnać i to przedwcześnie. Gdy rodzice umarli, a los bliźniaków był przesądzony, kotka trafiła do schroniska. Jasnowidz z początku musiał jakoś przestawić się na nowy, o wiele gorszy rozdział w jego życiu, ale po pewnym czasie postanowił odnaleźć Kimchi. Po co? Nie był pewien, po prostu za nią tęsknił. Bogowie jednak nie odpowiedzieli na modlitwy, a kotki więcej nie zobaczył. Być może ktoś inny ją przygarnął. Chłopak miał tylko nadzieję, że trafiła do lepszego domu.
Ruszył wolnym krokiem, ale w pewnym momencie spojrzał za siebie, dokładniej w stronę sklepu zoologicznego.
Nie, nie powinien. To się nie skończy dobrze. Sierociniec, w którym wylądował, nie był domem nawet dla dziecka, a co dopiero zwierzęcia, do tego tak małego. Tam będzie się czuł tylko gorzej. Nie weźmie go. Tak będzie najlepiej.
Wziął kolejny głęboki wdech.
Miły dźwięk dzwoneczka rozbrzmiał po lokalu, oznajmiając otwarcie się drzwi. Cheoryeon przekroczył próg, jego nogi same skierowały się w stronę gryzoni, jak gdyby już po tej jednej wizycie zapamiętały drogę. Stanął przed szybą, za którą mieszkały szczury, jego wzrok od razu napotkał tego szarego, który w niecodziennym wręcz pośpiechu przecisnął się przez okienko drewnianego domku i podbiegł do szyby. Jak gdyby ucieszył się na widok licealisty z heterochromią.
— Czyli chcesz go przygarnąć? — usłyszał.
Wyprostował się, popatrzył na uśmiechniętego sprzedawcę.
— Chciałbym — odpowiedział wolno. — Bardzo. Ale nie sądzę, żebym mógł.
— Rodzice się nie zgodzą? — zapytał mężczyzna.
— Rodzice nie stoją na przeszkodzie. Ale szczury potrzebują wiele rzeczy do opieki, prawda?
Mężczyzna zmierzył go wzrokiem, przyjrzał się jego ubraniom. Chłopak nie nosił nic konkretnego: zwykłą beżową bluzę z wyblakłą, częściowo obdartą grafiką i śladami na kapturze po sznurkach, które powinny tu być, stare, wytarte, prawie modnie podziurawione dżinsy z podwiniętymi nieco nogawkami oraz parę wychodzonych, niegdyś śnieżnobiałych trampek.
Zapytany o styl ubrań, Cheoryeon odpowiadał, że lubił postarzane ciuchy. Ktoś raz skomentował jego odpowiedź, że w sumie to widać, bo miał ich sporo, ale słowa te nie spodobały mu się za bardzo. W rzeczywistości jego ubrania nie były wcale postarzane. Tak naprawdę to najbardziej lubił styl retro oraz lekko rockowy, ale mało miał rzeczy pasujących do tego. Nowe ciuchy, które dopadł gdzieś na promocjach (na pewno nie w sieciówkach) musiał chować przed resztą sierocińca, żeby ich czasem nie stracić, a pomysły na kryjówki powoli się kończyły. Ostatecznie jakoś znosił fakt, że ładnie ubrany był tylko na specjalne okazje. W duchu za to obiecał sobie, że jak tylko wyrwie się z tego nieszczęsnego dołu, jakim był dom dziecka, kupi sobie multum super bluz, kurtek, spodni, butów i innych bajerów.
W oczach sprzedawcy na pewno wyglądał na biednego dzieciaka, niezależnie od tego, czy jego historia była mu znana. Co jednak zaskoczyło jasnowidza, mężczyzna nie wyglądał, jakby zamierzał się poddać w tej jednej kwestii.
— Jestem pewien, że ten osobnik sobie poradzi z uboższymi warunkami — powiedział dość pewnym siebie głosem.
Usłyszawszy te słowa, Cheoryeon uniósł jedną brew.
— Nie brzmi pan jak sprzedawca w zoologicznym — stwierdził na głos.
— Ale nie sądzisz, że jednak wiem, o czym mówię?
Spokojnym krokiem wyszedł zza lady. Podszedł do chłopaka, wyciągnął z terrarium szarego szczura. Delikatnie wystawił chudą dłoń chłopaka, po czym położył na niej zwierzaka.
Gryzoń od razu zaczął wdrapywać się po rękawie, aż dostał się na bark, żeby tuż po tym wtulić się w zasłoniętą częściowo przez włosy szyję. Cheoryeon przechylił lekko głowę, by kątem oka dostrzec futrzaka. Zwilżył językiem dolną wargę, jego powieki odrobinę opadły. Z każdą sekundą wpadał coraz głębiej. Pragnienie przygarnięcia szczurka stanowczo się nasilał, a on nie miał już pojęcia, co robić.
Sprzedawca wyciągnął palec, pogładził grzbiet zwierzaka.
— Tak, wiem, że się cieszysz, że go wreszcie odnalazłeś — powiedział ciepło z lekkim uśmiechem.
Cheoryeon popatrzył na niego, nie ukrywając zdziwienia. Mężczyzna spojrzał na chłopaka, cicho się zaśmiał.
— Wierzysz w przeznaczenie? — zapytał.
— To kolejna taktyka marketingowa, tak? — odparł podejrzliwie jasnowidz.
Kilka minut później wyszedł ze sklepu. Znów stanął na chodniku, przyzwyczaił uszy do trąbiących aut, których kierowcy okazywali tym, jak bardzo nie lubili korków. Spojrzał wpierw gdzieś przed siebie, potem spuścił wzrok na swoje ręce, w których trzymał szarego szczura.
— I tak oto Cheoryeon skończył ze szczurem — jęknął do siebie.
Zwierzak spoglądał na niego, jasnowidz mógłby przysiąc, że z zaciekawieniem równym ludzkiemu słuchaczowi. Chłopak kciukiem pomiział go po policzku; widząc, jak tamten mruży swoje małe oczka, na jego twarz mimowolnie wkradł się lekki uśmiech.
— No dobra, trzeba ci nadać jakieś imię — postanowił. — Co sądzisz o Benny?
O dziwo, szczur nie wyglądał na zadowolonego? Nie wyglądał? Czy Cheoryeon do reszty zwariował?
— No, ale co ci się nie podoba? Benny fajnie brzmi, dobra, masz rację, może nie wiesz, ale kiedyś nazywałem się Benjamin i tak, to teraz nie pasuje, jak tak w sumie o tym pomyślę.
Ruszył chodnikiem, w pełni skupiony na znalezieniu dobrego imienia. Niestety pomysły jakoś nie chciały nawiedzić jego umysłu. Jakie imiona w ogóle wybierało się dla szczurów? Pimpek? Ciapek? To w sumie było typowe dla psów. Puszek? Ale szczury nie były puchate. Edward? Penelopa? Penelopa nie, sprzedawca powiedział, że to był samiec. Skrobak? Za głupie. A może coś od jedzenia? Rodzice mówili, że w ich rodzinnych stronach zwierzaki nazywało się po jedzeniu, ponieważ wierzono, że wtedy dłużej będą żyć. Ale jakie jedzenie pasowało do szarego szczura? Jakby był biały, to mógłby być Puddingiem, brązowy, to Tostem albo Czekoladą. Ale on miał szare futerko! Nic, co się jadło, nie było szare! Może, gdyby ludzie jedli kamienie, to wtedy...
— Kamyk! — zawołał wtem, chwilowo zwracając na siebie uwagę przechodniów. — Co sądzisz o tym imieniu?
Szczur popatrzył na niego, Cheoryeon wmówił sobie, że zwierzak pokiwał łebkiem.
— Podoba się? To będziesz Kamyk!
Zaczął głaskać Kamyka, delikatnie bawiąc się jego uszkami.
— Och, Kamyku. — Uśmiechnął się błogo. — Suyeon mnie zabije.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz