24 czerwca 2024

Od Annikki do Hotaru

Czułki stanęły na baczność, prawie jak jakiś pies gończy, który złapał trop. Zaskoczenie cisnęło się na usta, próbowało odmalować na twarzy, lecz nie po to ćwiczyła w praktyce kontrolowanie swojego głosu oraz słów, by teraz palnąć coś totalnym przypadkiem i zawstydzić rozmówczynię, tak chętnie dzielącą się z nią informacjami o sobie. Annikki przelotnie poprawiła okulary, zaintrygowanie błysnęło w ćmowych oczach.
— Jakiś konkretny rodzaj tańca?
Hotaru szła krok przed nią, zgrabnie i powoli przemieszczała się po ścieżkach ogrodu, oprowadzając ciemkę, której uwaga już dobrą chwilę temu przeniosła się całkowicie z krzewów i egzotycznych kwiatów na towarzyszącą jej kobietę. Nawyk dziennikarza, by podążać za najbardziej interesującymi tematami, czyż nie? Nieco inne spojrzenie, wnikliwe i skupione na detalach, spoczęło na tych drobnych ramionach, bez wysiłku trzymanych prosto, na nogach płynnie pokonujących drogę przez ozdobne kamienie, a niezadane pytania znalazły swoje odpowiedzi. Bo Hotaru kroczyła cicho, tak jak niektórzy oczekiwali po pomocy domowej, lecz w jej kroku było więcej gracji i lekkości, niż ktoś mógłby naturalnie nabyć po zwinnym poruszaniu się po senkawańskim domu. Nie, nie wyglądała na właścicielkę ręki przesuwającej szybko miotełką po zakurzonej półce, ale była podobna do tego potoku pod deskami kładki, który opłynąłby pomieszczenie i zniknął za zakrętem, nim ktokolwiek by się zorientował, skąd pochodził ten ledwie słyszalny szmer.
— Senkawa buyo — odparła Hotaru, zaś Annikki pospiesznie odwróciła wzrok na jakieś małe drzewko, byle nie wyszło na to, że się gapi. — To tradycyjny taniec z Senkawy, który wykonuje się, zwykle trzymając wachlarz, parasolkę albo wstążkę. Może dzięki nim go kojarzysz?
Przygotowała się na rozmowę z przedsiębiorcami mieszkającymi od dawna w stolicy, nie ich pomocą domową, która, jak się okazało, zna się na tańcu i to w dodatku tym ojczystym. Ćma zatrzymała westchnienie niezadowolenia gdzieś jeszcze w piersi, żałując, że jakieś boskie objawienie nie spłynęło na nią z nieba, nie przyśniła jej się jasnowidząca wizja, gdy zbierała pytania i materiał do wywiadu, żeby przeczytać nieco inne artykuły, skupione na muzyce i kolorowych wachlarzach.
— Niestety nie — przyznała, obiecując sobie w duchu, by to zmienić. Trzeba się przecież dokształcać, taki był oczywisty powód tego zapewnienia, taki powód jej kolejnych słów. — Ale chciałabym go zobaczyć — powiedziała trochę ciszej, uśmiech przemknął przez twarz Hotaru. Annikki prędko dodała: — Długo tańczysz?
Kobieta zamyśliła się na moment, gładko uchyliła przed wyciągającą się w jej stronę gałązką czerwonego klonu, jak na razie chyba najwyższej i zajmującej najwięcej przestrzeni rośliny w całym ogrodzie.
— Chyba można tak powiedzieć. Tańczę właściwie od czasu, kiedy chodziłam jeszcze do szkoły, choć nie planowałam tego. Jak mówiłam, mieszkałam w niewielkiej miejscowości, mało było rozrywek czy sposobów na spędzanie wolnego czasu, więc moja koleżanka namówiła mnie na lekcje tańca. Były darmowe, nic tak naprawdę nie miałam do stracenia.
— Przypadek, który doprowadził do szczerej pasji — podsumowała Annikki.
Brązowe oczy zwrócił się na nią, znów Hotaru posłała jej uśmiech, z wyglądu i w odczuciu przypominający ciemce o letnich dniach spędzonych na wygrzewaniu się w przyjemnym cieple słońca.
— Tak. I wiele takich przypadków dzieje się codziennie na świecie. Cieszę się, że ten spotkał mnie.
— Co jest w nim jeszcze takiego szczególnego dla ciebie, poza tym, że znajdujesz w nim spokój?
Dała Hotaru tyle czasu, ile potrzebowała na znalezienie słów, sformułowanie odpowiedzi klarownej w przekazie, która niekoniecznie przyszła od razu. Wzrok przeskoczył po potoku, jawiącym się ponownie przed ich oczami, po barwnych azaliach, całym tym zielonym życiu wiecznie podrygującym w takt zasad natury.
— Taniec jest… formą sztuki — podjęła. — A każda sztuka to forma ekspresji. Znajduję w nim spokój, lecz również pomaga mi przekazać emocje, które nie zawsze są proste do wytłumaczenia. — Zerknęła na ćmę, a odnalazłszy w bursztynowych oczach ciekawość i zachętę do mówienia dalej, kontynuowała. — Gdy nauczyłam się tańczyć, to tak jakby nauczyłam się nowego języka i sposobu wyrażania siebie oraz opowiadania historii, ale bez słów i jedynie z dźwiękami instrumentów.
Nikki milczała przez chwilę, aż w końcu pokiwała pomału głową.
— Podoba mi się to porównanie. Nigdy wcześniej go nie słyszałam.
Miała jakieś niejasne przeczucie, że w Hotaru było tylko więcej rzeczy, o których nigdy nie słyszała, a już na pewno nie od jednej osoby.
Kolejne pytanie wpadło do głowy, lecz nim ćma otworzyła usta, druga kobieta zdążyła ją ubiec.
— A ty? Czy nie masz podobnie z pisaniem?
Wybito ją lekko z rytmu. Bo to właściwie nie był wywiad, choć jej typowe zachowanie dziennikarki mogło wpłynąć na wcześniejszy bieg rozmowy, ale nigdzie nie było powiedziane, że Hotaru nie może zadawać pytań. Zmarszczyła przelotnie brwi.
— Z pisaniem? Nie, ja… — odparła z całą pewnością, a potem stosy zapełnionych notesów stanęły jej przed oczami, zapisane wszystkim, co nie do końca dawało radę pomieścić się w głowie. — Może? Tylko że te teksty, które nie idą do gazety, są rzadko dla mnie samej zrozumiałe, a co dopiero dla kogoś — mruknęła. — I daleko im do bycia czymś tak ładnym, jak taniec.
Nowa myśl pojawiła się w ćmowym umyśle, Annikki przekrzywiła głowę, zastanawiając się, jak dobra musiała być Hotaru w tańcu, jeśli tyle lat regularnie go ćwiczyła.
— Ale mimo wszystko jestem w stanie zarabiać z tego — odparła. Jej towarzyszka zerknęła na nią na krótko, cień niepewności zagościł w oczach, gdy wyczuła, co za pytanie może paść następne. — Nie próbowałaś tego samego z tańcem? Jesteś tutaj tak długo, na pewno jakaś szkoła tańca…
— Pani Hagluinyendë?
Odwróciły się równocześnie w stronę głosu. Państwo Fujiwara w towarzystwie pani Kaede popatrywali na nie z uprzejmymi uśmiechami, jakby przepraszając, że przerwali im rozmowę, ale chcieli zawiadomić o swoim przybyciu.
I tak jak kompetentnie była Annikki w stanie się zachować w rozmowie z Hotaru, tak równie profesjonalnie zapomniała o właściwym celu swojej wizyty.
Co nie zdarzało się normalnie. Bardzo mało rzeczy potrafiło sprawić, że przypadkiem cokolwiek wypadało jej z głowy. Spojrzała na Hotaru, grzecznie kłaniającą się swoim pracodawcom w geście przywitania.
— Tak, przepraszam za małe zamieszanie, ale chciałam zobaczyć ogród i trochę się zgubiłam — powiedziała ćma, co starsze państwo przyjęło, unosząc kąciki ust wyżej. — Hotaru pomogła mi się odnaleźć i oprowadziła mnie po nim.
— Czy podobało się pani? — zapytał pan Fujiwara.
Annikki zdobyła się na lekki uśmiech. Może krył wystarczająco dobrze jej zmieszanie, bo w drodze powrotnej nawet nie zauważyła, gdy ścieżka zaczęła zakręcać, a razem z Hotaru ponownie przekroczyły kładkę, zbliżając się do domu.
— Bardzo, niezwykle piękne miejsce — odpowiedziała, mimo że to rozmowa w pewnym momencie pochłonęła ją bardziej od przyglądania się przyrodzie, która na samym początku ją tak zainteresowała.
— Miło nam to słyszeć — dołączyła się pani Fujiwara. — Może wejdziemy do domu, napijemy się herbaty?
— Oczywiście.
— Pozbieram rzeczy z innego pokoju i przygotuję dzbanek — odparła od razu Hotaru, państwo jej skinęli głowami, skierowali się ku głównemu wejściu, zostawiając Annikki chwilowo rozdartą w wyborze tego, za kim powinna pójść. I chociaż logika podsuwała jedną i właściwą odpowiedź, tak niekoniecznie wszystko inne chciało się z nią zgodzić.
W końcu pomaszerowała za gospodarzami domu, dla których przecież tu przyjechała, zostawiając Hotaru z jej obowiązkami. Zerknęła przez ramię, zobaczyła, jak kobieta zbliża się do schodków wcześniej wykorzystanych przez Annikki, by wspiąć się na werandę i odnaleźć źródło cichego nucenia.
Skrzydła zadrżały lekko, całkowicie bezwiednie. Podobnie robiły, gdy przechodziła z ciepła ogrzanego pokoju do chłodu zimowego poranka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz