Octavia jeszcze przez dłuższą chwilę wpatrywała się w nieznajomą, jakby próbując wybadać, czy dziewczyna aby na pewno nie okaże się współlokatorką szczurołapa, i czy aby na pewno nie spróbuje wbić jej noża w plecy przy pierwszej możliwej okazji. Octavia nigdy nie myślała nad czymś zbyt długo, w końcu ile można słuchać własnych myśli i udawać, że faktycznie dochodzi się do jakichś wniosków, skoro w tym samym czasie można zwyczajnie dać się ponieść impulsom. I dokładnie tak zrobiła. Bo w końcu, gdyby Zahra jednak zdecydowała się na nią rzucić, nic nie stało na przeszkodzie, żeby Octavia zwyczajnie przemieniła się, wysadzając zarówno mieszkanie, jak i wszystko co w nim zgromadzone w powietrze. To dopiero byłaby zemsta. Anielica otrząsnęła się jednak, odburknęła w odpowiedzi również swoje imię i po prostu zajęła się sobą. A raczej z lekka koślawą karykaturą, którą zamierzała przyozdobić każdą ścianę tego paskudnego mieszkania. Malowany z pamięci kontur szczura nie był idealny, Octavia coraz bardziej żałowała, że nie zabrała ze sobą Mykki, która mogłaby przecież stać się jej muzą. Chociaż może to i lepiej, że jej tutaj nie było, koszmarne warunki panujące w siedlisku tego parszywego potwora mogłyby okazać się dla niej zabójcze. Ona sama ledwo dawała radę, a co dopiero ktoś tak delikatny jak Mykka. Octavia zrobiła kilka kroków w tył, wyczytała kiedyś, że z daleka dużo łatwiej jest ocenić, czy praca faktycznie komuś wyszła. Przekrzywiła głowę najpierw w jedną, potem w drugą stronę i w sumie to nie wyciągnęła absolutnie żadnych wniosków. Pomyślała sobie jednak, że skoro malunek ma zagrać na emocjach lokatora, to najlepiej byłoby domalować na szczurze jeszcze trochę krwi. Tak o, dla efektu.
– Dałabyś mi na chwilę tę czerwoną… – nie skończyła, skupiając całą swoją uwagę na rozstrzaskującym się na kawałki krześle
Zahra wyglądała na niesamowicie dumną z siebie i szczerze mówiąc, absolutnie miała ku temu powody. Octavia zdziwiła się, jakim cudem sama wcześniej na to nie wpadła. Na twarzy zamigotał szczery, nie zwiastujący niczego dobrego uśmiech. W sumie to może ta cała Zahra nie była taka zła i Octavia nie powinna była jej o nic podejrzewać, może nawet byłyby w stanie się ze sobą dogadać. Złapała więc za drugie, stojące samotnie krzesło i z hukiem roztrzaskała je o podłogę. Gdy uniosła wzrok, spotkała się jedynie z rozbawionym, żądnym jeszcze większej destrukcji spojrzeniem nowo poznanej kobiety.
– Nie musisz mnie dwa razy prosić. – Octavia wyszczerzyła się głupio, już trzymając w dłoniach tandetny wazon aż proszący się o spotkanie z podłogą.
Następne bógwieile czasu zlało się w jedną wielką mieszaninę chaosu, dźwięku tłuczonego szkła i cholera w sumie wie czego jeszcze. Zaczęły niewinnie, od pozrzucania na ziemię wszystkich stojących na półkach i w szafkach staroci, kończąc na rozerwaniu kuchennymi nożami starej, poplamionej kanapy i równie przepoconego fotela. A to było dopiero pierwsze pomieszczenie. Gdy salon bardziej przypominał pobojowisko, niż zdatną do życia przestrzeń, obie kobiety ścigały się i przepychały, byle tylko jako pierwsze dotrzeć do kuchni. I choć Octavia absolutnie nigdy się do tego nie przyzna, Zahrze wystarczyło zaledwie kilka susów, podejrzanych odbić od ściany i dziwnych manewrów, żeby wyprzedzić swoją konkurentkę. Gorycz przegranej anielica postanowiła wyładować na pięknym, niepasującym zupełnie do reszty mieszkania porcelanowym serwisie. Najpewniej prezencie od rodziców, dziadków, czy jeszcze kogoś innego, kogo było na to stać. Pokryte niebieskimi zdobieniami talerze szybko wylądowały na ścianie, makaron wcisnęły w dziury w okapie, a zlew zatkały najpewniej nieświeżym mielonym mięsem i papierowym ręcznikiem. W łazience raz jeszcze wykorzystały farbę, wypisując na lustrze same najgorsze rzeczy, jakie tylko przyszły im do głowy (z poprawnością niektórych słów obydwie miały spory problem). Z szamponu, żelu pod prysznic i innych dziwnych substancji znalezionych w łazience stworzyły śmierdzący gorzej niż reszta mieszkania wywar, od którego szybko jednak uciekły. Gdy w końcu skończyły, siedziały tak przez chwilę w opróżnionym wcześniej z pianki szkielecie tapczanu, z dumą podśmiechując się z własnego dzieła. Octavia nie pamięta z tej rozmowy zbyt wiele, jednak z całą pewnością nie zapomniała pełnego pasji sposobu, w jaki Zahra opowiadała o wszystkim, co dotychczas zrobiły. Anielica podzielała tę pasję, kilka razy nawet szczerze się zaśmiała. Z ogromną chęcią nadal siedziałaby dokładnie w tym samym miejscu, chłonąc zarówno piękno zdewastowanego pomieszczenia, w którym nie pozostał ani jeden nienaruszony mebel, jak i towarzystwo nowo poznanej dziewczyny, która zdawała się bardziej podobna do Octavii, niż ta z początku zakładała, jednak dźwięk przekręcanego w zamku klucza (tym razem na serio) sprawił, że obie podskoczyły jak oparzone. Czy naprawdę destrukcja zajęła im tak dużo czasu, że lokator zdążył wrócić z pracy? Octavia spróbowała odszukać jakikolwiek zegar, jednak szybko przypomniała sobie, że przecież roztrzaskały go na kawałki, a wskazówki wyrzuciły przez okno.
– Co tu się kurwa stało? – Krzyk odbił się echem po korytarzu, poprzedzając nieregularny stukot ciężkich buciorów.
Konsekwencje się tu stały, ot co. Sąd ostateczny. Wyrok. Nazewnictwo nie zmieniało jednak faktu, że w każdej chwili zostaną nakryte, jeśli szybko czegoś nie wymyślą. A po tak przyjemnej nocy ostatnią rzeczą, jakiej Octavia potrzebowała, był psujący wszystko, dzwoniący po policję mężczyzna. Myśl dziewczyno, myśl i to najlepiej jak najszybciej. Gdy światło w salonie w końcu się zapaliło, Octavia zadziałała niemal instynktownie. Znajdująca się wciąż nieopodal metalowa figurka z impetem poleciała w stronę jego czoła. Usłyszała jęk bólu, a następnie huk upadającego na podłogę ciała. Octavia poderwała się do pionu, dopiero teraz zauważając, że Zahra już dawno temu znalazła się przy bezwładnym mężczyźnie. Cokolwiek planowała zrobić, o ile planowała cokolwiek zrobić, tym razem to Octavia była szybsza. Podeszła bliżej, nachyliła i dopiero teraz zauważyła zdobiącą podłogę, powiększającą się powoli plamę krwi. Sprawdziłaby puls, żeby zobaczyć, czy facet jeszcze żyje, ale generalnie ona sama nie ma pulsu, więc nawet nie wiedziała, jak to działa.
– No to mamy rozpierdol.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz