Jeśli Octavia miała być szczera, to cała ta sytuacja zaczynała ją powoli męczyć. Ciągłe przepychanki, niezrozumiałe słowa i niedochodzące do skutku plany. Nie po to zadała sobie tyle trudu, żeby ich obu wyśledzić, żeby teraz nic na tym nie zyskała. Dlatego dziewczyna odetchnęła z ulgą, kiedy w końcu pozostała dwójka zgodziła się, że to najwyższa pora na złożenie bardzo wybuchowej wizyty na najbliższym komisariacie. Octavia już gotowa była wychodzić, czym prędzej biec, żeby wpakować ich w kolejne kłopoty ze służbami, ale pytanie tego białookiego lekarza skutecznie ją przed tym powstrzymało.
– W ogóle Octavia, skąd ty wzięłaś ten list gończy?
A po co mu to było wiedzieć, zmieni to coś w jego życiu? Ukradła. Oczywiście, że je wszystkie ukradła. A raczej pożyczyła, bo teraz przecież planowała wycieczkę na komisariat, żeby im te wszystkie listy gończe oddać. To nie jej wina, że kiedy zdała sobie sprawę, że takie rysunki faktycznie mogą powstać, to za swój główny cel obrała wykradnięcie ich i pokazanie Zahrze. Nie każdy może dorobić się w życiu profesjonalnie wykonanego portretu, a ona dokładnie to osiągnęła. I była z tego wyjątkowo dumna. Tak w sumie to ukradła dwie sztuki własnego listu gończego, ale o tym nie zamierzała mówić ani Raounowi, ani Dantemu, bo przeczuwała, że mogliby się nieźle o to wkurzyć. Jedną kopię trzymała właśnie zmiętą w kieszeni kurtki, a drugą oddała swojemu ulubionemu rogaczowi wraz z zabranymi ze szpitala woreczkami krwi. Tak o, na pamiątkę i przypomnienie, jaką ma niesamowitą, utalentowaną i sławną przyjaciółkę.
– Znalazłam na śmietniku. Chyba. W sumie to nie wiem, skąd je mam. Po prostu pojawiły mi się w kieszeni. – Wzruszyła ramionami, a z ust wydobyło się ciche “poof”, imitacja materializujących się znikąd plakatów.
Ron i Aldente patrzyli na nią z politowaniem wymalowanym na twarzy, ale dla własnego dobra nie próbowali nawet ciągnąć jej za język. Powiedziała, że je znalazła, to je znalazła. Nie warto było drążyć tematu, bo i tak niczego by im nie powiedziała. Liczyło się tylko to, żeby zemścić się na nieświadomej niczego policji.
– Czy możemy w końcu jechać? Nudzi mi się. – Octavia przystanęła z nogi na nogę, niczym niecierpliwiące się dziecko.
– Tak, ale tym razem to ja prowadzę. – Blondyn posłał dziewczynie bardzo charakterystyczne, stanowcze spojrzenie.
Octavia nie protestowała. Chciała po prostu w końcu się stąd wydostać i raz jeszcze postawić Stellaire w ogniu.
Samochód zaparkowali pod pobliskim supermarketem, podobno po to, żeby nie wzbudzać podejrzeń. Ale jeśli miała być szczera, to to różowe auto, odznaczające się na tle reszty nudnych, szarych samochodów, było chyba najbardziej podejrzaną rzeczą na całym tym parkingu. Ale skoro blondyn twierdził, że tak będzie lepiej, to niech mu będzie. Szybkim krokiem podeszli pod komisariat, a raczej na jego tyły, uważnie obserwując przy tym swoje otoczenie, żeby przypadkiem nie dać się złapać już na starcie. Octavia specjalnie stworzyła sobie na ciele kilka dodatkowych gałek ocznych, żeby mogła pilnować ich ze wszystkich możliwych stron. Czysto, nie spotkali ani jednego policjanta.
– A tak w sumie to skąd zamierzamy wziąć te mundury?
Cała trójka przystanęła, wymieniając spojrzenia. Oczywiście, że żadne z nich o tym nie pomyślało, dlaczego mieliby o tym wcześniej pomyśleć? Najlepszy plan to brak planu, jak to powiedział kiedyś ktoś bardzo mądry, a przynajmniej znacznie mądrzejszy od niej. Przystanęli przy boku budynku, schowani lekko za jakimś dziwnym małym budynkiem, chyba wiatą śmietnikową. To trudne słowo akurat znała, bo kilka razy szukała w takiej szczurów. Zaczęli więc główkować, opracowywać plany na dostanie się do środka bez wzbudzenia podejrzeń, ale we wszystkich czegoś im brakowało. Żaden plan nie był wystarczająco dobry. Octavia gotowa była załamać ręce i zwyczajnie wtargnąć do środka, atakując przy tym każdego, kto stanie jej na drodze. Mogła też po prostu podpalić komisariat i z przyjemnością patrzeć, jak płonie. Ale tego nie zrobiła, bo jak zwykle powstrzymał ją Raoun. Facet miał ogromny talent do zabierania głosu akurat w takim momencie, w którym już gotowa była się za coś zabrać.
– Dajcie mi chwilę.
Powiedział i tak po prostu rozpłynął się w powietrzu, nie dając im żadnej innej instrukcji. Octavia i Dante popatrzyli na siebie, wzruszyli ramionami i faktycznie na niego poczekali, chociaż widać było, że obu aż nosiło, żeby połamać kości kilku funkcjonariuszom. I podobnie jak wcześniej podczas całej akcji z karetką, teraz również znikąd pojawił się przed nimi nieznany dotąd mężczyzna, podający się za Raouna. Serio, jak on to robił? Jak wyjdą z tego cało, to będzie musiała go o to zapytać. Tym razem tak naprawdę.
– No dobra, ty sobie załatwiłeś śmierdzący psem mundur, a co z nami? – Pogarda w stronę policji aż wylewała się z głosu blondyna. Słusznie.
– Wam też zaraz załatwię, ale musicie robić, co mówię i przez chwilę się nie odzywać. – NibyRaoun brzmiał wyjątkowo poważnie
– Za chuja tam z tobą nie wejdę na takich warunkach. Nie i chuj.
– Chcesz się bić, czy nie?
Pytanie najwidoczniej trafiło w punkt, bo Drenthe po prostu westchnął ciężko i skinieniem głowy wskazał, żeby Ronald robił, co musiał. Octavia również nie pozostała w tyle, zrównując krok z blondynem i bez słowa dając się poprowadzić na komisariat. Wnętrze posterunku w sumie nie różniło się jakoś szczególnie od poczekalni w szpitalu i gdyby nie inne uniformy i wiszące wszędzie flagi Novendii, dziewczyna pomyślałaby, że przypadkiem weszła do złego budynku. Kiedy zakradała się tu kilka nocy wcześniej, całość wydawała jej się jakoś ciekawsza, mniej surowa i patriotyczna do porzygu. Kiedy Octavia tak podziwiała sobie rozwieszone na ścianach dyplomy, tablice informacyjne i nie gówno obchodzące ją karteczki, ich białooki przyjaciel podszedł do jakiejś uwięzionej za szybką pani i powiedział jej coś, na co odpowiedziała porozumiewawczym skinieniem głowy. Następnie odwrócił się do Dantego i Octavii, kiwając głową, żeby poszli za nim.
– Coś ty im nagadał? – Blondyn nie czekał ani sekundy, żeby zarzucić Rona pytaniami.
– Że jesteście tu na przesłuchanie. Skręcaj w lewo. – Słowa wypowiedział na tyle szybko, że Octavia nie zdążyła ich zakodować, nim poczuła, jak ktoś pcha ją na bok. – W lewo mówię, a nie w prawo.
Zanim zdążyła choćby pomyśleć, została wraz z Dantem siłą wepchnięta do mikroskopijnego pomieszczenia, które, jeśli wierzyć własnej intuicji, było zwykłym schowkiem na miotły i środki czystości. Świetnie, czy w każdym miejscu, do jakiego pójdą, musi w takim wylądować? Przynajmniej wcześniej siedziała w nim sama, a nie z dwa razy większym od siebie mężczyzną, przez którego nie miała nawet jak się ruszyć.
– Poczekajcie tu chwilę, zaraz wrócę.
– Raoun, kurwa, czy ciebie do reszty pojebało? – Dante wrzasnął jej do ucha, i chociaż nie było to celowe, to Octavii aż zadzwoniło w uszach.
– Nie drzyj się i przesuń się trochę, nie mogę oddychać. – Dziewczyna próbowała wyswobodzić się z uścisku, w którym zostawił ich ten cholerny białooki.
– To ty się przesuń, wbijasz mi łokieć w brzuch.
– A ty mi w żebra.
– No chyba twoja stara.
– Nie mam starej, ale zaraz mogę zająć się twoją. Zabieraj te łapy. – Octavia miała ochotę po prostu wgryźć się w to jego podduszające ją, mięsiste przedramię.
Mało brakowało, żeby faktycznie to zrobiła, ale ku ogromnemu szczęściu i Octavii, i Dantego, drzwi do schowka nagle się otworzyły i równie szybko zamknęły. Do środka wrzucono dwa cuchnące potem i typowymi, męskimi perfumami mundury. Nie mieli jak ich złapać, więc ubrania po prostu upadły na ziemię albo zaczepiły wokół ich splecionych ze sobą nóg.
– Przebierzcie się szybko, zanim ich właściciele się obudzą. Rozmiary powinny się zgadzać. – Głos Raouna rozbrzmiał po drugiej stronie drzwi.
– No chyba żartujesz, że mamy się tu przebierać. Nie mamy wystarczająco miejsca. – Octavia nie potrafiła stwierdzić, czy Dantego bardziej oburzyła tymczasowa garderoba, czy może rzucone w jego stronę ubrania.
– A gdzie indziej macie to zrobić? Jakbyś tyle nie narzekał, to już dawno byłoby po wszystkim. – Raoun brzmiał śmiertelnie poważnie.
Dante i Octavia westchnęli ciężko, raz jeszcze próbując manewrować między sobą i licznymi półkami z dziwnymi substancjami. Zadanie było ciężkie, a nawet piekielnie ciężkie. Ze środka słychać było jedynie nieustannie wylewający się potok przekleństw, wyzwisk i stłumionych huków, bo któryś z nich akurat przywalił łokciem w szafkę. Dziewczyna nie wiedziała, jak długo im to zajęło, ale kiedy w końcu oboje wyszli ze schowka, a raczej prawie z niego wypadli, miała ochotę dziękować wszystkiemu poza bogom za to, że to piekło w końcu się skończyło.
– Nigdy więcej. – Octavia odetchnęła głęboko, czując, jakby miała zaraz wypluć płuca i pokaźny kłak blond włosów.
– Zgadzam się. – Dante wcale nie wyglądał, jakby był w jakkolwiek lepszym stanie.
Najważniejsze, że cała trójka w końcu miała na sobie mundury i mogła przejść do najciekawszej części tego sklejonego na poczekaniu planu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz