11 stycznia 2025

Od Caina - Nowy Rok, War of Hearts (I) [AU]

TW: sexual content, but not 18+
Bal noworoczny organizowany przez rodzinę królewską miał się rozpocząć dzisiaj wieczorem. Wszelkie przygotowania zaczęto jeszcze przed miesiącem, poprzedzając okres świąt. Huczny bal jest organizowany regularnie, aby uczcić zakończenie roku, ale jest to też niezwykła okazja do tego, aby wszelkie głowy rodów, szlachta, politycy i sojusznicy mogli spotkać się w jednym miejscu i... porobić wszelkie te rzeczy, które robili.
Cain jako kapitan straży przybocznej był tylko koniecznością na tym balu. I może gdyby urodził się w rodzinie, której nie były obce zmanierowane zachowania i wykwintne stroje, podchodziłby do tego inaczej. Zawsze jednak powtarzał, że mógł trafić gorzej. Ciemny, wyprany mundur leżał na jego łóżku w dosyć skromnym pokoju; srebrne obszycia lśniły w delikatnym świetle, a wszelkie odznaki, które otrzymał przez lata służby, przyciągały wzrok swoimi kolorami. Przyzwyczaił się do niego, może nawet polubił. Służenie księciu było zdecydowanie mniej problematyczne niż służenie w armii pod rozkazami generałów królowej Andras. I nie musiał zakładać ciemnego fraku. Natomiast, tak jak wszyscy inni dzisiaj, zakładał piękną, ozdobną maskę na twarz. Dzisiaj, choć pełnił swoją służbę, miał być jednym z wielu gości pod tajemniczym zakryciem, bawiąc się pośród innych zaproszonych ludzi.
Do pokojów księcia mógłby już trafić po omacku, z zamkniętymi oczami. Doskonale pamiętał drogę; każdy zakręt, obraz, który mijał, ilość drzwi w ścianach, może nawet kroki. Ostrożnie zapukał do komnat, a otworzył mu jeden ze służących.
– Czy jego wysokość jest już gotów?
– Jeszcze chwila, kapitanie.
Cain wiedział, że za drzwiami do sypialni na pewno kryje się oszałamiający widok, na który uśmiechnie się niedyskretnie, będąc bezpiecznym ze swoimi reakcjami przy prywatnej służbie Naberiusa. Ten do ostatniej chwili nie chciał mu zdradzić, co zaplanował na ten bal, ale bez względu na to, co to było, Cain wiedział, że poruszy to jego duszę. Lub zupełnie coś innego, co było bardziej niebezpieczne.
Duże drzwi otworzyła służka, przepuszczając księcia przez nie. Nie było takiej możliwości, aby ten nie zauważył, jak jego kapitan straży przybocznej mierzy go całego spojrzeniem, przemierzając z uśmiechem przez każde zagięcie jego ciała poprzez modry odcień błękitu sukni wyciętej idealnie pod biodrem, ukazując blady krem skóry uda pod spodem. Bufiaste falbany z szyfonu podkreślały imponujące skrzydła wystające zza pleców, natomiast złote ozdoby dodawały bogactwa i podkreślały wszystko swoim jasnym kolorem. Oczywiście, że każdy element był dopasowany i krawiec tym razem spełnił swoją pracę nawet lepiej, niż doskonale, dokonując ostatnie poprawki z tyłu, tak jakby Naberius nie mógł już wystać w miejscu i doczekać się, aż ktoś go zobaczy.
I to bardzo cieszyło jego głównego strażnika.
– Wasza Wysokość przyćmi dzisiaj wszystkich na balu.
Uśmiech Naberiusa podniósł się jeszcze wyżej.
– Dziękuję wszystkim – zwrócił się do służby, odprawiając ich z powrotem do swoich pokojów na zasłużony odpoczynek.
Zostali sami. W pokoju, którego wyjście było niedaleko, a potem mogli iść prosto na bal.
Mogli.
Cain podszedł bliżej. Obcasy jego oficerek stukały o posadzkę pokoju, powoli. Wyciągnął dłoń, chwytając ostrożnie jeden z ozdobnych, złotych łańcuszków przy talii księcia, muskając palcem jego powierzchnię z zadowolonym pomrukiem, a potem nachylił się do jego ucha, odgarniając kosmyk włosów na bok, za małe skrzydełko, wyrastające tuż u podstawy jego czaszki.
Zawsze uważał, że były urocze.
– Wyglądasz przepięknie – wyszeptał prosto do ucha, widząc delikatne drgnięcie piór tuż obok niego – Gdybym mógł, spróbowałbym cię w niej już teraz.
Naberius podniósł wzrok i odwzajemnił gest, łapiąc go za elegancki, gruby akselbant, przyczepiony do poły jego oficerskiej marynarki.
– Jeśli zrobimy cokolwiek dalej, obawiam się, że możemy nie wyjść już z tego pokoju, kapitanie – lekkie pociągnięcie za owinięty wokół jego palca akselbant, przybliżyło ich twarze niebezpiecznie blisko siebie.
Cain niemal czuł ciepły oddech na swoich ustach, a jego dłoń była niebezpiecznie zbyt blisko wycięcia w sukience. Głos w jego głowie chciał, aby wsunął tam rękę. Wiedział, że wtedy z ust księcia wydobędzie się niesamowicie piękny dźwięk, który za każdym razem doprowadzał jego zmysły do stanu braku kontroli. Jednak powstrzymywał się wraz z głębokim oddechem, bo książę miał rację – jeśli posuną się dalej, nie wyjdą, a było już i tak dosyć późno. Jak na stanowisko, które dzierżył, to było bardzo nieodpowiedzialne, ale jego już dawno nie obchodziło, czy coś jest odpowiednie tylko ze względu na to, że był strażnikiem księcia. Wychowały go warunki, którym daleko było od pałacowego luksusu, a wszelkich etykiet nauczył się, dopiero kiedy musiał mieć z tym styczność.
– Wiesz... bardzo lubię ten mundur. Uważam, że ci w nim do twarzy, kapitanie – ich usta dzieliły centymetry już teraz, a ręka księcia, która sunęła powoli po jego piersi, tuż obok wszelkich odznak, ku ramieniu, wcale nie pomagała w powstrzymywaniu się – Fantazjowałem o tobie w nim nie raz.
Ten szept był jak złote jabłko podarowane bogini na zgubę całego wojska. Gdy przyciągał biodra Naberiusa do swoich, nie spodziewał się, że ten stanie na palcach, pomimo założonych obcasów i zwieńczy wszystko pocałunkiem, w którym nie było za grosz subtelności. Ich języki znały się już doskonale. Tak, jak smak ust tego drugiego. Zdradliwe palce wsunęły się pod błękitny materiał sukni, powoli, nieco podciągając materiał w górę z każdym dalszym posunięciem palców po delikatnej skórze uda, nim Cain nie poczuł delikatnej koronki na samym szczycie jędrnego pośladka. Mógłby zwariować od samego dotykania księcia. Był dla niego pod każdym względem idealny, ale nie spodziewał się, że założy pod taką kreację akurat tę bieliznę. Nie wierzył, że nie było to zrobione umyślnie. Specjalnie dla niego. Ta, którą sam mu sprezentował po kryjomu, w tajemnicy przed kimkolwiek, niecały miesiąc temu. Wiedział, że Naberius w końcu uraczy go swoim widokiem w tej błękitnej koronce, ale nie spodziewał się tak podstępnego ruchu.
– Zabijasz mnie aniele. Twoje okrucieństwo nie zna granic – wyszeptał mu prosto w usta, kiedy w krótkiej przerwie nabierali powietrza i zamknął dłoń na jego pośladku, mocno ściskając.
Tak jak myślał i tak jak się obawiał, Babs wydał z siebie melodię słodką i intymną, która dotarła zbyt daleko, niż powinna, wewnątrz ciała Caina. Tak bardzo musiał się zatrzymać, a tak bardzo nie chciał. Zagiął nad palcami również delikatną koronkę, kiedy jego dłoń sunęła dalej, nad krzywiznę tyłka, aby wsunąć palce w miękki, słodki obszar, co spotkało się z kolejnym pięknym gruchotaniem oraz drgnięciem dużych skrzydeł, jakby przepłynął przez nie prąd.
– Kurwa, Babs – Cain ściągnął brwi w bolesnej świadomości, że nie może posunąć się dalej, a szafka Naberiusa znajduje się w sypialni, zbyt daleko od ich obecnego miejsca, w którym utknęli, poza tym bal... ten przeklęty bal. – Ten mundur nie ukryje każdej wypukłości.
Książę zachichotał. Uśmiech przecinał jego usta w pięknej i zdradzieckiej kompozycji, łącząc się z rumieńcami na policzkach.
– Dobrze, mogę okazać ci łaskę w tej sprawie, kapitanie – wymruczał, nakłaniając swoje biodra do jeszcze mocniejszego przylgnięcia do Caina, który powstrzymywał swoje ciało siłą woli i każdą, najmniejszą cząsteczką w sobie. – Ale tylko na pewien czas.
– Bój się o swoich gości, Wasza Miłość, bo ktokolwiek będzie z tobą tańczył, w moich myślach zostanie natychmiast przebity mieczem na wylot.
Odsunięcie się od siebie wymagało od nich siły. Naberius wygładził swoją sukienkę na biodrach (co nie powstrzymało Caina przed bezczelnym wgapianiem się w niego) oraz mundur swojego kapitana z rzuconym argumentem, że przecież nie może wyglądać jak psu z gardła wyjęty. Oboje założyli ozdobne maski, pasujące do ich kreacji, a raczej Naberius do swojej kreacji, a Cain do swojego ciemnego munduru.
– Gotowy na przyćmienie wszystkich? – Cain wyciągnął do niego rękę, aby ten mógł swobodnie oprzeć na niej swoją dłoń, prowadzony do samych drzwi wielkiej sali, na której zebrała się zapewne spora ilość gości.
Wyszli na zewnątrz, poruszając się z gracją wzdłuż korytarza i mijając służbę, która delikatnie kłaniała się księciu w nerwowej atmosferze, którą wywoływał jeden z największych balów w roku. Cain był prawie zazdrosny o każdego, kto zatrzymał wzrok nieco dłużej na Naberiusie, niż powinien, ale trzymał to dla siebie w milczeniu.
– Wiesz czym ten bal jest dla mojej siostry – Babs zagadnął, prowadzony przez swojego kapitana ku coraz głośniejszym głosom, muzyce, śmiechom – Wielkim spędem kandydatów do małżeństwa. Podobno nawet lady Farlach zgłosiła swoje chęci.
Cain parsknął pod nosem. Kojarzył tę szlachciankę i jej blond loki ułożone niezależnie od pory roku i okazji w wielki kok na czubku głowy.
– Wielka posiadłość na wzgórzu tuż nad uroczym jeziorem wydaje się całkiem w porządku opcją – jego beztroski ton był oczywiście nadziany sarkazmem.
Wiedział, że ten temat nie był wcale przyjemny dla Naberiusa. Dla niego zresztą również, ale w gruncie rzeczy wierzył, że to przynosi księciu ulgę. Ta możliwość rozmowy. Złagodzenie czyhającej przyszłości, której sobie nie wybrał samodzielnie. Odebranie mu możliwości wyboru.
Cain robił się odrobinkę bardziej zdenerwowany z każdą taką myślą.
– Nie byłoby to aż takie złe. Ona by prowadziła dalej ewidencję swoich ogrodów, ja zażyłbym więcej słońca, niż w pałacowych murach u boku swojej siostry... – ten nabity marzycielskim sarkazmem ton był nie tyle co kwaśny, jak słodko-gorzki.
– Byłoby tutaj bez ciebie bardzo smutno. 
– Nie wiem o czym mówisz. Zabieram cię ze sobą.
– Jako swojego najbardziej zaufanego strażnika?
– Jako swojego najbardziej zaufanego człowieka.
Cain uśmiechnął się pod nosem na tę zdecydowaną odpowiedź, lecz jego uśmiech nie był wcale wynikiem rozbawienia. Na ich drodze stała osoba, której Naberius dalej się bał, a Cain nie miał jeszcze wystarczająco siły, aby ją pokonać. Najpierw musiał przelać całą swoją wiarę w osobę, która kroczyła dumnie obok niego, żeby uwierzyła.
– Myślisz, że twoja siostra pozwoliłaby nam udać się razem do posiadłości lady Farlach, ryzykując unieważnienie małżeństwa poprzez społeczny skandal?
– Lady Farlach i tak nie interesuje nic poza wygodnym układem. To starsza kobieta, której miłością są jej drzewa i śliwki, a nie namiętne wieczory z małżonkiem, lecz wiem, że mój wybór się nie liczy w tej sprawie. Królowa nie chciałaby mieć w rodzinie szlachcianki, która zbudowała swoją gospodarkę na drzewkach owocowych. Za to młodszy syn pary królewskiej kraju sąsiadującego, gotowy do małżeństwa w formie umocnienia sojuszu to jest dla niej łup idealny.
– Skoro tak bardzo chce, to niech sama wyjdzie za niego.
– Wiesz, że...
Cain przystanął, nim nie wyszli na główny korytarz, który prowadził do drzwi, po otworzeniu których znajdą się już w paszczy lwa bez odwrotu, pomiędzy muzyką, rozmowami, oddzieleni statusem społecznym, pozycją, zbijającą się wokół w grupę szlachtą oraz przez spojrzenie królowej Andras.
– Bez względu na to, co się wydarzy i z kim się zwiążesz, będę stać u twojego boku – Cain ścisnął jego dłoń, na tyle dyskretnie w geście wsparcia w takim stopniu, w jakim mógł i potrafił, następnie nachylił się nieco – Najwyżej twój małżonek umrze na suchoty z niewyjaśnionych przyczyn...
– Kapitanie! – Naberius głośno wyszeptał, oglądając się za siebie – Bo jeszcze oskarżą cię o spisek. Ale dziękuję. To... dla mnie naprawdę ważne.
Cain po prostu się uśmiechnął. Chciał dodać mu otuchy. Może też odgonić negatywne myśli, żeby książę wyniósł z tego balu również przyjemne i miłe rzeczy.
Wielka, marmurowa sala, oświetlona blaskiem tysięcy małych światełek i powieszonych kryształów unoszących się pod sufitem, dla każdego nowego gościa była zapierającym dech w piersiach widokiem. Sam Cain musiał przyznać, że ta część pałacu pozostawała jedną z jego ulubionych. Światło samo przebijało się przez wielkie okna, zaduch ustępował otwartej przestrzeni, jasność witała wychodzących z ciemnych korytarzy, ale przy tym wszystkim dalej utrzymywał się tajemniczy nastrój, a cienie grały w kątach wraz z promieniami światła. Ogromne drzwi prowadzące do sali już swoją wielkością imponowały gościom, a co dopiero wszelkie ozdoby przygotowane na tę uroczystość. Każdy krok po gładkiej, ozdobionej złotymi żyłami posadzce odbijał się dźwięcznym echem, a powietrze wypełniały subtelne nuty muzyki granej przez najlepszą w królestwie orkiestrę bardów, ich srebrne harfy i szklane fletnie.
Wszyscy najważniejsi goście dawno już przybyli. Być może nie powinien się tak haniebnie spóźniać, ale prawda była też taka, że do ostatniej chwili, kiedy trzymał zaproszenie w dłoni, chciał zrezygnować z obecności na tej uroczystości. Nie był istotnym gościem. Jego nieobecności nikt by nie zauważył. Może poza jedną osobą... ale ostatecznie nie mógł się oprzeć i był też pewny, że nikt nie zapewni lepszego bezpieczeństwa Jego Książęcej Mości, niż on sam. Był też inny powód. Powód, przez który Cain nie mógł spać, mimo że od samego początku wiedział, że z tym się musi pogodzić. Właściwie to oboje o tym wiedzieli, ale dopóki sprawa nie została poruszona w żaden sposób, starali się o tym nie myśleć. Przyjęli taktykę, która była najbardziej odpowiednia i bezpieczna dla nich oboje. Dla ich reputacji, bo o ile Cain mógł się zhańbić (im więcej problemów przysporzy królowej, tym lepiej), o tyle rozumiał pozycję Naberiusa. Być niczym mięso dla spragnionych układów i wzmocnienia swojej pozycji psów.
Naberius puścił dłoń Caina i ruszył do przodu, natomiast kapitan jego straży stanął w miejscu, kłaniając się królowej, która obserwowała wszystkich z góry na samym środku podestu, nie uraczając ich nawet spojrzeniem, kiedy sługa anonsował ich przybycie. Jej suknia, czarna jak obsydian – i zapewne jej mroczne serce – odbijała się od bieli posadzki niczym dziura gotowa pochłonąć każdego. Maska w kształcie wilczej czaszki zdawała się śledzić każdego gościa, a z ramion spływała koronka przetykana srebrnymi nićmi.
Wampir. Pijawka. Wyssie twoją duszę, nim zdążysz się obrócić. Wszystko do siebie doskonale pasowało. Kieliszki szampana były kuszące dla Caina. Był pewien, że będzie zdecydowanie potrzebować wypić chociaż jeden, bo nie wie, ile zniesie z tego balu.
Czas upływał, a goście się bawili. Wskazówki zegara powoli przesuwały się coraz bliżej północy, ale były dalej zbyt daleko od oczekiwanej liczby. Cain oczywiście rozmawiał z innymi gośćmi, z różnymi przybyłymi wojskowymi, z którymi jednak miał o czym porozmawiać, nie tylko o tym, jak przyrost waluty wpływa na gospodarkę lub czemu nagle szafir przestał być modny. Czuł się wtedy jak głupiec, który wyszedł dopiero ze swojej szopy. Cały czas jednak podążał jak cień za księciem, nie spuszczając go z oka, co jakiś czas podchodząc bliżej i zadając pytanie przez ramię, czy wszystko w porządku, spotykając się z uprzejmym skinieniem głowy i oficjalnym podziękowaniem, na co odpowiadał równie oficjalnym, delikatnym ukłonem i wracał do swojej wyprostowanej sylwetki. Naberius wyglądał w tym wszystkim naturalnie, ale Cain znał go już na tyle długo, aby widzieć te spięcia skrzydeł, kiedy delikatnie poprzez ich ruch "strzepywał" z siebie stres i inne emocje. Czasem wymieniali się dyskretnymi spojrzeniami, kiedy któryś z polityków go nudził, a Cain wtedy niepostrzeżenie dla innych go parodiował, aby zobaczyć na twarzy księcia delikatny uśmiech.
W gruncie rzeczy czekał na moment, w którym będzie mógł do niego podejść i poprosić o taniec. O jeden niewinny, nawet jeśli miał być krótki, taniec. W końcu nie było nic złego w tym, aby zatańczyć ze swoim panem, tym bardziej, kiedy w jego głowie siedziała uporczywa myśl, że część z tańczących z Naberiusem partnerów, robiła to tylko po to, aby się podlizać.
Cain rzucił ukradkowe spojrzenie na królewski podest. Nie spodziewał się, że królowa Andras będzie wszystko obserwować, trzymając w nagiej dłoni kieliszek wina. Jej spojrzenie niczym tysiąc lodowych szpilek wbijało się boleśnie w sam środek parkietu, na którym jej brat olśniewał wyglądem i tańcem, zamiatając końcówkami skrzydeł marmur. Wyglądało to, jakby tańczyły razem z nim, niezależne i piękne. Wszyscy odsunęli się na bok, dając miejsce tańczącej parze, a Caina ukłuło w sercu. Myśl tak bardzo wyrwana od skrawka tego głupiego, bijącego mięśnia rwała się z krzykiem do przodu. Mózg jednak twardo trzymał go przytwierdzonego do posadzki, w jednym miejscu, a palce ściskały trzymany kieliszek, dalej pełny. 
– Podobno książę ma już wybranego partnera do małżeństwa.
Szept stojącej obok niego grupki trzech gości odwrócił jego uwagę od rozgrywającej się sceny na środku parkietu.
– Tak? Kogo?
– Słyszałam, jak sędzia Tricherich mówił, że postawił na lorda Poiriera. Byłby to całkiem dobry wybór. Lord jeszcze nie jest taki stary, a jego relacje z królewskim rządem poprawiły się od ostatniego występku jego babki, kiedy jeszcze trzymała ich fortunę w rękach.
– Ja natomiast słyszałem, że ma być to madame Leruex.
– Leruex jest młoda i głupia. Jej rodzice zrobią wszystko, aby wyszła za kogoś o takim majątku i władzy. Totalnie nie nadaje się na żonę dla księcia. Prędzej do klasztoru niż na królewskie salony.
Cain przewrócił wewnętrznie oczami na ich rozbawione śmiechy, chociaż... może wychodził na złego, ale totalnie się zgadzał. Madame Leruex była młoda, ale nie na tyle wpływowa, aby Andras ją chciała, ponieważ rozmawiający goście zapomnieli o jednym. To nie Naberius miał tutaj decyzyjność. To jego siostra rozporządzała kandydatami jak znudzona wdowa swoimi nowymi butami.
– Myślę, że to może być książę Aaric. Kto będzie lepszy jak nie królewskiego pochodzenia syn? A i sojusz to najlepsze rozwiązanie dla obu państw.
Cała trójka pokiwała zgodnie głowami, patrząc w stronę środka parkietu. Cain podążył spojrzeniem wraz z nimi na tańczącego Naberiusa w objęciach wspomnianej osoby. Jakby podświadomie wiedząc, Babs odwrócił delikatnie głowę na bok i złapali kontakt wzrokowy – on w niemej, dyskretnej prośbie o pomoc, Cain ze skrzywieniem, które udało mu się w porę ukryć.
Królowa mogła napluć sobie w twarz, gdyby mogła. Cain mógłby jej pomóc, gdyby życie nie było cenniejsze, niż satysfakcja z tego uczynku.
Wypił cały kieliszek wina na raz. Alkohol przyjemnie połaskotał gorącem go po gardle, bo szkoda, żeby się zmarnował. Poza tym właśnie miał odbić Naberiusa z rąk kogoś, kto stał o parę szczebli wyżej niż on. Kim był wobec tego człowieka?
Obecnie jednym z wielu gości, ponieważ poprawił maskę na twarzy, odłożył pusty kieliszek na tacy służącego i wyszedł na środek parkietu, niemal stając tańczącej parze na drodze, z wyrafinowanym uśmiechem, którego nauczył się z obserwacji wszelkich wysoko położonych ludzi, kiedy chcieli powiedzieć coś, co niekoniecznie spodoba się drugiej stronie, ale otwarta złośliwość była uważana błędnie za gorący temperament. Owszem, mundur mógł go zdradzić, ale nie obchodziło go to.
– Wybacz Wasza Książęca Mość – skinienie głowy było niechętne, lecz wystarczające, z racji tego, że mógł być w środku zły, ale na zewnątrz musiał pozostać profesjonalny – Czy mogę prosić o taniec? – zawiesił dłoń w powietrzu, skierowaną w białej rękawiczce w stronę Naberiusa.
Doskonale rozumieli swoje spojrzenia.
– Proszę wybaczyć, Wasza Wysokość – kolejne potrząśnięcie skrzydłami mogło oznaczać zrzucenie kolejnego ładunku stresu lub wręcz przeciwnie, w Naberiusie również wrzało.
– Rozumiem – książę Aaric wyprostował się dumnie, a jego uśmiech rozszerzył się jeszcze bardziej – Liczę, że jeszcze będziemy mogli zatańczyć.
Odszedł na bok i zniknął w tłumie, otrzepując elegancką, białą marynarkę z pozostawionych przez skrzydła małych, pierzastych puszków, które wirowały na ziemi.
Cain stanął naprzeciwko Naberiusa, zasłaniając mu widok znikającego, białego stroju księcia innego kraju całym sobą. Uśmiechnął się nonszalancko i oparł dłoń na jego biodrze. Przez suknię przebijało ciepło rozgrzanego ciała księcia od tańca, a on sam miał na policzkach różowe rumieńce. Kapitan jego straży poprowadził, kiedy muzyka została zmieniona.
– Znoszenie jego trajkotania zaczynało być męczące – rzucił książę, kiedy zaczęli poruszać się na jasnym marmurze parkietu.
– Nawet nie wiesz, jak trudne było znoszenie widoku jego ręki na twoim ciele.
Naberius zaśmiał się cicho pod nosem.
– Długo wytrzymałeś, kapitanie.
– Chciałem uprzejmie zaczekać, aż sam go odprawisz i zadasz mu cios skrzydłem, taki wiesz, upominający prawy sierpowy...
– Chciałbym, naprawdę.
W blasku kryształowych żyrandoli, które rozpraszały światło w złotych refleksach na marmurowej posadzce, kapitan straży i książę stawiali pewne kroki w coraz to bardziej bliskim tańcu. Początkowo oboje trzymali się ustanowionych zasad – jakiekolwiek bliższe relacje miały pozostać za zamkniętymi drzwiami ich komnat, ale dzisiaj i teraz, to była granica, którą zaczęli przekraczać. Utrzymywali dystans do czasu w subtelnym rytmie ruchów. Cain prowadził pewnie, ale z wyczuciem, a książę z gracją poddawał się rytmowi granej muzyki. Z każdą chwilą, z każdą wygraną nutą, ich taniec stawał się coraz bardziej bliski, wypełniony uśmiechami, spojrzeniami i delikatnymi ruchami, niczym muśnięcia palców kochanka o poranku lub opadanie płatków róży po przekwitnięciu. Obroty były szybsze, kroki bardziej dynamiczne, a gdy muzyka przyspieszyła, Cain przyciągnął księcia bliżej, a ich ruchy zlały się w jedno – pełne pasji, tajemnicy i zakazanych pragnień.
Wokół nich tłum zamarł, zafascynowany tą niespodziewaną sceną, ale dla tańczących świat zewnętrzny przestał istnieć. To była chwila tylko dla nich – ulotna, ale pełna emocji, której nie zdołają zapomnieć.
Dłoń Caina zjechała niżej, mimo że nie powinna, a on sam przeklął siebie, że zachowuje się jak nabuzowany hormonami nastolatek. Jednak Naberius nacisnął tylko palcami na jego ramię, gdy zjednali się znowu naprzeciwko siebie, a ich piersi niemal zetknęły się w mocnym uścisku, gdy Cain ponownie przyciągał go do siebie. Jego uśmiech wystarczał.
Natomiast kapitan straży w zuchwałym geście, pochylił się do jego ucha, szepcząc:
– Cały ten bal, to ty i tylko ty w mojej głowie.
A potem podniósł spojrzenie w górę na podest. Zaciśnięte usta królowej mówiły dużo, ale nie przestraszył się tego ani trochę. Czuł ogromną satysfakcję z tego, że ona to widzi, że jej niezadowolenie jest wręcz wyciekającym jadem spod długiej sukni. Jeśli miał czegoś żałować, to tego, że nie poprosił Naberiusa o taniec wcześniej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz