Annikki dobrze wiedziała, jak to jest poznać sekret drugiej osoby, który rzucał na nią nowe, nieoczekiwane światło. Przeszła przez to już niejeden raz, samemu dobierając się do zagrzebanych w odmętach dokumentów szokujących prawd, wyciągając z rozmówcy wyjaśnienia. Nic jednak, co do tej pory zrobiła jako dziennikarka, nie mogło ją przygotować na tajemnicę Hotaru.
Gdy szukała odpowiedzi, w miarę rozumiała, na odkrycie czego się pisała, lecz żadnego kropki nie łączyły jej się w sposób, w jaki tancerka poprowadziła od jednej do drugiej prostą linię. Przeczuwała, że coś więcej zaszło w Matsukaze, że coś wyraźnie zmusiło Hotaru do wyjechania, jednak fakt, że w centrum tego wszystkiego była ona i zaklęty wachlarz, który wybrał ją spośród wszystkich osób? Dalsze pytania kłębiły się w głowie, ścigały o szansę zostania wypowiedzianym pierwszym, bo przecież każda historia miała swoje szczegóły, nieoczywista niuanse, lecz… Annikki przeniosła spojrzenie z wachlarza na Hotaru, miodowe oczy złagodniały, czułki opadły niżej, jakby ochronić chciały tancerkę swą pierzastą miękkością. Bo choć to silne napięcie towarzyszące kobiecie od pierwszych chwil rozmowy nieco opadło, wciąż dało się dostrzec niepewność i zmartwienie w jej postawie. Zmęczenie, które wywołało powiedzenie prawdy.
Annikki wstała i przesiadła się na wolny fotel obok Hotaru. Czuła, że tak będzie lepiej, że nie chce trzymać bezpiecznego dystansu między nimi, jakby rozmawiały jako dziennikarka i osoba udzielająca wywiadu. Ich spojrzenia się spotkały i Annikki miała wrażenie, że na chwilę tylko tyle im wystarczyło.
— Dziękuję — odezwała się w końcu, po czym splotła ciasno dłonie, przygarbiła się nieładnie, wspomnienie błagalnego wzroku Hotaru w teatrze wciąż żywe było w jej pamięci. — I przepraszam. Nie wiedziałam… Nie miałam pojęcia, o co proszę…
— Wszystko jest już dobrze — przerwała jej Hotaru, pochylając się lekko, by pochwycić uciekające spojrzenie ćmy własnym. Uśmiechnęła się łagodnie, a wróżka mimowolnie odpowiedziała tym samym. — Naprawdę. Może… Może nawet dobrze się stało.
Wpierw nie chciała w to uwierzyć, gdy wciąż docierało do niej, co takiego wyciągnęła z Hotaru, lecz ten miękki, cichy głos, nie drżał tak jak wcześniej, nie wahał się w ten sam sposób. Annikki skinęła lekko głową, i choć w tej chwilowej ciszy, która zapadła, dało się chyba słyszeć wszystkie pędzące na łeb na szyję myśli ćmy, ta pozwoliła tylko ich garstce wybrzmieć. Na resztę szczegółów miały czas.
— Hotaru… — zaczęła wróżka, przyglądając się tancerce. — Czy czujesz wciąż żal do ojca Akihime? W końcu poprosił cię o poświęcenie ponad twoje siły.
Blade dłonie przesunęły się w zamyśleniu po wachlarzu. Hotaru cicho westchnęła.
— Ogarniała mnie okropna panika na samą myśl o tym, że mam wyjechać i zostawić wszystko za sobą, znaleźć się gdzieś, gdzie nie było moje miejsce. W Senkawie wypełniamy swoje role i trwamy w nich, korzystając jak najlepiej z danego nam życia. Ja spełniać się miałam w Matsukaze, przynajmniej tak sądziłam. Ojciec Akihime prosił mnie, bym to wszystko zostawiła i rzuciła się w nieznane, kompletnie sama ze swym ciężarem. Prosił, bym złamała sobie życie.
Słowa, choć bolesne, nie miały w sobie tyle smutku, ile Annikki się spodziewała. Były przeszłością, ale nie otwartą raną.
— Tak to dla mnie wyglądało. — Hotaru spuściła wzrok. — Czułam żal do niego, był w końcu starszy, bardziej doświadczony i wpływowy, a jego jedynym sposobem na rozwiązanie tej sytuacji było proszenie mnie o zniknięcie, zapomnienie i nieoglądanie się za siebie.
— Nie powinien był obarczać cię taką prośbą.
— To było trochę dużo… Za dużo. Jednak te wcześniejsze emocje już minęły i uważam, że w tej decyzji była pewna mądrość, patrząc z perspektywy czasu. Zrozumiałam, że świat nie ogranicza się do Matsukaze i Senkawy, że życie tutaj, choć obce i miejscami niezrozumiałe, też potrafi pozytywnie zaskakiwać. — Tancerka uśmiechnęła się pierwszy raz od dawna tak ciepło przy niej, że Annikki nie miała co walczyć z lekko trzepoczącymi skrzydłami. — Może, gdybym nigdy nie wyjechała, nie rozwinęłabym skrzydeł, bezpieczna jak żuraw w spokojnych wodach mojego rodzinnego miasta.
Annikki przelotnie zastanowiła się, czy kiedykolwiek słyszała, by ktoś równie łagodnie mówił o decyzjach innych osób, które były źródłem lęku i niepewności w momencie ich zapadania. Wyobraziła sobie młodszą Hotaru, wciąż tak naprawdę nastolatkę, porzucającą znane sobie granice małej wioski i przybywającą do wielkiego Stellaire, wyobraziła sobie jej strach i pragnienie powrotu, a potem nałożyła ten obraz na kobietę siedzącą przy niej, ze zrozumieniem spoglądającą na przeszłość i ćma nie potrafiła pojąć, ile wysiłku musiało Hotaru to wszystko kosztować.
Otworzyła usta, jednak to, co chciała powiedzieć, rozpadło się w ciche zająknięcie.
— Ale nie tańczysz tutaj w sposób, w jaki na pewno tańczyłaś w Senkawie — odparła miast tego, zerkając na wachlarz.
Kolejne westchnienie, lecz tym razem zabarwione tęsknotą za czymś, co się bardzo kochało.
— Nie — przyznała Hotaru. — Ale czas w końcu przyniósł mi odpowiedzi, których wcześniej nie miałam, więc wierzę, że i to kiedyś się zmieni.
Ćmowy wzrok zbiegł znów na wachlarz, tak niepozorny i prosty, przypominający tysiące innych wachlarzy, a jednak stanowiący mitologiczny relikt. Jak musiał wyglądać taniec w wykonaniu jego posiadaczki, nieograniczonej drugim planem teatru? Jaką moc dawał jej ten przedmiot?
Świadomy wachlarz. Część boga. Religijna Annikki nigdy nie była, ale chyba należało okazać szacunek w tej sytuacji.
— Czy powinnam się jakoś… przedstawić? — zapytała, pochylając się nieznacznie nad smukłym pudełkiem. Jej skołowanie zaskakująco dobrze wpłynęło na humor Hotaru, ciemne oczy błysnęły pogodniejszą iskrą.
— Nie ma takiej potrzeby. On wie o tobie. — Ćma zamrugała. — Ode mnie — naprostowała tancerka.
— On mówi?
— Nie tak, jak ci się wydaje. Hikaru nie porozumiewa się słowem, tylko emocjami albo przekazuje mi subtelne znaki. To jest swego rodzaju… przepływ uczuć między nami.
Annikki pokiwała głową, jakby faktycznie rozumiała, jak może działać komunikacja z ożywionym przedmiotem, lecz widząc, jak swobodne mówienie o Hikaru przyniosło nieco ulgi spiętym ramionom Hotaru, ćma postanowiła na razie to po prostu zaakceptować i nie przejmować się szczegółami.
— Jaki jest właściwie Hikaru?
— Ciepły i świetlisty — odpowiedziała Hotaru, uśmiechając się delikatnie. — Po senkawańsku moje imię oznacza „świetlik”, zaś Hikaru to „światło”. To doskonale pokazuje, jak wygląda nasza relacja. On jest moim światłem, a ja niosę to światło przez świat.
Jak dotąd Annikki nawet nie przyszło do głowy, że Hotaru potrzebowała jeszcze jakiegoś światła, skoro na co dzień była personifikacją ciepłej łuny, światełkiem ściągającym do siebie ćmowe zainteresowanie. Czy razem z Hikaru tancerka rozbłysłaby w jej oczach jak gwiazda?
— Rzeczywiście ładne połączenie — odparła Annikki, rumieniąc się. Ale tylko trochę. I to na końcówkach uszu.
Dziwne, całkowicie obce uczucie zagościło w jej myślach, odwracających się od maszyny do pisania, zagościło w dłoniach, teraz niepewnych, co ze sobą począć, zagościło w sercu, bijącym swobodnie mimo powierzonego mu ciężaru. Już w kawiarni to czuła, choć zrzuciła to na karb szoku, lecz ani odprowadzenie Hotaru do jej domu, ani powrót w towarzystwie chłodnego wiatru owiewającego ćmowe skrzydła nie osłabił tego niezaznanego wcześniej wrażenia, a wręcz przeciwnie. Gdy weszła do mieszkania, wiedziała już z całą pewnością, że nie sięgnie po kartkę ani pióro.
Jej całe życie opierało się na spisywaniu faktów, jednak nie potrafiła w tych samych ramach zamknąć słów Hotaru.
Nie raz przekuwała bolesne historie w ciągnące się przez strony dziennika zdania, wiedziała, jak udźwignąć smutek, żal i prawdę w swoich słowach, by oddały sprawiedliwość wysłuchanej wcześniej osobie, ale sekret, którym podzieliła się z nią Hotaru, był czymś znacznie bardziej personalnym. Był końcem jej jednego życia i początkiem drugiego, bólem i ulgą, strachem i zaufaniem. Tancerka podeszła do ćmowego serca, otworzyła lekko drżącą dłonią jedną z tych szufladek spoczywających najgłębiej i złożyła tam swoje wspomnienia, wierząc, że będą bezpiecznie. Annikki chciała, by wszystko zostało w tej szufladce tak, jak ułożyła to Hotaru. Chciała, by jej serce było jedyną kartką zapisaną przez napięty głos tancerki i jej zaciśnięte dłonie.
Nie potrafiła dopasować tego uczucia do niczego, co znała.
Ale to nie przez to sen do niej nie przychodził, gdy wszystkie lampy w mieszkaniu pogasły, a ona próbowała znaleźć wygodną pozycję w pachnącej bergamotką pościeli. Mijały minuty, w końcu godziny, i choć ciało zaczynało być na tyle zmęczone, że leżenie pod kawałkiem kołdry i na skraju poduszki wydawało się wręcz idealne, tak myśli wciąż nie potrafiły się ułożyć, a każda dotyczyła Hotaru i tego, czego tancerka od ćmy nie usłyszała w kawiarni.
Pewnie niczego by to nie zmieniło, pewnie nie miało to znaczenia. Ale słowa były tam, z tyłu głowy, jasne i klarowne, cisnące się na usta, choć wróżka uparcie starała się je sznurować. Co by się stało, gdyby pozwoliła im mówić swobodnie? Gdyby nakarmiła to pozbawione dopasowania uczucie i patrzyła, jak pęcznieje poza jej kontrolą? Nie lubiła działać pochopnie i pod wpływem impulsu, a raczej w ten łagodny sposób opisywała swoje wycofanie i miejscami skrajną zapobiegliwość.
Ile razy straciła przez to szansę, która nigdy później nie powróciła?
Annikki otworzyła oczy, wpatrując się w mrok. Miała jakieś trzy sekundy, zanim wątpliwości by ją opanowały. Trzy sekundy, by chwycić telefon, wybrać numer Hotaru i zadzwonić.
W czwartej chciała się rozłączyć, lecz Hotaru odebrała po ledwie dwóch sygnałach.
— Annikki? — odezwała się tancerka. Głos miała całkiem przytomny, niesklejony zmęczeniem jak powieki śpiącej o tej porze osoby. Ciocia kiedyś wspominała, że trudniej jest zasnąć, gdy ktoś wypełnia swoje myśli tobą, co brzmiało bardzo głupio. Ale i tak Annikki poczuła się troszkę winna.
— Hej — przywitała się cicho. Bez okularów nie widziała za dobrze zarysu telefonu, tylko jasną plamę ekranu w ciemności. Jakby Hotaru stała się małym źródełkiem światła, wokół którego kuliła się ćma. — Obudziłam cię? — zapytała, tak z grzeczności.
— Nie obudziłaś. Czy coś się stało?
— Nie mogę przestać o tobie myśleć — wypaliła, szybko i bez pomyślunku, lecz rozkojarzony umysł, pragnący głębokiego snu, a nie kolejnej godziny bezowocnego przewalania się z boku na bok, nie stanowił jej sojusznika w tej chwili. Nawet nie zarejestrowała dobrze, co właściwie takiego powiedziała. Zmarszczyła lekko brwi i pozwoliła reszcie nieprzefiltrowanych słów popłynąć. — Co jest normalne w moim przypadku, to znaczy myślenie cały czas o rzeczach i ludziach, szukanie wzorców i próbowanie rozebrać na części pierwsze męczące mnie kwestie. Nie wiem, jak działa niemyślenie. Nieważne. Ty jesteś innym rodzajem nie-mogę-przestać-myśleć.
Na linii zapadła cisza. Annikki wzięła głęboki wdech. Podleciała bliżej światła ze swymi słowami.
— Bo nie powiedziałam ci wszystkiego, co chciałam dzisiaj. Chyba nie wiedziałam, jak. Wystraszyłam się. Jestem tchórzem, ale do tego dojdziemy.
— Annikki… — powiedziała łagodnie Hotaru. Jakiś szelest rozległ się po drugiej stronie. Ćma wyobraziła sobie, że tancerka układa się tak jak ona, na boku i z ramionami oplecionymi wokół poduszki. Że naśladują siebie i odnajdują w tym lustrzanym obrazie komfort. — Nie jesteś tchórzem.
— Oczywiście, że jestem. Gdybym nie była, spojrzałabym ci prosto w oczy i powiedziała, że jesteś najodważniejszą osobą, jaką znam.
Wręcz widziała, jak Hotaru próbuje się odezwać, ale zaskoczenie odbiera jej głos. Annikki prawie sama straciła swój własny, mówiąc szybko i nie zastanawiając się nad słowami zbyt długo. Uderzenia jej serca przypominały zdesperowane trzepotanie kruchych skrzydeł, lecz była w tym dziwna ulga, jakby trzymała je uwięzione pod szklanką od rozmowy z kawiarni i dopiero teraz pozwoliła mu poruszyć się wedle naturalnego rytmu.
— Więc… Więc mówię to teraz. Jesteś najodważniejszą osobą, jaką znam, Hotaru. Mam słownik bogaty w wiele słów do opisania przeróżnych sytuacji, ale nie jestem w stanie wyrazić nimi tego, jak twoja historia mną poruszyła.
— To naprawdę nie jest nic takiego… — mruknęła tancerka, a Annikki nie mogła powstrzymać cichego parsknięcia, nie mogła powstrzymać przybierającego na sile uczucia. Światełko migotało przed nią niewyraźnie, oświetlając jej uśmiech i zmęczone, miękkie spojrzenie.
— Zawsze sobie umniejszasz, prawda? — odparła, a w głosie czaiła się senność wraz z podziwem, bo oto Annikki przemawiała do wybranki bogów, dziedziczki starej tradycji, która grzecznie spuszczała wzrok, gdy ktoś przechodził. — Jakbyś próbowała być cieniem. A zdobyłaś się na zrobienie czegoś, o czym żaden cień by nigdy nie pomyślał.
— Ty też opuściłaś swoje rodzinne strony.
— Tak, bo byłam zachłanna. Chciałam czegoś więcej.
Chciała wiedzy, bo wiedzieć to znaczyło mieć władzę nad swymi myślami, znaczyło przestać się bać tego, co czaiło się w mroku albo za plecami. Jednak im więcej poznawała Hotaru, im dłużej do niej mówiła, tym mocniej zastanawiała się nad tym, czy posiadanie odpowiedzi na wszystko, co działo się wokół niej, było warunkiem przetrwania. Czy, tak jak teraz, ufne oddanie części kontroli na rzecz zbliżenia się do światła, bez którego jej dni wydawały się pozbawione jakiegoś uroku, musiało być takie złe.
— Więc też musiałaś się odważyć na wyjazd, by to dostać — zauważyła cicho Hotaru.
— Moją odwagą było przeżycie co najwyżej uszczypnięcia. Ty musiałaś na nowo stworzyć swój świat.
Hotaru westchnęła, znów jakiś szelest dobiegł uszu wróżki. Nie była w stanie wywnioskować, czy tancerka się odsunęła, przy przysunęła do telefonu.
— Annikki, ja uciekłam.
Ćma pokręciła głową na tę stanowczość w głosie, odpowiedziała z nie mniejszą siłą.
— Nie. Zdecydowałaś się dalej żyć, Hotaru, na nowych, obcych zasadach, gdy mogłaś umrzeć w znanym sobie miejscu. — Brzmiało to może trochę dramatycznie, ale robiło się coraz później, sen ciągnął za powieki akurat teraz, Annikki machnęła na to ręką. Hotaru zrozumie. — Umieranie jest łatwe, życie dużo trudniejsze. Dlatego… — Ziewnęła, wciskając twarz mocniej w poduszkę. Jasny ekran telefonu stanowił już tylko wąską kreskę przez przymrużone powieki. — Dlatego jesteś taka odważna. Jesteś światłem, które nie dało się zdusić ciemności.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz