16 czerwca 2024

Od Octavii - priDE MONth

Octavia nie wiedziała, co strzeliło jej do głowy, kiedy zdecydowała, że to właśnie wyjście do klubu będzie idealnym sposobem na spędzenie sobotniego wieczoru. A jednak wyszukała pobliski, zachwalany w internecie lokal, żałując każdej decyzji, która doprowadziła ją w jego progi. Nie przeszkadzała jej ani głośna muzyka, ani przelewający się litrami alkohol. Kluby nie były dla niej męczące, były zwyczajnie koszmarnie nudne. Ogień zdawał palić się pod nią i zmuszał do ciągłego ruchu, a nie długiego siedzenia przy barze i sączenia powoli piątego piwa, za które zapłaciła wyjątkowo dobrze zamaskowanymi pieniędzmi z monopoly. Zresztą, dziewczyna i tak nie odczuwała wpływu zbyt dużej ilości procentów w taki sam sposób, w jaki odczuwali to inni mieszkańcy Stellaire. Picie samemu było zwyczajnie do niczego. Octavia westchnęła ciężko, dopijając ostatni łyk alkoholu. Kufel z hukiem wylądował na barze, a dziewczyna, jakby od niechcenia, wmieszała się w tańczący na parkiecie tłum. Skoro samotne picie piwa nie dało jej nawet odrobiny radości, to może muzyka w jakikolwiek sposób przekona ją, że doszczętnie nie zmarnowała całego wieczoru. Puszczanym przez z lekka pijanego dja piosenkom daleko było do idealnego repertuaru Octavii, ale dziewczyna postanowiła, że nie da uprzedzeniom za wygraną. Z lekka nieudolnie podrygiwała do rytmu, z różnym skutkiem próbując naśladować tańczące wokół stworzenia. I przez pewien czas naprawdę dobrze się bawiła, dopóki ktoś w pobliżu nie stracił równowagi i nie przewrócił się na nią, roztrzaskując przy tym jeden z jej małych palców.
— Kurwa mać. — Octavia nie była w stanie wydusić z siebie nic innego, mierząc nieznajomego prawdziwie zabójczym spojrzeniem.
— Przepraszam, naprawdę nie wiem co się stało, ja… — Mężczyzna momentalnie pobladł, z przerażeniem spoglądając na pozostałe dziewięć palców Octavii. — O cholera, wezwę karetkę. Poczekaj, nie ruszaj się. Jasna cholera.
— Nie chcę żadnej głupiej karetki, po prostu daj mi wyjść.
Dziewczyna nie czekała na dalszą reakcję sprawcy całego zamieszania, a tym bardziej na reakcję zebranego wokół nich tłumu. Marzyła jedynie o tym, żeby po prostu stąd wyjść i zapomnieć, że ten wypad do klubu kiedykolwiek się wydarzył. Octavia szła pewnym krokiem, nie odwracając się za siebie, jednak nawet tak prosta czynność została gwałtownie przerwana. Poczuła szarpnięcie, poprzedzone ledwo wyczuwalnym muśnięciem metalu o jej udo.
— Co znowu? — wycedziła przez zęby, czując, jak powoli traci cierpliwość
Odwróciła głowę, w pierwszej kolejności spoglądając w stronę, jak się okazało, wymyślnego karabińczyka zaplątanego w jej kabaretki. Dłoń Octavii niemal instynktownie powędrowała ku metalowemu cacku, jednak nie zdążyła choćby dotknąć wymyślnej konstrukcji, zostając wyprzedzoną przez czerwoną, pokrytą tatuażami dłoń. Dziewczyna uniosła wzrok, jakby dopiero teraz przypominając sobie, że karabińczyk faktycznie musiał przecież do kogoś należeć. Spodziewała się kolejnego pijanego mężczyzny i niewiele brakowało, żeby westchnęła zaskoczona, gdy jej wzrok spotkał się z równie zszokowanym spojrzeniem pięknych, dwukolorowych oczu. Choć zupełnie obce, z jakiegoś powodu wydawały jej się dziwnie znajome, jakby kiedyś znalazła się już w podobnej sytuacji. Octavia otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, żeby fuknąć zirytowana (bo przecież powinna być zirytowana, prawda?), jednak nie była w stanie wydusić z siebie ani słowa. Zamiast złości, w głowie zamigotała iskierka zainteresowania, gdy tak sunęła wzrokiem po wytatuowanej twarzy, zatrzymując się na lekko rozwartych wargach, obnażających parę ostrych jak brzytwa kłów. A przynajmniej takie wydawały się Octavii i przez chwilę niezwykle walczyła z impulsem, żeby nie spróbować przekonać się o tym na własnej skórze.
Poczuła kolejne szarpnięcie, przypominając sobie, że wciąż były ze sobą splątane. Dziewczyna zaśmiała się nerwowo, raz jeszcze sięgając ku lekko zardzewiałemu, rogatemu karabińczykowi, jednak nieznajoma ponownie ją w tym ubiegła, ocierając swoją dłoń o dłoń Octavii. Przez chwilę ponownie zastygły w bezruchu, nim nieznajoma raz jeszcze spróbowała odplątać swoją własność z kabaretek. Tym razem Octavia nie zareagowała, pozwalając dziewczynie robić swoje. Wstrzymała oddech i nie protestowała, gdy ta oparła dłoń na jej udzie i nie skrzywiła się, gdy zorientowała się, jak wielką dziurę pozostawił po sobie oswobodzony karabińczyk, ba, nie ruszyła się choćby o centymetr nawet wtedy, gdy akcja ratunkowa dobiegła końca. Octavia zwyczajnie nie potrafiła oderwać się od nieznajomej, wciąż sunąc po niej wzrokiem. Być może jakieś piekielne moce, bo na boską interwencję nie mogła przecież liczyć, uśmiechnęły się do niej, próbując w ten sposób naprawić ten tragiczny wieczór. I być może Octavia nie powinna tak łatwo przepuścić danej jej szansy.
— Masz w sobie coś, co sprawia, że wyglądasz jak owca ofiarna gotowa do uboju w imię jakiegoś nieznanego boga. Z jakiegoś powodu mi się to podoba. — wypaliła bez większego pomyślunku — Dałabyś postawić sobie drinka? Albo cztery.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz