Dziękuję, to bardzo miłe z Twojej strony, ale niestety już mam inne plany.
Słowa, neutralne i uprzejme, takie, które można było napisać do zwykłego znajomego, zdawały się wypalać bolącą ranę gdzieś w głębi serca, gdy Hotaru raz po raz czytała to, co napisała. Kobieta westchnęła znowu, zmarszczka przecięła czoło, brwi ściągnęły się, jakby rozmyślała nad jakimś trudnym problemem, lecz problem nie był przecież wcale taki trudny – ot, jej głupota i nieuważność sprawiły, że powiedziała więcej, niż powinna, więc jedyne, co zostało zrobić, to nie mówić nic. Milczenie było przecież złotem, milczenie było jedynym, co mogło jej teraz pomóc.
Hotaru nienawidziła kłamać.
Nie potrafiła tego wiarygodnie robić, więc jeśli nie chciała, by ktoś się o czymś dowiedział, po prostu nie rozmawiała na dany temat, unikała go jak ognia, nawet jedno słowo nie spłynęło z ust. Pozostawała też kwestia tego, że Annikki była dziennikarką – umysł tancerki mówił, że te pytania nie mogły zostać zadane bez głębszego powodu, bez przemyślenia i pragnienia, by dotrzeć tam, gdzie nie udało się dotrzeć nikomu innemu. Hotaru zaś była zdeterminowana, by nikt nie dowiedział się o tamtym incydencie. Tajemnica Hikaru, jej obdarzonego świadomością wachlarza, zdolnego wybrać kolejną głowę szkoły tańca Matsudaira, musiała pozostać nieznana i chroniona, bo, co tu dużo mówić, nikt by jej nie uwierzył. Kryła prawdę tak długo, obawiając się konsekwencji, że była święcie przekonana, że jej słowa i wyjaśnienia nikogo by nie przekonały – kto by uwierzył w to, że zaklęty wachlarz wzgardził prawowitą dziedziczką szkoły tańca, szkoloną od maleńkości w trudnych krokach stylu Matsudaira, by wybrać sobie przypadkową przybłędę. Tym przecież Hotaru była – niczym więcej, jak kaprysem losu, który nie miał prawa znaczyć nic więcej.
Kobieta ścisnęła w dłoniach wachlarz, jego ciepły dech wkradł się między myśli.
Tak, wybrał ją, to ona miała przeznaczone być kolejną głową szkoły, lecz jak to się miało niby stać w tych warunkach? Gdy Hotaru pozostawała wyklęta i znienawidzona, oskarżona o zbrodnię, której nie popełniła? Kobieta nie widziała dla siebie szansy, nie dostrzegała wersji wydarzeń, w której wszystko składa się w sensowną całość. Dlatego jedynym, co jej pozostawało, była ciągła ucieczka i unikanie tematu, aż ktokolwiek, kto chciał ten temat zgłębić, po prostu straci zainteresowanie widząc, że niczego nie wskóra. Hotaru nie chciała sama przed sobą przyznać, że jak do tej pory nikt nie zbliżył się do prawdy aż tak bardzo i nikt nie był aż tak szczery w swych poszukiwaniach, jak Annikki.
Tancerka znów westchnęła.
Sylwester przyszedł szybciej, niż sobie tego życzyła, a atmosfera świętowania, zabaw i tańców, bardzo szybko porwała ulice. Porwała też i jej znajome, bo pozostałe tancerki miały już plany, wesołe i pogodne, nieuwzględniające dodatkowych osób. „Pojadę do rodziny”, „Zostanę z chłopakiem”, „Jedziemy do znajomych” – wszystko to nie uwzględniało żadnej dodatkowej osoby, lecz z drugiej strony Hotaru nie poczyniła ruchu, by do tych planów dołączyć. Na dobrą sprawę ich nie chciała, woląc pozostać w zaciszu swego domu. Tak miało być dobrze, tak miało być bezpiecznie – bez śmiechów, radości, bez alkoholu i pytań, które komuś mogłyby przyjść do głowy.
Myśli Hotaru mimowolnie uciekały w stronę domu, tych tradycyjnych potraw, które szykowała jej matka, zwiastujących powodzenie. Fragmenty marynowanego lotosu, przynoszące szczęście, pierożki przynoszące pieniądze, kawałki krewetek zapewniające miłość – wszystkie one były kluczowe, by nowy rok zaczął się tak, jak powinien. Do tego kartki z życzeniami, które miały dotrzeć dokładnie pierwszego dnia roku i dla których wszyscy listonosze starali się jak tylko mogli, by dostarczyć listy.
Dla Hotaru to miały na zawsze pozostać jedynie wspomnienia.
Miała zostać, obejrzeć fajerwerki w domu i o północy wysłać życzenia znajomym, lecz dusza wierciła się w piersi, nie dawała jej spokojnie usiedzieć. Kobieta kręciła się po domu, wstawała z kanapy, by bez celu przejść do kuchni, wyjrzeć przez okno, i znów wrócić, usadzić się jakoś inaczej między poduszkami. W końcu jednak niewyjaśniony niepokój wziął nad nią górę, Hotaru założyła ciepłe buty, założyła i kurtkę, włosy skryła pod grubą czapką.
Wyszła na miasto, na początku mając w planach po prostu snucie się po nim, pozwolenie, by przypadek kierował jej krokami, by to los decydował, gdzie zamierza ją poprowadzić. Oczywiście, że wszędzie pełno było ludzi – ulice tonęły w grupach bawiących się przednio znajomych, przepychających się i śmiejących, wyraźnie pijanych, pragnących uczcić tę noc czymś niesamowitym.
Brakowało jej modlitwy do kamich, brakowało bliskości rodziny, brakowało po prostu jej własnego kraju, lecz co mogła poradzić? Nie dało się cofnąć czasu, a nawet, jeśli byłoby to możliwe, Hotaru by tego nie zrobiła. Kobieta wsunęła dłoń do torebki, namacała to charakterystyczne pudełko, z którym nigdy się nie rozstawała.
Hikaru spał spokojnie, tak jak zawsze, może od czasu do czasu przesyłając w stronę Hotaru swe myśli, lecz nie był to koherentny strumień, żadna ważna wypowiedź. Wachlarz dzielił się po prostu swymi uczuciami, chwilowymi i ulotnymi, mającymi rozpaść się ledwie za moment, Hotaru zaś pozwalała im płynąć, nurzając własną świadomość w rozważaniach wachlarza, jak zanurzyłaby palce w chłodnym, górskim strumieniu. Instynktownie szukała jakiegoś ukojenia i pocieszenia, gdy upływające dni wcale nie wyciszały wiercącego się w duszy niepokoju.
Pozwoliła, by nogi same ją niosły, nie zastanawiała się, gdzie konkretnie los każe jej podążyć. Jakoś tak naturalnie skierowała się w stronę głównego placu miejskiego – tam, gdzie pod namiotem Ministerstwa, czarodzieje pomagali wyczarować te zabawne, świetliste kule. Wzrok Hotaru padł na jakąś większą grupę, rodzinę z dzieciakami, starającymi się bardzo mocno, by wyczarować największe, najjaśniejsze i najbardziej super kule. Nastrój radosnego oczekiwania przesycał zimne powietrze, jakaś muzyka leciała ze skrytych w tłumie głośników, a skoczne tempo sprawiało, że serce przyspieszało. Ostatni dzień starego roku, już za moment miał przyjść ten nowy.
I wtedy muzyka się skończyła, z głośników odezwał się radosny, kobiecy głos, i rozpoczęło się odliczanie do godziny zero.
3…
2…
1…
I wybuch światła i wesołości, gdy nowy rok rozpoczął się z fanfarami i wybuchami, gdy światło oznajmiło, że oto zmieniamy datę w kalendarzu.
Hotaru zdążyła się nieznacznie uśmiechnąć, ta wszechobecna radość, napierająca na nią z każdej strony, zaczęła robić niewielki wyłom w nastroju tancerki, gdy wzrok pochwycił nagle coś, co nie miało się tam znaleźć.
Jasnozielne skrzydła, puchate czułki wystające spod czapki, to przepełnione ciekawością spojrzenie – nie, osoby nie dało się z nikim pomylić. Siedziała na murku, pod wierzbami, a skupione spojrzenie utkwione miała w ekranie telefonu. Pewnie chodziło o życzenia noworoczne, a może była z kimś umówiona, tylko nie mogli się znaleźć…?
Wcześniej ruszyłaby naprzód, dołączyła do wróżki, to jednak było w innym czasie, kiedy jeszcze jej brak pomyślunku nie zepsuł wszystkiego. Hotaru patrzyła jeszcze przez chwilę, a potem zrobiła to, co powinna była zrobić znacznie wcześniej.
Odwróciła się i zniknęła w tłumie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz