Bez adresu
Stellaire, 12 czerwca 2135 roku
Moja Droga,
zmarnowałem podeszwy w całodziennych naukach. Ani wtedy, ani teraz genialny nijak się jednak nie czuję, co dopiero siebiepewny i rad – co najwyżej młody, nawet jeśli zaczynam, słowo daję, siwieć. Na rozstajach czekają na mnie kolejne wybory, a przez każdy z nich coś utracę. I nie jestem pewien, czy jestem na to gotowy. Być może spędziłem więcej czasu na Wydziale Biologicznym, zdaje się jednak, że część serca pozostawiłem na tym Humanistycznym. Gdzie podziewa się rozum, nie mam pojęcia. Wierzę (bo co pozostało?) zatem głęboko w moc słów i bynajmniej ich nie szczędzę, jak lubiłaś mi wypominać. Tym razem jednak przyznaję, że ani ten język, ani żaden inny nie zdoła mi dopomóc i odnaleźć słów odpowiednich, by przeprosić i wytłumaczyć swój postępek. Nie miej mi za złe, mowo, że pożyczam patetycznych słów, a Ty, Cristino, że czasem gubię się w ich gąszczu i nie mówię tego, co najważniejsze. Ty przecież wiesz, co jest ważne. Co tak naprawdę chciałbym powiedzieć.
H. został oskarżony. Nie wiem, który debil za to odpowiada, ale jak się dowiem, będzie wąchał grzybki od spodu.
Zastanawiam się, co będzie z nami. Póki co żaden z profesorów się nie odezwał, ale to kwestia czasu. Widzę, jak na nas patrzą, mrużą oczy niczym jastrząb, który wypatrzył swoją ofiarę. Szkoda, że nie mają tyle energii, gdy uczą albo mają załatwić cokolwiek w interesie studenckim. Ale niech zwęszą tylko krew… cóż, stracić trzech doktorantów to nie taka tragedia, jeśli mogą uratować własną skórę. H. bierze wszystko na siebie, ale nie jesteśmy mile widziani na uczelni. Najchętniej wysłaliby nas przez dziki portal.
Serce mi podpowiada, że powinienem tam pójść i się przyznać. Mogę powiedzieć, że Brus i Rumie nic nie wiedzieli, oni zresztą byli ciągle na objazdach naukowych, konferencjach. Ale H. będzie miał przy sobie przyjazną duszę, kogoś, kto zabierze choć ułamek tego ciężaru. Inaczej wszystko spadnie na niego, będzie kozłem ofiarnym, te profesory zrobią wszystko, żeby sprawa nie odbiła się na dobrym imieniu Szacownej Uczelni. Rzucą go wilkom na pożarcie. On jest dla mnie jak ojciec. Mam się zachować jak wszyscy i odwrócić wzrok? Schować dumę do kieszeni, sprzedać go za nędzny, cherlawy spokój? Moja kariera naukowa jest skończona, dobrze to wiem, nie pozwolą mi na te dwie cholerne literki przed nazwiskiem ani tu, ani nigdzie indziej. Ferment szybko się roznosi. Jeśli teraz odpuszczę, dadzą mi spokój, nie zrobią nic więcej, nie będą pytać na poważnie, kto jeszcze. Będę mógł pracować w jakimś laboratorium, może badać próbki pieczarek, co zrobić, żeby były smaczniejsze. Przecież to oczywiste, że tego zrobić nie mogę. Sprzedałbym duszę.
Cristino, pomódl nie przeczytasz tego. Nie wiem, gdzie jesteś, a nawet gdybym wiedział, nie pisałbym do Ciebie. Ale przed nikim innym nie mógłbym odsłonić duszy. Więc jeszcze przez chwilę będę pisał. Papier przyjmie wszystko, jest wyrozumiały. Zupełnie jak Ty.
Cristino, samo pisanie Twojego imienia mnie uspokaja. Tęsk Oddałbym wszystko, co mam, żebyś na chwilę się tu zjawiła. Wiem, co powinienem zrobić. Nie wolno mi milczeć, nie wolno mi schować się jak mysz. Miałabyś na to radę, stos książek, bo one znają rozwiązanie na wszystko. Ale Antygona i Hektor istnieją tylko na papierze. Ideały się kruszą, gdy przychodzi czas próby.
Nie widziałem się od tego czasu z H. Wiem, że jest w domu, zwolnili go za kaucją. Może będą to chcieli załatwić po cichu. A może nie. Nie ma to znaczenia – ich zamiarem jest stłamszenie Profesora Umysłu większego niż ich wszystkie razem wzięte. Nie mogę na to patrzeć bezczynnie.
Zawsze Twój
Hugo
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz