07 grudnia 2025

Od Yangcyna – Noga

Był wtedy upalny dzień. Słońce świeciło wysoko na niebie, nie dało się dostrzec żadnej chmury w zasięgu wzroku. Ludzie unikali żaru, kryjąc się w budynkach albo cieniu. Po całym Stellaire rozstawiono specjalne przejścia z ochładzającą mżawką, a każdy lokal wystawił przed drzwiami miskę z wodą dla spragnionych czworonogów.
Yangcyn cieszył się, że siedział w klimatyzowanej psiej kawiarni, z dala od skwaru. Choć dzięki swojej zdolności nie musiał się bać spalenia skóry, nigdy nie był szczególnym wielbicielem gorących klimatów. Nawet jeśli się cieszył, ilekroć nadchodziło lato, po jakimś czasie przypominał sobie, że preferował te nieco chłodniejsze dni.
Przynajmniej mógł wyciągać na wierzch letnią część swojej szafy. Kochał swetry i futra, ale też swoją kolekcję rozpinanych koszul i T-shirtów. Wszystkie od siebie różne, z odrębnymi detalami, nikt więc nie mógł mu zarzucić, że wiecznie chodził w tym samym, nawet jeśli miał te kilka ulubionych, które zakładał częściej od reszty.
A, no i też mógł lepiej pokazywać swoje długie, smukłe nogi. Niejedna już osoba pochwaliła je, mówiąc, że są godne modela. Cynk zawsze wtedy się cieszył, w duchu jednak przyjmując ten komplement z nutą goryczy. W końcu zostanie modelem było jego marzeniem, ale ściętej głowy. Dobrze rozumiał, dlaczego nie mógł go spełnić. Obiecał, że postara się zanadto nie wyróżniać z tłumu, że będzie prowadził spokojne życie, a modeling to przecież technicznie staranie się o uwagę innych. To znaczy, on tego tak nie widział, po prostu chciał móc zakładać piękne ciuchy, ale prosty lud inaczej wszystko postrzegał.
— Zawsze ją nosisz.
Słysząc te słowa, zamrugał parę razy, wyrwany z zamyślenia. Przerwał krojenie ciasta, odwrócił głowę, by spojrzeć na stojącą obok niego Rochelle. Koleżanka z pracy przyglądała mu się uważnie, a dokładniej jego prawej nodze.
Popatrzył pospiesznie po sobie.
— A, to?
Wykonał ruch nogą, szybkim gestem brody wskazując na wystającą spod nogawki szortów elegancką wstążkę. Materiał dokładnie owijał fragment uda, a z boku był zawiązany w kokardkę o długich, zwisających poniżej kolana końcach.
— Mój styl. — Uśmiechnął się, puszczając dziewczynie oczko. — Wiesz, prawdziwy fashionista zawsze ma swój jakiś element charakterystyczny.
Ilekroć zakładał krótkie spodnie, owijał wstążką prawe udo. Dobierał różne: raz białą, raz różową, raz jeszcze inną, zależnie od reszty stroju. Zawsze się starał, żeby pasowała idealnie, jak nie do ubrań, to umalowanych paznokci, ust lub też oczu. Właśnie do tych ostatnich wybrał dzisiejszą. Wyrazista czerwień akurat rzucała się w oczy, wystając spod jasnego jeansu, nic więc dziwnego, że sprawnie przyciągała wzrok.
Na jego odpowiedź Rochelle pokiwała głową.
— Tak, o, na to wpadłeś? — spytała.
— A co? — Uniósł jedną brew.
— A nic, myślałam, że prawdziwy fashionista zawsze ma jakiś powód, dlaczego wybiera dane elementy do swojego image'u.
Yangcyn zmrużył mocno oczy, obdarzając ją krzywym spojrzeniem. Machnął końcówką ogona.
Ała.
— Nie każdy wybór musi mieć wytłumaczenie. A już na pewno twój dzisiejszy takowego nie ma.
— Słucham? — Zachłysnęła się powietrzem, położyła dłoń na mostku.
Oczywiście nie obraziła się na niego za ten komentarz. Znali się na tyle, że mogli sobie nawzajem dokuczać.
Wybrał jeden kawałek ciasta, położył na talerzyku, by potem go użyć do wystawy.
— Czerwona naprawdę ciekawie wygląda — usłyszał.
Znów popatrzył na Rochelle, posłał jej pytające spojrzenie. To znaczy, zgadzał się z nią, ogólnie bardzo lubił czerwony kolor, więc sam uważał tę wstążkę za ładną, ale chciał lepiej poznać jej opinię.
— To tak wygląda, jakby twoja noga krwawiła — kontynuowała.
No tak. Skojarzenie z krwią, typowa Rochelle.
Spuścił wzrok na nogę. Rzeczywiście, gdyby odcień był nieco ciemniejszy, wyglądałoby to, jakby miał rozcięte udo. Można było nawet uznać kokardę za spływającą...
Krew.
Krew wypływała z jego uda, plamiąc żółtawą nogawkę spodni. Mięśnie przeszywał okropny ból, niepozwalający nawet ustać. Kolano uderzyło o ziemię, pozwalając szkarłatowi dotrzeć do złotych źdźbeł trawy.
Chciał krzyczeć, ale nie mógł, głos utknął mu w gardle. Wzrok miał rozmazany przez łzy, jednak nadal dostrzegał otaczające go sylwetki. Wszystkie tak samo ubrane, wszystkie niemal w tej samej pozie. Wszystkie celujące do niego z karabinów.
— Yangcyn?
Pokręcił delikatnie głową, popatrzył na Rochelle. Dziewczyna przyglądała mu się z wyraźnym zmartwieniem na twarzy.
— Wszystko w porządku? — zapytała. — Jesteś blady.
— Po prostu przeraziło mnie, że tak bardzo chcesz mnie zobaczyć rannego.
— Cynk, sam się ze mną zgodziłeś kiedyś, że ludziom do twarzy we krwi. — Skrzyżowała ręce na piersi.
Chwilę się jeszcze podroczyli, po czym wrócili do swoich obowiązków, głównie zganieni przez Florence'a. Yangcyn zaczął kroić kolejne ciasto, wykonał nieco głębszy wdech.
Rochelle miała rację. Fashioniści z reguły mieli powód, dla którego dobierali te czy inne elementy swojego fitu. On nie był inny. Owijał wstążką udo nie od zwykłej zachcianki. Normalnie nie wstydził się żadnej innej cechy swojego wyglądu. Lubił rysy twarzy, kolor oczu. Fakt, pozbył się rogów, ale, właśnie, mógł to zrobić i dzięki temu o nich nie myślał na co dzień. Nawet większość blizn mu nie przeszkadzała, a traktował je jako swego rodzaju ordery.
Poza tą jedną.
Blizna, której nigdy nie powinien mieć. Która zawsze mu przypominała o najgorszym wspomnieniu ze wszystkich zapamiętanych.
Która pokazywała, z jak wielką nienawiścią traktowali go inni po poznaniu jego prawdziwej tożsamości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz