26 grudnia 2024

Od Bashara – Yule
Every time we love, every time we give, it's Yule (II)

Malowanie pędzlem po płótnie to była jedna rzecz, lecz pędzlem po bombce – zupełnie inna. Bashar w swym długim życiu spróbował wielu rzeczy, a tworzenie szeroko pojętej sztuki nie było mu obce, lecz jeśli chodzi o bombki, mógł określić się kompletnym nowicjuszem. I choć w kwestii malowania bombek był nowicjuszem, na pewno nie był nowicjuszem, gdy przychodziło do przyswajania nowych informacji i umiejętności – na każdym etapie swego żywota musiał przecież nauczyć się czegoś nowego, nadążać z duchem czasów, nie zostawać w miejscu i nie zapominać tego, co już było w umyśle. Jednej umiejętności można było w końcu użyć, by lepiej opanować inną, pokrewną, więc to malowanie bombek powinno dać się przyswoić w zadowalający sposób.
Warsztaty dzieliły się na kilka grup – wiadomo, najliczniejsze były grupy dziecięce, gdzie większość wskazówek ograniczała się do przypominania, że bombki są kruche i trzeba na nie uważać, a poza tym to na barwnym szkle może powstać wszystko, co tylko dziecku się zamarzy. Były i warsztaty dla całych rodzin, warsztaty dla młodzieży, dla seniorów, i też dla zwykłych dorosłych, pragnących kreatywnie spędzić nieco czasu, mieć z niego jakąś ładną, uroczą pamiątkę. Mieli szczęście trafić na grupę artystycznie zakręconych, więc pani prowadząca warsztaty, wietrząc podatny grunt i zaciekawionych kursantów, z prawdziwą pasją przedstawiła im zarówno historię robienia bombek choinkowych, jak i przeróżne trendy i techniki, które pojawiły się na przestrzeni lat.
Bashar skupiał się na przekazywanej wiedzy, chłonąc i zapamiętując każde słowo, siedzący zaś u jego boku Dante wiercił się nieco, gdy nowe pomysły pojawiały się pod tą blond czupryną, roziskrzały się w spojrzeniu mroźnobłękitnych oczu, jakby z każdym zdaniem prowadząca stukała o siebie częściami krzesiwa.
— A jest tylko złoty i srebrny brokat? — spytał Dante, tym razem nie trudząc się nawet podniesieniem ręki, gdy tylko słowo „brokat” pojawiło się w ogóle w zdaniu. Prowadząca obrzuciła go rozbawionym spojrzeniem, przebiegła nim od różowych okularów, przez różowy szal, różową bluzkę, aż do starannie pomalowanych na różowo paznokci.
— Różowy też mamy, spokojna głowa.
Syrenia głowa nigdy nie była spokojna, przynajmniej nie wtedy, kiedy mężczyzna miał okazję tworzyć coś z Basharem.
— Ale mam zajebisty pomysł, poskładają się — wymruczał cicho, nachylając się lekko w stronę lekarza. — Ty się poskładasz.
Mężczyzna uśmiechnął się nieznacznie, subtelnie naparł ramieniem na bokserski bark.
— Uchylisz rąbka tajemnicy?
Dante odpowiedział mu zabójczym półuśmiechem.
— Nie.
Bashar parsknął cichym śmiechem, wrócił uwagą do słów ich prowadzącej. Zadano jeszcze kilka pytań, komuś trzeba było jeszcze coś wyjaśnić, a potem materiały wylądowały na stole, kursanci zajęli się wybieraniem bombek.
— Tutaj mają państwo szablony i wzory, tu są farby i pędzle, tu jest klej do brokatu, tu mamy ten sztuczny śnieg, o którym mówiłam… — powiedziała prowadząca, wyciągając z pudeł kolejne elementy, starając się je w miarę równomiernie rozłożyć na tym wspólnym stole, tak, by każdy mógł łatwo do nich sięgnąć. — Proszę się nie bać, puścić wodze fantazji! Będę razem z państwem, pomogę i doradzę!
Dante, łowny tak w morzu, jak i na lądzie, zaraz pochylił się do Bashara, jednocześnie wprawnym spojrzeniem oceniając zawartość swego „łowiska”.
— Masz już jakiś pomysł? Sięgnąć ci coś?
— Jeszcze nie zdecydowałem — odparł demon.
— Daj znać, jak tylko zdecydujesz.
To powiedziawszy, Dante w okamgnieniu upolował sobie słoiczek z różową farbą, sprytnie przybliżył sobie też i czarną oraz białą farbę, a na stojaku wylądowała śliczna, gładka bombka, w interesującym, niebieskim kolorze. Pędzel też już był w dłoni, mężczyzna zawinął rękawy, oparł się wygodnie na blacie i przystąpił do malowania.
Bashar zaś siedział w milczeniu, z dłońmi złożonymi przed sobą i wzrokiem utkwionym w przypadkowym miejscu, lekka zmarszczka zagościła między brwiami.
— Bashar? — Dante zerknął na niego, uniósłszy brew. Na niebieskiej bombce pojawiło się właśnie charakterystyczne, różowe kółeczko.
— Zastanawiam się.
— Nie wiesz, co namalować?
— Mam kilka pomysłów, ale mierzę siły na zamiary. — Bashar uspokoił go uśmiechem. — Nie martw się, dam sobie radę.
Dante również odpowiedział uśmiechem.
— Przecież wiem.
Fragmenty błękitu pokrył jasny klej, a zagrabiony, różowy brokat, zaraz zatopił wszystkie jego ślady, przemieniając się w roziskrzone, puchate chmurki.
— Wszystko w porządku? — prowadząca pojawiła się za plecami lekarza znikąd, z troską pochyliła się nad mężczyzną.
— Tak, w jak najlepszym. Po prostu się zastanawiam.
— Może mogę coś doradzić.
Bashar zamyślił się na chwilę, spojrzał uważniej na kobietę, zmrużył lekko oczy.
— Właściwie… chyba mam już pewien pomysł.
Prowadząca uśmiechnęła się promiennie, klasnęła w dłonie, zaraz zniknęła, zawołana przez jakiegoś innego kursanta. Dante zaraz zainteresował się pomysłem Bashara.
— Co będziesz malował?
— Coś, czego znaczenie to ty będziesz mi tłumaczył — odparł enigmatycznie, wyciągając się w stronę pudełka z czystymi bombkami, wybierając z niego tą jedną matową, o ciemnej, choinkowej barwie.
Bashar zgarnął brązową farbę, przysunął sobie słoiczek z zielenią, ale taką inną, jaśniejszą, do tego jeszcze mocny pomarańcz, żółcienie, nieco bieli, czerń dla podkreślenia elementów… I te dwa cienkie pędzle, idealne do subtelnych pociągnięć. Nie zamierzał się na okryte śniegiem chatki, na skomplikowane widoki i krajobrazy, na śnieżne bałwanki ani inne, typowe dla Yule malunki. Rekin wydał mu się zbyt oczywisty, Bashar przebierał wśród innych pomysłów, postanowił zaś zachować ten – z pozoru bombka mogła uchodzić za dowolną inną, odpowiednią do sezonu, lecz dla Dantego, który teraz sam stał się ekspertem mowy kwiatów, wraz z upływem czasu rozciągając ją też na wiedzę o roślinach ogólnie, i o ich znaczeniu, będzie mówiła więcej, sięgając przekazem do tego ukrytego języka, tworzącego się między splecionymi ciasno ze sobą sercami.
Łyse gałązki słabo odcinały się na tle ciemnej zieleni, lecz Bashar zaraz obdarzył je wąziutkimi, zielonymi liśćmi, sterczącymi krótką szczeciną, wijących się spiralą wokół drewna. Trochę przypominały gałązki sosny albo świerka, ale nie do końca, podobieństwo to zaraz zniknęło, gdy Bashar zmienił pędzel, domalował też owoce. Przypominały nieco jarzębinę, tworząc skupiska drobnych kulek, lecz barwą odbiegały od tego zimowego, ptasiego pokarmu, charakteryzując się tym słonecznym, mocno pomarańczowym kolorem. Widząc pracującego zapamiętale Bashara, prowadząca znów podeszła bliżej, oceniła dzieło.
— Och, jaki udany malunek! — wykrzyknęła, klasnąwszy w dłonie. — Przepiękny symbol Yule, i jakie efektowne przedstawienie!
Bashar posłał jej uśmiech, podziękował skinieniem głowy, zaraz odwrócił się do Dantego, już zaglądającego mu w bombkę. Tymczasem zaś prowadząca wróciła na swą orbitę, zmierzając do kolejnego kursanta, oceniając pracę i postępy. Bashar i Dante zostali sami.
— Już skończyłeś?
— To był krótki pomysł — odparł lekarz, dotknął syreniego ramienia, zwrócił Dantego ku jego własnej bombce. — Ty już chyba też skończyłeś…?
Krawiec skinął głową.
— Było dużo pierdolenia się z tym brokatem, ale dałem radę.
— Kto, jak nie ty. — Dłoń sięgnęła, pogładziła pobliźniony policzek. — Mogę zobaczyć?
— Pewnie!
Dante wyszczerzył się w uśmiechu, błysnęły kły, a następnie mężczyzna ostrożnie podniósł pomalowaną bombkę, pozwolił jej zawisnąć w całej okazałości.
Pośród intensywnego błękitu pływał aksolotl, różowy i uśmiechnięty, z pogodnymi oczkami i stetoskopem wiszącym na szyi, ozdobiony mnóstwem brokatu i wszystkim, co fan maksymalizmu, jakim Dante niewątpliwie był, postanowiłby do bombki domalować.
— Mój aksolotl — wymruczał syren, pochylając się do śmiejącego się Bashara, zgarniając od lekarza rozbawiony pocałunek, nim przypomniał sobie, o co w ogóle na początku pytał. — Czekaj, czekaj… Pokaż swoją bombkę!
Aksolotl wrócił bezpiecznie na stojak, Bashar zaś zdjął swoje dzieło, pokazał je Dantemu.
— Powiedz mi, co znaczy.
Gałązka rokitnika oplatała się wokół całej bombki, odcinając ładnie na tle głębokiej zieleni, bez początku ani końca, formując idealną pętlę. Wiele było symboli Yule, większość z nich miała być ochroną przed złem i ciemnością, które panoszyły się po świecie w tę najdłuższą noc w roku, lecz nie rokitnik. On zwiastował nadzieję, odrodzenie, kojarzono go ze światłem i ciepłem, odważnie lśniącym na tle mroku i chłodu, przynoszącego przypomnienie, że po tej długiej nocy znowu będzie świt, znowu wstanie…
— Słońce.



Cytat w tytule: Dale Evans

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz