29 czerwca 2024

Od Song Ana do Merlina

Song An z niemałym zainteresowaniem słuchał wszystkiego, co Merlin opowiadał mu na temat zwierząt domowych. Sam nigdy nie miał szansy posiadać żadnego pupila. Yunru Lei właściwie nawet nie chciał porozmawiać ze swoim uczniem na ten temat. Po prostu nic takiego nie wchodziło w grę. Grom liczył tylko dwoje mieszkańców i nie zapowiadało się, aby to kiedykolwiek miało się zmienić.
Boskiego sługę szczerze jednak zaskoczyła opowieść Merlina o Falkorze. Nie spodziewał się, że jego pojawienie się wiązało się z tyloma problemami. Sam fakt tego, że smok został przyniesiony całkiem niespodziewanie, a ostatecznie odpowiedzialność za niego spadła prosto na młodego czarodzieja. Song An uważał, że mimo wszystko, to trochę niesprawiedliwe. Chociaż, wszystko chyba wyszło na dobre. Merlin zyskał na pewno wspaniałego przyjaciela i towarzysza. Nawet, jeśli jest on smokiem. Trochę podejrzanego i nieznanego pochodzenia.
Boski sługa nie mógł uwierzyć w to, że stworzenie, które właśnie szczotkował mogłoby kiedykolwiek kogoś ugryźć. Falkor leżał teraz i delikatnie pomrukując cieszył się chwilą. Wyglądał na najmniej groźną istotę na świecie.
Song An przyglądał mu się przez chwilę, przetarł jego łuski szczotką i uśmiechnął się delikatnie.
– Dziękuję, że o wszystkim mi powiedziałeś – zwrócił się do Merlina. – Nigdy nie przypuszczałbym, że z Falkorem wiąże się taka historia.
– No, było z nim trochę zamieszania – przyznał, a na jego ustach pojawił się uśmiech. – Ale dobrze trafił, jest tu szczęśliwy. My z nim też.
Song An cieszył się, że historia Falkora objęła taki kurs. W końcu, skoro został kupiony na bazarze, mógł trafić w każde inne miejsce. Boski sługa nawet nie chciał myśleć o tym, że wziąłby go ktoś nieodpowiedzialny! Nie potrafił sobie wyobrazić, gdzie mały smok czułby się lepiej niż pod opieką Merlina i jego bliskich.
– Chciałbym mieć jakiegoś zwierzaka – przyznał po chwili ciszy Song An. – Ale masz racje, to wydaje się być bardzo dużym obowiązkiem.
– Nie miałeś nigdy żadnego? – zapytał zaciekawiony Merlin. W tym samym czasie Falkor przekręcił się na drugi bok i spojrzał wyczekująco na Song Ana.
– Nie, nie było na to warunków – odpowiedział boski sługa po chwili zastanowienia. Na Gromie nigdy nie pomyślałby nawet o tym, że mógłby jakiegokolwiek zwierzaka posiadać. – Mój… ojciec chyba nie lubił zwierząt. A przynajmniej tak mi się wydaje…
Cóż, Song An nie mógł do końca przewidzieć, jak zareagowałby jego mistrz, gdyby pewnego dnia jego uczeń zażyczyły sobie smoka. Pewnie nie byłby zbyt szczęśliwy. Raczej by się nie zgodził. A raczej na pewno. Do obowiązków boskiego sługi nie należało opiekowanie się zwierzętami, lecz nauka.
– Wiesz, zawsze miał naprawdę dużo na głowie – dodał pośpiesznie Song An, jakby nagle poczuł chęć obrony swojego mistrza. – Myślę, że po prostu obawiał się, że żaden z nas nie poświęci zwierzakowi odpowiednio dużo czasu. A jest tak, jak mówiłeś, zasługują one na dużo uwagi…
Mówiąc to, boski sługa zerknął na zadowolonego z pieszczot smoka.
– Falkor chyba nie ma co narzekać na brak zainteresowania – stwierdził Merlin, lekko chyba rozbawiony widokiem swojego pupila rozłożonego na podłodze i łypiącego oczami naglącymi do dalszego szczotkowania.
– Nie dziwię mu się – zgodził się Song An. Dom Merlina pękał od domowników. Wszyscy tutaj na pewno równie mocno kochali Falkora.
Boski sługa nawet trochę żałował, że sam nie miał szansy wychowywać się w tak licznej rodzinie. Chociaż “wychowywać” to naprawdę wiele powiedziane. Song An, w końcu, nigdy nie był dzieckiem. Powstał taki, ot, taki jaki jest teraz. Oczywiście, to też nie tak, że kiedykolwiek narzekał na mieszkanie na Gromie z mistrzem, ale zapoznając się z życiem śmiertelników, nie mógł uwierzyć, jak wspaniałą i ciekawą egzystencję oni prowadzą. Wszystko wydawało mu się tak interesujące, a jednocześnie całkowicie obce, kompletnie nieznane.
Song An na chwilę pogrążył się w swoich myślach. Szczotkowanie smoka weszło mu już całkowicie automatycznie, właściwie niemal już zapomniał, że to robi. Z ów niemal transu wybił go głośny huk za oknem. Szczotka niemal wypadła mu z ręki. Zerknął w stronę szyby. Pioruny przebijały zachmurzone niebo, rozświetlając granatowe od burzy sklepienie. Nawałnica przybierała na sile.
– Lubię burzę – powiedział nagle Song An. Odłożył szczotkę Falkora i podszedł do okna. Wtedy zdał sobie sprawę, że mógł zabrzmieć trochę dziwnie swoim nagłym wyznaniem. Nie mógł się jednak powstrzymać. Nawet, jeśli bardzo lubił śmiertelny świat, dalej trochę tęsknił za swoim domem. Widok burzy sprawił, że poczuł się bezpiecznie. Niegdyś sam bez najmniejszego problemu wywoływał podobne wyładowania atmosferyczne. Teraz, gdy został pozbawiony większości swoich umiejętności, mógł jedynie biernie obserwować, jak pioruny przecinały się na wzburzonym niebie.
– Znaczy się, wiesz – podjął próbuję sprostowania. – No, jest trochę niebezpieczna, ale ładnie wygląda. I później powietrze pachnie przyjemnie. Możemy wyjść na spacer, jak przejdzie!
Na ten moment nie było jednak mowy o spacerze. Wiatr dął w okna, rozruszał drzewa, wtórował nieprzerwanie deszczowi. W taką pogodę nikt nie powinien wychodzić na dwór. Nawet Song An odsunął się od okna. Nie miał zamiaru testować na swojej skórze poczuć się w roli piorunochronu, a wiedział, że wcale nie było to niemożliwe.
Boski sługa jeszcze przez chwilę zastanawiał się nad właściwościami burzy i związanymi z nimi swoimi dawnymi umiejętnościami. Trochę mu ich brakowało, ale cóż – mówi się trudno. Utracił coś, ale zyskał coś znacznie lepszego. Nowe życie i wspaniałych przyjaciół.
No, ale też nic straconego. Świat, który zwiedzał, nie był pozbawiony magii. Choć sam Song An nie mógł jej teraz używać, doskonale zdawał sobie sprawę, że inni chętnie z niej korzystają. Stanowi ona zdecydowane ułatwienie życia. Nawet obecny obok niego Merlin znał się na czarowaniu. Wtedy boskiemu słudze przyszedł do głowy pewien pomysł:
– Znasz jakieś ciekawe zaklęcia? – zapytał z uśmiechem. – Wcześniej pokazałeś mi kilka, ale chętnie zobaczyłbym coś jeszcze, bo byłeś naprawdę niesamowity!
Mówiąc to, wrócił na swoje wcześniejsze miejsce, podniósł zapomnianą na chwilę szczotkę i wrócił do szczotkowania smoka. Falkor rzucił mu niezadowolone spojrzenie, ale szybko dał się przebłagać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz