03 marca 2024

Od Ilary do Kindry

I choć dni mijały, o czym z całą pewnością przypominała jej zbliżająca się zimowa sesja egzaminacyjna, dla Ilary czas zdawał się stanąć w miejscu. Wciąż żywe wspomnienia owej walentynkowej nocy ciążyły jej na sercu, atakowały ją w najmniej spodziewanych momentach. W głowie nieustannie rozbrzmiewał głos nowopoznanej kobiety, wciąż widziała błysk w jej pięknych oczach wpatrzonych w Ilarę, jak w obrazek. Rackham wiele by oddała, by tamta, jakże słodko-gorzka chwila, trwała wiecznie. I nawet otrzymane w prezencie róże, choć już wysuszone, gubiące kolejne płatki, wciąż dumnie prezentowały się w stojącym w sypialni wazonie. Ilara nie chciała ich wyrzucać, na siłę przedłużając ich kruchy żywot. Bała się, że wraz z chwilą, w której róże trafią do kosza, Kindra również na dobre wyparuje z jej wspomnień, ze snów, w których wciąż przeżywała wspólnie spędzone chwile. Bała się, że podzieli dokładnie ten sam los, co Ruimelle, a tego nie byłaby w stanie przeżyć. Nie po raz kolejny. Na twarzy Ilary zagościł gorzki uśmiech. W pewnym sensie już dawno temu pogodziła się z faktem, że szczęście nie jest jej pisane, że karma za wszelkie wyrządzone ludziom krzywdy w końcu do niej wraca. Mimo to w głębi serca wciąż oszukiwała samą siebie, że zasługiwała na miłość, że pewnego dnia stanie się dla kogoś ważna.
– Nie w tym życiu, moja droga. – Ilara westchnęła ciężko, od niechcenia wstając z łóżka.
Nie czuła się na siłach, żeby wychodzić do ludzi. Gdyby tylko mogła, najchętniej wzięłaby urlop dziekański i została w mieszkaniu już na zawsze. A przynajmniej do momentu, w którym poczuje się lepiej. Niestety własne ambicje i upór nie pozwalały jej na porzucenie własnych marzeń, niezależnie od tego, jak źle by się nie czuła. Dziewczyna wrzuciła więc do torby kilka masywnych podręczników i wyszła z mieszkania, mozolnym krokiem zmierzając w stronę biblioteki. Musiała zdać te egzaminy. Studia to jedyne, co jej w życiu pozostało.


Ilara nawet nie zauważyła, kiedy biblioteka opustoszała, a świat za oknem całkowicie ucichł. Całkowicie straciła poczucie czasu, spędzając długie godziny przymocowana do całkiem wygodnego fotelu. Dopiero strzyknięcie kości i ból w karku przypomniały jej o tym, że już dawno temu powinna była wrócić do mieszkania. Dziewczyna przeciągnęła się i spakowała wszystkie rozrzucone po stoliku książki, zarówno własne podręczniki, jak i powieści, które dopiero co wypożyczyła, by choć na jakiś czas zająć czymś głowę. Bez chwili namysłu wstała i czym prędzej skierowała się ku wyjściu, nie chcąc dłużej denerwować swoją obecnością starszej bibliotekarki. Ona również zapewne marzyła już tylko o tym, żeby wrócić do domu i odpocząć po całym dniu ciężkiej pracy. Coś nie pozwoliło jednak Ilarze opuścić budynku. Zatrzymała się i przetarła oczy, jak gdyby nie wierząc sama sobie, że to, co widzi, nie jest jedynie wytworem jej spragnionej czułości wyobraźni.
– Kindra? – Pojedyncze słowo opuściło jej usta, natychmiast zwracając uwagę drugiej kobiety.
Rackham miała wrażenie, że świat zastygł wokół niej. Serce zadrżało, a Ilara poczuła, jak zalewa ją fala wspomnień, zarówno tych przyjemnych, do których chętnie wracała, jak i tych, przez które co noc przewracała się z boku na bok. Nie usłyszała słów Kindry, będąc całkowicie pochłonięta własnymi myślami. Kobieta była jednocześnie tak blisko, a tak daleko. Ilara odniosła wrażenie, że los zwyczajnie z niej szydzi, machając jej Kindrą przed nosem tylko po to, by znów jej ją odebrać. By znów strzaskać wszelkie nadzieje, że owa noc cokolwiek dla niej znaczyła.
– Co u ciebie? Wszystko w porządku? – Słowa orczycy w końcu sprowadziły ją na ziemię.
Nie. Nic nie jest w porządku, od tych przeklętych walentynek myślę tylko o tobie i nie potrafię skupić się na niczym innym, niż na tym jednym cholernym pocałunku. Ilara chciała wykrzyczeć wszystko, co od dłuższego czasu leżało jej na sercu, co zaprzątało jej myśli. Nie miała jednak odwagi, nie tutaj.
– Mogło być lepiej, mam strasznie dużo na głowie. – Uśmiechnęła się delikatnie, wskazując palcem na wystające z torby książki. – Dobrze cię znowu widzieć.
– Ciebie też. – Ilara nie była w stanie stwierdzić, czy słowa Kindry były jakkolwiek szczere.
Stały w milczeniu, nie mogąc wydusić z siebie żadnego słowa. Rackham miała wiele do powiedzenia, wiele pytań do zadania, jednak żadne z nich nie chciało przejść jej przez gardło. Czuła, jak zaschło jej w ustach, a żołądek wywrócił się do góry nogami. Los zdawał się pchać je ku sobie, a Ilara byłaby zwyczajnie głupia, gdyby nie wykorzystała podanej jej na srebrnej tacy szansy.
– Czy chciałabyś może pójść ze mną na kawę? Teraz. Chciałabym porozmawiać…wyjaśnić sobie kilka rzeczy. – Nie miała odwagi, żeby spojrzeć Kindrze w oczy, wpatrując się pusto w zamek jej kurtki. – Znam jedną przytulną kawiarnię w okolicy. Kawa i kropka. Powinna ci się spodobać.
Ilara nie łudziła się, że orczyca się zgodzi, a jednak przyjemnie się zaskoczyła. Kindra, choć wyraźnie się wahała, ostatecznie skinęła głową, nie wykazując jednak większego entuzjazmu. Rackham czuła się, jakby wrzucono ją na pole minowe, zawiązano oczy i kazano się wydostać. Wystarczyło jedno złe słowo, żeby kobieta na dobre zniknęła z jej życia, bez żadnej szansy powrotu. Odetchnęła głęboko, wraz z Kindrą opuszczając bibliotekę i w przytłaczającej ciszy kierując się ku kawiarni.


Nieciężko było zauważyć, że atmosfera między nimi była napięta, znacznie cięższa, niż podczas ich ostatniego spotkania. Rozmowa ewidentnie się nie kleiła, sprowadzając się jedynie do kilku pustych komentarzy na temat paskudnej pogody, nadchodzących egzaminów i trudnościach w pracy. Żaden z tematów nie ciągnął się jednak przez dłużej niż zaledwie kilka pozbawionych emocji zdań. Ilara przygryzła wargę. Przez chwilę sama zaczęła wątpić czy to, czego doświadczyła w walentynki, a raczej to, jak je zapamiętała, było prawdziwe. Być może przez cały ten czas podświadomie idealizowała ich wspólnie spędzony czas. Być może uschnięty już bukiet kwiatów nie znaczył absolutnie nic. Właśnie, kwiaty.
– Róże od ciebie nadal się trzymają, wiesz? – Skłamała. – Są naprawdę przepiękne, nie spodziewałam się, że tyle wytrzymają.
Krążyła wokół tematu walentynek, łgała jak pies, byle tylko skłonić Kindrę do gadania, byle tylko przygotować ją na rozmowę, która w końcu musiała nadejść. Ilara nie zamierzała wyjść z tej kawiarni dopóki nie usłyszy z jej ust całej prawdy.
– Ilara, słuchaj. – Głos orczycy był stanowczy, dziwnie suchy. Rackham poczuła, jak przechodzą ją ciarki. – Nie zrozum mnie źle, naprawdę świetnie się z tobą bawiłam. To były naprawdę przyjemne walentynki. I tylko tyle. Nie szukam związku, bo zdecydowanie się do niego nie nadaję. – Ilara poczuła, jak serce jej zamiera. – Nic z tego, z nas, nie będzie. Możemy zostać znajomymi, widywać się od czasu do czasu, ale nic więcej.
Rackham otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, jednak nie była w stanie wydusić z siebie ani słowa. Zaczęło dzwonić jej w uszach, a ciężar na klatce piersiowej stał się tak odczuwalny, że dziewczyna przez chwilę nie była w stanie złapać oddechu. Mogła się spodziewać, że nic z tego nie wyjdzie, jednak usłyszenie tego bezpośrednio od Kindry całkowicie zwaliło ją z nóg. Ilara nie pamiętała, kiedy ostatni raz czuła się tak pusta. Orczyca nie powiedziała już nic więcej, po prostu wpatrując się w swoją towarzyszkę. Rackham chciała uciec, czuła, że jeśli natychmiast nie wyjdzie z tej przeklętej kawiarni, to rozklei się na dobre, a na to nie chciała sobie pozwolić. A przynajmniej nie w miejscu publicznym, nie przy Kindrze.
– Rozumiem. Pójdę zapłacić. – Nie była w stanie wydusić z siebie ani słowa więcej. – Dobranoc, Kindra.
Pospiesznym krokiem wstała od stolika, podchodząc do lady. Zapłaciła za nie obie w ramach ostatniego, przyjaznego gestu, nim zniknie z jej życia na dobre.
Gdy wychodziła, nie odwróciła się za siebie. Zostawiła Kindrę samą, wraz z jej wciąż stygnącą kawą.


Pogoda zdawała się jeszcze gorsza, niż wcześniej, jakby dopasowując się do wszystkiego, co miało miejsce zaledwie chwilę wcześniej. Ilara szybkim krokiem przemierzała kolejne uliczki. Płakała, a łzy mieszały się ze ściekającymi po jej policzkach kroplami deszczu. Nie wiedziała, co dzieje się wokół niej, z trudem wymijając przechodniów i inne znajdujące się na chodniku przeszkody. Była roztrzęsiona, zwyczajnie smutna. Nie zarejestrowała nawet momentu, w którym wyciągnęła telefon z kieszeni płaszcza i, wybrawszy numer, przyłożyła go do ucha. Już po chwili w jej uszach rozległ się ten jakże dobrze znany, ciepły głos.
– Dante, przepraszam, że męczę cię tak późno, ale nie wiem, do kogo innego mogłabym zadzwonić. Ja…widziałam się z Kindrą, byłyśmy razem w kawiarni. – Głos łamał jej się przy każdym wypowiedzianym słowie. – Cholera jasna, czuję się jak największa idiotka na świecie.
– Ilarka Talarka, nie jesteś idiotką, to inni ludzie nie doceniają twojego geniuszu i wspaniałego charakteru, a teraz powiedz mi, co takiego ta... – Urwał na chwilę, jakby próbując znaleźć odpowiednie słowa. – …cudowna walentynka zrobiła, że sprawiła, że o tej złotej zasadzie zapomniałaś.
Rackham opowiedziała mu o wszystkim, zaczynając od spotkania w bibliotece, a kończąc na przedwczesnym wyjściu z kawiarni. Gdy cytowała słowa Kindry, musiała na chwilę zamilknąć, zebrać się do kupy, próbując nie rozpłakać się Dantemu do słuchawki.
– Mam ochotę po prostu zapaść się pod ziemię.
– Żadnego zapadania się pod ziemię, to ona powinna się zapaść. Najlepiejpodmojąpięść, aleziemiateżmożebyć – Ostatnie słowa wymówił na tyle szybko, że Ilara nie była w stanie ich zrozumieć. – Bo takie traktowanie ciebie jest absolutnie niedopuszczalne. Co ona miała w głowie, gdy spędzała z tobą te walentynki, co? Powiem ci, co - a-bso-lu-tne nic, jebaną pustkę, z siebie debila zrobiła. – Dante znów na chwilę zamilkł. – Ilarka, jednostki nieoświecone trzeba oświecać. Musisz jej pokazać, że gówno wie, i że jednak jej zależy. Spróbuj się z nią spotkać jeszcze raz.
– Dante, jak ja mam się z nią znowu spotkać? Skoro po walentynkach nie dała mi swojego numeru, to teraz tym bardziej go nie dostałam. Zresztą, wątpię, że będzie chciała mnie jeszcze kiedykolwiek widzieć.
– A wiesz może, co robi? Gdzie pracuje? Z Basharem pod tym względem przynajmniej miałem łatwo, byłem dupkiem co prawda, gdy tam już przychodziłem, to fakt, ale łapiesz, do czego zmierzam. – Ilara była w stanie wyobrazić sobie uśmiech, który malował się właśnie na twarzy Dantego.
Rackham zastanowiła się przez dłuższą chwilę. Kindra nigdy nie zdradziła jej, gdzie dokładnie pracuje, jednak Ilara mogła założyć się, że była to praca fizyczna. Kobieta była zbyt umięśniona, poruszała się w zbyt dobrze znany Ilarze sposób, żeby nie wykorzystywać swoich atutów w pracy. Nie miała jednak pewności, orczyca nie powiedziała jej zbyt wiele o sobie. Rackham podzieliła się swoimi założeniami z Dantem, a ten jedynie zaśmiał się pod nosem.
– To niesamowicie ciekawe. Wiesz co, wydaje mi się, że słyszałem kiedyś o takim jednym kursie samoobrony prowadzonym przez jakąś Kindrę. Nie mogę mieć oczywiście pewności, że to ona, ale co ci szkodzi sprawdzić. – Dante brzmiał tak, jakby doskonale zdawał sobie sprawę, że mówi o tej samej Kindrze. – Za chwilę wyślę ci link do zapisów. Ale oczywiście nie wiesz tego ode mnie.
Dziewczyna z początku nie wiedziała, jak powinna zareagować. Orczyca wyraźnie dała jej do zrozumienia, co o niej myśli, jednak jakaś część Ilary nie chciała tak szybko odpuszczać. Cholera jasna, myślała o Kindrze zbyt dużo i zdecydowanie zbyt często, żeby tak po prostu się od niej odciąć i pogodzić z tym, że nic między nimi nie będzie. Rackham czuła, jak budzi się w niej zalążek starej Ilary. Tej, która z uporem i dumą dowodziła całym statkiem, tej, która prędzej dałaby się pokroić, niż odpuściła. Być może właśnie teraz nadszedł idealny moment, żeby powrócić na stare śmieci.
– Co mi szkodzi, najwyżej się wypiszę. – Ilara odetchnęła głęboko. – Dziękuję Dante, jesteś wielki.
Zaledwie chwilę po tym, jak skończyli rozmawiać, telefon zawibrował, a na ekranie wyświetliła się obiecana wiadomość z linkiem. Ilara nie miała pojęcia, jakim cudem Dante wie absolutnie o wszystkim i wszystkich w tym cholernym mieście, ale nigdy nie była mu za to bardziej wdzięczna.
Gdy wróciła do domu, przez długi czas wpatrywała się w stronę z zapisami, powoli tracąc początkowy zapał i odwagę. Czy na pewno powinna to zrobić? Odpowiedź Kindry nie brzmiała jak zachęta do dalszych starań. Mimo wszystko Ilara nie potrafiła przestać o niej myśleć. Cholerna orczyca namieszała jej w głowie bardziej, niż ktokolwiek inny.
– Ilara, cholera jasna, czy ty nie możesz raz w życiu wybrać sobie normalnej kobiety? – mruknęła sama do siebie
Wdech, wydech. Wdech, wydech. W końcu, odsuwając na bok wszystkie kłębiące się w głowie myśli, kliknęła na zielony przycisk zapisz się, wpisała wszystkie potrzebne dane i dokonała przelewu. Nie było już odwrotu. Konsekwencjami swoich działań będzie się martwić za kilka dni, kiedy stanie twarzą w twarz ze swoją nową trenerką.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz