06 grudnia 2025

Od Isarra — Obawa

Isarr od rana był bardzo niespokojny, krzątał się między kuchnią, a pokojem Minu ze ściągniętymi przez obawę brwiami.
A wszystko dlatego, że jego podopieczny obudził się z gorączką i teoretycznie nie było to poważne, ALE, to był pierwszy raz, kiedy młody faktycznie się pochorował. Z kolei botanik nigdy nie zajmował się chorymi ludźmi? Jakoś go to szczególnie nie obchodziło, przecież żył przez większość swojego życia sam, no może z współlokatorami w akademiku. Teraz miał gorączkującego nastolatka na rękach i to w dodatku, kogoś o kogo dbał i się martwił. W ogólnie Minu sobie nie zasłużył na to, żeby się pochorować, taki dobry dzieciak…
W każdym razie, pofatygował się do jego pokoju z parującą zupą i tabletkami przeciwgorączkowymi. Sam Isarr chorował niesamowicie rzadko, ostatni raz to chyba było, aż trzy lata temu, przeleżał to też bardziej, niż faktycznie dbał o siebie jakoś szczególnie, oprócz picia ciepłych herbat i łykania leków. Nie mógł tak jednak zostawić Minu, byłoby to skrajnie nieodpowiedzialne.
— Hej młody… — mruknął, głos intencjonalnie ściszony, pamiętał, że nastolatek skarżył się na ból głowy, a botanik nie miał zamiaru mu tego dokładać. — Lepiej się czujesz trochę? — Przysiadł na krańcu łóżka i spojrzał ze zmartwieniem na Minu. — Dasz radę zjesć?
— Jest… okay, Isarr… serio… — Nawet jego głos był zmęczony chorobą, Minu podniósł się do pozycji siedzącej i sięgnął po miskę z wdzięcznością. — Dziękuję.
— Nie masz za co dziękować… jesteś pod moją opieką, to oczywiste, że zajmę się tobą. — Odgarnął mu posklejane potem włosy z czoła i sięgnął po termometr przystawiając go do przed chwilą odsłoniętej skóry, podczas gdy Minu powoli jadł ciepłą zupę. Urządzenie zapiszczało krótko, a Isarr spojrzał na wyświetlacz.
— Trzydzieści siedem, pięć… zbiła się trochę, to dobrze — odetchnął z wyraźną ulgą, dawno się tak niczym nie martwił, nawet kiedy straszny grzyb nawiedził jego rośliny i zaraził wszystko w całym sklepie. — Zrobię ci jeszcze napar z ziółek… nawet dodam trochę miodu, na pierwszą wersję kręciłeś nosem strasznie — uśmiechnął się lekko, bardziej skłonny do innych emocji, niż obawa, po tym jak zobaczył, że temperatura Minu już nie rośnie.
Isarr prześlizgnął się do kuchni i nastawił czajnik z wodą na siedemdziesiąt stopni, specjalnie taki kupił jakiś czas temu, z opcją ustawienia dowolnej temperatury grzania, bo przecież różne herbaty i ziółka miały różne temperatury parzenia. Sięgnął po papierowe opakowanie z odpowiednią mieszanką, którą zwykle pił jak był chory i wkrótce wrócił do pokoju Minu.
— Chcesz, żebym kupił ci coś ze sklepu? — zapytał łagodnie, podając mu parujący kubek.
— Mogę sok pomarańczowy?
— Oczywiście, cokolwiek chcesz, biedaku… — zostawił mu telefon w zasięgu ręki, w razie czego i wybrał się do sklepu, szepcząc ciche pożegnanie, do pomału zasypiającego nastolatka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz