17 czerwca 2024

Od Song Ana — Ojej

Kino było dla Song Ana całkiem nowym odkryciem. Nawet w swoich snach nigdy nie marzył o tym, że treści, które mógł wyczytać w książkach, są możliwe do przełożenia na wielkim ekranie i dostępne do oglądania. Na początku, w ogóle nie rozumiał konceptu filmów. Zastanawiał się, jak te małe ludziki znalazły się na ekranie? Czy były tam więzione? Czy nie męczyły ich takie wielogodzinne występy bez żadnej przerwy? Nie krępował ich wzrok setek ludzi zebranej na sali? I, co najważniejsze, dlaczego godzą się na to, aby ginąć? Song An z trwogą oglądał, jak jakiś bohater poświęcał się i oddawał swoje życie za bliskich czy po prostu, zdarzał mu się jakiś makabryczny wypadek.

Dopiero później George wyjaśnił mu, że wszystko to jest wcześniej nagrywane, a aktorzy (no, te ludziki z filmów) tak naprawdę nie umierają. Oczywiście, że Song Ana bardzo to zaskoczyło i nawet lekko zaburzyło jego światopogląd, ale uznał, że faktycznie wersja George’a ma więcej sensu.
W każdym razie. Song An bardzo polubił filmy, dlatego też, gdy dostał z pracy zaproszenie na najnowszą premierę do kina, zgodził się z dużym entuzjazmem. Nie mógł jednak powiedzieć tego o swoich współpracownikach, którzy mamrotali pod nosami, że woleliby „lepszą premię”. Boski sługa na swoje szczęście, nie wiedział, czym jest „premia”, więc cieszył się z darmowego wyjścia do kina.
Song An lubił wszystkie filmy, ale najbardziej ciekawiły go takie fabularne, gdzie pojawiało się wielu bohaterów, działa się jakaś akcja, wybuchy (ale już wiedział, że nie są one „naprawdę”). Dzisiaj jednak, siadł na sali, gdzie miała mieć premiera „komedii romantycznej”. Gatunek ten Song Anowi nie mówił specjalnie wiele, ale film to film, więc bardzo chciał go zobaczyć.
Przez kolejne dwie godziny siedział w obszernej sali i nie odrywał wzroku od wielkiego ekranu. Choć na początku podchodził do produkcji sceptycznie (nie było wybuchów), to ostatecznie wciągnął się w losy dwójki młodych zakochanych w sobie bohaterów, którzy muszą walczyć z przeciwnościami losu, aby osiągnąć wspólne szczęście.
Dla Song Ana taka historia była całkowitą nowością. Za czasów życia na Gromie czytywał książki przygodowe czy podróżnicze, ale w wielkiej bibliotece mistrza nigdy nie znalazł żadnego romansu. Yunru Lei, zdawałoby się, pozbył się wszystkich opowieści, gdzie pojawiały się wątki romantyczne.
Sfera uczuć była więc dla boskiego sługi niezbadana. Nie rozumiał wielu rzeczy, ale nie oznaczało to, że zamknął się na nie czy odrzucał od siebie możliwości. Z mistrzem nigdy nie rozmawiał o relacjach lub bliskości. Bóg burzy pozostawał przez cały czas chłodny i uważał, że Song An nie powinien zaprzątać sobie głowy głupotami.
Ale teraz, kiedy mistrza nie było w pobliżu, dlaczego boski sługa miałby przestać odkrywać samego siebie? Nie po to wybłagał możliwość spróbowania śmiertelnego życia, aby zamykać się na nieznane. Chciał wykorzystać swoją szansę w pełni i niczego nie żałować.
Problemem było jednak to, że Song An miał małe komplikacje ze zrozumieniem swoich własnych uczuć, stąd obawiał się, że mógłby nawiązać jakąś skomplikowaną relację. Miłość (o której wiele słyszał, a niewiele wiedział) zdawała się mu być czymś naprawdę mistycznym, niesamowitym i ważnym. Boski sługa, mimo braku doświadczenia i kompetencji społecznych, potrafił dostrzec, jak cudowne musi być dzielenie całego swojego życia z drugą osobą. Tak, jak mało wiedział o miłości, tak widział skutki samotności za każdym razem, gdy spoglądał w lustro. Zdawał sobie sprawę, że gdyby nie to, że jego mistrzowi brakowało towarzystwa, w ogóle by nie powstawał.
Song An nie chciał takiego życia dla siebie. Bardzo szanował swojego mentora i był mu za wszystko wdzięczny, ale w odróżnieniu do niego, nie chciał zamykać się na żadne uczucia. Tak naprawdę, wszystko było dopiero przed nim.
Z zamyślenia wyrwał go nagły blask świateł. Zmrużył oczy pod wpływem ostrego blasku i wtedy zdał sobie sprawę, że tak bardzo odpłynął myślami, że nie ma pojęcia, jak skończył się film. Jedynie rozejrzał się po sali pełnej zapłakanych twarzy i z żalem zdał sobie sprawę, że ominęło go coś ważnego.
Westchnął głośno, podniósł się z krzesła, potknął się o pudełko po popcornie i opuścił salę kinową. W głowie jednak dalej szalał mu chaos myśli i przeczuć, których nie potrafił określić. Chciał o tym wszystkim z kimś porozmawiać, ale nie wiedział, jak właściwie mógłby ubrać to w słowa. 
Szedł krawędzią chodnika, dalej pochłonięty swoimi własnymi myślami, wspominając jednocześnie fragmenty filmu, które zdążył zapamiętać. Jego bohaterowie, mimo, że nie znali się wcześniej, wymienili jedno spojrzenie i wiedzieli, że są sobie przeznaczeni. Song An zastanawiał się, na ile ma to również miejsce w rzeczywistości. Pamiętał, że George kazał mu z dystansem podchodzić do tego, co widzi na ekranie.
Takie nagłe zauroczenie wydało się boskiemu słudze trochę zbyt łatwe i za szybkie. Znaczy się, nie miał pojęcia, jak ma to wyglądać naprawdę, ale zwyczajnie tak mu się wydawało. Tak czuł i stwierdził, że będzie się tego trzymać. Relacje nie są takie proste (chyba).
Song An przeskoczył kilka kałuż, skręcił w stronę ulubionej kawiarni. Ostatecznie stwierdził, że chyba przejmuje się tym wszystkim zbyt bardzo i niepotrzebnie. Uznał, że najlepszym wyjściem dla niego będzie po prostu poczekać. Na co? Jeszcze sam nie wiedział. Ale domyślał się, że martwienie się czymś, co jeszcze go nie dotyczy, nie ma najmniejszego sensu. Da sobie czas. Mistrz nie dawał mu znaków, że ma wracać, więc Song An wierzył, że ma przed sobą jeszcze mnóstwo czasu, aby zasmakować śmiertelnego życia w pełni.
Uśmiechnął się sam do siebie, a następnie przekroczył próg kawiarni. Głośno przywitał się z kasjerem i zajął miejsce w kolejce. Poczekał grzecznie na swoją kolej, a gdy ona nadeszła zamówił swoją ulubioną owocową herbatę. Została ona nabita, Song An sięgnął do torby i nagle zdał sobie sprawę, że nie ma ze sobą portfela. Szybko przeszukał każdą z jej kieszeni, przejechał dłońmi po sylwetce, próbując gdzieś go wyczuć, ale po zgubie nie było nawet śladu. Wtedy przypomniał sobie o przypadkowym potknięciu w kinie, przy którym najpewniej portfel po prostu wypadł.
Zrobiło mu się głupio i szybko zaczął przepraszać za powstały problem. Musiał porzucić swoje marzenie o ciepłej herbacie, przynajmniej do momentu, kiedy nie odnajdzie zagubionego przedmiotu.  
— Mogę zapłacić. Głos rozległ się zza pleców Song Ana. Boski sługa odwrócił się zaskoczony. Stał za nim wysoki, ciemnowłosy, szeroko uśmiechnięty chłopak.
W momencie, kiedy Song An podniósł wzrok, aby spojrzeć mu w oczy, jego myśli znowu opanował chaos. Wcześniejsza próba poskładania samego siebie do kupy została właśnie zburzona, podeptana i podpalona (nastały wybuchy). Boski sługa zaśmiał się nerwowo i szybko odwrócił wzrok. Niemal natychmiast zdał sobie sprawę, że teraz NAPRAWĘ nie ma pojęcia, co robić. Los wystawił go na próbę, na którą jeszcze nie był gotowy (ale przynajmniej zdał sobie sprawę z jednej rzeczy). 
Nie mogąc zebrać się na jakąkolwiek bardziej bogatą odpowiedź, zdołał wykrztusić z siebie jedyne pełne zaskoczenia i samouświadomienia:  
— Ojej.
Zaginiony portfel nagle stracił dla niego całkowicie znaczenie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz