04 stycznia 2025

Od Theo – Nowy Rok

Słońce już dawno temu zaszło, nie dało się jednak w pełni tego odczuć dzięki dobrze oświetlonym ulicom Stellaire, teraz dodatkowo przez świąteczne ozdoby. Jeden z większych placów szczególnie lśnił, na tyle, że prawdopodobnie był dobrze widoczny z bardzo dużej wysokości. Kolorowe światła nadawały wyjątkową aurę, obecny tłum charakteryzował się świecącymi opaskami i okularami. Wszyscy wyglądali, jakby zebrali się tu na wielką imprezę. W sumie nie odstawało to bardzo od prawdy; technicznie trwało wielkie wydarzenie, jedno z tych największych.
— Jak odliczający zegar za mną pokazuje, do Nowego Roku pozostało zaledwie kilka minut! — oznajmiła pewna kobieta z mikrofonem, skierowana do trzymanej przez kogoś kamery. — Tradycyjnie wielu mieszkańców Stellaire zebrało się na Placu Św. Walentego, żeby uczcić tę okazję.
Rozejrzała się po tłumie, wyłapała wzrokiem pewnego blondwłosego młodzieńca. Postanowiła do niego podejść, spytała o emocje związane z końcem jednego roku, a nadejściem kolejnego. Chłopak popatrzył do kamery, potem na reporterkę, uśmiechnął się nieśmiało.
— Ach, jestem bardzo podekscytowany — powiedział. — Myślę, że ten rok mogę uznać za udany, ponieważ zrobiłem wiele rzeczy, które chciałem, a nawet poznałem wyjątkowe osoby. — Przelotnie zerknął na stojącą za nim grupkę, zapewne swoich przyjaciół. — Mogę swobodnie rozpocząć 2139 rok. — Poszerzył uśmiech.
— Bardzo dobrze to słyszeć — odpowiedziała reporterka. — Mam nadzieję, że państwo, którzy teraz nas oglądają — zwróciła się do kamery — również mogą uznać kończący się rok za udany.
Siedzący przed telewizorem Theo westchnął ciężko, oparł głowę o podkulone nogi.
Już prawie minął cały jeden rok. Pory odbyły pełną rotację, znowu była zima, dwanaście miesięcy się kończyło. Ostatni dzień dobiegał ostatnich minut przed wybiciem północy, stawiającej kropkę przy jednym zdaniu, a rozpoczynającym następne.
Kolejny rok cierpień za nim.
I kolejny przed nim.
Nie udało mu się niczego wielkiego osiągnąć. Badania w laboratorium nadal nie przyniosły tak bardzo wyczekiwanych przez niego rezultatów. Wykładanie na uczelni przebiegało normalnie, bez zaprzyjaźnienia się z kimkolwiek. Nie licząc studentów i pracowników uniwersytetu, nikogo nowego nie poznał. Relacja z ojcem w najmniejszym stopniu się nie poprawiła. A sam Theo dalej krzywdził dotykiem.
Nawet w ten ostatni dzień roku nie mógł nigdzie wyjść. Wielu poszło na imprezy, miasto, do barów, gdziekolwiek. Część spędzała sylwestra w przyjacielskim lub rodzinnym gronie. On siedział sam w swoim mieszkaniu, i to nie z wyboru. Marzył, wręcz pragnął gdzieś pójść, coś zobaczyć na własne oczy. Teraz jednak ruch na mieście był intensywny. Musiałby zakryć się od stóp do głów, a i tak spędziłby ten czas w ciągłym stresie oraz obawie przed przypadkowym dotykiem. Panicznie bał się takich tłumów, bowiem wystarczyła chwila nieuwagi, żeby wywołać katastrofę.
Noworoczne postanowienia? Brak. Nigdy niczego sobie nie postanawiał. Bo co niby miał? Nie musiał z niczym skończyć ani do niczego bardziej się przyłożyć. Na nowe hobby nie miał ochoty, wyjazd do przyrody, którą mógł nieumyślnie uszkodzić, odpadał. Nie było opcji, że uda mu zdobyć przyjaciela, nie zamierzał też płaszczyć się ojcu. Co zatem powinien sobie postanowić? Że postara się przetrwać kolejny rok? To nie tak, że mógł zakończyć swój żywot, więc po co postanawiać sobie coś gwarantowanego?
Kto by pomyślał, że życie młodego geniusza będzie aż tak pozbawione smaku...
Ludzie w telewizji zaczęli odliczać. Theo opuścił nogi na podłogę, sięgnął po lampkę szampana.
— Szczęśliwego Nowego Roku! — zawołali wszyscy na placu.
— Szczęśliwego... — mruknął cicho Theo.
Pociągnął łyk napoju, nieco się skrzywił. Nie udało mu się kupić dobrego. Ale nie mógł się dziwić, w końcu nie miał doświadczenia w kupowaniu alkoholu. W sumie to pił go możliwie jak najrzadziej.
Nie dość, że życie, to jeszcze szampan niedobry.
Docierające z podwórka odgłosy fajerwerków zwiększyły częstotliwość, przez niezasłonięte okno dało się częściowo dostrzec kolorowe wybuchy. Chłopak westchnął ciężko, odłożył lampkę, a złapał do ręki pilota. Wszedł na Netfilms, wybrał jakiś film przyrodniczy z Davidem Attenbeau. Widział go z kilka razy, lecz jakoś tak nabrał na niego ochoty. Musiał jakkolwiek sobie urozmaicić Nowy Rok.
Jakkolwiek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz