— Nie odwalaj i pilnuj Cezarego, i nie zostawiaj nas w tyle. W ogólne najlepiej jedź za mną. Nie oddalaj się też.
— Nemezy, kochany, ty wiesz, że to Czarek jest tu dzieckiem, a nie ja? — W odpowiedzi Seweryn oberwał w tył kasku od swojego partnera. Towarzyszący im nastolatek zaśmiał się wrednie, za co wkrótce miał zostać natarty śniegiem po twarzy… a przynajmniej taki obrót spraw zapowiadał wyraz twarzy Seweryna. — Pilnuj się na stoku, młody, bo skończysz w lesie.
— Jak on skończy w lesie, to ty będziesz spał na dworze. — Na te słowa wcześniej próbujący się odgrażać białowłosy zmarszczył brwi.
— Wiesz co, zaczynam myśleć, że wolisz Cezarego ode mnie Nemezy… — Odwrócił się, by z powrotem wlepić zmrużone oczy w bogu winnego nastolatka. — Oczywiście to twoja wina, obracasz go przeciwko mnie, kurduplu jeden.
— Nie moja wina, że jestem lepszą opcją, tato. — Krótko po tym, jak Czarek skończył zdanie został podcięty i padł twarzą w pierwszą lepszą zaspę.
— Grabisz sobie, grabisz.
Nemezy, aż pomasował sobie czoło, próbując zebrać cierpliwość, do radzenia sobie z tą konkretną dwójką absolutnych bałwanów i powstrzymać rozbawiony uśmiech, co na szczęście nie było zbyt problematyczne, ponieważ dolną połowę twarzy zasłaniała mu kominiarka. Jakby wiedział, że ferie z nimi tak wyglądają, to by w ogóle tu nie przyjechał. Dobra, może trochę przesadzał, ale oni nawet jeszcze raz nie zjechali z tego stoku! On wcześniej jeździł tylko z Sewerynem i musiał tylko patrzeć kątem oka czy sobie nie robi krzywdy, próbując odpalać jakieś dzikie triki na tej swojej desce. A teraz miał jeszcze mini wersję, do ogarnięcia… mógł sobie znaleźć spokojnego partnera… ale nieeeee.
W końcu, po kilku dodatkowych minutach przekomarzań każdy wpiął się w swój sprzęt.
— Cezary, jakby co… trzymaj się mnie, na twojego tatę nie można liczyć i błagam nie próbuj go naśladować, krzywdę sobie zrobisz.
Oczywiście, że było za spokojnie, po upłynięciu połowy czasu z karnetu, Seweryn jakimś cudem zdołał wciągnąć resztę w bitwę na śnieżki podczas zjeżdżania, co raczej nie było za bezpieczne, ale większym uszczerbkiem na zdrowiu też niebyt groziło. Druga połówka Nemezego postanowiła też gdzieś w międzyczasie poskakać z hopki, w połowie po to, żeby się popisać przed nim, przy czym o dziwo się nie wywaliła… i nawet jeśli nie było to wielce wybitne, to wygłupy Seweryna wcisnęły mały uśmiech na twarzy jego partnera.
Kiedy w końcu zeszli ze stoku, byli przemoczeniu, bo wyszło słońce i na samym dole ze śniegu zrobiła się zupa, po której nie dało się jechać, a było jeszcze bardziej beznadziejnie dla snowboardu… wprost mówiąc, Seweryn nie dał rady osiągnąć swojego celu, jakim był zjazd bez wywalania się w śnieg.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz