28 czerwca 2024

Od Charlie do Sorena

Atmosfera panująca w biurze była tak gęsta, że można było ją ciąć nożem. Connor z trudem powstrzymywał się, by nie podrygiwać w zniecierpliwieniu nogą, Zaproszony przez Sorena Angus strzelał na boki oczami, co chwila, ocierając z czoła pot. Jedynie Ariel, cholerny kwiat lotosu na pieprzonej tafli jeziora wydawał się całkowicie niezwzruszony tym, co się działo, choć Charlie znała go dość, by wiedzieć, że uważnie śledzące każdy ruch, zimne oczy elfa nie robią tego z nudów, a wypatrują jakichkolwiek oznak zagrożenia. To on chwycił mocno ramię wilkołaka, gdy ten znów chciał sięgnąć po broń, czyniąc to niemal automatycznie na nagłe poderwanie się Sorena. Arachnesa wymieniła z Arielem spojrzenie, gdy Angus oburzył się, odkrywając miejsce ukryte pod wypisanymi na kartce koordynatami. Oczywiście, że wypizdowo. Co mogło być innego?
– Ariel, w kopercie było coś jeszcze prócz liściku? – zapytała elfa, jednak ten pokręcił tylko głową. 
– Nic poza pogróżkami – powiedział. Charlie podeszła do biurka i wyjęła z szuflady kopertę, po czym zajrzała jeszcze raz do środka, jakby spodziewała się, że coś przeoczyła. Elf wyjął jej papier z rąk i sam przyjrzał mu się uważnie. Bez słowa podłożył kopertę pod rozgrzaną żarówkę. Wraz z pojawiającymi się na papierze ciemnymi literami, na twarzy arachnesy pojawiał się uśmiech.
– No proszę… – tym razem to ona wyrwała kopertę z rąk Ariela, gdy on w tym czasie już wyszukiwał podaną lokalizację. Koordynaty, dopisek, by jako dowód zabrać ze sobą ciało ofiary lub przynajmniej jej część. Postukała w papier palcami, zastanawiając się nad czymś. Spojrzała po wszystkich zgromadzonych w pokoju. – To wydaje się trochę… za proste. – Bezwiednie zatrzymała wzrok na Angusie, który wyraźnie przełknął ślinę pod świdrującym spojrzeniem jej czterech oczu. Nie chciała go straszyć bardziej, w końcu przestraszeni ludzie robią głupie rzeczy. Spojrzała w stronę Sorena. – Nie dba o to, które z nas przeżyłoby ten zamach. Chce się nami posłużyć, aby wykończyć jedno z nas, a później w inny sposób wykończyć to drugie, gdy zjawimy się w wyznaczonym miejscu. – Zerknęła na podsunięty przez Ariela pod nos telefon. Uniosła brwi. – Kolejne wypizdowo. Otwarta przestrzeń… – urwała. W wyznaczonym przez ich wroga miejscu nie było żadnych drzew, ruin, niczego, gdzie mogliby się ukryć nie tylko Connor z Arielem, ale też jej maleńka, ośmionoga armia. – Plac jest zabetonowany? – zapytała jeszcze. Zawsze mogłaby skorzystać z pomocy trapdoorów. Jakoś wszyscy wbili sobie do głowy, że pająki mogą spaść z drzewa na głowy. Rzadko spodziewają się ataku spod ziemi.
– Nie mam pewności. Dowiem się – powiedział Ariel, znów przysuwając pod nos ekran telefonu. Charlie zamyśliła się. Ponownie spojrzała na Sorena. Lekki uśmiech, który pojawił się na jego ustach, był zaraźliwy. Odwzajemniła gest. Zupełnie tak, jakby rozumieli się bez słów. Nie oni jedni.
– Ooo nie! – warknął nagle Connor. – Nawet o tym nie myśl, Charlie. Jeśli myślisz, że ci na to pozwolę…
– Od kiedy to słucham się ciebie w czymkolwiek? To ty masz słuchać mnie – Charlie spojrzała na mężczyznę. Ten tylko zgrzytnął zębami. Dawno nie widziała go już tak wkurwionego.
– Co jest? – Angus popatrzył na nich, wyraźnie zaniepokojony. 
– Zdaje się, że myślimy o tym samym – powiedział Soren. Na widok wściekłego Connora jego uśmiech poszerzył się jeszcze.
– Też mi się tak wydaje. Pytanie tylko, kto będzie odkrywał rolę trupa? – zapytała, a wtedy twarz Angusa zbladła jeszcze bardziej. W końcu zrozumiał, o co im chodziło. 
– Nie podoba mi się to, Charlie – powiedział spokojnie Ariel. – To zdecydowanie zbyt niebezpieczne. Bez względu na to, która rola przypadnie ci w udziale, będziesz wystawiona nie tylko na niego. – Ruchem głowy wskazał Sorena. – Ale też osoby, która zleciła wam pozabijanie się nawzajem. 
Zapadła cisza. Dudniąca na dole muzyka przebijała się przez ściany, niemal wyznaczając przyspieszony rytm serca. Charlie znów przysiadła na biurku, zastanawiając się nad tym wszystkim.
Ariel miał rację. To wszystko było cholernie niebezpieczne, a to, że Soren zaproponował jej współpracę, złudnie kojarzącą się z całkowitym zawieszeniem broni między nimi, nie oznaczało tak naprawdę nic. Jego trucizna nie działała na nią, jednak nie oznaczało to, że nie mógł jej wykończyć w żaden inny sposób. Choć czy nie zrobiłby tego teraz, mając ku temu sposobność, gdy pierwszy szok po tym, jak toksyna zawiodła, minął? Mógłby to zrobić nawet leżącymi na biurku nożyczkami. Co go powstrzymywało? Zwyczajnie zmienił zdanie, czy też brał pod uwagę to, że jeśli coś jej się stanie, to nie ucieknie? Nie wydawał się tym przejmować, gdy Ariel i Connor wpadli do piwnicy i mierzyli do niego po nieudanym pocałunku. 
Odłożyła kopertę na biurko. Z sufitu na cienkich, niemal niewidocznych niciach pajęczyny, opadły czarne, małe pająki. Zaczęły chodzić po kopercie, szukając jakichkolwiek śladów zapachowych tego, kto mógł tę kopertę wysłać. Charlie widziała, że Angus wzdrygnął się wyraźnie z obrzydzeniem na ten widok, spojrzał z niepokojem w stronę ciemnego sufitu, jakby spodziewał się, że lada moment coś spadnie mu w ten sam sposób na głowę. Soren natomiast wciąż przyglądał się jej. 
– Mamy jeszcze trzy dni – powiedziała spokojnie. – Przemyślmy to wszystko na spokojnie. Będziemy w kontakcie. – Uśmiechnęła się do Angusa tak uroczo, jak tylko potrafiła. – Może drineczka na rozluźnienie? Przyda się nam wszystkim. 

Trzy dni, wbrew pozorom, to był dość krótki termin. Charlie uruchomiła wszystkie znajomości, licząc na to, że uda jej się odkryć tożsamość zleceniodawcy, zanim nadejdzie wyznaczony termin. Korzystała nie tylko z pomocy tych, którym sama niejednokrotnie oddała przysługę, ale również swoich małych przyjaciół. Jednocześnie chciała się dowiedzieć jak najwięcej na temat miejsc podanych w obu listach. W jaki sposób ich tajemniczy przeciwnik chciał je wykorzystać przeciwko nim i jak mogli zniweczyć jego plany, jeśli jednak musieliby się tam udać? 
– Plac, który był w twoim liście, faktycznie jest zabetonowany. Użycie trapdoorów nie wchodzi więc w grę – powiedział Ariel, rozkładając na biurku zdjęcia i dokumenty. – Tam, gdzie ma się pojawić Acedia, rozstawiają jakieś magiczne ustrojstwo, nie udało mi się jednak odkryć, do czego służy. 
Charlie przejrzała dokumenty i zdjęcia, stukając palcem w dolną wargę. Westchnęła cicho i sięgnęła po telefon i odnalazła numer Sorena. Nie zostało jej nic innego, jak tylko zadzwonić do swojego wspólnika, poinformować go o ewentualnych pułapkach i wcielić plan w życie. Mieli zbyt mało czasu, aby zaplanować cokolwiek innego.

– Wciąż mi się to cholernie nie podoba – warknął Connor. Miał ochotę odgryźć ręce modela, gdy ten trzymał w nich Charlie, która za kilka sekund miała koncertowo udawać trupa. Po prawdzie jej samej też do końca się nie podobało. Zrobili jednak wszystko, co tylko się dało, aby akcja przebiegła z jak najmniejszym ryzykiem. Przynajmniej dla niej. 
– Daj spokój, będzie całkiem zabawnie. – Charlie machnęła ręką i spojrzała na Sorena – Gotowy?
Miał wynieść ją tylnym wyjściem, gdzie czekał samochód, w którego bagażniku miała wylądować. Nie mogli wykluczyć, że są obserwowani, więc trzeba było stworzyć pozory, że Soren wykończył ją wewnątrz klubu, na jego tyłach, a później trupa zawieść we wskazane miejsce. W tym samym czasie Ariel i Connor mieli zająć się rozbrajaniem magicznych pułapek, które miały uniemożliwić Sorenowi teleportację i ucieczkę przed potencjalnym zagrożeniem. 
Szykował się pełen wrażeń wieczór. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz