03 marca 2024

Od Souela – Tam, skąd powiew przybył

— I on tak się darł, że następnego dnia w ogóle mówić nie mógł! To było pamiętne Halloween, dawno się tak nie ubawiłem!
Idący obok niego Władca Powietrza zaśmiał się cicho.
— Przypomnij mi jeszcze raz, czym było Halloween — poprosił, jednocześnie posyłając swojemu uczniowi przepraszające spojrzenie.
Tamten jednak nie speszył się ani trochę. Po raz drugi, na spokojnie opisał święto.
Razem z Celtriozem szli wydeptaną ścieżką, wspinając się po górze. Ich celem była znajdująca się w pobliżu Brama Światów (tak przynajmniej powiedział Bóg Przestrzeni). Souelowi zostało wytłumaczone, dlaczego nie mogli się od razu przenieść pod sam portal, ale ten niewiele zrozumiał, a jakoś nie chciał tego zdradzać po sobie. Najważniejsze dla niego było to, że w ogóle mógł spędzać czas z Władcą Powietrza.
Nadal trochę nie wierzył, że jego mama się zgodziła. Sam w to wątpił, ponieważ ten cały „pomysł” na dobrą sprawę był wyrwany z kosmosu, ale otrzymał w końcu zgodę. Ojciec za bardzo nie miał w tym głosu. W sumie to nawet jakoś specjalnie się nie interesował. Gdy usłyszał, że jego młodszy syn wyjeżdża szkolić swoje zdolności genashiego, powiedział jedynie, że to dobrze, bo się stanie lepszy... i to w zasadzie wszystko. Ale Souelowi to nie przeszkadzało. Od początku jego relacja z rodzicem była sucha, wiedział, że ojciec z dwójki wolał Hiana. A Souel wolał mamę, i co teraz?
Kiedy ogarnął wszystkie sprawy, spakował się i pożegnał z rodziną, a następnie opuścił dom razem z Władcą Powietrza. Chwilę musieli poczekać na pana Celtrioza. Genashi ucieszył się na widok kolejnej znajomej twarzy. Bóg Przestrzeni pomógł mu z powrotem do domu, kiedy przypadkiem trafił do Władcy Powietrza, za co był mu ogromnie wdzięczny.
Tak cała trójka przeniosła się w sam środek lasu.
Spacer zajął im kilkanaście minut, nim niebieskowłosy usłyszał, że są już blisko. Krótko potem dotarli na półkę skalną, gdzie ujrzał znajomo wyglądający, biały niczym świeży śnieg kamienny łuk.
— To Brama Światów — powiedział Celtrioz. — Tędy dostaniemy się do Międzywymiaru.
— Międzywymiaru? — spytał Souel.
— To takie jakby lobby między światami, stworzone przez Złotoskrzydłych — odparł Aerind.
— Złotoskrzydłych?
Bogowie poświęcili chwilę na wytłumaczenie śmiertelnikowi, kim byli ci cali Złotoskrzydli. Souel pokiwał głową, zapamiętując absolutne podstawy, a potem skupił się w pełni na podróży.
Celtrioz za pomocą dotyku otworzył Bramę Światów, zaprosił resztę do środka. Genashi podszedł do granatowej tafli, ostrożnie zanurzył w niej dłoń. Uczucie było dość niecodzienne – jakby przekładał rękę przez warstwę stojącej wody, ale jednocześnie był suchy. Co ciekawe, było to swego rodzaju przyjemne doświadczenie (jeśli użył dobrego określenia). Bogowie poczekali, aż młody się zaznajomi z sensacją, po czym wszyscy przeszli na drugą stronę.
Pierwsze, co zauważył, to biel. Znajdowali się w pomieszczeniu zrobionym z całości z białego kamienia. Wykończenia, kolumny i detale przypominały mu o starożytnych budowlach, których ruiny pochodziły jeszcze sprzed Rozdarcia, aczkolwiek stylem architektonicznym różniły się od tego, co zapamiętał z historycznych podręczników. Rozejrzał się dokładnie, dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że było tu sporo roślin. Kwiatki, bluszcz, trawa, małe krzewy – wszystko to było nieskazitelnie białe, zupełnie inne niż flora, którą Souel znał. Zastanawiał się, czy skoro były białe, to czy nie miały chlorofilu i nie przeprowadzały fotosyntezy, ale niestety nie interesował się biologią na tyle, by móc sobie odpowiedzieć na to pytanie.
Z bielą współgrało przeplatające się przez całe pomieszczenie złoto, ciemnoniebieska woda stojącej na środku fontanny, a także barwy naściennych malunków. Souel podszedł do ściany, na której widniał wielki obraz przedstawiający pięć postaci ze złotymi skrzydłami. Zaczął uważnie oglądać każdą z nich po kolei. Na dłużej zatrzymał wzrok na mężczyźnie (lub też chłopaku), który wydawał się być najmłodszy z nich wszystkich. Długie, ciemne włosy miał związane z tyłu w cienki warkocz, oczy były złote jak u pozostałych, choć różniły się odcieniami. Cały obraz został wykonany w stylu trochę uproszczonym, aczkolwiek Souel nie potrafił oderwać wzroku od rys twarzy postaci.
— Na co tak patrzysz? — usłyszał.
Do niego podszedł Aerind. Również spojrzał na obraz, kilka sekund stał w ciszy, po czym wskazał ręką najwyższego z namalowanych mężczyzn, mówiąc:
— Ten tutaj to Praojciec. On stworzył mnie i moich boskich przyjaciół z Haverunu.
Dopiero w tym momencie Souel odwrócił głowę, popatrzył na swojego mentora.
— Naprawdę? — spytał z nutą niedowierzania, powracając wzrokiem na malunek. — On stworzył bogów Haverunu?
— Tak. — Przytaknął Władca Powietrza.
Do dwójki przyłączył się Celtrioz.
— To jest Pramatka — rzekł, kierując dłoń w stronę kobiety o ciemnoróżanych włosach. — Ona stworzyła mnie, Raouna i innych bogów z mojego świata. Osoby, które tu widzisz, należą właśnie do Złotoskrzydłych. Ci tutaj akurat są twórcami tego miejsca.
Souel patrzył na obraz, nie ukrywając podziwu. Nigdy nie myślał, że mogą istnieć tak piękne i potężne istoty. Skoro stworzyli białookich bogów, a nawet Międzywymiar, to musieli dzierżyć ogromną, niewyobrażalną wręcz moc. Genashi przy nich czuł się taki malutki, niczym małe ziarenko pyłu w wielkim kosmosie. Dla niego trudno było pojąć, z jaką perfekcją Władca Powietrza używał swoich zdolności, a to przecież była zaledwie kontrola jednego żywiołu. Tutaj w grę wchodziła moc tworzenia.
Przyjrzał się wszystkim twarzom Złotoskrzydłych.
— Kim jest pozostała trójka? — zapytał.
Aerind popatrzył na obraz, podparł ręką podbródek.
— Ich już nie znam — odpowiedział, wzruszył ramionami. — Tak naprawdę rozpoznaję tylko Praojca.
— Dwójki najbardziej na lewo również nie kojarzę — powiedział Celtrioz — ale ten obok Pramatki był jej przyjacielem. Nie miałem okazji poznać go osobiście, ale Najwyższa Złota Bogini parę razy opowiadała o nim. O, właśnie, chodź na chwilę.
Bóg Przestrzeni zaprowadził niebieskowłosego do stojącej pośrodku pomieszczenia fontanny. Souel przyjrzał się niebieskiej wodzie, bardzo zbliżonej do tafli Bramy Światów. Spytał, czy może ją dotknąć, a gdy otrzymał pozwolenie, powoli zanurzył w niej dłoń. Była letnia, przyjemna dla skóry. Z czasem zaczął czuć nieznaną mu energię, która stopniowo wnikała w rękę i wędrowała naczyniami krwionośnymi po jego ciele. Odniósł wrażenie lekkości, a także swego rodzaju błogości. Woda ewidentnie miała w sobie jakąś moc. Pasującą idealnie do aury całego tego miejsca.
— Masz przy sobie klucz, prawda? — rzekł do niego Celtrioz.
Souel spojrzał na boga, przechylił głowę delikatnie na bok. Wyciągnął dłoń z fontanny, nieco się zdziwił, gdy niemal od razu wyschła.
— Klucz? — nie zrozumiał.
— Amulet przy twoich spodniach.
Spuścił wzrok na przyczepiony do szlufki biały łuk z granatowym wypełnieniem.
— Aaa, to.
Ostrożnie go odpiął, obrócił w rękach. Dopiero teraz zauważył, że wyglądał on dokładnie tak samo, jak otwarta Brama Światów, tylko w wersji znacznie pomniejszonej.
Celtrioz poprosił o niego, Souel czym prędzej mu dał. Bóg zanurzył amulet w wodzie, a gdy wyciągnął, wnętrze łuku zaświeciło się na moment niebieskim światłem.
— To jest Klucz do Międzywymiaru — zaczął tłumaczyć. — Dzięki niemu można otworzyć Bramę Światów bez posiadania boskiej mocy, a nawet bez pomocy przejścia przenieść się do Międzywymiaru.
— Czyli to dzięki temu trafiłem do świata Władcy Powietrza? — odparł Souel.
— Tak. Rozmyślałem, żeby powiedzieć ci o tym, jak byłeś mały, ale z Aerindem uznaliśmy, że nie musimy ci mieszać w głowie w tak młodym wieku.
— Rozumiem.
Bóg Przestrzeni jeszcze raz zmierzył wzrokiem amulet.
— Jak tak teraz myślę, to pewnie oryginalnie należał on do mojego przyjaciela, ale możesz go zatrzymać. Raoun dostał nowy od Pramatki. A tobie pewnie również się przyda.
Oddawszy klucz genashiemu, wytłumaczył, jak mniej więcej działał. Powiedział, że po każdym przeniesieniu się do Międzywymiaru należy odnowić jego energię w fontannie, inaczej będzie rozładowany i nie pozwoli na teleportację. Souel zapamiętał wszystko, a na koniec obiecał, że będzie go pilnował jak oka w głowie. To była tak cenna rzecz, że nie wybaczyłby sobie, gdyby ją gdzieś stracił. A już zwłaszcza jakby miała ona wpaść w niepowołane ręce.
Przypiął amulet do szlufki spodni, jeszcze raz się rozejrzał po pomieszczeniu. Wtem coś przykuło jego uwagę. Skierował swój wzrok na białą ścianę, którą zdobił mały, czarny napis.
— „Yonki tu był”? — przeczytał na głos.
— Tak. — Celtrioz westchnął ciężko. — Taki jeden nasz kolega. Pewnie go poznasz w Haverunie. O ile znowu gdzieś go nie wywiało.
— Yonki jest super! — zawołał wesoło Aerind. — Można się z nim świetnie bawić! Dosyć chaotyczny, cóż, w końcu jest Bogiem Chaosu, ale warty przyjaźni.
— Chaosu? — odparł niepewnie Souel.
— Tak, ale nie martw się, serio! To mój dobry przyjaciel! — zapewnił go z pogodnym uśmiechem na twarzy. — Dobrze, idziemy dalej?
Cała grupa ruszyła za Celtriozem.
Gdy wyszli na zewnątrz, Souel zamrugał parę razy. Poprawił w rękach torbę, którą niósł, objął wzrokiem całe otoczenie, podświadomie otworzył usta z zachwytu. To miejsce było niesamowite. Popatrzył na lawendowobłękitne niebo, potem na unoszące się w powietrzu wyspy. Gdy podeszli do krawędzi, ukazał im się magiczny, jak gdyby z kolorowego szkła most. Genashi zamrugał parę razy.
Latające wyspy, magiczne mosty, bramy prowadzące do nieznanych lokacji. Przecież skądś ten widok kojarzył.
I wtedy sobie przypomniał, że te same widoki śniły mu się regularnie. Czyli to naprawdę nie był jakiś wymysł wyobraźni. To właśnie Międzywymiar objawiał mu się w snach. Jako wspomnienie. W końcu już dwa razy tu był. Jako małe dziecko, ale był.
Wszystko stało się jasne.
Ruszyli mostem, przedostali się na drugą, mniejszą wyspę, a gdy genashi już zakosztował  widoków, Celtrioz przeteleportował ich wszystkich pod odpowiedni portal. Souel spojrzał na Bramę Światów, wyglądającą dokładnie tak samo, jak pozostałe, lecz mającą jakiś swój podpis, którego on niestety nie umiał przeczytać.
Władca Powietrza stanął przed chłopakiem, wskazał ręką granatową taflę.
— Zapraszamy do Haverunu! — oznajmił wesoło.
Wszyscy wspólnie przekroczyli granicę.



Z samego czubka stojącej na krańcu półki skalnej Bramy Światów opadła granatowa tafla, z której wynurzyły się trzy osoby: dwie dość wysokie i jedna o wiele od nich niższa. Stanęły na zielonej trawie, nie zwracając uwagi na to, że przejście za nimi się zamknęło, zaczęły podziwiać górskie widoki.
Czarnowłosy Souel popatrzył na wschodzące słońce, wziął głęboki wdech, napełniając płuca tutejszym powietrzem. Był już z powrotem w Novendii. To znaczy, wcześniej kilka razy się tu pojawił, głównie wtedy, kiedy jego przyjaciele i rodzina go potrzebowali, ale teraz wrócił na trochę dłużej. I sumie przez te parę wizyt nie poczuł, jakby zniknął stąd na tyle czasu. Matka za nim aż tak bardzo się nie stęskniła, to znaczy, dlatego, że odwiedzał ją i regularnie pisał listy. Aczkolwiek na pewno się ucieszy z powrotu swojego ukochanego syna.
Poprawił w ręce swoją torbę podróżną, sprawdził godzinę w komórce.
Stojący obok niego niziutki chłopak przeciągnął się parę razy, skokowo przestąpił z nogi na nogę.
— Podróże z wami są fajne! — wyznał. — Cieszę się, że wybrałem dobry moment na wizytę w Haverunie.
Będący po drugiej stronie Souela Władca Powietrza poprawił dłonią swoje włosy, po czym spojrzał na małego. Zerwał się nieco mocniejszy wiatr, który wprawił w ruch jego pelerynę.
— Ostatnio coś więcej siedzisz tutaj niż w domu — zauważył bóg.
— No bo słuchaj, Aerind, nie uwierzysz, kogo tutaj spotkałem! — zawołał pełen entuzjazmu mniejszy. — Normalnie szczena ci opadnie, jak go poznasz!
Aerind przyjrzał mu się, chwilę poświęcił na dumanie.
— Nie chcę cię rozczarować, Yonki — zaczął — ale obawiam się, że mój podopieczny już mi o tym kimś opowiedział.
Przyjacielsko szturchnął łokciem genashiego. Souel uśmiechnął się trochę nieśmiało.
Tak, nie mógł się powstrzymać, więc powiedział to i owo. Po prostu był trochę podekscytowany. I nie potrafił trzymać takich sekretów przed swoim mentorem. Myślał, że może ta informacja okaże się dla niego ważna.
— Cooooooo? — Yonki był co najmniej zaskoczony. — Souel, czemu ja nic nie wiem?! — Podniósł wzrok na śmiertelnika.
Tamten jednak jedynie wzruszył ramionami, mówiąc:
— Nie pytałeś.
W rzeczywistości zapomniał. Szczerze powiedziawszy, zrobiło mu się z tego powodu trochę głupio. Już po pierwszym spotkaniu Yonki zaprezentował mu się jako trochę dziwaczny, ale miły bóg. Co prawda, czasami genashi zapominał, że o wiele mniejszy od niego chłopak był nie byle kim, a Bogiem Chaosu, ale wtedy powtarzał sobie w myślach, że to w sumie dobrze, bo lepiej tak, niż żeby miał się go bać. Też Yonki mu pomógł z włosami. Któregoś dnia Souel powiedział, że chciałby się pofarbować, ale wolałby nie tykać zwykłych farb (i tak zrobiłyby mu się potem głupie odrosty), ale na te magiczne nie było go stać, a wtedy Bóg Chaosu oznajmił, że może bez najmniejszego problemu zmienić kolor w zasadzie wszystkiego. Tak oto nałożył na genashiego efekt, który sprawił, że niebieskie kosmyki powróciły do niemal naturalnej czerni.
Odpowiedź śmiertelnika nie spodobała się małemu bogu. Skrzyżował ręce na piersi, mruknął coś niezrozumiałego pod nosem, ostatecznie jednak nie wywołał sprzeczki, a jedynie westchnął ciężko.
— Dobra, Aerind, ale jak go zobaczysz na żywo, to wtedy ci szczena opadnie! — Rozłożył ku górze ręce, a następnie podparł się nimi na biodrach. — I obczaj to: tak jakby jestem jego mentorem!
Usłyszawszy jego ostatnie zdanie, Władca Powietrza otworzył nieco szerzej oczy.
— Czemu miałbyś go czegokolwiek uczyć?
— Och, bo jest coś, z czym sobie świetnie radzę, a on nie i postanowiłem go uczyć! Proste! Okej, nie będę marnował czasu, dzisiaj jest sobota, nie? — Wyciągnął z kieszeni spodni komórkę, zerknął na ekran. — Mam się z nim spotkać. Dobra, to ja lecę!
Schował urządzenie, przeciągnął się jeszcze raz. Wziął rozpęd, zeskoczył z urwiska, a chwilę później poszybował na swoich upierzonych, dwukolorowych skrzydłach. Souel odprowadzał go chwilę wzrokiem, zapatrzył się, dopóki nie odwrócił jego uwagi Aerind.
— To co, my też powinniśmy lecieć — oznajmił Władca Powietrza.
Genashi popatrzył na niego, pokiwał głową.
I polecieli na wietrze w stronę najbliższego miasta.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz