23 grudnia 2024

Od Nikolaia - Yule

We wszelakie święta sklepik był otwarty do południa. Czarodziej od wczesnych godzin porannych doradzał klientom, którzy na ostatnią chwilę poszukiwali prezentów dla bliskich. Nikolai wprost kochał takie dni. Bez trudu zdobywał wysoki utarg i przy okazji pozbywał się rzeczy, których nie sprzedałby za taką cenę w normalny dzień roboczy. Zdesperowanym, zabieganym i pochłoniętym świąteczną gorączką ludziom dało się opchnąć dosłownie wszystko.
Czarodziej miał ręce pełne roboty, ale nie mógł na nic narzekać. Takie pieniądze same nie spadałyby z nieba. Jeden klient ledwie opuścił sklep, przychodził drugi i pytał o szybki prezent. Wtedy Nikolai polecał kryształy, kamyki przynoszące szczęście, mieszanki ziół dietetycznych, figurki odganiające złe duchy. Wszystko, od koloru do wyboru. A druga rzecz 30% taniej.
Nim się obejrzał, a już minęło popołudnie. Zasiedział się w pracy i nawet nie zauważył, że powoli powinien zbierać się do domu. Nie mógł jednak odmówić obsłużenia klientom, którzy oczekiwali na asystę przy wyborze prezentu. Dopiero, jak ostatni interesant wyszedł zadowolony z butiku, Nikolai zamknął swój biznes. Nim wyszedł ze sklepu, przeliczył ostatni raz zarobiony utarg i zawołał Kokosa. Owinął ptaka grubym szalikiem. Kruk narzekał na zimne temperatury, a jego właściciel nie chciał narażać zdrowia ukochanego pupila.
Czarodziej również narzucił na siebie ciepły płaszcz i wcisnął na głowę czapkę, którą na sam koniec i tak nakrył swoim kapeluszem z szerokim rondem. Upewnił się, że ma ze sobą torbę z prezentami, a następnie opuścił sklepik i ruszył w stronę domu swoich rodziców. Kokos siedział mu na ramieniu, strosząc pióra na łebku pod wpływem chłodnych podmuchów wiatru. Czasem łapał też dziobem spadające z nieba płatki śniegu.
— Przeziębisz się — mruknął Nikolai. — Jak będziesz narzekać na ból gardła, nawet nie proś mnie o ciepłą herbatę.
Kokos wykrakał coś niezrozumiałego, ale posłusznie schował dziób pod skrzydło.
Po drodze do celu Nikolai zaszedł do kontenera „Gwiazdkowej Pomocy”. Każdego roku zostawiał coś od siebie. Taka mała tradycja. Wrzucił do pojemnika starannie zapakowaną paczkę i ruszył w dalszą podróż.
Dom rodzinny czarodzieja na szczęście nie był daleko. Wystarczyło przejechać kilka minut miejskim autobusem. Na miotle pokonywałby ten odcinek znacznie szybciej, ale strach przed wysokością skutecznie mu to uniemożliwiał.
Nikolai zastukał w dębowe drzwi. Kilka sekund później otworzyły się one szeroko, a w ramię stanęła ubrana w fartuch kobieta.
— Gdzieś ty się podziewał! — rzuciła z wyrzutem do syna. — Zaraz przyjeżdża rodzina, a ty jak zwykle spóźniony!
— Miałem urwanie głowy w sklepie — wyjaśnił Nikolai, wchodząc do domu. Zdjął kurtkę i odwiesił ją na wieszaku. Ściągnął też szalik z Kokosa, który kilka razy machnął skrzydłami, a następnie poszybował w stronę salonu — prosto przed telewizor.
Nikolai wziął prezenty i odłożył dokładnie zapakowane paczki pod choinkę. Minął rozłożony stół, który uginał się pod ciężarem świątecznych dań. Wszystkie pachniały naprawdę pięknie. Czarodziej najchętniej już zasiadłby do wieczerzy, ale wiedział, że jego mama nie pozwoli zacząć kolacji, nim pojawi się ostatni z gości.
Dziadek Nikolaia siedział przed telewizorem. Czarodziej podszedł, aby się przywitać. Zauważył, że Kokos już dotarł tutaj przed nim — siedział zadowolony na oparciu dziadkowego fotelu.
— Dzisiaj wyświetlają świąteczny odcinek „Kosmicznych starożytnych” — mówił staruszek z pasją, a kruk mu przytakiwał. — Nie mogę go przegapić!
— Tato, wyłącz ten telewizor — poprosiła mama Nikolaia. — Zaraz przyjadą goście.
— Po moim trupie — kłócił się starszy mężczyzna.
Nikolai jeszcze przez chwilę słuchał sprzeczki rodziców, aż w końcu sam zaczął się zastanawiać, gdzie podział się jego ojciec. Chciał się z nim przywitać, więc ruszył na poszukiwania.
Na szczęście nie trwały one długo. Znalazł tatę na zewnątrz w momencie, w którym dekorował balkon lampkami.
— Pomożesz mi? — rzucił mężczyzna, trzymając z trudem splątany sznur ze światełkami.
— Jasna sprawa — przytaknął Nikolai. Wystarczyło, że pstryknął palcami, użył odrobiny magii, a lampeczki poleciały na swoje miejsce.
Tata otarł pot z czoła.
— Męczyłem się z tym od rana — zaśmiał się. — Dobrze, że przyjechałeś.
Mówiąc to, wyciągnął rękę i zmierzwił włosy na głowie syna. Nikolai odsunął się pospiesznie. Wtedy też usłyszał nawoływanie swojego imienia. Powrócił do kuchni, gdzie czekała na niego mama.
— Przebieraj się i pomóż mi rozłożyć resztę jedzenia na stole.
Nikolai uniósł brwi. Zerknął na swój dzisiejszy ubiór i nie widział z nim najmniejszego problemu. Miał na sobie kolorową koszulę, która może nie była najbardziej elegancka, ale również nie wyglądała najgorzej.
— Nie mam zamiaru się przebierać — stwierdził czarodziej. Jego mama odwróciła się i zmierzyła go wzrokiem.
— Wyprasowałam ci białą koszulę i garnitur — odparła, opierając ręce na biodrach. — Ubieraj się!
Nikolai był dorosłym mężczyzną. Poważnym biznesmenem i magiem, ale w obliczu rozzłoszczonej matki nie miał najmniejszych szans. Żadna, nawet najpotężniejsza magia, nie była w stanie jej powstrzymać. Czarodziej posłusznie ruszył do swojego byłego pokoju. Tam zgodnie z poleceniem czekał na niego garnitur. Na szczęście Nikolai nie urósł od ostatniego czasu, jak zakładał swoje odświętne ubranie, więc wcisnął się w nie bez problemu. Wszystko, aby tylko nie pokłócić się z mamą w święta.
W zwykłym czarnym garniturze nie czuł się zbyt dobrze. Nikolai preferował raczej ubierać się w kolory, a im bardziej kolorowe i niestandardowe były jego kreacje, tym lepiej. Dzisiaj jednak siła wyższa zmusiła go do zmiany przyzwyczajeń. Tak zwany świąteczny cud.
Postawił na stole kilka ostatnich potraw, gdy nagle rozległo się pukanie do drzwi. Pierwsi goście przybyli. Dziadek został zmuszony do opuszczenia swojego typowego miejsca przed telewizorem, więc i Kokos zaczął szukać zajęcia gdzie indziej. Usiadł na ramieniu Nikolaia. Czarodziej wyciągnął dłoń i podrapał ptaka po głowie.
— Tylko nie dziob dzisiaj nikogo — poprosił. — Wiem, że pokusa duża, ale nie chcemy, żeby znów jakiś kuzyn wylądował na ostrym dyżurze, prawda?
Kruk wydał z siebie ciche mruknięcie. Obydwaj doskonale pamiętali ostatnie święta.
Do salonu weszło kilka osób. Prowadziła ich mama Nikolaia, jednocześnie przy tym opowiadając, co ostatnio kupiła na wyprzedaży w sklepie elektronicznym (i, och, jak niezwykle ułatwiło im to życie!). Sam czarodziej również ruszył na powitanie. Ciotka Sara złożyła kilka mokrych pocałunków na jego policzkach, pytała o zdrowie i dziewczynę. Nikolai na wszystko to odpowiadał półsłówkami. Nie miał najmniejszej ochoty mówić o sobie niczego osobistego. Szczególnie wścibskiej ciotce.
Nastała kolacja, po której nastąpiła wymiana prezentów. Nikolai otrzymał wełniany sweter, nową szczotkę do włosów oraz zestaw farb. Tych ostatnich akurat potrzebował, ponieważ ostatnie tubki wycisnął do ostatniej barwnej kropelki.
Choinka rozświetlała salon i rzucała kolorowe światełka na roześmiane twarze członków rodziny czarodzieja. Rozmawiali jednocześnie o wszystkim i o niczym, opowiadając o tym, jak minął rok, sukcesach w pracy, mniej lub bardziej udanych przedsięwzięciach. Nikolai opowiadał trochę o swojej pracy i o tym, jak dobrze mu idzie, oczywiście. Chwalił się też dobrymi zarobkami. Nie miał czego się wstydzić, prawda?
Wieczór przebiegał w całkiem miłej atmosferze, co faktycznie trochę zaskoczyło czarodzieja. Jego rodzina ładnie wychodziła jedynie na zdjęciach, ale widocznie wszystkim udzieliła się świąteczna atmosfera i nikt nie miał ochoty na niepotrzebne kłótnie. Nikolai w ciszy przegryzał pierogi z serem. Kokos siedział na jego ramieniu, drzemiąc spokojnie.
Wtedy też niespodziewanie do młodego czarodzieja podeszła grupka kuzynów. Na początku czaili się przez chwilę, rozmawiali między sobą, aż ostatecznie najodważniejszy z dzieciaków odezwał się:
— Nikolai, mógłbyś nam pokazać kilka magicznych sztuczek?
Czarodziej odłożył widelec na talerz. Uniósł brwi. Niespecjalnie miał na to ochotę, ale pod wnikliwym spojrzeniem ogromnych oczu kuzynostwa, nie mógł się nie zgodzić.
Klasnął cicho w dłonie, a kilka misek z potrawami uniosło się do góry. Jego mama rzuciła mu zaniepokojone spojrzenie. 
— Czy mógłbyś nie…? 
— Wszystko mam pod kontrolą — zapewnił pospiesznie Nikolai z uśmiechem na ustach. Za jego ingerencją miski przez chwilę tańczyły w powietrzu. Unosiły się nad głowami gości, a szczególnie przelatywały nad najmłodszymi członkami rodziny. Na sam koniec krótkiego przedstawienia czarodziej odstawił przedmioty na stół. Wszystkie, oprócz jednej miski z cukierkami, którą podsunął tuż pod nosy kuzynów. 
— Częstujcie się — zachęcił.
Cóż, Nikolai lubił pochwały i często popisywał się swoimi umiejętnościami. Każda okazja była dobra. Dzisiaj podobało mu się to wyjątkowo mocno — w końcu uszczęśliwił kilka dzieciaków. Niby nic wielkiego, ale widząc ich zadowolenie, nie potrafił się oprzeć przed dalszym występem. 
— Odsuńmy się od stołu, a pokażę wam coś jeszcze!
Reszta wieczoru minęła mu na małym magicznym pokazie. Kuzyni wyglądali na zachwyconych. Sam Nikolai również czuł się zadowolony. Rzadko robił coś dla innych, ale tego dnia cieszył się, że mógł spędzić czas z rodziną i uczynić dla nich coś miłego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz