Nieważne, od której strony starała się podejść, słowa uparcie pozostawały poza jej zasięgiem, skryte za jakimś całkowicie niedostępny murem. Zdania wystukane na klawiaturze laptopa usuwała, poprawiała parę z nich tylko po to, by również ich się pozbyć, zostawiając dokument pustym. Porzuciła notatnik po przekreśleniu całej strony, w maszynę do pisania włożyła tylko kartkę, bo palce zawisły nad klawiszami, nie wiedząc, gdzie uderzyć. Węzeł uciskający ją gdzieś w piersi nie dawał się rozwiązać, uformować w prosty, zrozumiały przekaz. Czuła się sparaliżowana, i to w dodatku przez własną głupotę.
Westchnęła, z bezsilności chowając twarz w dłoniach. Od momentu rozstania się po tamtym spotkaniu z Hotaru jej własny głos ją drażnił, przypominał, jak niesprawiedliwie potraktowała tancerkę, śmiało uważając, że ma jakiekolwiek prawo prosić o więcej, gdy Hotaru wyłącznie jej cały czas dawała coś od siebie – swój czas, mądre słowa, uśmiechy, wiedzę. W tylko gorszy stan wprowadzała ją świadomość, że choć żałowała zadania pytania, spokoju nie dawała jej odpowiedź, którą usłyszała, wymijająca i nieskładna. Nie trzeba było specjalisty, by wyczuć głębszą historię kryjącą się za tym.
Wciąż jednak chciała przeprosić za zmuszenie Hotaru do wykonania uniku. Daleko poza jej intencjami leżało wywołanie u tancerki dyskomfortu, nie na to zasługiwała. Zbliżał się Nowy Rok, może wtedy…? Nie mogła przecież tego rozwiązać przez wiadomość.
Niewiele więcej nad pomysłem się zastanawiając, chwyciła telefon, poruszona nagłym wigorem, ekscytacją, którą niosła ze sobą możliwość spotkania ponownie Hotaru. Zaprosiła ją na spacer po mieście, na coś słodkiego, właściwie na cokolwiek, co przypadłoby do gustu tancerce tego dnia, byle się zobaczyć, porozmawiać, dostać tę chwilę na…
Telefon zaćwierkał, zanim wątpliwości zdążyły pokonać pociechę.
Dlaczego to tak zakuło? Czy to nadzieja na wyjaśnienie tamtego spotkania umarła tak boleśnie, czy to ciche pogodzenie się z rzeczywistością, nie pierwszy raz z resztą, z czasem robiło się coraz to trudniejsze?
Napisała, że rozumie, że życzy udanego świętowania, klikając litery z ogromnym wysiłkiem, po czym podwinęła nogi na krześle, próbując skryć się cała pod własnymi skrzydłami przed resztą świata.
Mieszkanie w ostatni dzień grudnia zrobiło się niespodziewanie ciasne, duszne, napierające zewsząd na nią, gula rosła w gardle, niepewność poruszała piersią. Wyszła, nie chcąc słyszeć w ciszy czterech ścian swojego nerwowego oddechu.
Wśród roześmianych, obsypanych brokatem i chcących zapomnieć bolączki zeszłego roku osób była cieniem. Tak samo, jak w Saturnidzie, gdy wszelkie święto znaczyło czas zabawy oraz oddania się tradycjom, a dla niej zostawało jedynie wycofanie i samotność. Z tą różnicą, że tym razem czuła, że na ten stan zasługiwała.
Kierowała się powoli na plac główny, miejsce duże i głośne, pozwalające łatwo przepaść w tłumie. Nogi poruszały się jakoś sztywno, mechanicznie, zwinność, z którą zwykle ćma pokonywała miasto, przepadła na rzecz otępiającej apatii. Znała już ją z przeszłości, choć nigdy nie wydała się jej aż tak dobijająca. Powodu tej różnicy przemyślny umysł nie znajdywał. Bądź nie chciał tego robić.
Wyjście z metra otoczyli sprzedawcy zimnych ogni, kolorowych okularów, zaklętych amuletów, które gwarantowały spełnienie się wszystkich życzeń noworocznych. Annikki przeszła koło nich obojętnie, wmieszała się w falę mieszkańców zmierzających na plac. Prawie cieszyła się na dźwięk nieprzyjemnych, ostrych gwizdów, krzyków, piskliwych śmiechów. Zagłuszały jej myśli.
Znalezienie w miarę wygodnego miejsca do przeczekania ostatniej godziny starego roku nie należało do zadań najłatwiejszych, lecz ćma nie chciała wiele. Murek, który otaczał rząd płaczących wierzb, w zupełności wystarczał, a zimny kamień nie cieszył się popularnością, choć tu i tam przesiadywały roześmiane grupki znajomych. Usiadła, skuliła się nieco, spoglądając przed siebie, na zatłoczony plac. Sporo osób zmierzało pod namiot ministerstwa, gdzie wykwalifikowani czarodzieje pomagali tworzyć te specjalne kule światła. Każda inkantacja zakończona sukcesem wywoływała masę uśmiechów i pochwał, życzenia sypały się na lewo i prawo, uradowani błyszczącym tworem mieszkańcy odchodzili z radością wymalowaną na twarzach, nie mogąc się doczekać widowiska, gdy kule wzniosą się ku niebu. Miodowe oczy zatrzymały się na dłużej na prezentacyjnej kuli, którą jedna z magiczek ministerstwa wywołała dla zainteresowanych warsztatami. Spojrzenie dziwnie przygasło na tak wesoły widok.
Annikki była dobra w podziwianiu światła z daleka, nie w zbliżaniu się do niego. W gruncie rzeczy ćma i światło nie tworzyły dobrego połączenia. Dzieci wiedziały, że taka bliskość kończyła się tragicznie.
Odetchnęła zimnym, kującym w nos powietrzem, zamknęła oczy. Nic jednak z tego nie zmieniało faktu, że ćma nadal chętnie lgnęła do źródła jasności, ciepłego i miłego. Nic nie mogło powstrzymać jej zainteresowania, póki owo źródło wciąż majaczyło przed oczami. I nic nie przynosiło równie wiele ulgi, co zamknięcie tych uczuć w rygorystycznych ramach logiki i analizy.
Była to znajoma reakcja obronna, wypracowana dawno temu. Bo emocje nie były potrzebne przy szukaniu informacji, służyły jedynie za wystarczający silny bodziec, który ukierunkowywał uwagę, zmieniającą się niedługo potem w chłodne skupienie. Annikki wyciągnęła telefon, błyskawicznie zapadając się w swój rytm pracy, spokojny, pewny, zrozumiały. Działający z daleka. W przeglądarkę wpisała kilka ogólnych fraz, mających pomóc jej dotrzeć do jakiegoś punktu zaczepienia.
Senkawa, Matsukaze. Lokalne wieści, tłumaczone niedokładnie, ale wystarczająco dobrze przez internetowy translator. Szkoła tańca Matsudaira. Istniała oficjalna strona, choć informacji nie było na niej wiele, rzetelnego archiwum tym bardziej brakowało. Ubiegła dekada. Co wydarzyło się w tej spokojnej mieścinie dziesięć lat temu, zmieniając kierunek życia jednej z ostatnich osób, które wydawały się gotowe do wyjazdu do Stellaire?
Zmiana zakresu dat wyraźnie uszczupliła wyszukiwania. Mało. Prawie żadnych konkretów. Albo nie istniały, albo ktoś próbował się ich pozbyć. Ale Annikki radziła sobie już z gorszą ilością materiału.
Wtem miasto wokół niej krzyknęło chórem tysięcy radosnych mieszkańców witających nowy rok całym tchem mieszczącym się w ich płucach. Spojrzała na godzinę w telefonie, zaskoczona, że północ już minęła. Przesiedziała tak prawie godzinę, ignorując zdrętwiałe zimnem ciało, zapatrzona w linijki tekstu. Nie zauważyłaby nowej daty, gdyby nie ekscytacja innych.
Przez krótką, trwającą może trzy uderzenia serca chwilę wahała się, czy powinna wysłać jakiekolwiek życzenia do Hotaru, w końcu Nowy Rok znaczył dla niej więcej niż Yule. Narzucić się jeszcze bardziej? Wprowadzić ją w większy dyskomfort swoimi słowami? Pokręciła głową, odrzucając pomysł, ten emocjonalny impuls, który wybił ją z pracy. Nie było sensu rozpraszać się takimi myślami, skoro umysł już zajął się podrzuconym mu materiałem i teraz bolało mniej, w miejscu, które nie nadążało szybko za tak nagłymi zmianami.
Ekran telefonu rozbłysł wpisem z bloga podróżniczego. Jego twórczyni opisywała wizytę i pokaz w tradycyjnej szkole tańca. A potem znalazł się artykuł o dofinansowaniu kultury Senkawy i kto uzyskały pieniądze. Potem strona, której szaty graficznej nikt nie odświeżał przez parę ładnych lat, ale jakiś miłośnik tańca napisał na niej wszystko, co wiedział o szkole w Matsukaze, a tekst dodatkowo opatrzył własnymi przemyśleniami i spostrzeżeniami.
Gdzieś wśród tych luźno rzuconych ogólników znajdował się kierunek na prawdę, a ona wystarczająco mocno wierzyła, że ze swoimi umiejętnościami i instynktem wyczulonym na obecność drugiego dna da radę odszukać rzeczy zawarte między wierszami i podążyć właściwym tropem. Przecież nieoficjalnie było wiadomo, że to nie za niekompetencję wyrzucono ją z poprzedniej pracy.
Oczy wszystkich zwrócone były ku rozświetlonemu niebu, westchnienia zachwytu ulatywały z ust wraz z białymi obłoczkami. Annikki nie patrzyła razem z nimi, zbyt zajęta poszerzaniem granic swojego senkawańskiego projektu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz