19 maja 2025

Od Eliasa do Isidoro

— Co sądzisz o tej całej sprawie? — zapytał go poprzedniego dnia Isidoro. Obaj siedzieli wtedy we współdzielonym salonie ich pokoju hotelowego. Ciemność wdzierała się przez do połowy zasłonięte okna, częściowo rozpraszana przez stojącą w rogu lampę, której delikatne, ciepłe światło łagodziło ostre krawędzie cieni.
— Dostaliśmy dzisiaj dość sporo informacji, jednak wciąż jest tak wiele niewiadomych — odpowiedział mu Elias, dłonią pobieżnie muskając grzbiety książek rozstawionych na półce. Żaden z zaprezentowanych dla gości tytułów nie wpadł mu w oko, raczej większość z nich to była prosta proza, romansidła i światy pełne akcji. W skrócie nic, co mogłoby go realnie zainteresować. Obrócił się na pięcie i dołączył do drugiego mężczyzny, wtapiając się w miękkie obicie kanapy. — A ty? Masz jakieś przemyślenia?
Jasnowidz skinął lekko głową.
— Początkowo myślałem, że może to być sprawka jakiegoś wyjątkowo natrętnego ducha, jednak już wcześniej doszliśmy do wniosku, że nie jest to możliwe — Elias przekręcił się delikatnie, aby móc spojrzeć na towarzysza, Isidoro kontynuował: — Więc co innego mogłoby doprowadzić do anomalii na taką skalę? Jakaś nieznana nam moc? Jakiś artefakt?
— Na ten moment nie jesteśmy w stanie określić odpowiedzi na te pytania, jednak na pewno zastanawiające jest to, że te wszystkie incydenty wystąpiły dopiero przy zamknięciu kopalni.
— Dokładnie. Więc co jeśli to coś, co tkwi w głębi tych korytarzy, tak naprawdę chciało zatrzymać górników? — Cisza zgęstniała między nimi. Myśl zawisła w powietrzu, zbyt wyraźna, by ją zignorować. Spojrzeli sobie w oczy. — Co jeśli chciało być odnalezione?
Teraz patrzyli w ziejący w ich kierunku mrok, bardziej wabiący niż odpychający, mieszający się z coraz bardziej odczuwalnym chłodem.
Milena odeszła. Za ich plecami rozległo się trzaśnięcie drzwi, za którym podążyło nagłe mruczenie silnika. Tak więc zostali sami, całkowicie zdani na siebie.
Elias wyregulował ramiączka plecaka, ostatni raz zerknął za siebie, ku powierzchni, po czym odwrócił głowę w bok, gdzie stał jego towarzysz.
— Gotowy?
Jasnowidz wypuścił oddech. Kłęby pary zatańczyły w powietrzu, a usta drgnęły w lekkim uśmiechu.
— Tak.
Elf skinął głową i włączył latarkę czołową, oświetlając tym samym znajdujący się przed nimi tunel. Drugi mężczyzna poszedł w jego ślady, po czym z cichym szelestem rozwinął mapę.
— Więc rozpocznijmy tę przygodę.
I ruszyli przed siebie, trzymając się głównego tunelu, który stopniowo wprowadzał ich w coraz to głębsze poziomy kopalni. Póki co droga była prosta, prawie że z górki, jedynie spadająca drastycznie temperatura zaczęła odrobinę doskwierać pomimo wielu warstw termoizolacyjnej odzieży.
Elf pociągnął nosem, kiedy dotarli do najniższego punktu — powietrze tu było cięższe, pachniało wilgocią i starym pyłem, a ściany tunelu chłonęły światło jak czarna tkanina.
— Tutaj zaczynają się rozwidlenia tuneli — zauważył Isidoro, wskazując palcem na nakreślone na czarno linie rozchodzące się na boki niczym promienie słońca. — Co robimy?
Elias rozejrzał się, naliczył sześć potencjalnych wejść do tuneli, które według mapy miały się jeszcze bardziej rozgałęzić. Przejście ich wszystkich mogłoby im zająć całe miesiące.
— Mógłbyś spróbować przewidzieć, którą z dróg wybrać? — Zerknął na towarzysza, który uśmiechnął się i od razu sięgnął do plecaka.
Uklęknął na zimnym, kamiennym podłożu i wyciągnął wahadełko — jedno z jego utensyliów wróżbiarskich. Elias nachylił się nad nim z zaciekawieniem, nie za blisko, aby przypadkiem nie przeszkodzić jasnowidzowi, który uniósł wspomniany przedmiot nad rozłożoną na ziemi mapą.
Onyks błysnął w bladym świetle latarek, zataczając powolne kręgi. Elf z zapartym tchem obserwował jego niemalże nieskończoną wędrówkę, aż nagle wahadełko zatrzymało się, odchylając się w lewo od nich, w stronę jednego z mrocznych korytarzy. I tak właśnie decyzja została podjęta i zaakceptowana bez słowa sprzeciwu.
Cisza wróciła. Niepokojąca, wręcz przedzierająca się aż do samych kości, potęgująca odczuwany na wskroś chłód. Echa ich kroków ginęły za zakrętami tuneli, a lekko przyspieszone od chodu oddechy mieszały się ze sobą. Pokonali jeszcze sześć rozwidleń, nim zadecydowali zatrzymać się na pierwszy postój.
— Myślę, że minęły jakieś trzy godziny, odkąd zeszliśmy pod ziemię — mruknął Elias, rozpakowując na grubym kocu termicznym opakowanie z nuggetsami. — Mamy dobre tempo, ale wciąż nie wiemy czego tak naprawdę szukać i gdzie się kierujemy.
— Trzy godziny? Czuję się, jakbyśmy już szli co najmniej pięć. — Isidoro przegryzał spokojnie bułkę mleczną, a w ręku trzymał termos wypełniony wciąż gorącą herbatą.
Elf cicho zanucił, zastanawiając się nad słowami jasnowidza. Nie dostali żadnego porządnego zegarka, a te mechaniczne nawet nie wchodziły w rachubę, gdyż istniało ryzyko, że w kontakcie z wyciekiem łatwopalnych gazów, mogłoby dojść do zapłonu. Tak, więc nie wiedzieli, ile dokładnie czasu upłynęło, odkąd zagłębili się w ciemne wnętrze opuszczonej kopalni, żegnając tym samym promienie porannego słońca. Musieli polegać w tej kwestii na własnych domniemaniach, które były dość nieprecyzyjne i obarczone większym lub mniejszym błędem.
— Nie przejmujmy się tym na razie — Czarodziej spakował resztę jedzenia do plecaka. — Póki mamy prowiant i niezbędny ekwipunek, to możemy tu spędzić kilka dni.
— Tylko skąd mamy wiedzieć, kiedy kończy się dany dzień, a zaczyna następny?
Elias nie miał odpowiedzi na to pytanie. Potrząsnął jedynie głową i podniósł się z cichym westchnieniem. Na razie nie widział powodu do niepokoju.
Poczekał, aż drugi mężczyzna dopije herbatę i spakuje swoje rzeczy. Po tym zwinęli wspólnie koc, który został wepchnięty do plecaka elfa, i ruszyli z powrotem na szlak.
Utrzymywali poprzednie tempo, przedzierając się przez kolejne korytarze. Wahadełko jasnowidza praktycznie cały czas było w użyciu, wskazując im wśród labiryntu tuneli odpowiednią drogę, mającą ich doprowadzić do celu ich podróży. Przynajmniej taką mieli nadzieję.
— Eliasie?
— Hmm?
— Tak się zastanawiam… czy ty też to czujesz?
Czarodziej zwolnił krok i obejrzał się przez ramię, na idącego za nim Isidoro.
— Co takiego?
— Od dłuższego czasu mam dziwne wrażenie, że jesteśmy obserwowani.
Elias zatrzymał się, po czym stanął naprzeciwko swojego partnera.
— Od kiedy?
— Zaczęło się, gdy ruszyliśmy dalej po naszym postoju. — Jasnowidz rozejrzał się po wąskim korytarzu, ale na darmo. — Nawet teraz, czuję, że coś patrzy, jakby milion oczu spoglądających na nas z każdej możliwej strony.
— Nic nie czuję.
Uchylił usta, aby jeszcze coś dodać, ale w tym samym momencie niespodziewanie zgasło światło i zapanowała ciemność, mroczniejsza od tych bezksiężycowych nocy.
— Co się dzieje? — zagadnął Isidoro, gdy Elias użył zaklęcia do rozpalenia zastępczego źródła światła. — Baterie się rozładowały?
Latarki, które ze sobą zabrali, były specjalnie zaprojektowane do pracy w strefach zagrożonych wybuchem. Każda z nich była ładowana przez wiele godzin przed samą wyprawą, a dodatkowe akumulatory spoczywały głęboko w ich plecakach.
— Spróbujmy je wymienić.
I tak też zrobili, jednak nawet nowe akumulatory nie przywróciły światła.
— Czyżby przestały działać z zimna?
— Nie jest aż tak zimno. Chyba? Poza tym powinny być odporne na takie warunki. Prawda?
Elias już niczego nie mógł być pewien. Wszystko było w tym momencie jedną wielką niewiadomą.
— I co teraz? — Jasnowidz spojrzał niepewnie za Eliasa, gdzie promienie jego magii nie sięgały swoim blaskiem, by rozdmuchnąć, panującą ciemność. Elias dostrzegł pierwszy cień niepokoju na twarzy towarzysza — drobne napięcie ust, spojrzenie, które znowu wędrowało za jego plecy. Bez słowa zbliżył się do niego i położył dłoń na ramieniu.
— Idziemy dalej. Jeśli poczujesz coś nowego, to daj mi od razu znać. Damy radę, te anomalie tylko potwierdzają, że musimy być na dobrej drodze.
Uśmiechnął się do niego lekko. Ciepło jego dłoni trwało o chwilę dłużej niż musiało, zanim się odsunął.
Isidoro skinął głową, a cień w jego oczach zdawał się rozpraszać, gdy śmiało ruszył dalej, prowadzony teraz przez światło magii Eliasa, które stopniowo odkrywało przed nimi dalszą ścieżkę.
Wkrótce dotarli do kolejnego rozwidlenia.
— Dziwne — mruknął jasnowidz, zaciskając palce na krawędziach mapy.
— O co chodzi?
— Według mapy nie powinno być tu skrzyżowania…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz