Jesień zachwycała Song Ana niemal od zawsze. Pora spadających z drzew kolorowych liści sprawiała, że wręcz nie potrafił oderwać wzroku od okien. Ze szczególną przyjemnością wychodził również na zewnątrz, gdzie z nieopisaną radością skakał po chrupoczących pod jego stopami liściach.
Nie miał więc najmniejszych obiekcji wobec zaproszenia na sprzątanie lasu. Wystarczyło, że Merlin tylko wspomniał o organizowanym czynie, a Song An już szykował się do drogi. Szczególnie, dlatego że w końcu nadarzyła się okazja, aby przedstawić przyjacielowi Śmieciarza! Szop mieszkał już u niego od dłuższego czasu, ale boski sługa nie miał jeszcze okazji doprowadzić do ich wielkiego spotkania. Na szczęście zwierzak uwielbiał spacery, stąd zabranie go do lasu nie stanowiło dla Song Ana najmniejszego problemu. Wystarczyło zapiąć go w szelki i szop był gotowy do drogi!
W każdym razie oczekiwany dzień naszedł bardzo szybko. Śmieciarz również nie mógł doczekać się wyjścia na zewnątrz. Jeszcze nie tak dawno boski sługa obawiał się zabierać go na spacery, myśląc, że szop postanowi uciec. Jednakże ten trzymał się blisko swojego właściciela. Na smyczy czy też nie, Śmieciarz zawsze wracał do Song Ana.
Las, który mieli dzisiaj sprzątać, znajdował się niedaleko domu Merlina, a więc boski sługa trafił tam bez najmniejszego problemu. Równie szybko udało mu się znaleźć przyjaciela, który już na niego czekał.
Po krótkim przywitaniu się Song Anowi został wręczony metalowy kij, który podobno miał pomóc im przy sprzątaniu śmieci z ziemi. Merlin szybko pokazał mu, jak z niego korzystać. Wręczył mu też worek, do którego ma późniejsze odpadki.
Wtedy też boski sługa przypomniał sobie o Śmieciarzu. Zwierzak drzemał w torbie Song Ana, ale gdy tylko usłyszał rozmowę, poruszył się i wyjrzał ze swojego schronienia. Boski sługa wyciągnął go i wziął na ręce.
Szop miał założone szelki. Przypięty też był do smyczy. Wszystko dla bezpieczeństwa.
– Muszę ci kogoś przedstawiać! – zwołał do Merlina. Zaskoczony czarodziej przez chwilę wpatrywał się w Song Ana.
Boski sługa podszedł do przyjaciela.
– To Śmieciarz! – mówiąc to, podniósł zwierzaka i na wysuniętych rękach przysunął do Merlina. – Nazywa się tak, bo znalazłem go jakiś czas temu w śmieciach. Myślałem, że to kot. Później okazało się, że nie, ale dalej go kocham!
– Ojej – odparł pełen zaskoczenia Merlin, gdy tylko szop znalazł się tuż przed jego twarzą.
– Możesz go pogłaskać – zachęcił Song An z szerokim uśmiechem na ustach. – Już nie gryzie.
Na dowód poparcia swoich słów, ponownie przysunął do siebie Śmieciarza i podrapał go pomiędzy uszami. Zadowolony z pieszczot szop, zmrużył oczy i mruczał.
Merlin niepewnie zbliżył się do zwierzaka. Patrzył na niego przez chwilę, aż w końcu przekonał się i zanurzył dłoń w miękkiej sierści pupila Song Ana. Szop przywykł już do wszelkiego rodzaju czułościami, więc szybko zaakceptował wyraz sympatii swojego nowego przyjaciela.
— Śmieciarz zna się na śmieciach jak nikt, więc na pewno nam pomoże! — zapewnił ochoczo boski sługa. Mówiąc to, odłożył delikatnie zwierzaka na ziemię. Musiał mieć wolne ręce, aby rozpocząć leśne porządki.
Zaskoczyło go to, że wśród tak wielu roślin i drzew znajduje się tak niezliczona ilość śmieci. Song An co chwilę używał tego śmiesznego kija, aby podnosić porozrzucane papierki, opakowania po żywności czy szklane butelki. Te ostatnie Merlin rzucał do osobnego worka.
— Nie rozumiem, dlaczego ktokolwiek w ogóle wyrzuca tutaj to wszystko! — oburzył się boski sługa z każdym podniesionym śmieciem. — Przecież śmietniki są na każdym rogu w mieście! Wystarczy przejść tylko kawałek dalej!
— Nie wszyscy to niestety rozumieją — skrzywił się Merlin, wyciągając z pobliskiego krzaka zawiniętą o kolce plastikową reklamówkę. Męczył się z nią dłuższą chwilę, ponieważ dosyć mocno się zaplątała.
— Nie podoba mi się to — przyznał Song An, zmarszczył brwi i zerknął do swojego worka, który w zastraszająco szybkim tempie się zapełnił. Śmieciarz również bardzo chciał zapoznać się z zawartością siatki. Oparł się łapkami o nogę swojego właściciela, zmarszczył kilkukrotnie nosek, starając się włożyć łebek w środek worka. Boski sługa nie pozwolił mu zabrać żadnego ze znajdujących się w nim odpadków. To nie były śmieci, z którymi powinien mieć kontakt.
Z początku Merlin i Song An nie oddalali się od innych zgromadzonych na czynie mieszkańców pobliskiej okolicy. Później podążyli śladem śmieci i jedynie gdzieś w tle słyszeli ściszone rozmowy. Aż dotarli do całkiem sporej kupki porzuconych butelek. Sprzątnięcie ich zajęło im całkiem dużo czasu, przez co kompletnie utracili z pola widzenia pozostałych uczestników sprzątania.
Sami zatracili się w rozmowie i porządkach, oczywiście. Ich worki zapełniły się po samą górę. Zaczęły im nawet trochę ciążyć. Śmieci jednak nie ubywało. Z każdym krokiem wpadali na kolejne odpadki.
— Jeszcze tam na tym wzniesieniu widzę kilka butelek — zauważył Song An, wskazując dłonią na pobliskie wzgórze. Boski sługa dostrzegał tam odbijające promienie słońca kolorowe szkło. Błyszczało w oddali na tle ciemnej ściółki. Merlin wcześniej powiedział mu, że na butelki należy zwracać szczególną uwagę — mogą one spowodować pożar całego lasu. Song An nie potrafił sobie nawet wyobrazić czegoś tak okropnego!
Ruszyli więc, aby je uprzątnąć. W taki sposób przechodzili ze wzniesienia na wzniesienie, aż w pewnym momencie znaleźli się w całkiem zacienionej części lasu. Drzewa rosły tutaj bardzo gęsto, ciężko było się przez nie przedrzeć, aby dotrzeć do znajdujących się pod gałęziami śmieci.
Song An i Merlin nie zauważyli, że zboczyli z wydeptanej przez leśnych spacerowiczów ścieżek. Zbyt bardzo pochłonęła ich chęć posprzątania jak największej części lasu. Boski sługa nie myślał o niczym innym przez cały ten czas! Znaczy się, co chwila upewniał się, czy Śmieciarz grzecznie za nimi podąża, bo bał się, że jego pupil mógłby się gdzieś zagubić lub zaplątać smyczą o wystające korzenie czy gałęzie. W pewnym momencie nawet Song An wziął swojego zwierzaka na ręce, aby nigdzie mu nie zabłądził, o co nie było trudno w takiej gęstwinie.
— Song An, może będziemy już wracać? — usłyszał głos swojego przyjaciela. Boski sługa odwrócił się do niego.
— Masz rację — zgodził się od razu, gdy tylko włosy zaplątały mu się o pobliski krzak. — Chodźmy stąd.
Cóż. Łatwiej było to powiedzieć, niż zrobić. Chwilę zajęło im opuszczenie największej gęstwiny. Znaleźli się na niewielkiej polanie, całkiem otoczeni szeregiem drzew. Song An rozejrzał się wokół. Dzień mijał, a noc powoli nadchodziła. Las pokrył się mrokiem. Boski sługa nie potrafił rozpoznać drogi, którą tutaj dotarli. Nigdzie też nie mógł dostrzec pozostałych uczestników czynu. Zerknął na Merlina.
— Pamiętasz może, jak wyjść z lasu?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz