16 stycznia 2025

Od Song Ana do Yonkiego

Nie wiedział, jak wiele rozczarowań związanych z ludzkim światem przyjdzie mu jeszcze znieść. Miał jednak pewność, że jednym z nich, tym zdecydowanie bardzo bolesnym, którego nigdy nie zapomni, będą słowa mężczyzny informujące o tym, że żadne pianki  tego wieczora nie zostaną ogrzane nad płomieniami ogniska. A boski sługa zdążył już nastawić się na ciepły przysmak. Obiecał też jeszcze podzielić się piankami z Yonkim! Song An zerknął niepewnie na swojego nowego przyjaciela. Na jego twarzy rysowało się równie duże rozczarowanie.
Wrzucony w ogień patyk szybko został strawiony przez płomienie. Zgasł równie prędko, co ich nadzieja. 
— To święty ogień — przypomniał szeptem zasmucony Song An. — Nie wiem, czy pieczenie na nim pianek to dobry pomysł. 
Wychował się w świątyni. Wiedział, że ogień i ofiary składane bóstwom są dość ważne — wykorzystanie takiego ogniska do celów innych niż przeznaczonych, raczej nie było wskazane i mogło zostać odebrane jako profanacja. Song An nie mógł do czegoś takiego dopuścić.
I chociaż o tym pomyślał, od razu połączył fakty świętego ognia i bóstw, zdawało się, że kompletnie to do niego nie dotarło. Nawet nie zastanawiał się, dlaczego takie ognisko zostało tutaj rozpalone i dlaczego mają oddawać mu cześć. Nie próbował nawet domyślić się, dla kogo zostało ono rozpalone. Po prostu było. Zaakceptował ten fakt. 
— Czyli nici z tych pianek? — W głosie Yonkiego rozbrzmiał smutek. Song An doskonale go rozumiał. Też czuł się zawiedziony. Od rana myślał tylko i wyłącznie o piankach. Specjalnie zabrał je ze sobą aż tutaj.
Boski sługa zmarszczył brwi. Nie chciał, aby słodycze się zmarnowały. Pianki na zimno nie smakowały już tak dobrze, jak na ciepło. Skoro ogrzanie ich nad tym ogniskiem nie wchodziło w grę, Song An musiał wymyślić inne rozwiązanie. Zerknął na bijące ciepłym blaskiem ognisko.
Do głowy przyszedł mu pewien pomysł.
— Skoro nie możemy użyć tego ognia, powinniśmy rozpalić swój własny — podzielił się swoim planem z Yonkim. Chociaż nie krył narastającej ekscytacji, mówił cicho, aby nikt ze zgromadzonych wokół zakapturzonych ludzi nie podsłuchał ich pomysłu. Co, jeśli ktoś chciałby zabronić im to zrobić?
Współlokator boskiego sługi ochoczo pokiwał głową. Sam Song An od razu poczuł się lepiej. Nadzieja na zjedzenie ciepłych pianek powróciła. Oprócz tego, nie będą musieli się dzielić słodyczami z nikim! Przecież to był plan idealny! Więcej pianek dla nich! Boski sługa sam czasem nie mógł uwierzyć w swój geniusz. Wystarczyło poczekać, aż spotkanie się skończy i będzie mógł wprowadzić swój plan w życie.
Mężczyzna prowadzący wieczorny apel mówił jeszcze przez chwilę. Odpowiadał na pomniejsze pytania, na których Song An nie potrafił się już skupić. Myślał wyłącznie o piankach. Ich aksamitnej konsystencji, przypalonej skórce, niezwykłej słodkości. Nie mógł się już doczekać.
Z trudem usiedział do końca przedłużającego się spotkania. Podobnie Yonki kręcił się tuż przy jego boku. Wizja pianek stała się naprawdę realna. Były już one na wyciągnięcie ręki! Kto w takiej chwili w ogóle potrafiłby zachować powagę?
Apel zakończył się niedługo później. Na szczęście dla obu młodzieńców, którzy wprost nie mogli się doczekać nocnej przekąski.
Song An i Yonki ulotnili się z głównego placu, pozostawiając ciepły blask ogniska daleko za sobą. Powrócili do swojego namiotu. Tam boski sługa wyciągnął ze swojej torby najbardziej wyczekiwany tego dnia obiekt. Napełnione po brzegi piankami nylonowe opakowanie. Na jego etykiecie znajdowała się puchata owieczka. Jej wełna wyglądała na równie puchatą i miękką, co same białe słodycze.
Song An wręczył paczkę Yonkiemu. Współlokator uniósł ją do góry, aby przyjrzeć się lepiej słodkiej zawartości. 
— Naprawdę są takie dobre? — upewniał się Yonki, przerzucając wzrok z łakoci na boskiego sługę. 
Song An pokiwał zgodnie głową. 
— Na zimno też są w porządku, ale ciepłe wręcz rozpływają się w ustach! — zapewnił z pewnością w głosie. — Chcesz spróbować ich teraz? Mamy ich dużo!
Yonkiego nie trzeba było długo namawiać. Szybko poradził sobie z opakowaniem i poczęstował się bielutką pianką. Song An również nie pozostał w tyle, samemu sięgając po słodycz. Uwielbiał je. 
Uważał też, że takie pianki, mimo, że całkiem dobre, pozostawiały wiele do życzenia. Brakowało im ciepła, były zaledwie o krok od doskonałości.
— Niezłe, prawda? — zapytał Song An, sięgając po drugą porcję słodyczy. Nie mógł się oprzeć. Yonki, zajęty przegryzaniem, jedynie pokiwał szybko zgodnie głową. Wyglądało na to, że przysmak całkiem mu odpowiada. 
— Gdzie chcemy rozpalić swoje ognisko? — Zadał pytanie, gdy opróżnił usta z pianek i odzyskał możliwość mówienia. — Gdzieś tutaj? 
— Nasz namiot jest chyba na to trochę za mały — przyznał Song An, mierząc wzrokiem niewielką przestrzeń, którą zajmowali. — Ale możemy zrobić je zaraz za nim! Co ty na to? 
— Pośpieszmy się, bo już nie mogę się doczekać!
Wyszli na zewnątrz. Wokół panowała ciemność. Jedynie gdzieś w oddali błyskało święte ognisko. Nikt się nie odzywał, nie spacerował. Song An uznał to za niezwykle sprzyjające okoliczności.
Szybko pojawił się pierwszy problem. Song An i Yonki znaleźli się za swoim namiotem, gdzie zdali sobie sprawę, że potrzebują materiału na ognisko. Nie mogą go rozpalić bez patyków!
Na szczęście wokół znajdował się las.
Wymknęli się cicho. Nie chcieli, aby ktokolwiek zauważył ich nieobecności. Zagłębili się wśród ciemności gęstych drzew.
Song An zaczął zbierać leżące na ziemi patyki. Znajdował je tylko dlatego, że wśród mroku nocy zwyczajnie się o nie potykał. Nie narzekał jednak na to. Przynajmniej udało mu się cokolwiek zgromadzić.
Po dłuższej chwili wraz z Yonkim uzbierał całkiem pokaźną ilość drewna. Teraz nic nie mogło stanąć im już na przeszkodzie! 
— Żałuję, że spaliłem tamten kijek — przyznał Yonki, wspominając wrzucony do ogniska patyk. Song An zerknął na dzierżące w dłoniach zebrane chwilę temu drewno.
— Jestem pewien, że znajdziesz zaraz równie dobry — pocieszał go, a gdyby tylko miał wolną rękę, poklepałby przyjaciela po plecach.
Odłożyli zebrane patyki za namiotem. Tam spróbowali zbudować z nich coś na kształt ogniska. Struktura niestety często się rozpadała, zawalała się i musieli zaczynać od początku. Byli jednak niezwykle zmotywowani. Wszystko dla pianek.
Niedługo później za namiotem stanęła niewielka konstrukcja. Nie wyglądała zbyt stabilne, ale Song An uważał, że to nie jest istotne. Ważne, żeby udało się ją podpalić i uzyskać ognisko, na którym będą mogli przypiec pianki. 
— Skąd weźmiemy ogień? — zapytał boski sługa, zerkając na przyjaciela. — Nie mam niczego, co mogłoby pomóc nam go rozpalić.
Miał nadzieję, że Yonki znajdzie jakieś rozwiązanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz